piątek, 30 listopada 2018

I count your heartbeats before you sleep




Hayden Nolan
23 lata — DANCE STUDIES — III rok

My blood, sweat and tears, my last dance

Do pewnego momentu swojego życia, nie wyobrażał sobie rozluźnienia więzi z bratem bliźniakiem. Od urodzenia byli nierozłączni. Dzielili pokój, mieli wspólnych znajomych, wplątywali się razem w kłopoty, a jeden skoczyłby za drugim w ogień bez wahania. Przyszedł jednak dzień, w którym Hayden podjął decyzję i dość nieoczekiwanie wyjechał na wymianę międzynarodową. Te pół roku spędzone z dala od domu otworzyło mu oczy na wiele rzeczy. Stał się bardziej samodzielny. Wykorzystał w pełni szansę, którą otrzymał, rozwijając swoją pasję przez występy w domach kultury, na deskach teatru oraz uczęszczając na warsztaty taneczne.
Powrót w rodzinne strony ukoił jego tęsknotę za bliskimi, zapachem tradycyjnych dań i nowozelandzkim akcentem. Udało mu się pogodzić z bratem i otrząsnąć po śmierci babci, z którą był bardzo związany emocjonalnie, ale ma świadomość tego, że nigdy nie będzie tak, jak przed kilkoma przykrymi wydarzeniami. Choć najchętniej wymazałby je z pamięci, to te nadal podświadomie go gryzą, nie pozwalając o sobie zapomnieć.
Stara się być dobrym człowiekiem i pokazywać swoją wartość nie tylko słowami, ale również czynami. Najchętniej zbawiłby świat, ale mimo tego, że wybiega to poza jego możliwości, nadal usiłuje sprawić, aby świat był trochę lepszym miejscem. Wyprowadza psy ze schroniska, pomaga w rodzinnym interesie, jakim jest restauracja, a także udziela się w projektach społecznych. Wszędzie jest go pełno, wydaje się prawdziwym wulkanem energii, ale chociaż imprezy w gronie przyjaciół sprawiają mu ogromną frajdę, uwielbia również spędzać deszczowe, chłodne wieczory w łóżku, przykryty kocem, popijając gorące kakao i oglądając seriale na Netfliksie.

Take it
             

23 komentarze:

  1. Chcemy z Winie być przyjaciółkami dla tego świetnego pana, mogą razem nawet tańczyć w wolnych chwilach!
    Hej, cześć :)

    Winter Davidson

    OdpowiedzUsuń
  2. [Jaki.on.cudowny! Jego osobowość okazała się zupełnie inna, niż można by sądzić po wizerunku, co jest miłą niespodzianką. Co prawda jeśli o nas chodzi to czysta formalność ale i serdecznie tak zapraszam na wątek. ;)]

    James

    OdpowiedzUsuń
  3. [To ja sobie pozwolę i trochę administracyjnie powitać w progach UA, ale to z pewnością jeszcze Kanclerz wpadnie i powita również, jako władze Uniwerka! :)
    Ja z kolei witam się serdecznie z moją Vilką i Shanem, zachęcając również na wątek, a jak. Myślę, że Elle z chęcią by przygarnęła takiego znajomego, a co. Może nauczyłby ją co nieco o tańcu :D Przyjemności, mnóstwa wątków i udanej zabawy! :)]

    Villanelle & Shane

    OdpowiedzUsuń
  4. [Może zacznijmy od początku? W końcu poznawanie się to najpiękniejsza część znajomości <3 PS Dogadamy szczegóły na mailu]

    James

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Cześć i czołem, jestem poza domem, więc będzie krótko. Myślę, że on może się dogadać z Desti, więc w razie chęci zapraszamy do nas.
    Powodzenia!]

    Destiny

    OdpowiedzUsuń
  6. [Podoba mi się ten pomysł :) mogliby się ogólnie albo przyjaźnić, albo być takimi nieco bliższymi przyjaciółmi, bo Elka kogoś komu mówi tylko część na korytarzu by o taką przysługę nie poprosiła :) zacznę nam więc! Czy jest coś co chciałabyś jeszcze ustalić?]

