sobota, 17 listopada 2018

He's out his head


Ten człowiek patrzy dziwnym wzrokiem. Mierzy cię od stóp do głów, zupełnie jakby wiedział, kim jesteś. Odwracasz spojrzenie i zaciskasz dłoń na różdżce spoczywającej w torbie, a potem szepczesz zaklęcie. Pozornie nic się nie zmienia, ale stajesz się niewidzialny. Najlepiej działają inkantacje zaczerpnięte z Harry’ego Pottera, ale sprawdzają się wszystkie łacińskie frazy. Ten człowiek wciąż patrzy, ale ty wiesz, że jedynie nie zdążył przyswoić, co się właściwie stało. Oblivite skutecznie wymazuje mu pamięć, a ty idziesz dalej.
Wchodzisz do mieszkania i opierasz się plecami o zamknięte drzwi, zaciskając powieki i oddychając jak po przebiegnięciu kilku kilometrów. Mało brakowało, prawie cię mieli. Szli za tobą od kampusu, ale w końcu ich zgubiłeś. Wiesz, że oni wiedzieli; że czają się na ciebie już od jakiegoś czasu i szukają dogodnego momentu, żeby zamknąć cię w jakiejś klatce i eksperymentować. Jesteś wynaturzeniem, czymś, co w realnym świecie nie powinno istnieć. Władasz magią i rozmawiasz z duchami, czyż nie jest to marzenie większości śmiertelników? Słyszeć ukochanych zmarłych, móc ich zobaczyć i dotknąć, a każdą trudną sprawę załatwiać z pomocą czarów. Jesteś spełnieniem, którego oni chcą, którego nie mogą sobie odpuścić. Dlatego nikomu o tym nie mówisz. Nie wiesz, kto może się okazać polującym na ciebie agentem. Możesz ufać tylko sobie i swojemu mieszkaniu pełnemu zagłuszaczy, z każdą dziurką zasłoniętą kawałkiem papieru, żeby uniemożliwić obserwowanie cię kamerom.
Ale dlaczego wciąż tu jesteś? Mógłbyś uciec, zacząć nowe życie, nie bać się, że ktoś cię zdemaskuje. Jednak to nie jest takie proste, bo czekasz. I pewnie nie przestaniesz.

Uśmiechnięty mężczyzna wchodzi na salę wykładową i stawia na biurku torbę z laptopem. Studenci powoli napływają, zajmując swoje miejsca, w tym czasie Arthur przygotowuje się do zajęć. Ma jedynie tytuł magistra, jest w trakcie studiów doktoranckich, ale szybko zaskarbił sobie sympatię swoich niemalże rówieśników, zwłaszcza tej żeńskiej części. Jednak on patrzy tylko na nią. Ułatwia mu zadanie, bo zawsze siada w pierwszym rzędzie. Coraz częściej wymieniają uśmiechy, ona zostaje po zajęciach, by zadać kilka pytań, on pomaga jej w nauce. To niewłaściwe, jest studentką, ale pragnienie okazuje się silniejsze. Fascynacja szybko zmienia się w obsesję, wyczekuje zajęć z jej grupą, zasypuje ją smsami, zdobywa adres, bywa tam, gdzie ona... Zniknęła. A dawny Arthur zniknął razem z nią. Teraz jesteś ty.

Arthur Morrison
27 lat | Magister architektury | Doktorant | Schizofrenik | Kilka lat temu określanoby go mianem emo | Niezbyt towarzyski | Ten, który udupia 3/4 roku | Ale i tak go lubią, bo nie odstrasza twarzą 


Elo

98 komentarzy:

  1. Nie wiem czy to to imię czy ta buźka ale jestem urzeczona. Skoro oboje są na doktoracie piszę się na wątek!

    Vall

    OdpowiedzUsuń
  2. [Hej!
    Z początku sądziłam, że postawiłaś na minimalistyczny minimalizm, a potem kursor mi zjechał na zdjęcie i tajemnica się wydała. Z początku sądziłam, że tekst nieadekwatny do bloga, ale znów pierwsze wrażenie okazało się błędne. Smutny los mu zgotowałaś, bo życie z taką chorobą do najłatwiejszych i najprzyjemniejszych nie należy, a końcówka karty chwyta za serce.
    W każdym razie, życzę udanej zabawy i wieeelu wątków! I może w końcu uda nam się coś napisać? Zapraszam! :D ]

    Jessie Merrick i Josie Lovely

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Wszystko tu idealnie ze sobą współgra, tytuł karty czy tekst idealnie odzwierciedlający jego życie. Chyba nigdy nie pisałam wątku, gdzie jeden z bohaterów ma zaburzenia schizofreniczne i tym bardziej jestem ciekawa, więc mam nadzieję, że skusisz się na coś z Tiny.
    I powodzenia na blogu! ]

