wtorek, 27 listopada 2018

you're my sunshine


EUGENE 'GENE' ATKINS
20 LAT - II ROK, PSYCHOLOGIA - WYNAJĘTE, DZIELONE MIESZKANIE - MIŁOŚNIK ZWIERZĄT, PRZEDE WSZYSTKIM KOTÓW
DORABIAJĄCY W BUDCE Z FRYTKAMI - SYN CIĄGŁYCH PODRÓŻNIKÓW -  SŁABO PIEGOWATY RUDZIELEC - CHWILAMI ZB-
YT SYMPATYCZNY - BYWA NADTO ZAGUBIONY - KOMPLETNIE NIEMUZYKALNY - DUMNY WŁAŚCICIEL GINGER                   
Eugene może pochwalić się suchym poczuciem humoru. I prawdę mówiąc niczym więcej. Grzeszy nadmierną ilością skromności, często sobie ujmując, ale nie widzi w tym wielkiego problemu. Postawił sobie za cel pomoc innym, szczęście i zadowolenie innych liczy się dla niego najbardziej, więc nie znajduje czasu na to, aby przejmować się sobą, co skutkuje często w pomijanych posiłkach, zastąpionych wieczorem zupką błyskawiczną lub suchymi waflami ryżowymi. Jedyne co go z tego wszystkiego ratuje, to naprawdę twardy sen. Można uderzyć go w twarz, on jak już to mruknie coś pod nosem, ale dalej będzie pogrążony we śnie. Nie ma problemu, aby przyznać się do tego, że pochodzi z chrześcijańskiej rodziny, skoro jego wiara istnieje tylko wtedy, kiedy ma na to ochotę, co jest dowodem jego małego zaangażowania religijnego. Jednak lubi myśleć, że czeka na niego coś więcej po śmierci.
Spodziewałby się po nim człowiek, że będzie znać Auckland jak własną kieszeń, mimo częstych wyjazdów razem z rodzicami (choć po skończeniu trzynastu lat zdarzało mu się buntować i zostawać w Nowej Zelandii). W końcu mieszkanie na obrzeżach miasta zmuszało go do częstego używania komunikacji miejskiej. Jednak nie - spytasz go na jakiej ulicy coś się znajduje, odpowie ci tak zawile, że zaczniesz kontemplować sens słuchania jego słów. Zamiast kierunków jak "Skręci Pan w lewo w Kimberley a potem w Gillies Ave..." zacznie kombinować sklepami czy parkami, które kojarzy z okolicy. Pamięta pojedyncze adresy, do których dostać się umie wspomnianymi skojarzeniami, aniżeli nazwami ulic.

            ODAUTORSKO: Przyjmę prawdopodobnie każdą relację. Wrogów, przyjaciół a nawet pasjonatów zwierząt, z którymi może podzielić się miłością do nich. Czasem nie grzeszę, więc z wyrabianiem się może być ciężko, jednak postaram się dać z siebie wszystko :" )
twarzy użyczył Joseph Mazzello, a cytat w tytule z piosenki Queen- 'You're My Best Friend'.

12 komentarzy:

  1. [ Cześć rudzielcu! Z tymi ulicami to podobnie jak ze mną :P Bardzo chętnie zaprosimy go do siebie, Tina może być stałą klientką i wyjadać mu wszystkie frytki, zmuszać go do śpiewania, dużo możliwości ;P
    Powodzenia! ]

    Destiny

    OdpowiedzUsuń
  2. Oficjalnie jeszcze mnie nie ma, główkuję nad postacią, nie wiem co z tego wyjdzie, ale:

    aaaa! Joe <3 Queen! <3 Przeuroczy i wspaniały Ci wyszedł. To tyle.