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  7. Pozostawiony przez szefa z poleceniem oczekiwania na jego syna, który zgodził się wprowadzić nowicjusza w świat swojej restauracji, nerwowo snuł się w tą i z powrotem.
    Restauracja była na oko kilka razy większa od baru w którym pracował jeszcze w Ameryce i dużo bardziej nowoczesna. Sam wystrój sprawiał wrażenie miejsca spotkań dla dystyngowanych ludzi. James był tym bardzo usatysfakcjonowany jako że były to zdecydowanie jego klimaty i na pewno wizja pracy z biznesmenami malowała się dużo bardziej kolorowo, aniżeli obsługiwanie kierowców ciężarówek w barze BBQ.
    Po raz kolejny zbadawszy dłońmi ladę ze sztucznie postarzanego drewna zaczął poprawiać delikatnie pozaginane mankiety śnieżnobiałej koszuli. Starając się olśnić nienaganną prezencją ułożył delikatnie polokowane kosmyki włosów, które opadły mu na czoło. Następnie, z całych sił próbując utrzymać stoicki spokój zaczął mruczeć pod nosem skład menu restauracji, którego uczył się na pamięć poprzedniego wieczora. Nie było to dla niego zbyt trudne, stało się natomiast świetnym ćwiczeniem na pamięć a także sposobem na zabicie czasu, gdy zestresowany pierwszym dniem w nowej pracy nie mógł zmrużyć oka.
    Wtem jego rozmyślenia rozwiało pojawienie się wcześniej wspomnianego mężczyzny, który przywitał się z urzekającym uśmiechem. James zareagował z lekkim opóźnieniem, jako że prezencja bruneta nieco go zszokowała. Był nadzwyczaj wysoki, przynajmniej na standardy srebrnowłosego. Jego muskularnie zbudowane barki mogłyby pewnie zasłonić chłopaka w całości a wydatne kości policzkowe jedynie podkreślały ostrą linię żuchwy. Mimo że nie dał tego po sobie poznać, jego samoocena natychmiast spadła.
    Przestań dramatyzować, pracowałeś już przecież z modelami.
    -Miło mi. -Na szczęście udało mu się i zabrzmiał jak najbardziej naturalnie, bez żadnej nuty zazdrości. -Cóż,raczej trudno nazwać to restauracją ale tak, pracowałem w barze przez chwilę. Choć muszę przyznać, to jest zupełnie inna liga.- Zaśmiał się przyjaźnie po czym jeden krok długich nóg pozwolił mu znaleźć się zaraz obok Haydena.-Zatem wybacz ale przez chwilę będę musiał nieco na tobie polegać.-Wystosował w stronę bruneta swój najpiękniejszy uśmiech, jednocześnie złożywszy obie dłonie w celu podkreślenia swojej bezsilności.

    James

    OdpowiedzUsuń
  8. Pomimo tego, że Auckland było jej rodzinnym miastem, wciąż czuła się trochę niepewnie. Przez ostatni rok spędzony w Dunedin, przywykła do rytmu tamtego miasta. Z pozoru mogło wydawać się, że niewiele różni dwa duże miasta, a jednak. Villanelle spoglądała na ulice Auckland w tym momencie z zupełnie innej perspektywy i… z dnia na dzień, podobało jej się bardziej, chociaż nadal nie czuła się jak w domu, a bardzo chciała.
    Kiedy ciotka kuzynki pojawiła się w rodzinnym domu państwa Madisson z radosną nowiną zamążpójścia, wszyscy byli uradowani. W końcu miał to być szczęśliwy dzień, dla młodej pary. Villanelle, chociaż wówczas znajdowała się jeszcze na drugim końcu kraju, również dostała zaproszenie, chociaż do końca nie wiedziała czy z niego skorzysta. Nie była wówczas pewna swojego powrotu. Z biegiem czasu wszystko wskazywało jednak na to, że młoda Madisson pojawi się na przyjęciu. Miała tylko kilka problemów logistycznych. W rodzinnym domu pojawiła się dwa dni przed ważną uroczystością. Z rodzicami doszła do porozumienia, że to oni zostaną z Theą, gdyż Elle dobrze zrobi wyjście wśród młodych, zabawienie się i oderwanie myśli krążących głównie wokół jednego tematu. Największym problemem był partner. Nie miała z kimś iść, a pierwszą osobą o której pomyślała był Hayden. Nie myśląc długo zadzwoniła do młodego mężczyzny, informując, że jest z powrotem w Auckland i z chęcią umówiłaby się na kawę, mając jednocześnie dla niego propozycję nie do odrzucenia.
    Wchodząc do kawiarni wypatrzyła jeden ze stolików przy oknie i zajęła go, siadając tak, aby swobodnie móc obserwować to co dzieje się na zewnątrz. Założyła nogę na nogę i uprzednio zamawiając klasyczne latte, wpatrywała się w okno, wypatrując cierpliwie przyjaciela. Gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, od razu uniosła głowę i przeniosła spojrzenie w ich stronę. Widząc w nich Nolana, uśmiechnęła się pogodnie, poprawiając kosmyk włosów opadający na jej twarz.
    — Cześć, miło cię znów widzieć. — Przywitała się z subtelnym uśmiechem na ustach. Tęskniła za nimi wszystkimi. Za ludźmi, od których postanowiła uciec, nie mając pojęcia, jak właściwie ma sobie poradzić z wszystkimi problemami, które wcześniej zaczęły ją przytłaczać. Teraz, po fakcie zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo było to głupie i nieodpowiednie. Czasu nie była w stanie cofnąć, a to sprawiało, że naprawdę starała się nie rozgrzebywać przeszłości i skupiać się na teraźniejszości, która w sumie również nie należała do najłatwiejszych, gdyż problemy od których wyjechała wcale nie zniknęły. — Tęskniłam. — Uśmiechnęła się nieco szerzej, uważnie mu się przyglądając, szukając różnic, które mogły zajść w chłopaku podczas jej nieobecności.

