sobota, 17 listopada 2018

Sometimes I sound like gravel and sometimes I sound like coffee and cream

ETHAN RATHBONE
1995. komparatystyka&kompozytorstwo
koło naukowe korespondencji sztuk. praca w radiu

Składa obietnice z potrzeby chwili i wiecznie się spóźnia, ale szczypta wrodzonego wdzięku sprawia, że wielu mu wybacza wszelkie niedostatki charakteru. Bębni palcami po blacie, wystukuje rytm obcasem, a choć nosi buty dobrej jakości, wyczuwa pod stopami faktury ulic. Jak widmo włóczy się po mieście i wchłania jego dźwięki. Słuchać może wszystkiego, choć tego jazzu ze wstrętem i goryczą zawiedzionego dawnym mistrzem ucznia, bo przez zagipsowanych grajków pod muszką, którzy pragną w mocy utrzymać struktury przeszłości, odnajduje w nim tylko niespełnioną obietnicę wyzwolenia. Tak odczytuje rzeczywistość; wybrana metodologia: postkolonializm. Traumy ulubioną interpretacją wszystkiego, co się naokoło wydarza, a każda narracja na swój sposób kłamie, więc nie opisuj, twórz muzykę.

26 komentarzy:

  1. Pora jest dla mnie zdecydowanie zbyt późna, żeby zostawić Ci tu konstruktywny komentarz, dlatego napiszę jedynie: jesteśmy kupieni, rób z nami co chcesz.

    Blake & Zephyrine Harper

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ethan jest super, karta jest świetna. Ostatnie zdanie pięknie zamyka cały tekst, bo właściwie bardzo trafnie oddaje faktyczny stan rzeczy. Analiza zawsze idzie w parze z interpretacją, a ta sama w sobie zakłada już subiektywną kłamliwość. Ale, ale! Gdzie jest muzyka?!
    Ktoś musi temu chłopakowi odczarować jazz. Nie wiem, czy Marley się do tego tego nadaje, ale na pewno nadaje się do nocnych wędrówek, przemilczanych lub przegadanych przerw między zajęciami, dzwonienia do radia, wspólnych projektów na studiach, słuchania i opisywania wbrew wszystkiemu, przyjaźni z dzieciństwa... Jeśli chcesz wiedzieć, do czego jeszcze nadaje się Marley, to zapraszamy. :D
    Bawcie się dobrze!]

    Marley Fox

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć! Bardzo ładnie napisana karta. Ja go rozumiem bo jazz to jest coś czego naprawdę nie mogę ogarnąć i strawić, kurczę. A ponoć ma w sobie coś niesamowitego, acz dojrzeć a raczej wysłuchac tego nie mogę. Nie wiem jak by się Ethan zaopatrywał na znajomość Villanelle, ale ja chętnie cos bym im zmajstrowała ;)]

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  4. [ On jest absolutnie wspaniały, a jego miłość do muzyki powala na kolana. Ponadto, chciałabym pochwalić tekst w karcie, podziwiam ludzi, którzy potrafią tak pisać. Zapraszam do siebie, wymyślmy im coś ciekawego! ]

    Jonathan Lodge

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Mogę powiedzieć tylko — cholera *.* Uwielbiam, gdy karty są napisane w ten sposób i za każdym razem żałuję, że sama nie jestem w stanie tak stworzyć opisu, by na końcu ktoś powiedział „Kurcze to już?”, a w Twoim przypadku tak właśnie miałam. Jak ktoś wyżej, także ubóstwiam ostatnie zdanie, które wszystko idealnie podsumowuje.
    Nie wiem jak on dogadałby się z Tiny, ale ja z pewnością chciałabym ich jakoś połączyć. ]

    Destiny

    OdpowiedzUsuń
  6. [Jestem kompletnie oczarowana kartą. Podziwiam autorów, którzy w kilku zdaniach potrafią tak świetnie opisać postać. A ostatnie zdanie kompletnie mnie kupiło. Pozostaje mi więc życzyć udanej zabawy na blogu i wielu wspaniałych wątków. Zapraszam także do siebie, chociaż nie ukrywam, że nie mam pojęcia, jak możemy połączyć nasze postacie :)]

    Jessie Merrick
    Josie Lovely

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawsze możemy jeszcze chwilę poczekać, bo jakoś niedługo powinnam pojawić się tu z jego siostrą, która będzie również nieprzepadającą za jazzem tancerką, w dodatku z rocznika Twojego pana. Jeśli zaś wolisz męsko-męsko męskie, właśnie przez siostrę Blake'a można by ich powiązać. :) Ethan mógłby komponować małe cuda do jej choreografii, oczywiście nie za darmo, a formę wynagrodzenia można ustalić - jeśli Rathbone jako wciąż uczący się kompozytor miałby opory przed przyjeciem pieniędzy.