    Destiny

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatnie miesiące były dla niej bardzo trudne. Spędziła je w Dunedin u siostry swojej matki, praktycznie na drugim końcu kraju. Oddalone dokładnie o tysiąc czterysta trzydzieści sześć kilometrów od jej rodzinnego miasta – Auckland – i miejsca, w którym toczyło się jej całe życie. Spędziła u ciotki ponoć najpiękniejszy czas każdej kobiety, a jednak. Dla niej była to osobista tragedia. Spełnienie się wszystkich, najgorszych koszmarów. Decyzja o powrocie do Auckland i dokończenie swoich studiów, była trudna. Ciotka namawiała ją na zostanie u niej, powtarzała, że uniwersytet Dunedin jest równie dobry, ale Villanelle gdy coś sobie postanowiła, musiała to osiągnąć. Przerażał ją fakt, że prawdopodobnie będzie uczęszczała na zajęcia, które prowadził, że będzie widywała go na kampusie. Wiedziała jednak, że musi być twarda i to wytrzymać. Powtarzała sobie, że przecież on nic nie wie, a minęło za dużo czasu by nadal cokolwiek miało ich łączyć.
    Do Auckland wróciła chwilę przed rozpoczęciem się nowego roku akademickiego. Potrzebowała chwili, aby na nowo przyzwyczaić się do tego miasta, do jego tempa oraz przede wszystkim załatwienia kilku ważnych spraw.
    Minęło zaledwie parę dni, a ona z każdym kolejnym czuła się coraz lepiej. W końcu to było jej miejsce na ziemi. To był jej dom i nic, żadne wydarzenia nie były w stanie tego zmienić. Umówiła się nawet z jedną z koleżanek ze szkoły średniej na kawę, będąc wdzięczną mamie za całą pomoc, jaką dostawała od czasu ponownego zamieszkania w rodzinnym domu. Spotkanie przebiegło spokojnie, a Villanelle dopiero po jego zakończeniu uzmysłowiła sobie, jak bardzo brakowało jej znajomych ludzi. Wracając do domu rozglądała się uważnie dookoła, skupiając się na przyjemnym wietrze muskającym jej poliki i przyglądając się twarzom przechodniów, pospiesznie jednak tego żałując, gdy tylko go wypatrzyła, idącego w jej stronę.
    — Uspokój się, spokojnie. On nic nie wie, nie wie nic o Thea i tak zostanie. — Szeptała do siebie cicho, czując jak nieprzyjemny dreszcz przebiega wzdłuż jej kręgosłupa. Było zdecydowanie za wcześnie na takie spotkanie, a ona nie była jeszcze gotowa stanąć naprzeciwko niego. W pierwszej chwili chciała się nawet odwrócić i uciec, schować się gdzieś, ale czas zatrzymał się tylko dla niej i nim zdążyła odnaleźć drogę ucieczki, on był już za blisko, by zniknąć w którymś ze sklepów.

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  5. — Co ty robisz!? — Fuknęła, gdy zdała sobie sprawę, że jego ramion otaczają jej ciało. Nawet nie zdążyła zareagować, gdy jej policzek opierał się o tors mężczyzny. Zdawała sobie sprawę z tego, że po prostu wyjechała nikomu nic nie mówiąc, a jedynie kontaktując się z dziekanem i rektorem odnośnie wydania potwierdzenia zaliczenia semestrów i wypis przedmiotów. Była pewna, że jeżeli zniknęła i nic mu nie powiedziała, powinien się domyślić, że pomiędzy nimi nic nie ma. Zresztą, nigdy nie było nic poważnego. Villanelle owszem, uważała, że jest przystojny i całkiem sympatyczny, ale był tylko elementem jej relacji z Nicolasem. Pamiętała jednak do dnia dzisiejszego tamtą imprezę, tę wódkę o smaku żurawiny i intensywny zapach jego perfum. Ciepło jego ciała i przyjemną miękkość warg. Nie chciała jednak pamiętać niczego więcej, a pamiętała. Przyjemne dreszcze na ciele i decyzję, że powinni znaleźć jakieś przytulniejsze miejsce tylko dla nich dwoje. Gdyby miała powiedzieć dlaczego się na to zgodziła, nie umiałaby odpowiedzieć. Mruknęłaby coś o Nicolasie, ale teraz nawet nie pamiętała czy był na tamtej imprezie. Najważniejsze jednak było to, że wówczas Arthur do niczego jej nie zmuszał. — Puść mnie, w tej chwili! — Syknęła, szarpiąc się, udało jej się wyswobodzić z jego uścisku. Co gorsza, zapach jego perfum zmieszanego z płynem do płukania na koszulce sprawił, że wspomnieniami wróciła kolejny raz do tamtej imprezy i co gorsza, automatycznie pomyślała o Thea.
    — Uczyłam się, nie miałam czasu na żadne głupoty. — Mruknęła, robiąc krok do tyłu i spoglądając na Arthura. W pewnym momencie ta znajomość zaczęła ją przerażać, zwłaszcza, gdy mężczyzna stał się strasznie nachalny. Ciągle go gdzieś widziała nim wyjechała z Auckland. Zawsze był w pobliżu, ciągle do niej wypisywał i gdy nie odpowiedziała mu w przeciągu paru minut, wysyłał kolejną falę wiadomości z pytaniami co się stało i czy jest w porządku. Była tym zmęczona. Jego obecnością. Przytłaczał ją i sprawiał, że nie mogła rozegrać nic z Nickiem, bo ten ciągle był gdzieś obok. Później było tylko gorzej. Przestała być miła, zaczęła go ignorować, ale to nic nie dało. Najgorzej jednak było, gdy nie dostała miesiączki. Pierwszy brak zignorowała, drugim zaczęła się przejmować. Raz była nawet gotowa poinformować go o nowinie, zrezygnowała jednak, decydując się na wyjazd. Zniknięcie. Nie miała jednak pojęcia, że tak bardzo będzie tęsknić za rodzicami i samym Auckland.
    — Nie zbliżaj się do mnie, Arthur. — Dodała ostro, widząc, że ten chyba ponownie chce ją do siebie przyciągnąć i cofnęła się o pół kroku do tyły.