    nikt

    OdpowiedzUsuń
  3. Już go lubię, może przez to, że ja też nie umiem wytłumaczyć, gdzie co się znajduje. Szczególnie w moim rodzinnym mieście, gdzie mieszkam całe życie. Boże, to tragiczne.
    Chwalę za Queen, miłość do zwierząt i suchy humor, bo ja też takowy posiadam, hehe.
    Cześć, witaj wśród nas i baw się wyśmienicie! :)

    Winter Davidson

    OdpowiedzUsuń
  4. [Pozwól mi chronić to innocent bubu,błagam. Kocham Gene całym serduszkiem i koniecznie potrzebuję go w życiu Jamesa więc lecimy z naszym wąteczkiem <3]

    James

    OdpowiedzUsuń
  5. [Skłócić?! Z kimś takim?! O rany, nie. Przyszłam i oddałam serce. Za wizerunek i cudowną kreację. Coś mi się wydaję, że Aurora mogłaby trochę beznadziejnie przepaść dla tego rudzielca.]

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Skoncentrowany na obsłudze klientów James przemieszczał się zwinnie między stolikami. Jego wrodzony wdzięk pozwalał mu sprawnie wymijać przemieszczających się po restauracji ludzi ze stosikiem naczyń ułożonych skrzętnie na tacy. Pilnował zastawy niczym największej świętości, nadal mając w pamięci niedawny incydent ze zbitym talerzem w roli głównej.
    Jako że był jedynym kelnerem obsługa wszystkich stolików po raz pierwszy była wyłącznie na jego głowie i nie miał zamiaru tego zawalić. Zauważywszy nowo przybyłego klienta zgarnął z lady obite w sztuczną skórę menu po czym zgrabnym ruchem wsunął je pod nos chłopaka. Od razu rzuciły mu się w oczy jego rude włosy, które mimo słabego oświetlenia panującego w budynku nadal pałały kolorem. Zaraz potem zauważył, że gość nadal ma na sobie kurtkę, którą kurczowo przyciskał do siebie. James uniósł do góry brew z nutą konsternacji. Przecież nie było mowy, by przeoczył wieszak na ubrania usytuowany tuż przy wejściu. Poza tym, kto chciałby siedzieć w mokrej kurtce? Już otworzył usta by zaproponować klientowi, że odwiesi jego odzienie na miejsce, gdy spod ubrania niczym strzała wyskoczyła puszysta łapa,która zaczęła błądzić po torsie gościa.
    Kelner skrzywił się w pierwszym odruchu, zaciskając dłonie nerwowo na uniformie.
    -Nie można tu wprowadzać zwierząt. -Wysyczał półgłosem, starając się nie zwrócić na siebie uwagi innych klientów. Wbił lodowate spojrzenie w kanciastą twarz delikwenta, jednak po chwili wzrok Jamesa uniósł się wyżej i utkwił na własnym odbiciu w szybie. Zaraz za szklaną taflą szalała okropna wichura a ciężkie krople deszczu obijały się agresywnie o szybę. Wartki potok spływający po ulicy uświadomił mu, że nie ma serca wyrzucić chłopaka na zewnątrz.
    Z bezsilnym westchnieniem pochylił się nad stolikiem by szepnąć do chłopaka- Chodź za mną, tylko trzymaj tygrysa w miejscu. -Rzekł, po czym ruszył przed siebie tak blisko ściany jak tylko mógł. W duszy modlił się o to, by nikt nie zapytał z jakiego powodu zabiera klienta na zaplecze. Na szczęście udało im się prześlizgnąć do drzwi, które wkrótce niemo się za nimi zatrzasnęły. Oparł się o nie, z wyrzutem spoglądając na rudowłosego w oczekiwaniu na choćby przeprosiny za tworzenie zbędnego zamętu i narażanie jego posady na szwank. Jednak gdy spod kurtki wyłonił się uroczy łepek z parą błyszczących niczym diamenty ślepi mimowolnie kąciki jego ust powędrowały w górę. Gestem wskazał rudowłosemu stoliczek przy którym on, jak i cała reszta obsługi, spędzał swoje przerwy.
    -Życzy sobie pan czegoś do picia czy...? -Mruknął, nie spuszczając kota z oczu.