    Harperowie

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej, nigdy nie mów nigdy! ;D Może kiedyś pojawisz się tu z jakąś panią, do której wzdychałabym zapewnie równie mocno, co do Ethana, a od jakiegoś czasu chodzi za mną jeden damsko-damski, oj chodzi. Tak czy siak, mam słabość do ludzi obdarzonych dobrym piórem, więc wszystkie moje twory będą od dziś do Twojej dowolnej dyspozycji. Czekaj na nas i baw się w tym czasie przednio! <3

    Harperowie

    OdpowiedzUsuń
  9. [Bardzo mnie to cieszy, że karta jednak nie jest aż tak nic nie mówiąca, bo już zaczęłam odnosić wrażenie, że nie dość dobrze przedstawiłam Marley.
    Cieszę się strasznie, że wybrałaś tę opcję, bo w takich luźnych, niezamkniętych w ramach znajomościach odnajduje najwięcej tej dziewczyny. Bardzo chętnie nam jutro zacznę. Mam nadzieję, że dobrze wyczuwam, co miałaś na myśli, ale jeszcze się upewnię: jakieś wyjście większej grupy i później już właściwa akcja, czyli nocny powrót do domu bardzo okrężną drogą? :D

    PS. Zaczerwienione oczy TYLKO z niewyspania! Chociaż... Podobno takie latanie potrafi czasem pobudzić kreatywność. Tak mówią, więc wszystko przed nimi. :D]

    Marley Fox

    OdpowiedzUsuń
  10. [To jutro widzimy się ponownie! :D

    PS Taaaak!
    PS2 psst, w etykiety wkradła się literówka.]

    Marley Fox

    OdpowiedzUsuń
  11. [ Hm. A może podczas tych praktyk kazaliby im właśnie wspólnie poprowadzić jedną z mniej wysłuchiwanych audycji? Nie wiem czy ta stacja mogłaby coś takiego mieć w swoich zasobach, ale pomyślałam o tych poradach związkowych, może z tego udałoby się coś skleić? ]

    Destiny

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Hmm...myślę, że to dobry pomysł poznać ich przez rodziców. A co do tych korzyści...w sumie przyszło mi do głowy, że Jonah mógłby chcieć wykorzystać Ethana. Powiedzmy, że pomiędzy rodzinami naszych panów wybuchnąłby niedawno mały konflikt. Zacięty, ale cichy. Tajny, żeby nie wywołać skandalu ani sensacji, dlatego Ethan mógłby o nim nie wiedzieć. Nie wiem o co by mogło chodzić, musiałabym wiedzieć czym dokładnie zajmują się rodzice Ethana, ale załózmy, że wynikałoby to z rywalizacji o uwagę kogoś ważnego czy chrapka Lodge'ów na coś, co ma rodzina Rathbone I Jonah dostałby od nie-do-końca-normalnej matki misję, żeby jakoś zbliżyć się do Ethana i wyciągnąć z niego info/dowiedzieć się czegoś na temat jego rodziny, czegoś co mogłoby ich "pogrążyć"? Tak, wiem, drama rodem z filmu młodzieżowego, ale jakoś mi to tu pasuje xD. ]

    Jonathan Lodge

    OdpowiedzUsuń
  13. [Piszę lepiej, naprawdę! :/]

    Przekraczanie progu popularnego baru późnym wieczorem piętnastoosobową grupą — Marley wiedziała, że to się nie może udać, a już na pewno nie może się dobrze skończyć. Wszyscy rozpierzchli się prawie od razu po całej powierzchni lokalu, co rusz w innym kącie spotykając kolejnych znajomych. Śmiech odbijał się od ścian, podniecenie i ekscytacja były niemal namacalne. Nawet ci, którym egzaminy nie poszły aż tak dobrze, zdawali się poddawać tej radosnej atmosferze.
    Fox zawsze dobrze czuła się wśród ludzi, a oni zdawali się czuć równie dobrze w jej towarzystwie. Nie potrafiła być sama, nie pozwalała sobie na to. Wyniesione z rodzinnego domu przyzwyczajenie do hałasu sprawiało, że gwar rozmów, przytłaczająca ilość głosów, wesołych okrzyków i potrącających ją ramion były dla niej czymś, czego niemal rozpaczliwie potrzebowała. Bawiła się świetnie, rozśmieszała towarzystwo anegdotkami o wykładowcach, piła tequile i z każdym kolejnym kwadransem powiększała grono swoich przelotnych znajomych.
    Było już późno, gdy zorientowała się, że wokół niej zrobiło się jakby tłoczniej. Kręciło jej się w głowie od alkoholu, a każdy kolejny oddech był wyzwaniem. Potrzebowała chwili na zewnątrz, więc po nieudanej próbie wyciągnięcia przyjaciółki na papierosa, Marley zdecydowała się na samotne wyjście. Przedarła się przez grupę stojącą tuż obok otwartych drzwi, po czym zaczerwieniona i zdyszana wydostała się z pubu, omal nie zabijając się o wystający próg.
    Przelotnym spojrzeniem ogarnęła grupę stojącą przed pubem, zauważając wśród obecnych kilka znajomych twarzy. Stanęła z boku i oparła się plecami o ścianę. Tequila była zdradliwa — wchodziła łatwo, ale atakowała późno, nagle i gwałtownie. Gdy mdlące bujanie powoli ustępowało, Fox uświadomiła sobie, że tylko to wyjście na papierosa uratowało ją przed dzisiejszym ostatecznym sięgnięciem dna.
    Papieros.
    Uspokoiła oddech dopiero, gdy wsunęła fajkę między wargi. Każdy papieros był dla niej wyrzutem sumienia — pierwsze zaciągnięcie i od razu żałowała, ale po alkoholu jej silna wola przestawała istnieć. Drżącymi rękami próbowała odpalić zapalniczkę i gdy za piątym razem poniosła porażkę, podniosła wzrok na mijającego ją chłopaka.
    Jego twarz zauważyła dopiero po chwili, gdy go dogoniła.
    — Ethan! — W jej głosie słychać było mieszankę zaskoczenia i ulgi. Nie znali się za dobrze, kilka razy spotkali się przez wspólnych znajomych, wymienili kilka zdań i parę uśmiechów, ale czuła do niego sympatię. Miał dobrą energię i lubiła jego głos. — Powiedz, że masz ogień.
    Nie chciała, żeby zabrzmiało to aż tak desperacko, ale musiała spojrzeć prawdzie w oczy: desperacko potrzebowała tego papierosa.