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  6. [Będę trzymała kciuki, aby wszystko wyszło :D I, jako że oglądam serial i mam jeszcze trochę wolnego przed przygotowywaniem się na uczelnię, to wysilę szare komórki i wymyślę :D
    I w sumie chodzą za mną dwie propozycje, które można nieco udramatyzować:
    1) Znajomość z Jessie -> dziewczyna na Fine Arts pewnie miała też jakieś elementy architektury, albo on miał jakieś kilkutygodniowe zastępstwo u niej na kierunku, a ona byłaby tą, która najwięcej się czepia: dlaczego tak, a nie inaczej? Dlaczego tutaj jest to, a w książce jest napisane inaczej? Dlaczego obniżył mi pan ocenę, skoro mam zrobione wszystko dobrze? Jednocześnie byłaby to prowokacja z jej strony, bo chciałaby go narysować, jak jest zdenerwowany, zirytowany, wściekły, znudzony, albo wszystko naraz. Potem mógłby znaleźć swój portret w jej zeszycie zamiast notatek, które powinna robić :D
    2) Znajomość z Josie -> Josie jest bardziej pokrzywdzona przez los i czasami ucieka do różnych miejsc, aby nie siedzieć w domu. Wpadł mi do głowy pomysł, że mogłaby po prostu bywać w jego mieszkaniu. Zaszywałaby się na jego kanapie, pisałaby te swoje opowiadania, a potem znikała. Czasami mogłaby mu coś dobrego do jedzenia ugotować. Mam tylko problem, bo nie wiem, jak można doprowadzić do takiej relacji XD]

    Jessie Merrick
    Josie Lovely

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiedziała, że powrót do Auckland będzie trudny. Domyślała się, że wszyscy, których zostawiła bez słowa będą wypytywać co się stało, dlaczego wyjechała i przede wszystkim, dlaczego bez słowa wyjaśnienia. Nie podejrzewała jednak, że wszystkie te spotkania będą takie trudne. Wyjeżdżając nie myślała o powrocie. Nie brała pod uwagę, że bedzie chciała mówić tylko swojej ślicznej córeczce. Nie brała pod uwagę, że może chcieć mówić tylko o niej. Tak samo, jak nie spodziewała się, że będąc jeszcze u ciotki, będzie brakowało jej uścisku silnych ramion. W życiu nie przyzna sie do tego na głos, ale czasami wyobrażała sobie, że Artie jest tam razem z nią, że wtulając się w jej plecy razem przyglądają się ich słodkiemu skarbowi, który spokojnie spał w łóżeczku, nasłuchując przy tym czy Thea na pewno oddycha. Dlatego zareagowała tak ostro. Nie chciała myśleć, że zrobiła źle wyjeżdżając i nic mu nie mówiąc. A jego uścisk, jego silne ramiona sprawiały, że miękła. Tak jak i teraz, gdy trzymał dłoń na jej policzku i wpatrywał się w nią.
    Miała wrażenie, że tonie w jego spojrzeniu... a bardzo tego nie chciała.
    - Ja... - Nie mogła mu powiedzieć prawdy, nie chciała. W tym momencie nie była jeszcze gotowa na wyjawienie powodu swojego wyjazdu. - Ja studiowałam na uniwersytecie w Dunedin. Kontynuowałam naukę... od lutego wracam do swojej grupy. - Nie chciała odpowiadać na kego pytania, tak naprawdę nie umiała. Czy coś źle zrobił? Nie, skądże! Tylko za mną ciaglę łaziłeś, nie dawałeś mi chwili wytchnienia i w dodatku mnie zapłodniłes, ale tak poza tym to nie, Art, nic nie zrobiłeś! Pomyślała sobie, jednak słowem sie nie odezwała.
    - Mama mówiła, że widziała cię pod domem... mówiła, że wyglądałeś na naprawdę zmartwionego. - Szepnęła, zastanawiając się nad tym, że o Nicolasie matka nic jej nie powiedziała. Villa zagryzła mocno warge i chwyciła ostrożnie jego nadgarstek, aby odciągnąć dłoń od swojej twarzy. Zrobiła to tak delikatnie, jakby się bała, ze trzymając go, znów ogarnie ją strach, że odrzucając go traci wszystko. - Cały czas używasz tych samych perfum. - Szepnęła, puszczajac go w końcu. - Powinnam była dać znać, że wyjeżdżam... ale nie miałam czasu, Arthur. To, dużo się działo przez te kilka miesięcy. - Szepnęła, dopiero teraz zdajac sobie sprawe z tego, że jej córka ma dokładnie takie same oczy jak Arthur.

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  8. Zawsze mogła liczyć na swoich rodziców. Nie zrobili jej nawet awantury, gdy dowiedzieli się o jej związku z Louisem. Ba, proponowali aby chłopak wówczas przyleciał do nich na wakacje. Co prawda Elle podejrzewała, że robią to tylko dlatego, bo spodziewali się, że nie stać go na lot... mimo wszystko była wdzięczna. Za wsparcie, którego nie dostałaby od nikogo innego.
    - Chyba... jeżeli wyjadę raz jeszcze, to wtedy raczej nie wróce. - Powiedziała ze spokojem. - Powroty sa za trudne. - Na jej ustach pojawił się subtelny uśmiech. Nie rozumiała dlaczego w ogóle z nim rozmawia. Mogła przecież powiedzieć, że nie ma czasu i spieszy się do domu.
    - Wiesz co, mam chwilę i... jeżeli nie masz planów. - Szepnęła czując, jak walczy sama ze sobą. Kierował nią chyba instynky i przekonanie się na własnej skórze czy sie zmienił, czy jest tak nachalny. Tak, jakby chciała sprawdzic czy mała Thea byłaby bezpieczna w jego pobliżu. Krótko przed swoim wyjazdem obawiała się go, miała wrażenie, że jest wszędzie, że czeka na nią niewazne dokąd się uda. Byla bliska zgłoszenia się na policję i zaskarżenia go o nękanie, podjęła jednak decyzję o wyjeździe, a teraz... posłuchał jej. Odsunął się, nie przytulał dalej na siłę. Chociaz pierwsze wrażenie nie było najlepsze, spokojna rozmowa przy kawie nie wydawała się Villanelle niebezpieczna. Poza tym była nim kiedyś faktycznie zauroczona. W końcu był przystojny, miał uroczy uśmiech i z wśród tylu studentek wybrał właśnie ją, schlebiało jej to bardzo, a Ella, jak każda młoda kobieta lubiła czuć się doceniona, lubiła być adorowana przez chłopców. Zwłaszcza tych starszych i dojrzalszych, tych nieco zakazanych... bo w końcu była jego studentką.
    - Albo innym razem, kiedyś... przy okazji. - Dodała, caly czas patrząc na jego twarz, widziała jego zmieszanie. - Możesz na mnie spojrzeć. - Zaśmiała się dźwięcznie, aby po chwili wsunąc dłonie do kieszeni, nie chcac zaczać z nerwów skubać skórek przy paznokciach, jak to miała w zwyczaju. - Przepraszam, trochę nerwowo zareagowałam, gdy tak nagle pojawiłeś się zdecydowanie za blisko. - Zacisnęła wargi, wstrzymując oddech, gdy męźczyzna wciąż stał tak blisko.