    James

    OdpowiedzUsuń
  8. [Eugene jest świetny. Naprawdę! Wydaje się bardzo sympatyczny, chociaż osobiście kupił mnie tym twardym snem, bo sama również mogę się takim pochwalić, co ma swoje dobre i złe strony :D
    Od siebie życzę udanej zabawy i wielu wspaniałych wątków! Zapraszam też do siebie :)]

    Jessie Merrick
    Josie Lovely

    OdpowiedzUsuń
  9. [Dobry wieczór. Przychodzę z wielką prośbą, ponieważ pan zdobył moje serce całym sobą, proszę więc o wątek i chociaż nie mam do zaoferowania na szybko nic ambitniejszego, niż współlokatorstwo, to ponawiam swą prośbę.]

    valentine

    OdpowiedzUsuń
  10. Chłopak uśmiechnął się pobłażliwie spoglądając na zakłopotanie rudowłosego. Bardzo schlebiał mu umysłowy komfort bycia nieco nad chłopakiem, nawet jeśli James wcale go nie znał. Natomiast kotka jemu samemu wcale nie wadziła, wręcz kusząc do pogłaskania swojego błyszczącego futra. Jednak srebrnowłosy musiał zachować twarz i utrzymać pełen profesjonalizm, z wewnętrznym smutkiem odmawiając sobie kontaktu ze zwierzęciem. Rozejrzał się dookoła za ścierką, którą mógłby zaoferować chłopakowi do wyczyszczenia butów po czym podał mu ją. -Mam nadzieję. Mój szef nie byłby zachwycony. -Mruknął, w rzeczy samej wyobrażając sobie jego zdziwioną ekspresję. W głowie Jamesa to było nawet zabawne, jednak w prawdziwym życiu niewiele rzeczy okazuje się równie śmiesznych co wtedy, gdy tworzy się je w głowie.-Byłoby miło, gdyby nie zapaskudziła całego zaplecza. -Uśmiechnął się krzywo na myśl o sprzątaniu całego pokoju przez jednego kota. Musiał niestety zająć się jeszcze całą restauracją, zostawił zatem rude duo samym sobie. Zajmując się wyszukanymi zamówieniami ludzi z wyższych sfer zupełnie zapomniał o nietypowym gościu na zapleczu. Dopiero ostry stukot deszczu przypomniał mu o tym, że obiecał komuś szklankę wody. Chcąc się zrekompensować dodał od siebie kolorową, zakręconą słomkę i dodatkowy plasterek limonki. Wrócił na zaplecze, z przepraszającą miną stawiając napój przed chłopakiem. -Wygląda na to, że deszcz powoli przechodzi. -Mruknął częściowo do siebie, częściowo do spoglądającego na niego rudowłosego.
    -O tej porze powinien już leżeć śnieg. -Dodał ciszej, niczym zawstydzone dziecko. Cóż poradzić? Był fanem śniegu i całej zimowej, przedświątecznej atmosfery, która miała w sobie jedyną, najbardziej oczekiwaną iskierkę szczęścia w całym roku. W całym tym narzekaniu znów złapał kontakt wzrokowy z kotką, która leżała na kolanach swojego właściciela.
    -Co jej się właściwie stało? -Zapytał, nie mogąc już dłużej powstrzymać się przed pogłaskaniem rudej po głowie.