    Marley Fox

    OdpowiedzUsuń
  14. [Dzień dobry! Serdecznie witam na UA i wzdycham do karty, która została świetnie napisana. Bawcie się na blogu dobrze i niech Wam wątków nigdy nie brakuje, tak jak widać, że Ethanowi nie brakuje miłości do muzyki!]

    OdpowiedzUsuń
  15. [Ciężko jednoznacznie ocenić, czy Chloe ma zadatki na aż tak wysokie noty w społecznikowym rankingu. Może nie jest do końca aż tak biała, by jej motywacje były jednak stuprocentowo altruistyczne, nawet jeśli nie oczekuje niczego w zamian? Poruszają się w jednej przestrzeni, można wykorzystać jego pracę w radiu i próbę namówienia go na wspominanie o ewentualnych akcjach charytatywnych, pod warunkiem, iż Chloe udałoby się go przekonać bądź zrobić z nich współlokatorów, gdyby taka propozycja już w innych ustaleniach dotąd nie padła, choć w tym momencie kluczowe pytanie powinno brzmieć: czy masz ochotę na wspólną rozgrywkę i pójście, w którymś z tych kierunków?]

    Chloe Weaving

    OdpowiedzUsuń
  16. Marley po rodzicach odziedziczyła przede wszystkim nieumiejętność podtrzymywania bliższych znajomości. Była córką astrofizyka i rzeźbiarki — dwojga bardzo specyficznych osób, szalenie otwartych i równocześnie niemal aspołecznych. Wraz ze swoim pięcioosobowym rodzeństwem wychowywani byli w poczuciu miłości i zrozumienia, w wielkim domu pełnym starych książek i przedziwnych metalowych mebli, za które ludzie (z niezrozumiałego powodu) byli gotowi zapłacić małą fortunę. Ich rodzina była głośna, barwna, inna. I niestety bardzo hermetyczna. Jej rodzice, małżeństwo od niemal trzydziestu lat, żyli gdzieś poza naszym układem słonecznym. Funkcjonowali jak jeden organizm i wydawało się, że nie potrzebują nikogo innego.
    W domu zawsze przewijało się pełno ludzi. Klienci matki, ich wspólni znajomi. Nigdy ci sami więcej niż dwa razy. I tak też żyła teraz Marley — otoczona masą twarzy i charakterów, których nigdy tak naprawdę nie poznała i których poznać nie potrafiła.
    Zawsze słyszała, że uśmiecha się głównie oczami. I chyba faktycznie tak było, bo przyglądając się, jak Ethan szuka zapalniczki, czuła, że się uśmiecha. I czuła to wszędzie, nie tylko na ustach.
    — To nic takiego — powiedziała z lekkim rozbawieniem, gdy poszukiwania się przedłużały. Jednak nie zatrzymywała go, gdy ruszył w stronę baru.
    Była przekonana, że to wszechświat uparł się na to, aby odmówić jej tej przyjemności, i już miała całkowicie zrezygnować, ale wtedy zobaczyła wracającego Ethana. Gdy dostrzegła, że niesie świeczkę, czuła jak ciepło rozlewa się po jej ciele. Jakby na moment znalazła się znowu w domu. Po alkoholu zawsze robiła się bardziej uczuciowa. Pochyliła się nad płomieniem, jedną dłonią przytrzymując włosy, drugą ponownie trzymając papierosa przy ustach. I znów, niezmiennie, pierwsze zaciągnięcie i kolejny wyrzut sumienia. Po całej tej przeprawie z szukaniem ognia zero satysfakcji, że się udało.
    — Dziękuję, mój Prometeuszu — powiedziała jeszcze zanim się odsunęła. Zacisnęła na moment oczy jak dziecko myślące nad życzeniem i zdmuchnęła świeczkę. Dopiero wtedy faktycznie cofnęła się o krok.
    Była mu naprawdę wdzięczna. Trochę też nie dowierzała, że naprawdę pobiegł po ten ogień. Zaciągnęła się jeszcze raz i wyciągnęła rękę z papierosem w jego stronę, wydając z siebie krótkie pytające hm?.
    — Słyszałeś, że… — zaczęła, gdy zaczęli ponownie iść. — …każda fajka i każdy papieros odpalone od świeczki to jeden martwy marynarz na morzu?
    Nie myślała o tym, że zostawiła w barze znajomych. Wątpiła, aby byli w stanie przejąć się jej zniknięciem. Nie zastanawiało jej też to, czy faktycznie Ethanowi jej towarzystwo jest na rękę. Czuła, że tak jest w porządku.