    [PS. Zakładam, że Elle czasem się do niego odzywała, gdy jej nie było. Plus nie ogarnęłam za bardzo kiedy on był na wymianie… jak coś to krzycz :)]

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  9. Pisz mi więcej o tym pomyśle, jest świetny! :D
    Winter

    OdpowiedzUsuń
  10. [Hej, hej!
    Czy Hayden nie zechciałby zostać prywatną złotą rączką mojej Jessie, która co prawda jest silną i niezależną kobietą, ale przecież czasami potrzebuje mężczyzny przy pracach domowych, jak chociażby naprawa cieknącego kranu czy wywiercenie dziury w ścianie, na czym ona kompletnie się nie zna. Pewnie by pomarudziła, ale taką złotą rączką jak Hayden na pewno by nie pogardziła. W zamian oferuje dużo dobrego jedzenia :D
    Po głowie chodzi mi jeszcze jeden pomysł, ale on obejmowałby wciągnięcie jego brata bliźniaka, a nie wiem, czy chcesz to robić, czy też nie, więc jak coś, to daj znać - pod kartą, albo na mailu (czarny.jezdziec69@gmail.com)
    A od siebie życzę jeszcze udanej zabawy i wielu wspaniałych wątków :D]

    Jessie Merrick
    Josie Lovely

    OdpowiedzUsuń
  11. [Zdecydowanie jest na czym zawiesić oko :D Cześć! Pan w swej prostocie jest naprawdę intrygujący i wart uwagi, dzięki czemu mam nadzieję zbierzesz porządną garstkę ciekawych wątków, które niejednokrotnie spędzą z twych powiek sen. Baw się dobrze! :)]

    Cruger

    OdpowiedzUsuń
  12. Chłopak stał się znacznie spokojniejszy podczas wysłuchiwania tłumaczeń Haydena. Propozycję uzyskania jego numeru skwitował niewyraźnym skinieniem głowy dobrze wiedząc, że na pewno go wykorzysta. Podążał za starszym krok w krok, cały czas trzymając się tuż za nim. Uważnie przyglądając się każdemu zakątkowi restauracji wystukiwał krótkie notatki w telefonie w celu uniknięcia kompromitujących błędów. Jego duma wymagała od niego robienia na ludziach pozostawiającego niedosyt wrażenia, w żadnym wypadku nie mógł zatem zrobić z siebie idioty. Zdecydowanie na rękę była mu praca w grupie jako że z natury lubił mieć kogoś pod ręką. Byłoby idealnie, gdyby reszta zespołu była równie urokliwa jak wspomniany brunet i choć było to zupełnie niemożliwe James postanowił trwać w upojnym wyobrażeniu do czasu, aż ktoś nie zechciałby je rozwiać. Jak na zawołanie próg zaczęły przekraczać kolejne osoby, które wchodziły w skład załogi restauracji. Najpierw witali się z Haydenem a dopiero później zauważali Jamesa, który mimo że wcale nie był jakoś nieprzeciętnie niski ani drobny to stawał się niewidoczny w cieniu bruneta. Oczywiście ego aktora nieco przez to ucierpiało choć wiedział, że jako nowa osoba będzie traktowany z góry. Wkrótce nadeszła godzina otwarcia i w lokalu zaczęli się wlewać ludzie. Choć James miał pracować na drugą zmianę, która obejmowała głownie obiady i kolacje, został wrzucony w sam środek śniadaniowego zgiełku na próbę. Miał na uwadze to, że wszyscy przyglądają mu się kątem oka. Lubił uwagę, owszem, była to jednak uwaga wypatrująca u niego luki w profesjonalnej obsłudze, którą trzeba by zatuszować. Bynajmniej nie podobało mu się to, że spodziewano się po nim porażek od samego rana.
    O godzinie siedemnastej przysiadł na zapleczu, wpatrując się w swoje roztrzęsione nogi. Stres sprawił, że wypił trzy kawy nie jedząc zupełnie nic. Nie to, żeby była to jakaś nowość. Dotychczas wcale tego nie poczuł, ale naprawdę trudno było mu cokolwiek przełknąć. Spoglądał na posiłek pracowniczy spakowany dla niego w plastikowym pudełeczku i przez dziesięć minut kontemplował nad zjedzeniem go. Stwierdziwszy, że zwracanie jedzenia pierwszego dnia w pracy nie byłoby zbyt błyskotliwym pomysłem udał się do barku, gdzie urzędował Hayden. Rozłożył dłonie na blacie, po czym uśmiechnął się pobłażliwie napotkawszy pytający wzrok starszego.-Jeszcze jedną, poproszę.-Zaśmiał się. Nie chcąc, by brunet wspomniał coś o jego zbyt dużym spożyciu kofeiny jak na jeden dzień, postanowił nawiązać rozmowę. -A tak w ogóle, to nie kończysz już? Chyba nikt oprócz mnie nie pije kawy do kolacji. -Zażartował, jednocześnie układając odstające kosmyki włosów, które zbuntowały się podczas ostatnich kilku godzin.