    James

    OdpowiedzUsuń
  11. [Ogólnie to identyfikuję się z Eugenem, ja też nie znam ulic w mieście, w którym mieszkam całe życie i mogę pochwalić się suchym poczuciem humoru także hej. A no i też przepadam za kotami, a z tym zresztą to i Tristan się identyfikuje - może udawać, że go puchate koteczki nie ruszają, ale ja wiem, że ruszają. I wiem też, że nasi panowie mogliby się dogadać, bo są takimi cichymi, raczej spokojnymi ludźmi, no a studiowanie psychologii to zawsze dobry dodatek do przyjaciela, bo oni podobno dają najlepsze rady ;)]

    Tristan

    OdpowiedzUsuń
  12. James uśmiechnął się przyjaźnie, przyciskając do boku tacę, na której przyniósł napój.-Pobieranie porad psychologicznych to jedno z moich hobby.-Zakomunikował, nie zaprzestając czarowania rudowłosego przyjaznym wyrazem. Zabrał ze stołu opróżnioną przez chłopaka szklankę, po czym ustawiwszy ją z powrotem na tacy zgarnął ze stołu banknot,który wepchnął do przedniej kieszeni koszulki Eugene'a. -Czekam na te frytki. -Żartobliwie uniósł jedną brew do góry,opuszczając zaplecze. Zajęty obsługą dziesiątek gości nie miał możliwości sprawdzania, czy rude duo na zapleczu sobie radziło. Mógł tylko wierzyć, że Eugene jako odpowiedzialny, dorosły człowiek był w stanie poradzić sobie z kotem. Po około godzinie skończył swoją zmianę więc udał się na zaplecze ewakuować "gościa specjalnego" nim współpracownicy zechcieliby go za to zbesztać. Ku jego zdziwieniu żadnego z rudzielców już nie było. Chłopak musiał wyjść niepostrzeżenie, gdy on uwijał się po sali.
    Zapomniał o tym nietypowym wydarzeniu dość szybko. Zapominanie szło mu równie łatwo jak zapamiętywanie łatwo po latach praktycznych doświadczeń. Życie toczyło się dalej, pomiatając jasnowłosym na prawo i lewo w towarzystwie lodowatego wiatru, który szalał na dworze każdego dnia. Tamten piątek nie miał różnić niczym od poprzednich piątków w jego życiu. Plan był prosty i zwięzły: po skończonej zmianie występ w klubie a potem wieczorna randka z Tindera. Co mogło pójść nie tak? W tak prostym planie mógł nawalić tylko czynnik ludzki w postaci dziewczyny, z którą się umówił. "Nie jestem gotowa, spotkajmy się kiedy indziej" -napisała godzinę przed umówionym spotkaniem, gdy właśnie opuszczał klub.
    Trudno mu było wychwycić czy był zawiedziony, czy też jednak się tego spodziewał. Kobiety były jeszcze bardziej zmienne niż jego nastawienie do życia w ciągu doby. Mimo, że były piękne i kochał ich obecność przy swoim boku, miały tendencję do zostawiania go na lodzie.Mężczyźni różnili się tym, że duma nie pozwalała im się wycofać. Znał ryzyko a jednak i tak często grał w rosyjską ruletkę, decydując się na spotkanie z dziewczyną.
    Analizując możliwe powody jej odmowy, które mogły być po jego stronie, zawędrował aż na rynek miasta. Deptak o tej godzinie nie był już zatłoczony, jedynie pojedyncze grupy rozjuszonych imprezowiczów warczały na siebie, podczas wymijania się po dwóch stronach ulicy. Gdy zlokalizował na swojej drodze czerwoną budkę z fastfoodem szybkie obliczenia pozwoliły mu stwierdzić, że skoro od święta jest sam i nie musi przed nikim udawać modela o zdrowych nawykach żywieniowych, może równie dobrze spędzić miłe chwile z kebabem.
    Jak pomyślał, tak zrobił. Po krótkiej chwili jego łokieć nonszalancko spoczął na ladzie. Dopiero po krótkiej chwili zorientował się, że skądś zna twarz sprzedawcy. -Przyszedłem po swoje frytki. -Zażartował chcąc sprawdzić, czy Eugene zapomniał równie szybko,jak zrobił to on sam.

    James Parker

    OdpowiedzUsuń