    Marley Fox

    [Okej, śmiałam się na głos, czytając to nawiązanie do Tedego.
    Przyznaję. Spojrzałam drugi raz i też nie widzę tej literówki, więc zapomnijmy o tym (też mam wadę wzroku - niech to będzie jednak moje usprawiedliwienie).]

    OdpowiedzUsuń
  17. Ulżyło jej, gdy wziął od niej papierosa. Nie dlatego, że w gruncie rzeczy nie chciała go wcale palić, tylko ten na pozór nic nieznaczący gest zdjął z niej trochę odpowiedzialności za zadanie, jakie przed nim wcześniej postawiła. Z jednej strony prośba o ogień była błaha i często spotykana, z drugiej swoim błagalnym tonem mogła sprowokować taką reakcję. Nie mógł przecież wiedzieć, że krótkie nie, nie mam zupełnie by jej wystarczyło. Nie znała Ethana na tyle dobrze, aby móc określić, czy było to dla niego typowe zachowanie, ale dla niej zdecydowanie takie nie było.
    Zapewne, gdyby na jej głupi komentarz o marynarzach, odpowiedział informacją o zapałkach, zapałałaby do niego jeszcze większą sympatią. Marley ponad wszystko podziwiała ludzi, od których mogła się czegoś nauczyć. Nie przeszkadzało jej to, gdy ktoś wytykał jej brak wiedzy. Wolała przez chwilę wstydzić się własnej głupoty niż na zawsze pozostać ignorantem. I nie znając jego myśli, a jego grymas biorąc za część ekspresji towarzyszącej odpowiedzi, uśmiechnęła się lekko.
    — Mój brat jest marynarzem — powiedziała równie lekkim tonem, przejmując od niego papierosa. — Trzymajmy kciuki, żeby to nie był on.
    Nocą Auckland miało trochę więcej uroku. Lubiła światła latarni i ciemne ciasne uliczki, śmiechy dobiegające gdzieś z oddali, stłumioną muzykę i podsłuchane strzępki rozmów mijających ją wtedy ludzi. Nie było wcale ciszej niż zza dnia, ale wszystkie dźwięki wydawały się obecne gdzieś obok, jakby słuchała otoczenia przez szklankę przyłożoną do ściany.
    Zaciągnęła się po raz ostatni i wyprzedziła Ethana o krok, żeby przy śmietniku zgasić i wyrzucić niedopalonego papierosa. Szła teraz tyłem metr przed chłopakiem zwrócona do niego twarzą. Jego pomysł bardzo jej się podobał i choć istniała szansa, że port był o tej porze zamknięty, to nie było takiego ogrodzenia, przez które Marley nie potrafiłaby przejść. Zdecydowanie wolała plaże, bo tam było widać gwiazdy, a porty zawsze ją przytłaczały, ale teraz była zbyt podekscytowana, żeby o tym pamiętać.
    — Pięć, jeśli do wody biegasz tak szybko, jak po ogień. — Nie zamierzała wcale zmuszać go do biegania, ale odwróciła się i puściła truchtem przed siebie.
    Mógł za nią pobiec, choć wcale nie musiał. Marley zdecydowanie potrzebowała tej przebieżki, wciąż czuła w głowie tequilę i choć trochę wypiła, była zdecydowanie zbyt trzeźwa, żeby patrzeć na to, jak alkohol mówi głupoty jej ustami. Nawet jeśli ten absurdalny pośpiech wiązał się z późniejszym czekaniem na chłopaka kolejne dziesięć minut. Skakanie do wody w porcie pod wpływem było idiotycznym pomysłem, ale było już za późno, ona musiała popływać.