    James

    OdpowiedzUsuń
  13. [Cześć! Mam wrażenie, że Twoja postać jest taka zwyczajnie ludzka i uważam, że to w niej zauroczyło mnie najbardziej. Tęsknota za bliskimi, deszczowe dni spędzone pod kocem. Urzekł mnie ten pan :) Mam nadzieję, że znajdziecie brata, a ja sama zapraszam pod własną kartę, może uda nam się stworzyć jakiś wątek :)]

    valentine

    OdpowiedzUsuń
  14. [Selfocracy znam już na pamięć, tak samo jak nowiutkie On Fire <3 Loic to sztuka sama w sobie. Nawet mam postać z jego wizerunkiem :D Z chęcią skorzystam z zaproszenia na wątek. Szukasz może czegoś konkretnego? :)]

    Cruger

    OdpowiedzUsuń
  15. Szarowłosy zaśmiał się cicho, obracając w dłoniach kubek pełen zbyt gorącego do spożycia napoju. Brunet był nadzwyczaj miły, do czego chłopak nie był raczej przyzwyczajony. Większość ludzi jedynie zwracała mu oddane wcześniej ciepło ale Hayden był inny. Wydawał się po prostu naturalnie dobrą osobą,która zatroszczyła się o jego dobre samopoczucie choć jeszcze nic nie zrobił. Chwilę wpatrywał się w stół, by finalnie zadrzeć głowę do góry i spojrzeć Haydenowi w twarz.-Mówił ci ktoś kiedyś,że jesteś jak ojciec? Jesteś taki dobry,że naprawdę czuję się przy tobie jak nieodpowiedzialny dzieciak.-Chłopak uniósł żartobliwie jedną brew, kontynuując swój wywód.-Gdybym był o dziesięć lat młodszy chętnie zgodziłbym się na podwózkę do domu ale biorąc pod uwagę to, że jestem osobą dorosłą mogę tylko zakomunikować, że mój samochód stoi pod klubem, do którego wybieram się po pracy.- James wziął spory łyk kawy odrywając wzrok od bruneta by rozejrzeć się po sali, teraz wypełnionej mężczyznami w garniturach, którzy w towarzystwie pięknych kobiet spożywali wykwintne posiłki przy świecach. Chłopak nawet zaczął się cieszyć, że jeszcze nie nadszedł ten dzień, w którym to on miałby ich obsługiwać. Widok romantycznych scen, które rozgrywały się wieczorami w restauracjach zazwyczaj sprawiał, że James czuł się bardzo niezręcznie ingerując swoim istnieniem w czyjeś intymne momenty.
    -Ale hej, może wybierzesz się ze mną? Wiszę ci chociaż drinka za poranny instruktaż. A, no i za te wszystkie kawy. -W tym momencie szczęk szklanki o blat oznajmił opróżnienie szklanki przez młodszego.-To jak, wchodzisz w to?

    James

    OdpowiedzUsuń
  16. Taki z niego dobry człowiek, a po spojrzeniu myślałam, że będzie to skończony dupek, serio!
    Skoro pochodzi stąd - tzn... Z Nowej Zelandii to znaczy, że z Auckland? Jeśli tak to mogliby być sąsiadami, a co! Lisa to kochliwa dziewoja i pewnie by sobie do niego wzdychała okno w okno :D