    Elka

    OdpowiedzUsuń
  9. - To wszystko nie jest tak proste, jakbym chciała. - Subtelny uśmiech zdobił cały czas jej twarz. Villanelle inaczej sobie to wszystko wyobrażała. Swoj powrót, rozmowy z ludźmi, a przede wszystkim wychowywanie Thea. Myślała, że będzie prościej, że sobie będzie z wszystkim radziła, ale... gdyby nie rodzice prawdopodobnie przechodziłaby własnie przez załamanie nerwowe. Wiedziała, że musi być dla niej silna, że wszystko co teraz robi, robi dla córki. Ona sama zeszła na drugi plan. Najważniejsza we wszystkim była kruszynka, przesadnie ubierana na różowo, chociaz wcześniej ten kolor nieszczególnie podobał się Elle. - Ale raczej tu zostanę. Na pewno na czas skończenia studiów. Nie mogę ich rzucić, a gdzie indziej, jak nie w Auckland? - Wiedziała gdzie, ale Genewa w tym przypadku nie była w ogóle możliwa ani realna.
    Zacisnęła mocniej dłonie skryte w kieszeniach. Gdyby tylko mogła, wepchnęłaby je głębiej, podczas walki z samą sobą.
    - Wydaje mi się, że jedna wspólnie wypita kawa chyba nie pogrzebie ci terminów, prawda? - Po co to robisz? Pytała samą siebie. Po co się pchasz ponownie w tę relacje? Wiedziała, że bezpieczniej byłoby jednak odejść. Wyminąć go, wrócić do domu i tam siedzieć. Obserwować, jak mała podnosi powoli główkę, leżąc na brzuszku. Przytulanie jej i wąchanie dziecięcego byłoby znacznie przyjemniejsze niż jego perfum, ale te nadal sprawiały, że nie mogła się im oprzeć. - Ja chyba też się cieszę. - Przyznała zgodnie z prawdą. Nie byla jeszcze tego pewna, ale więcej wskazywało jednak na radość, chociaz drugim, silnym uczuciem w niej był strach.
    Mimo wszystko rozejrzała się dookoła i ruszuła w stronę kawiarni znajdującej się przy skrzyżowaniu ulic. Nawet nie pomyślała, że to właśnie w niej spotkali sie po raz pierwszy, poza zajęciami. Dopiero po przekroczeniu jej progu i zapachu specyficznej dla tego miejsca kawy, wspomnienia dały o sobie znać. Z gorzkim uśmiechem, musiała przyznać, że lubiła tu z nim przesiadywać, przy stoliku za filarem, gdzie stała miękka kanapa ze stosem poduszek.