    Marley Fox

    [Co? Gdzie dokładnie? Niby tylko kilometr, a nie mogę znaleźć. :<]

    OdpowiedzUsuń
  18. Marley niemal od zawsze z mięsa jadła tylko ryby i owoce morza. Jej rodzice stale wspominali, jak ich dwuletnia córka potrafiła wyczuć i wypluć każdy, nawet najmniejszy, nawet ukryty w jakimkolwiek sosie kawałek mięsa. I choć na początku nie miało to nic wspólnego z buntem przeciwko krzywdzie zwierzątek, a raczej z konsystencją i smakiem, to później faktycznie doszły do tego również pobudki ideologiczne. Ryby traktowała dokładnie tak samo, jak resztę fauny. I gdy inni odzwyczajali się od jedzenia świnek, kurczaków i krówek, ona próbowała stopniowo rezygnować z wodnych stworzeń.
    Ucieszył ją dźwięk jego kroków za jej plecami. Nie biegła szybko, z łatwością mógł ją wyprzedzić, a że nie zrównał się z nią nawet, raz zerknęła przez ramię, żeby sprawdzić, czy nie uciekł. Stopniowo zwolniła, a później wręcz stanęła, widząc wysokie ogrodzenie otaczające port. Gdy Ethan dotarł na miejsce, Marley właśnie opierała dłonie o płot i patrzyła przez druciane oczka na niemal puste place, zaparkowane gdzieniegdzie samochody i nieliczne kolorowe kontenery.
    Było ciemniej niż w uliczkach, którymi przed chwilą biegli. W niektórych miejscach paliły się światła, a tylko miejsce cumowania statków było dokładnie oświetlone. Z tego miejsca, w którym się znajdowali, nie mogła dostrzec tego dokładnie, ale Marley była przekonana, że woda musi wyglądać pięknie.
    W porcie lubiła jedno — zapach. Wilgoć, muł i właśnie ryby. Nos miała bardzo czuły i to zapachy były u niej najczęstszym i najsilniejszym wywoływaczem wspomnień. Decyzja jej brata, Bena, o spędzeniu niemal całego życia na wodzie była dla Marley szokiem. Dopiero później zrozumiała, że choć każde z jej rodzeństwa kochało dom rodzinny, to wszyscy rozumieli, że ten związek lepiej funkcjonuje na odległość. A teraz była jej kolej, żeby wyjechać. I chyba podświadomie powoli się na to przygotowywała.
    Widząc, że Ethan jest już niemal po drugiej stronie siatki, nie czekała dłużej i poszła w jego ślady. Dawno nie wspinała się na żaden płot, ale poszło jej zaskakująco sprawnie. I tylko zeskakując, zahaczyła ręką o wystający drut i zadrapała przedramię na niemal całej jego długości. Wciągnęła gwałtownie powietrze bardziej z zaskoczenia niż bólu, ale poza tym nie wydała z siebie żadnego dźwięku świadczącego o tym, że cokolwiek się stało. Nawet nie zerknęła na długą zaczerwienioną linię na skórze. Uszkodzony naskórek nie był w tamtej chwili w ogóle istotny.
    Stanęła obok chłopaka i przesunęła wzrokiem po nabrzeżu.
    — Tamten — zdecydowała, wskazując mu dużą barkę zacumowaną przy molu.
    Była piękna i nawet w kłamliwym nocnym oświetleniu widać było, że jest bordowo—błękitna.
    Po zrobieniu kilku pierwszych kroków Marley zatrzymała się gwałtownie, łapiąc Ethana za nadgarstek. Gest był automatyczny, prawie nieświadomy, bo jej uwaga była w tym momencie skupiona na czymś zupełnie innym.
    Niedaleko głównej bramy wjazdowej i niemal dokładnie tam, którędy musieli przejść, znajdował się niski parterowy budynek i nawet z takiej odległości, w jakiej się znajdowali, z łatwością można było dostrzec majaczącą w jasnym oknie postać.
    Stróżówka.

    Marley Fox

    [Hahahah! Nie spodziewałam się, że wrzucisz mnie dokładnie w sam środek! :D]

    OdpowiedzUsuń
  19. [Hej, hej! Gabrielle zrobiłaby to z przyjemnością. Ona nie przepuszcza okazji do dyskusji ze studentami, a w instytucie literaturoznawczym miałaby w dodatku całkiem nowe towarzystwo i, co za tym idzie, nowe możliwości. :D Od czego chciałabyś zacząć?]