    Lisa Montgomery

    OdpowiedzUsuń
  17. Chłopak uśmiechnął się pobłażliwie, gdyż w rzeczy samej nie miał zamiaru porównać bruneta do swojego szefa, którego swoją drogą nie znał a nawet nieco się obawiał.
    Hayden zwyczajnie wpasował się w jego obraz "dobrego taty",który bezproblemowo umiałby zapleść córce warkoczyki. Nie przerywał jednak brunetowi by wyprowadzić go z błędnej interpretacji, zamiast tego wnikliwie analizując ruchy jego twarzy, gdy opowiadał o ojcu. Wyglądał na spiętego, widocznie temat był dla niego niezbyt wygodny a jednak postanowił podzielić się choć małym jego skrawkiem, co i tak James uznał za jakiś zalążek zaufania dla jego osoby. -Skoro proponuję ci drinka, to zobowiązuję się odstawić cię do domu. Więc owszem, mam zamiar wracać autem. -Jasnowłosy zaśmiał się perliście, przy okazji unosząc dłonie w górę by rozciągnąć spięte mięśnie. Uzyskawszy aprobatę ze strony starszego ześlizgnął się ze stołka po czym udał się do przedsionka, gdzie zarzucił na siebie brązowy płaszcz. Nie czekając długo wyszedł na zewnątrz, by poczekać na bruneta. Wieczór zapowiadał się dość pogodnie, mimo że zza chmur nie dało się dostrzec gwiazd a wiatr mimo swojego chłodu nie wydawał się zbytnio przeszkadzać. James, choć miał już swoje lata,nadal cieszył się, gdy chmury pary wydobywały się z jego ust. Toteż był bardzo zadowolony z przymrozku, który zaczął malować wysublimowane wzory na szybach lokalu. Po chwili dołączył do niego Hayden by zaprowadzić młodszego do auta. Wsiedli do zmarzniętego samochodu, w którym temperatura wydawała się niższa niż na zewnątrz. Kolejną chwilę zajęło oczekiwanie, aż zaparowana przez ich ciepło szyba wróci do normy. Te kilka minut wypełnione dźwiękami szumiącej głośno wentylacji chłopak spędził na ogrzewaniu zmarzniętych dłoni. W końcu ruszyli, tym razem w akompaniamencie piosenki z zestawu "Nieśmiertelne świąteczne przeboje". Choć śniegu nie było nigdzie, to w aucie i tak zapanowała nieco inna atmosfera. Żaden z mężczyzn nie odezwał się, choć i tak obaj potajemnie wystukiwali palcami rytm znanego na pamięć przeboju. -Skręć w lewo. -Ciszę przerwał James, który nagle przypomniał sobie, że powinien prowadzić starszego.
    Zatrzymali się zaraz za rondem, ponieważ klub znajdował się dość blisko restauracji, w której obaj pracowali. Parker wysiadł pierwszy, ogarniając wzrokiem ozdobny napis "Camilia Club". Mimo swojego stosunkowo krótkiego pobytu w Auckland akurat to miejsce stało mu się dobrze znane, toteż bez wahania ruszył przed siebie. Co jakiś czas spoglądał kątem oka na podążającego za nim mężczyznę by upewnić się, że ten się nie zagubił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zeszli po schodach w dół, gdzie rozciągała się spora sala wypełniona ludźmi, którzy przez słabe oświetlenie zlewali się w czarną plamę. Jedynym, co pozwalało cokolwiek dojrzeć były białe światła LED, które oświetlały bar oraz scenę na rozciągającą się zaraz za parkietem. Chłopak zatrzymał się właśnie przy barze, gestem usadzając starszego na miejscu.
      -Ten gość pije na mój rachunek. -Zakomunikował znajomemu barmanowi, który kiwnął głową w geście zrozumienia. -Zamów sobie coś, zaraz wracam. -Poklepał Dolana po ramieniu po czym zlał się z tańczącym tłumem, udając się w stronę sceny. Niczym burza wpadł do przebieralni, gdzie jego znajomy-Nick, właśnie pakował gitarę do pokrowca, popalając przy okazji papierosa.- Jesteś wcześnie.-Zauważył, nawet nie odrywając wzroku od ukochanego instrumentu.
      -Miałem podwózkę.-Mruknął James, który właśnie zamieniał elegancką koszulę na czarną marynarkę, ozdobioną błyszczącym tygrysem, który był wyszyty starannie na plecach.
      Dalszą wymianę zdań między mężczyznami przerwało pojawienie się ociekającej potem blondynki, która oddychając ciężko rozsiadła się na podłodze.-Fajnego chłopaka przyprowadziłeś, Parking.-Wymruczała pomiędzy agresywnymi haustami połykanej wody. Claire występowała tuż przed nim, jak zwykle oprócz śpiewu rozgrzewając widownię żywiołowym tańcem.
      -Kolega z pracy. -Odparł chłopak, zbyt zajęty zakładaniem dwóch par kolczyków, by przejmować się zapędami koleżanki oraz tym, że dojrzała ich w tak dużym tłumie. Odwrócił się dopiero, gdy usłyszał stukot butów blondynki.
      -W takim razie idę go zgarnąć, ciao. -Roześmiała się melodyjnie , po czym drzwi trzasnęły na tyle mocno, że mogłyby wypaść z zawiasów. James w odpowiedzi pokręcił głową z dezaprobatą, przy okazji przeklinając coś pod nosem.
      -Spokojnie, może go nie ukradnie. -Zapewniał wiecznie spokojny Nick. Próbując jakoś uspokoić nerwy kolegi podał mu papierosa, którego James bezwiednie wepchnął pomiędzy spierzchnięte od mrozu wargi.
      -Jest śliczna, kto by na nią nie poleciał? -Prychnął James, przez zaciśnięte wypuszczając z ust chmurę szarego dymu. -Ja bym poleciał, bez dwóch zdań. -Odpowiedział sam sobie, zwracając peta przysłuchującemu się mu z delikatnym zdziwieniem gitarzyście.
      -Jesteś pijany, Jamie? -Chłopak uniósł jedną brew, badając kolegę od stóp po czubek głowy.-Nawijasz jakby cię coś ugryzło.
      -Nie jestem pijany, ale ona na pewno jest. Nazwała mnie "parking" ot, jak jest wstawiona.-Warknął, gorączkowo poprawiając wszystkie zagniecenia na swoim stroju. -Ja tylko jestem po czterech kawach...a, no tak, i ten gość to syn mojego szefa. -Wyrecytował na jednym wdechu, próbując uspokoić gotującą się w nim krew. Spojrzał na zegarek, który dostojnie owijał jego szczupły nadgarstek, po czym mijając gitarzystę wyszedł na scenę. Nawet na scenie nie było wybitnie jasno, dzięki czemu nikt nie zauważył jego drgającej w nerwowym tiku brwi. Ciasno owinął dłońmi mikrofon, zbliżając do niego usta na tyle, by można było usłyszeć każdy jego oddech i już po kilku sekundach jego głos przebił się przez wydobywający się z głośników podkład.
      James