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  10. Nim rozsiadła się wygodnie na kanapie, dostrzegła spojrzenie dziewczyny stojącej za ladą. Co było dziwne, poczuła nieprzyjemny uścisk, jakby się bała, że cała uwaga która do tej pory skupiał na niej, mogłaby zostać przekierowana na kogoś innego. Niby powinna się cieszyć, biorąc pod uwagę wydarzenia z przed jej wyjazdu. Nie chciała, aby ją śledził, nie chciała aby non stop do niej wypisywał. Wtedy się bała, a teraz... chyba odezwała się zazdrość i ten cholerny strach, którego nie umiała wyjaśnić.
    - Masz rację... Ja sama nie wiem do końca, co tu robię. - Szepnęła opierając się plecami o poduszki, zakładając nogę na nogę. - To znaczy... wiesz, dużo myślałam, gdy byłam w Dunedin. - Zacisnęła wargi, zastanawiając się co w zasadzie chce mu powiedzieć. To co sie działo tam, dotyczyło jej córki, ale przeciez nie chciała mu mówić o niej. Było zdecydowanie za wcześnie na takie kroki. - Myślałam też trochę o tobie i o tym co się wydarzyło. - Szepnęła, urywając gwałtownie gdy stanęła przy stoliki młoda dziewczyna, aby odebrać ich zamówienie. Villanelle poprosiła o łagodne latte, a gdy zamówił Arthur i dziewczyna odeszła, Elle przęłknęła ślinę i uktwiła spojrzenie w swoim rozmówcy. - Czasami miałam wrażenie, że mnie odnalazłeś, a gdy orientowałam się, że tylko mi się wydaję... - Przerwała, zaciskając mocno wargi. Bała się, że jeżeli powie mu na pierwszym spotkaniu za dużo, dostanie od niej za wiele dwuznacznych słów, wszystko zacznie się na nowo. - Chciałabym się z tobą czasami widywac. - Oznajmiła nieśmiało, chwytając jedną z poduszekni układając ja sobie na kolanach. - Ale, chciałabym to robić z umiarem. Mam teraz bardzo dużo na głowie i... tak szczerze nie mam za dużo do opowiadania. - Wzruszyła delikatnie ramionami przy tym. Oczywiście bylo to kłamstwo, bo do powiedzenia miała mu niesamowicie dużo, ale pierw chciała być tego oewna. - Dunedin jest nudne, tak właściwie. A ich uniwerek to jedna wielka tragedia. Nie podobało mi się tam. - Dodała nieco śmielej. Temat związany z nauką wydawał się jej teraz najbardziej neutralny i bezpieczny. - Mam przez nich drobne zaległości... złapałam się na różnice w programie i będę musiała nadrobić jeden z przedmiotów. - Dodała jeszcze cicho, oczekując na swoją kawę.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  11. Powstrzymała się przed rzuceniem oceniającego spojrzenia w stronę młodej dziewczyny, ale niewiele brakowało, aby skomentowała w jakiś sposób jej zachowanie. Ugryzła się jednak w język w odpowiednim momencie. Nie chciała przecież być taką dziewczyną. Ba, nie była taką dziewczyną. Nie rozumiała jednak, co podpowiadało jej takie myśli. Thea? Poczucie, że w życiu jej ojca może pojawić się ktoś inny, ważniejszy? Nie była psychoanalitykiem, nie miała nic wspólnego z psychologią i nie była w stanie przeprowadzić na sobie żadnej z analiz, ale coś jej podpowiadało, że to był powód ciągłego poczucia jej strachu. Skąd jednak miała wiedzieć, jak miałoby to wyglądać, skoro Arthur nie miał pojęcia, że pięć miesięcy temu na świat przyszła jego córeczka?
    Wyrzuty sumienia, że ogranicza ich kontakt. Ona sama wychowała się w pełnej rodzinie. Miała i mamę, i tatę. Wewnętrznie strasznie cierpiała, ponieważ wiedziała, że Thea nie zazna takiej miłości. Nawet jeżeli Arthur dowie się o dziecku, nie stworzą takiej rodziny i to sprawiało, że Ella czuła się po prostu potwornie.
    — Arthur, nie ma sensu rozwodzić się nad tym co było… Teraz najważniejsze jest wszystko to, co dzieję się w chwili obecnej i co będzie jutro. — Uśmiechnęła się łagodnie. Naprawdę wierzyła w to co właśnie powiedziała. Chwila obecna była najważniejsza. To czy Thea jest zdrowa i czy jutro Elle będzie w stanie zapewnić jej dobry byt. Prawdą było, że w momencie przyjścia na świat dziecka, pogląd na niektóre sprawy po prostu się zmienia, chociaż nie zawsze było tak kolorowo. Pierwsze dni wspólnego życia, dla Elle były tragedią. Tak jak ostatnie tygodnie ciąży, gdy miała wrażenie, że nic nie jest w stanie sama zrobić, gdyż wielki ciążowy brzuch wszystko jej utrudniał.
    Zagryzła mocno wargi i oparła się łokciami o poduszkę trzymaną do tej pory na kolanach, nachylając się delikatnie do przodu.
    — Nie wiem czy to jest to, czego chcę. — Szepnęła, prostując się i chwytając kubek, na którym palce zacisnęła tak mocno, że te zaczęły aż bieleć. — Po prostu… nie chcę rozmawiać z tobą o kontach nachylenia dachów, nie chcę rozważać nad nośnością ścian. Chcę… Nie wiem czego chcę, ale nie tego. — Szepnęła znacznie ciszej. Brzmiała, jak wariatka. Bo jednocześnie nie chciała więcej zagłębiać się w ten związek ani go tworzyć, ale jednocześnie chciała ponownie poczuć zapach jego perfum, miękki materiał tamtej niebieskiej bluzy i… wiedziała, że musi przestać myśleć o nim w taki sposób.