    Gabrielle Blanchard

    OdpowiedzUsuń
  20. Zawsze była trochę szalona, choć raczej bardziej w stronę ekscentrycznych planów, teorii i dywagacji, aniżeli faktycznych czynów. Ale alkohol był dobrym tłumikiem dla jej zdrowego rozsądku, dlatego perspektywa włamania się w środku nocy na cudzy statek teraz wydawała jej się na tyle atrakcyjna, że była już jedyną możliwą opcją na spędzenie tej nocy. Poza tym Marley musiała popływać. Niedotknięcie wody choćby dłonią uznałaby za swoją osobistą porażkę i nawet tak dobre towarzystwo, jakim mogła się teraz cieszyć, nie wynagrodziłoby jej tego zawodu w wystarczającym stopniu.
    Miała motyle w brzuchu, a Ethan był tylko ich pośrednim powodem. Głównym i najważniejszym była czekająca ich przygoda. Marley wpatrywała się błyszczącymi od podekscytowania oczami w ich największe zagrożenie — stróżówkę — i czuła mdlące połączenie niepokoju i podniecenia. Nawet dłoń chłopaka, którą mimowolnie ufnie ścisnęła, nie odciągnęła jej uwagi ani na moment.
    I może, zważywszy na to, że Marley raczej rzadko pozwalała się komukolwiek dotykać, w innych okolicznościach zwróciłaby na to uwagę. Jednak teraz, gdy łączyła ich wspólna zbrodnia, ten zapoczątkowany przecież przez nią kontakt fizyczny był niemalże potrzebny i przynajmniej dla niej całkowicie naturalny. Jakby trzymała tę dłoń już setki razy.
    Wiedziała, że miał rację. Wyjście było tak naprawdę tylko jedno. Musieli minąć stojący na drodze budynek, nie dając się zauważyć. Ktokolwiek kręcił się przy tamtym oknie, nie mógł spodziewać się, że po pilnowanym przez niego terenie kręci się właśnie dwoje studentów, a to dawało im pewną przewagę. Słyszała ożywienie w jego głosie Ethana i trochę samolubnie założyła, że chłopak opcji powrotu tak naprawdę nie brał w ogóle pod uwagę.
    Puściła jego dłoń i posławszy mu szeroki uśmiech, ruszyła jako pierwsza. Między nimi a stróżówką stały dwa samochody. Biegła tak szybko, jak pozwalały jej na to skulone plecy i gdy dotarła do pierwszego auta, kucnęła przy nim, sprawdzając automatycznie, gdzie jest Ethan. Po upewnieniu się, że tuż za nią, ruszyła ponownie. Dobiegnięcie do drugiego pojazdu nie było ani trochę skomplikowane, w porównaniu do tego, co czekało ich teraz.
    Wytarła dłonie o jeansy, jakby chciała je przygotować do spotkania z betonem, po czym, zanim opadła na czworaka, odwróciła się jeszcze przez ramię, przygryzając wargę w szelmowskim uśmiechu.
    — Miejmy nadzieję, że ta barka jest tego warta — mruknęła cicho, a później ostrożnie, początkowo powoli i z rozmysłem, później stopniowo coraz szybciej, mknęła na kolanach w stronę stróżówki.
    I może gdyby nie wypiła dzisiaj tej tequili, choć przez chwilę pomyślałaby, jakie to wszystko było absurdalne i jak głupio musiała w tamtej chwili wyglądać. Ale wypiła.

    Marley Fox

    [Nie, ale przeżyłam mikroskopijny zawał, widząc ich nagle aż tylu. Myślałam, że pokażesz mi, jak biegną gdzieś rozproszeni po ulicy. Tego się po prostu nie spodziewałam. Jeszcze trochę i będzie można maraton Mikołajów wykorzystać w jakimś wątku! :D]

    OdpowiedzUsuń
  21. Marley na czworaka lądowała zadziwiająco często. Prawie nigdy nie przez upojenie alkoholowe, a prawie zawsze przez swojego półtorarocznego bratanka, którego ulubioną zabawą było wchodzenie pod i między meble. Dzień, w którym najmniejszy Fox postawił swój pierwszy krok, był dniem końca spokoju jego rodziców. Ale Marley uwielbiała tego małego urwisa, a starte kolana były niczym w porównaniu z radością, jaką widok raczkującej dziewczyny wywoływał na jego twarzy.
    Jednym słowem — miała wprawę. Dlatego, gdy Ethan prześcignął ją po drodze, trochę — nie ma co ukrywać — oszukując, otworzyła szeroko usta w osłupieniu. Resztę trasy przeszła spokojnie jakby ostentacyjnie. Przez cały czas ani razu nie spojrzała w stronę okna, bo to oznaczałoby spuszczenie wzroku z tryumfującego chłopaka. A co to był za wzrok! Oburzony, pełen urazy. Zmrużone oczy i zaciśnięte wargi mówiły jedno: to ona miała wygrać ten wyścig.
    Gdy dotarła do miejsca, w którym była osłonięta ścianą przed wzrokiem stróża, podniosła się, wytarła dłonie o uda, po czym wykorzystując to, że Ethan idzie tyłem, po prostu ruszyła biegiem, posyłając mu szeroki uśmiech.
    Ha! To jeszcze nie koniec.
    Dawno tyle nie biegała, ale tego wieczora rozpierała ją energia. Tym razem nie odwracała się przez ramię, po prostu gnała przed siebie, chcąc jak najszybciej dotrzeć do wody.
    Gdzieś z tyłu głowy miała świadomość, że to, co robią, jest lekkomyślne, nawet idiotyczne, na pewno nielegalne, ale choć próbowała z tym walczyć, to nie była dla niej żadna nowość. Ona po prostu co jakiś czas pakowała się w takie rzeczy, załamując tym całą swoją rodzinę, która usilnie chciała dalej w niej widzieć małą dziewczynkę, może nieco ekscentryczną, ale grzeczną i bezbronną.
    A Marley była dzika. Biegała z czerwonymi policzkami, rozpuszczonymi włosami, w podartych trampkach, ledwo wyhamowując przed krawędzią i chyba tylko siłą woli nie spadając do wody. Stała teraz, czując pod podeszwą kończącą się betonową płytę. Palce stóp miała już zawieszone w powietrzu. Wystarczyło lekkie zachwianie i byłaby tej nocy mokra, ale nie cofnęła się. Mrużyła oczy przed wiatrem i patrzyła w górę, uśmiechając się lekko.
    Gdy Ethan znalazł się obok, ruchem podbródka wskazała okrągły, jasny księżyc.
    — Stawiam śniadanie, jeśli zawyjesz do księżyca — rzuciła prowokacyjnie, zerkając na niego kątem oka.