      Usuń
  18. Opuściwszy scenę, jasnowłosy od razu wrócił na salę.Nie kwapił się zmianą odzienia na roboczą koszulę w najmniejszym stopniu. Udało mu się przemknąć między rozbawionym tłumem, który im bliżej było do północy, tym energiczniej falował w rytm muzyki. Nie zabawiając zbyt długo z żadną z zaczepiających go po drodze osób, zbywał pochlebstwa jedynie niemrawym uśmiechem. Nie chciał zostawiać Haydena samego na zbyt długo, jako że zapraszanie go na drinka i znikanie już w pierwszej chwili było w gruncie niestosowne. Z przepraszającą miną przysiadł się do bruneta, z którym już z daleka złapał kontakt wzrokowy. Pomimo bardzo słabej widoczności dobrze wiedział, że chłopak bacznie mu się przyglądał.
    -Dzięki.-Zaśmiał się ochryple, dopiero po chwili orientując się, jak bardzo wysilił swoje struny głosowe. -Starałem się. -Dodał z niemałą dumą ze swojego scenicznego sukcesu. Bardzo podobała mu się również aprobata starszego, która z jakiegoś powodu miała dla niego spore znaczenie. Gdy przyjechał do Auckland robić "karierę aktorską" za nic by nie pomyślał, że przyjdzie mu popisywać się umiejętnościami nie na deskach teatru a w klubowej sali. Prawdopodobnie wyśmiałby pomysł, że mógłby zupełnie pijany zostać królem wieczoru karaoke, na który wpadł zupełnie przypadkiem. Tak też się stało. Nie uwierzył aż do następnego ranka, gdy na kompletnym kacu zaczął otrzymywać wiadomości od zupełnie obcego faceta odnośnie koncertu, o którym nie miał bladego pojęcia.
    Na wspomnienie o tym incydencie mimowolnie prychnął cicho pod nosem. Dzięki niemu stał się częścią amatorskiego zespołu, jak również dostał nauczkę na całe życie odnośnie nieumiarkowanego spożycia alkoholu. James oparł łokcie na barowym blacie, odchylając się nieco do tyłu razem ze stołkiem.
    -Jesteś studentem, prawda?- Zagadnął starszego, chcąc rozwinąć konwersację. -Na jaki kierunek uczęszczasz? Myślisz, że mijaliśmy się już wcześniej na kampusie?