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  12. — Chyba… Tak mi się wydaje. — Powiedziała, zastanawiając się nad tym co konkretnie miał na myśli. Brzmiało to dość dwuznacznie, ale ona sama, pomimo starań nie określała się za każdym razem jasno i wyraźnie. Po chwili jednak zmarszczyła czoło. Nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji. Zmarszczyła delikatnie brwi, wpatrując się w niego uważnie i nie spuszczając nawet na chwilę spojrzenia z jego twarzy. Nie do końca rozumiała co miał na myśli przez swoje słowa. Niszczyła go? Jak… kiedy? Nie widziała swojej winy w jego zachowaniu. W końcu to on sam zaczął zachowywać się w nieodpowiedni, zbyt nachalny sposób. Zagryzła tylko nerwowo wargi. Nicolas. Arthur może nie wiedział wszystkiego o jej relacji z Nickiem, ale widział ich niejednokrotnie razem w parku czy podczas przerwy pomiędzy zajęciami.
    Nagle poczuła się niepewnie. Jakby w jednej chwili skurczyła się do miniaturowych rozmiarów, a cała pewność siebie, którą zdołała w sobie wyćwiczyć zniknęła.
    Czy to jej niezdecydowanie sprawiło, że Arthura dopadła obsesja? Nie chciała myśleć o sobie w taki sposób, ale jego słowa dobitnie jej to uświadomiły. Nie rozważała tego wcześniej w taki sposób. Nie myślała o tym co może czuć mężczyzna, najważniejsze dla niej było jej własne ja, jej własne poczucie bezpieczeństwa i komfortu.
    — Masz rację, przepraszam. — Szepnęła cofając się od stolika i ponownie, zatopiła się w kolorowych poduszkach, mimowolnie zaplatając dłonie na wysokości klatki piersiowej, chwyciła swoich własnych ramion, dając tym samym sobie chociaż odrobinę wsparcia, samej sobie. — Nie wiem Arthur czy ta kawa to był dobry pomysł. Chyba nie jestem jeszcze gotowa, minęło za mało czasu odkąd znów tutaj jestem. To… dość zabawne, bo wyjechałam aby odpocząć od wszystkiego, a mam wrażenie, że wróciłam tylko do większych problemów, które chyba zaczynają mnie przytłaczać. Wiesz, prawdopodobnie zrobiłam bardzo źle, że wyjechałam, ale… jak sama mówiłam wcześniej, rozpamiętywanie przeszłości nie ma sensu. — Przerwała, zastanawiając się jakich użyć słów, aby niczego się nie domyślił. — Tylko coś mi cały czas podpowiada, że już zawsze będziesz w moim życiu i… nie chcę zamykać tego w architekturze. — Spojrzała na rozkruszoną babeczkę przy Arthurze i z trudem powstrzymała się przed sprzątnięciem bałaganu, który zrobił. — Jeżeli mam spełnić twoją prośbę, chyba powinnam już wyjść. — Dodała cicho przez ściśnięte gardło, starając się z całych sił, aby jej głos nie zadrżał. Przy wypowiadaniu jednak ostatnich dwóch słów, nie była w stanie nad tym zapanować. Nim wstała gwałtownie z kanapy, wsunęła dłoń do kieszeni spodni, aby wyjąć z niej banknot dwudziestodolarowy, który powinien wystarczyć na opłacenie jej kawy, po czym wsunęła go pod kubek, a później wstała i za wszelką cenę starała się nie rozkleić, dopóki stała w kawiarni.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  13. Gdyby nie Shane Grey, nie miałaby pojęcia o żadnej domówce. Ba, gdyby nie chłopak nawet by sie tam nie pojawiła. Byl jednak jednym z tych niewielu ludzi, z którymi mogła normalnie rozmawiać. Nikt go szczególnie nie interesował i nie byl wścibski. Idealny kandydat na spedzenie z nim wieczoru, aby się po prostu odstresować, puścić nieco lejce wyobraźni i zabawić się. Zapomniala jednak o dość istotnej sprawie: Shane pił zdecydowanie za dużo i za szybko, nie przyjmując przy tym odmowy. Wyjście z nim było więc gwarancją długiego powrotu do domu. Villanelle zapomniała również, że nie pijąc alkoholu przez prawie rok, ten zadziała na nią znacznie mocniej i szybciej niż dotychczas.
    Widok Arthura bawiącego się z tą wywłoką z kawiarni sprawił, że coś się zagotowało w Elle, a to z kolei sprawiło, że musiała ugasić rozwijajacy się w niej pożar: oczywiście polewaną przez Shane wódką, co nie było wcale dobrym rozwiązaniem. Obiecała sobie jednak, że nie będzie na nich nawet patrzeć, że to nie jest jej sprawa i w sumie, to może i lepiej. Pech chciał, że Grey w pewnym momencie chwycił mocno jej dłoń i po chwili stali już na parkiecie, chociaż Villanelle była bardziej uwieszona na jego karku i próbowała się nie przewrócić po tka nagłym zerwaniu się z kanapy.
    - Wow, zapomniałem już jak się z tobą dobrze tańczy - Shane krzyknął do jej ucha, na co dziewczyna tylko spojrzała na niego, wywracając oczami i skupiając swoje spojrzenie na Arthurze.
    - Czy ja jestem od niej brzydsza? - Jęknęła do swojego partnera, wbijając ostre spojrzenie w dziewczynę o której była mowa.
    - Jesteś piękna Vill, ale ja zdecydowanie wole bkondynki. Przepraszam.
    - Kretyn - Jęknęła, trzepiąc go w ramię gdy miała pewność, że ustoi na nogach o własnych siłach. Miała odpuścić sobie ten taniec i wrócić na kanapę, ale w tym samym momencie zauważyła, jak Arthur i blondyna kierują się w stronę kuchni. Walczyla krótką, króciutką chwilkę ze sobą, a później skierowała kroki tuż za nimi.
    - Już o mnie zapomniałeś, Artie? - Wbiła w niego spojrzenie, podchodząc do lodówki. Przecież nie mogła pokazać, że przyszła tu za nimi. Podejrzewała, że rano znienawidzi i siebie i Shane, ale teraz nie przejmowała sie niczym. Na ten moment jej celem było odklejenie tej dziewczyny od jej Arthura.