    [A tam! Ten Black Friday (albo Black Weekend) tak dał mi w kość, że i tak nie byłabym w stanie odpisać. :<]

    Marley Fox

    OdpowiedzUsuń
  22. [Dobra odpowiedź! c;
    Wiesz, gdyby Ethan przynajmniej próbował, to już dla społecznikowej postawy Chloe byłoby coś i bardzo, by to doceniała. Co do wspólnego mieszkania... Długo się nad tym zastanawiałam, aczkolwiek nie mam jakichś szczególnych preferencji, co tobie bardziej, by tutaj odpowiadało, zatem dopasuję się w tym względzie. Swoją drogą radziłby sobie jakoś z jej tendencją do bałaganiarstwa?]

    Chloe Weaving

    OdpowiedzUsuń
  23. Była zawiedziona, tym bardziej że widziała, jak jego pierś unosi się przy wdechu. Nie powiedziała jednak nic, a na wzmiankę o stróżu, odruchowo zerknęła przez ramię. Jej pomysł nie należał do najmądrzejszych, ale perspektywa obejrzenia wyjącego do księżyca Ethana wydawała jej się na tyle atrakcyjna, że była gotowa zaryzykować nawet spotkanie oko w oko ze stróżem. Odmowa chłopaka brzmiała jak głos rozsądku i może gdyby Marley nie była lekko wstawiona, poczułaby się głupio na myśl o swoich wcześniejszych słowach.
    Cofnęła się o krok, gdy jego szept załaskotał ją w ucho. Spojrzała na niego zaskoczona z lekko zakłopotanym uśmiechem.
    — W takim razie będziesz musiał kiedyś dla mnie zaświergotać — odpowiedziała, ruszając w stronę barki.
    Dopiero teraz zauważyła, że to nie była — tak jak początkowo sądziła — barka transportowa, a barka mieszkalna. Była bardzo długa i dość wąska, miała osłonięty górny pokład i tylko wzdłuż bordowo—błękitnej burty znajdowało się wąskie przejście, niewielka nadbudówka sugerowała, że to właśnie tam jest zejście na dolny pokład. Z krótkich oględzin z pewnej odległości, Marley wyciągnęła jeden wniosek — opcje były dwie: mogło być albo zamknięte (i na tym skończyłaby się ich eskapada), albo oczywiście otwarte.
    Gdy dotarli do miejsca cumowania ich obecnego celu, Fox niewiele myśląc, po prostu wskoczyła zgrabnie na barkę, później już mniej zgrabnie chwiejąc się na falującej łajbie. Zanim Ethan zdążył pójść w jej ślady, spojrzała na niego nieco niepewna.
    — Może umówmy się tak — zaczęła, rozglądając się po czystym, zadbanym i niemal pustym pokładzie — jeśli będzie otwarte, to sprawdzimy tylko, co jest na dole. Jeśli będzie zamknięte, to wracamy.
    Nie wspomniała tylko o jednym, ale o tym na pewno Ethan sam zdążył pomyśleć. Otwarta barka oznaczała (małe, ale dalej) ryzyko, że ktoś na niej jest. Z drugiej strony, kto w strzeżonym porcie zamykałby łódkę na klucz? I czy ktoś w ogóle zamykał łódki na klucz? Za niewielką szansą na spotkanie kogokolwiek przemawiał również fakt, że wokół nich było cicho. Nie słychać było niczego poza przytłumionymi nocnymi odgłosami miasta, ich oddechami i wodą cyklicznie obijającą się o drewnianą burtę.
    Zdecydowanie wolałaby pierwszą wspomnianą przez siebie opcję. Powrót, gdy tak naprawdę jeszcze nic nie odkryli, wydawał jej się być niemal porażką. A choć Marley miała już na swoim koncie kilka przegranych, to ta zdecydowanie bardziej by ją zasmuciła niż jakakolwiek dotychczas. I choć jej początkowa ekscytacja ustąpiła nieco miejsca niepewności, to dalej na przód pchała ją ciekawość. I lekkomyślność.