    James

    OdpowiedzUsuń
  19. -Zrobię wszystko, żeby zobaczyć cię na scenie.-Jasnowłosy posłał brunetowi zaczepny uśmiech, po czym wstając z miejsca niemo zmusił go do podążenia za nim.Odchodząc od baru przenieśli się na zatłoczony parkiet, gdzie niestety nie mogli kontynuować rozmowy ze względu na bardzo głośną muzykę. Jamesowi nie przeszkadzało to w najmniejszym stopniu, gdy wczuwając się w rytm podśpiewywał najnowsze hity z tegorocznej listy przebojów.
    Spojrzał na Haydena, który mimo, że był tancerzem, ku zawodowi jasnowłosego powstrzymał się od zgarnięcia tytułu króla parkietu. Wyglądał na nieco spiętego, więc James zwrócił na siebie jego uwagę i jakimś cudem zmusił do okaleczania "Despacito", dzięki czemu na twarzach obu pojawił się uśmiech zażenowania. Gdy piosenka dobiegała końca, kątem oka wyłapał w ciemnościach rude włosy przemykające tuż przed jego nosem. W pierwszym odruchu cofnął się, by bardzo spiesząca się dziewczyna na niego nie wpadła. Dopiero po sekundzie zorientował się, że bez zawahania zmierzała prosto na Haydena, na którego wylała całą zawartość plastikowego kubka, który ściskała nerwowo w dłoni. Następnie dziewczyna zrobiła zwrot w tył, ramieniem uderzając Jamesa. Zanim zdążył się zreflektować i zwalczyć chęć rzucenia się za nią w celu wyjaśnienia jej niedorzecznego zachowania, rudowłosa już zniknęła. Wtedy przeniósł wzrok na krople alkoholu spływające strumieniem z twarzy Haydena. Kolorowe światła migały w rytmie jego przyspieszonego tętna. Przez chwilę czuł się jak na bardzo słabym tripie. Tłum, który jeszcze przed chwilą wydawał się morzem kolorów, stał się klaustrofobicznym pokojem, z którego ubywało powietrza. Złapał starszego za ramię i pociągnął za sobą, chcąc jak najszybciej się stamtąd wydostać. Modlił się tylko, by nie był to atak paniki na tyle silny by unieruchomić go w połowie drogi.
    Na szczęście dotarli do łazienki, której drzwi po chwili zatrzasnęły się z hukiem. Nastała cisza a mimo tego nadal słyszał nieprzyjemny szum. Trudno było mu w tamtym momencie stwierdzić czy słyszał pulsującą w żyłach krew, czy może tylko zepsutą klimatyzację. Pomieszczenie było zupełnie białe a jasne światło na początku bardzo drażniło przywykłe do ciemności oczy.
    James bezceremonialnie złapał w garść sporą ilość ręcznika papierowego i przyłożył do przesiąkniętej piwem koszulki bruneta, nawet nie spoglądając na jego twarz.
    -Mogłeś ostrzec, że jesteś umówiony. -Wymamrotał, próbując skupić swoje rozkołatane nerwy na czarnym t-shircie.

    James

    OdpowiedzUsuń
  20. [Proszę o wybaczenie, nie sądziłam, że obrzydliwcy mogą kogokolwiek kusić.
    A skoro Hayden tak bardzo chce zbawić cały świat, niech zbawi Joakima, ha!]

    Joakim Dahl

    OdpowiedzUsuń
  21. Obecność Haydena jedynie utrudniała mu złapanie oddechu. Sam fakt tego, że był, rozdzierał go na kawałki. Chciał po prostu się w nim schować. W zagięciu oblanej piwem koszuli albo w ciepłym spojrzeniu, gdziekolwiek, oby tylko zatuszować chwilę słabości. Brunet nie wpisywał się w schemat, którym James posługiwał się w dobieraniu osób do towarzystwa.
    Coś o nim wiedział. Znał jego imię i nazwisko, co więcej pracowali razem. Dla większości wydaje się do błahostką, którą mógł przecież poznać każdy, lecz wystarczało to by wzbudzić w jasnowłosym niepokój. Znał go, więc mógł go skrzywdzić. Nie pomagał głos rozsądku przypominający, że Hyden właśnie podzielił się z nim czymś bardo dla siebie ważnym.
    Czymś ważniejszym niż to, kim blondyn był. Czymś prywatnym, czego nie mówi się pierwszej, lepszej osobie. Prawdopodobnie swoim najbardziej bolesnym wspomnieniem.
    Najbardziej bolesnym. Tym, które bolało na tyle mocno, by zapamiętał. Raną na tyle głęboką, by nie zagoiła się przez lata, sącząc gnijącą w żyłach krew. Bolało, bolało, bolało tak mocno, by wymusić na nim zmianę, która zatuszowałaby cierpienie przez ciekawskim wzrokiem.
    Niczym postrzelony jeleń uciekał, póki starczyło mu sił. Wcale się tak bardzo nie różnili.
    Zimne palce wyślizgnęły się z uścisku silnej dłoni Haydena, opadając bezwładnie niczym płatki śniegu. -Dobrze wiedzieć. -Nerwowy śmiech wypełnił ciężkie powietrze, na chwilę zagłuszając szum klimatyzacji. James nawet nie wiedział, że cofnął się, chcąc podświadomie zwiększyć odległość między nimi. To znaczy dopóki nie trafił na ścianę, która go zatrzymała. Była mokra, zimna i obrzydliwa. Tak idealna dla niego. Tak daleka od ciepła, które mogłoby go roztopić.
    Udało mu się wepchnąć niepokój do kieszeni, gdzieś pomiędzy nowy smartphone i paragony ze spożywczaka. Mimo, że wnętrzności podjeżdżały mu do gardła, bynajmniej nie w ten poetycki sposób, zdobył się na ponowny krok w przód. Odgarnął delikatnie wilgotne kosmyki włosów z twarzy wyższego by natychmiast po tym ponownie się cofnąć. -Pora na nas. -Zarządził, by nie oczekując słów sprzeciwu zwrócić się w stronę wyjścia. Nim jego dłoń dotarła do klamki, drzwi otworzyły się i ktoś wyminął go w progu. Nie zwrócił na niego uwagi, następnie zatrzymując dłonią zamykające się skrzydło drzwi wpuścił do pomieszczenia skoczną muzykę. Zwrócił ciemne oczy za siebie, chcąc upewnić się o obecności bruneta za swoimi plecami.
    A wtedy zorientował się, że było ich dwóch.