    zazdrośnica Elka

    OdpowiedzUsuń
  14. Villanelle wypiła tego wieczoru zdecydowanie za dużo alkoholu, jak na swoje własne możliwości. Gdyby zachowała umiar, nawet by słowem sie nie odezwała, a juz na pewno nie zrobiłaby tego, co obecnie chodziło jej po głowie i co zrobić zamierzała.
    - Suka?! - Powtórzyła z oburzeniem za blondynka i zmarszczyła brwi, trzaskając drzwiczkami lodówki. Odechciało jej się wiecej alkoholu. - Rozumiem, że mówisz o sobie. Nawet by sie zgadzało. Do ilu się tak ślinisz w tej kawiarni, co? - Gdy Claire znalazła się blisko niej, Elle była gotowa rzucić się na nią z paznokciami wprost do jej oczu, obecność Arthura sprawiała jednak, że powstrzymała się przed posunięciem do agresji. Nie była przecież taka, nie biła się o chłopców ani o nic innego.
    - Ile związków już tak zniszczyłaś co!? - Wrzasnęła nagle, a gdy Art zaproponował, że sobie po prostu gdzies pojdą, chwyciła nadgarstek dziewczyny i szarpnęła nią delilatnie. - Nigdzie nie idziesz miała dziwko. - Uniosła ton, puszczajac jednak szybko studentkę. Przymknęła na chwilę powieki czując jak kręci się jej w głowie z nad miaru wódki, jak i emocji. - Zastanawiałas się nad tym ile rodzin rozbiłaś!? Boże, spieprzaj od niego i nawet nie próbuj się zblizać, bo obiecuję ci, że wyrwe z twojej głowy te blond kudły! - Krzyknęła, zataczając się delilatnie. Czuła, jak ucieka jej spod nóg wszystko to o co się starała, wiedziała też, że wychodząc wtedy z kawiarni dała Arthurowi do zrozumienia, że nie chce w tej chwili miec z nim nic wspólnego, ale miała... miała z nim dziecko i teraz, wrzeszcząc na dziewczynę, która była zagrożeniem dla szczęśliwego wychowania Thei, w mniemaniu Elli. - On ma już rodzinę, więc daj mu, kurwa spokój, dziwko! - Wrzasnęła, popychając ją do tyłu. Jej krzyk musiał być na tyle głośny, że dał się usłyszeć poza pomieszczeniem, gdyż do kuchni wszedł Shane, w którym chyba obudziły sie wyrzuty sumienia.
    - Hej, hej. Drogie panie spokój. - Zarządził, jednak nie zdążył wejść pomiędzy nie, gdyż Clarie zdążyła chwycić ciemne włosy Elle, ktore do tej pory opadały na ramiona Madisson.
    - Możesz zapomnieć, że ją kiedykolwiek pozmasz, jeżeli będziesz się tak zachowywał, Arthur! - Jęknęła czując jak po jej policzkach spływają łzy. Nie wiedziała tylko dlaczego, czy z powodu bezradności, czy przez ból skóry głowy przez ciagnięcie za włosy.
    - Villa, chyba dolałem ci wódki do popitki. - Mruknął Grey, który nie bardzo orientował się o co tak właściwie poszło. Zreszta patrząc po minach osób w kuchni, chyba tylko Villanelle wiedziała o co tak naprawdę chodzi.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  15. — M-m-masz. — Ledwo z siebie wydusiła przez gorzkie łzy, które coraz szybciej spływały po jej twarzy. Próbowała nad sobą zapanować, jednak żadne głębokie oddechy, ani próby skupieniu się na czymś pozytywnym w ogóle jej nie pomagały. Obecność blondynki i Shane nie pomagały jej w powrocie do spokoju. Gdy Arthur odezwał się do Greya, popychając delikatnie dziewczynę, Elle nieco się uspokoiła, jednak nadal płakała. Zrozpaczona płakała, bo inaczej wyobrażała sobie to wszystko. Swój powrót, kontakt z Arthurem i… wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej.
    Gdy mężczyzna stanął przed nią, Elle ułożyła ostrożnie dłoń na jego policzku, który był delikatnie zaczerwieniony.
    — Boli? — Szepnęła, zagryzając wargę. Była mu niesamowicie wdzięczna, że z nią został, że w tym konflikcie wybrał ją, a nie tę paskudną blondynkę. — To przeze mnie, przepraszam, Artie, przepraszam. — Szeptała, całkiem zapominając o co ją przed chwilą pytał. Dopiero, gdy ponowił pytanie, utkwiła spojrzenie w jego oczach i uśmiechnęła się smutno, przez łzy. Wciskając dłoń w jego policzek odrobinę za mocno.
    — Ona ma takie same oczy jak ty… są identyczne, Art. — Dodała cicho, a po chwili ponownie się odezwała, czując, jak jej serce zaczyna bić znacznie szybciej. — Swoją, c-córkę, Arthur. — Zacisnęła mocno powieki, ale szybko otworzyła jednak oczy. Chciała widzieć jego reakcję, a poza tym nie skończyła jeszcze mówić wszystkiego, co zamierzała mu w tym momencie jasno określić. — Ale nie poznasz jej, nie możesz… nie pozwolę na to, jeżeli będziesz się spotykał z tą dziewczyną. Nie podoba mi się, nie lubię jej, Arthur. — Oznajmiła, zagryzając wargi. To ona była jej mamą i nie pozwoli, aby jakakolwiek inna kobieta zajmowała się wychowaniem małej Thei. Tylko ona mogła to robić i jej matka, żadna inna kobieta, zdaniem Elle nie miała do tego prawa i panna Madisson zamierzała postawić na swoim. Za wszelką cenę. — Ja nie mogę pozwolić, aby ktokolwiek ją skrzywdził. — Szepnęła, czując jak na nowo zalewa ją fala łez. Zaczęła łkać, a jej ciało drżeć. Tak długo skrywała przed światem istnienie swojej córki, że teraz nie była pewna czy jest jej lepiej z faktem, że w końcu komuś o tym powiedziała i czy dobrze zrobiła mu mówiąc.
    — Nie tak miałeś się dowiedzieć. — Wychrypiała nieco niewyraźnie przez łzy i alkohol. — Miałeś inaczej się dowiedzieć. — Szepnęła i sama nie wiedząc dlaczego, zacisnęła dłonie w pięści i delikatnie uderzyła mężczyznę w jego tors. — Wszystko zniszczyłeś, po co z nią tu przylazłeś. — Jęknęła, podciągając nosem.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  16. Pierwszy raz widziała go w takim stanie. Jeszcze nigdy wczesniej na nią nie krzyczał, a już nigdy w taki sposób. Czuła się okropnie i miała wrażenie, że w jednej chwili straciła wszystko. Za błędy i głupotę trzeba płacić, wiedziała to od dawna, jednak jeszcze niespełna rok temu była przekonana, że to najlepsze co robi dla siebie, ale przede wszystkim dla Thei. Teraz wiedziała, że popełniła największy błąd w swoim życiu.