    Marley Fox

    [Dla tych, których miałam przyjemność cały weekend obsługiwać, na pewno. :D]

    OdpowiedzUsuń
  24. Marley żadnych oznak głodu u niego nie zauważyła, była zbyt zaabsorbowana tym, co się dzieje wokół nich i gdzie się znaleźli. Obserwowała Ethana, gdy lądował obok niej i choć początek miał dobry, to na samym końcu musiała stłumić śmiech. I tylko źle ukrywany uśmiech zdradzał jej reakcję.
    — Oby żadne z nas nie skończyło jak Greenleaf — odpowiedziała na jego wzmiankę o filmach.
    Nie zatrzymywała go, gdy zaoferował się z otwarciem drzwi. Zdecydowanie wolała, żeby to on wziął to na siebie, stanęła za jego plecami i gdy uciszył ją nagle, niemal cała zastygła w bezruchu. Przez chwilę nasłuchiwała, czując, że znajomość wszystkich dźwięków wokół nich ją uspokajała. Zdążyła głębiej odetchnąć, zanim chłopak postanowił faktycznie otworzyć drzwi.
    — Uwa… — nie udało jej się dokończyć, bo nagły dźwięk przestraszył ją tak bardzo, że odruchowo cofnęła się z krok, ledwo powstrzymując krzyk.
    Nim zdążyła zrobić cokolwiek, czuła jak Ethan odciąga ją za koszulkę od drzwi. Jego opiekuńczy gest trochę ją uspokoił i stanęła z boku, przestępując z nogi na nogę. Najbardziej niepokoił ją fakt, że nie wie, co tam jest. Marley bardzo nie lubiła nie wiedzieć, to sprawiało, że czuła się niepewnie i bezradnie. Chciała coś powiedzieć, ale nie miała szansy, bo chłopak działał bardzo szybko.
    Miała wrażenie, że od momentu, w którym zniknął na moment w środku do chwili, gdy pozbywał się pluszowego świstaka, czas leciał jakby w spowolnionym tempie. Gdy maskotka wylądowała za burtą, o czym świadczył cichy plusk, Marley podeszła bliżej, żeby wyjrzeć, jak daleko poleciała. Słysząc jego pytanie o wyłowienie, rzuciła mu krótkie spojrzenie, po czym po prostu zdjęła z siebie bluzkę i zsunęła spodnie.
    Nie dała mu wiele czasu na reakcję, bo po prostu załapała się krawędzi burty i opuszczając się lekko w dół, skoczyła miękko do wody. Było jakieś piętnaście stopni i choć przez cały dzień świeciło słońce, była chłodna. Ale chciała tej nocy popływać, więc nie przeszkadzało jej szczypanie zadrapanego wcześniej przedramienia. Starała się podpłynąć do zabawki jak najciszej i niemal od razu, gdy ją chwyciła, podniosła ją w tryumfalnym geście, zawracając.
    Jeszcze nie czuła, że jej zimno, ale czując lekki wiatr na policzkach, wiedziała, że zrobiła dobrze, zostawiając ciuchy na łodzi.

    Marley Fox

    OdpowiedzUsuń
  25. [Cześć! Dziękuję pięknie za powitanie, a i za wyrozumiałość Ethana! :D I wieeem, uszy ma strasznie śmieszne, choć jak dla mnie jednocześnie niezmiernie urocze.
    I ja też zacznę u Was od zdjęcia, bo pan przypomina nieco miłość mojego życia, czyli nikogo innego jak Garrela <3 No i ten wąs, jestem jego fanką! <3
    Oprócz tego niezmiernie przyjemna i ładnie napisana karta! Oby takich więcej! <3 Trochę się z Ethanem swoją drogą utożsamiam, a tą interpretacją wszystkiego za pomocą traumy jestem pewna, że w świecie nauki może zajść naprawdę daleko!
    Chciałabym zaproponować jakiś super porywający wątek, ale chyba nie stać mnie na to w tym momencie, bo mój mózg wciąż śpi, nieco przemęczony. Coś mi się plącze po głowie, skoro Ethan uczestniczy w kole korespondencji sztuk (czemu u mnie na uniwersytecie takiego nie ma?!), ale wszystko to jest tak banalne, że aż żal pisać. Więc może Ty masz jakiś pomysł, albo ja na dniach, kiedy już się nieco zregeneruję wpadnę na coś bardziej porywającego?]

    Clementine

    OdpowiedzUsuń
  26. O! Dzięki za wiadomość, chociaż nie musiałaś, bo sama dobrze wiem, jak to bywa z tym znikniem. Mi też bardzo dobrze się z Tobą pisało i mam nadzieję, że kiedyś jakoś może to wspólne pisanie powtórzymy. Szczęśliwego! :D

    OdpowiedzUsuń