    James Parker

    OdpowiedzUsuń
  22. Jasnowłosy zatrzymał się w progu, obserwując bliźniaków. Przez myśl , niczym pocisk przebiła się myśl, że on też by ich od siebie nie odróżnił. Gdyby nie fatalny stan nowo przybyłego mógłby ich pomylić z łatwością. Mimo zaistniałego napięcia, brat Haydena wyminął go, by oprzeć masywne dłonie na zlewie i zastygnąć w bezruchu. Wydawał się zupełnie nieobecny, gdy chwiejąc się delikatnie analizował czubki swoich sportowych butów. Otrząsnąwszy się z szoku James wycofał się z pomieszczenia a zaraz za nim podążył Hayden. Przebili się przez tłum do szatni, skąd odebrali wierzchnie odzienie. Brunetowi jakby zabrakło słów, ubierał kurtkę niepewnie, jakby gotów rzucić ją na przemoczoną podłogę i wrócić z powrotem na salę. Wykorzystując jego chwilę zamyślenia James zbliżył usta do ucha jednego z ochroniarzy. -W męskiej jest jakiś zakrwawiony gość, wyciągnijcie go stąd lepiej. -Mruknął, po czym poklepał kolegę po ramieniu i zauważywszy, że Hayden zaczął lustrować go wzrokiem, opuścił lokal. Brnęli przez dziurawy chodnik, omijając stróżki wody spływające przy krawężnikach. Wtedy brunet zatrzymał się, zmuszając również Jamesa do tego samego.
    -Naprawianie ludzi nie jest twoim obowiązkiem, Hayden. -Oznajmił zdawkowo, lecz z przekonaniem. James nie wyłapał reakcji bruneta, gdyż w tamtej chwili ujrzał w oddali, jak dwóch ochroniarzy wyprowadzało drugiego Dolana z klubu, trzymając jego silne ramiona w kamiennym uścisku. Mógł się wyrywać, lecz nie zrobiło to na mężczyznach większego wrażenia- w końcu robili to codziennie. Gdy puścili go wolno odgrażał im się unosząc środkowy palec w powietrze, po czym leniwie posuwając się naprzód zniknął za budynkiem.
    Usatysfakcjonowany James odetchnął głęboko, prawdopodobnie oszczędziwszy kolegom z baru kilku problemów związanych z bratem bruneta. Dopiero chłodny powiew wiatru na karku zwrócił jego uwagę znów na bardziej interesującego z bliźniaków. Ekspresja młodszego złagodniała, gdy zrobiwszy kilka sporych kroków znalazł się na wyciągnięcie ręki od Haydena, delikatnie obejmując dłonią jego prawe ramię. -Możemy o tym pogadać jeśli stwierdzisz, że to dobry pomysł. Tylko najpierw chodźmy do samochodu, nie możemy tak stać na środku chodnika w nieskończoność. -Wspomniany pojazd, czyli jego "biały rumak" stał zaraz za rogiem, więc szybko znaleźli się w środku. Blondyn włączył ogrzewanie, podczas gdy starszy dostosowywał siedzenie do długości swoich nóg. Samochód był jedynym prezentem od matki, który zgodził się przyjąć. Było wygodne i nowoczesne, zupełnie jak całe jego życie do pewnego momentu w czasie. Podświadomie traktował je jako bilet powrotny do domu w razie, gdyby matka jednak miała rację odnośnie jego żałosnych planów na przyszłość. Nie potrafił wyobrazić sobie powrotu do wszystkiego, od czego latami uciekał.
    Do wspomnień, które zamazał czarnym markerem. Czy naprawdę byłby w stanie oddać całe swoje życie w czyjeś ręce, tak jak zrobił to wcześniej? Dobrze wiedział, że zrobiłby to bez wahania przy pierwszej, lepszej okazji. W końcu był pieprzonym tchórzem, który bał się podciąć sobie żyły. Z całych sił próbował wierzyć, że przeżył dla jakiegoś wyższego celu.
    Spojrzał na siłującego się z siedzeniem bruneta z delikatnym uśmiechem. Nawet gdyby tym celem była pomoc Haydenowi z jego pokręconą, braterską relacją, byłby szczęśliwy.

    James Parker

    OdpowiedzUsuń