    Pokiwała tylko twierdząco głową na jego słowa, gdy to wszystko wypowiedział poczuła, jak bardzo sie myliła. Tylko, że z jego słów brzmiało to tak, jakby to ona była tą zła. A przeciez chciała dobrze. Poza tym Arthur nie zaznaczył, jaką miał obsesję na jej punkcie, a kierowana strachem podjęła decyzję o wyjeździe.
    Nie była w stanie zaprotestować, byla zmęczona i pijana i chocoaz starała się wyszarpać z jego uścisku nie była w stanie tego zrobić.
    - Nie. - Szepnęła cicho, aby po chwili otulić się ramionami. W dnie było ciepło, ale wieczory i noce robiły się chłodne. Była w samych jeansach i satynowej bluzce na ramiączkach. - Nie, Arthur. - Powtórzyła głośniej i pewnym siebie tonem. Bała się, że jej ją zabierze, że odbierze jej całe szczęście, które jej pozostało.
    - Nie pozwolę, abyś sie do niej zbliżał w takim stanie. To jest malutkie dziecko, nie pozwolę jej skrzywdzić... nie chcę. - Mruknęła. Ona sama nie powinna będac w takim upojeniu zajmowac się córką i była wdzięczna rodzicom, za opiekę nad małą, chociaż teraz ogromnie żałowała, że w ogóle przyszła na imprezę. - I nie możesz na mnie krzyczeć, nie możesz o mnie tak mówić. - Łzy znów zaczęly zbierać się w jej oczach. - Wyjechałam bo się bałam! Bałam się ciebie i nie mogłam pozwolić na to, żebyś był obok! Jesteś... byłes chory, Art! Normalni ludzie nie maja takich obsesji! Ja, nie mogłam pozwolić, żebyś był blisko. Powinieneś się cieszyc, że nie masz zakazu zbliżania się do mnie! - Krzyknęła głośno, probując wysunąć się spod jego ciała. Coś strasznie uwierało ją w plecy i miała wrażenie, że jest coraz zimniej. Do tego nie zamierzała mu teraz pokazywać córki w środku nocy.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  17. Główny problem Villanelle polegał na tym, że tak naprawdę sama nie wiedziała, czego chce. Zaczęła spotykać się z Arthurem tylko po to, aby wzbudzić zazdrość Nicolasa – to był fakt. Tylko, że jej się naprawdę dobrze rozmawiało i spędzało czas ze starszym od siebie mężczyzną, dopóki nie wyszła na jaw jego obsesja na jej punkcie. Wtedy chciała to urwać dlatego, że się bała i dlatego, że Nick taki nie był. Był normalny… A teraz i ona powoli zaczynała wariować. Z bezradności, z niezdecydowania, ze strachu, który cały czas ją ogarniał i sprawiał, że wszystko wydawało się takie trudne i ciężkie.
    Najtrudniejsze wciąż jednak było przed nią, bo nie chciała odcinać kontaktu Arthura z Theą. Zwłaszcza teraz, gdy wiedział o swoim dziecku. Elle chciała jednak mieć pewność, że może czuć się w jego obecności bezpiecznie, że może ze spokojem dać mu dziecko na ręce i… nie wierzyła, że stworzą rodzinę. Jednak myślała o tym, zwłaszcza przy końcówce ciąży. Wiedziała, że małe zawiniątko jest jedyną rodziną, jaką posiada w tym momencie Arthur i naprawdę, jej głównym celem w życiu nie było pozbawienie go wszystkiego. Nie chciała robić mu pod górkę, po prostu… chciała mieć nad tym kontrolę. Nic więcej.
    — Wcale nie. — Szepnęła cicho, wpatrzona w jego plecy. Tego wieczoru miała już dość łez i naprawdę najchętniej znalazłaby się już w domu, w ciepłym łóżku z herbatą w ręce. — Powiedziałam ci przecież, że żałuję tego wyjazdu. Powiedziałam ci, że o tobie myślałam i że teraz wiem, że zrobiłam źle. — Przypomniała mu to co mówiła w kawiarni. Nie miała zamiaru go gonić i błagać o kontynuowanie tej rozmowy. Nie chciała już go dzisiaj widzieć, gdyż wzbudzał w niej za dużo skrajnych emocji, ale musiała zrobić jeszcze jedną rzecz, nim odejdzie. — Zadzwoń do mnie, jak będziesz w stanie na mnie spojrzeć. — Powiedziała nieco głośniej, a następnie przetarła twarz dłońmi. Nie zamierzała wchodzić nawet na chwilę na tę cholerną imprezę raz jeszcze, podejrzewała również, że powrót z Greyem do domu, mógłby zakończyć się w południe i nie była pewna, czy przypadkiem chłopak nie obraca właśnie tej głupiej Claire, która w chwili obecnej była wszystkiemu winna. Tak zamierzała sobie tłumaczyć dzisiejszą noc panna Madisson. Wszystko co złe, to ta cizia z kawiarni. Przetarła raz policzki, zgarniając z nich łzy i powoli ruszyła za Arthurem. Byłą dużą dziewczynką, potrafiła sobie przecież poradzić sama w drodze do domu. W pewnym momencie przeszła na drugą stronę ulicy i zniknęła w jednej z uliczek.
    Gdy tylko dotarła do domu, włączyła dźwięk w telefonie i ułożyła go na małym stoliku, tak aby nic go nie zagłuszało. Czekała niecierpliwie na jakikolwiek znak. Gdy komórka wydała z siebie jakikolwiek dźwięk, Elle rzucała się na nią z nadzieją, że to Arthur. Nie umiała wytłumaczyć, dlaczego to robiła. Dlaczego tak bardzo czekała na wiadomość od niego i dlaczego, tak bardzo zależało jej na tym, aby nigdy więcej na nią nie krzyczał i nie patrzył na nią tym okropnym spojrzeniem, jak tamtej nocy w kuchni… wiedziała już teraz, że to było najgorsze spojrzenie jakie na sobie czuła.

    Elka

    OdpowiedzUsuń
  18. Gdy tylko zorientowała się, że telefon dzwoni, wyciągnęła rękę z łóżka i złapała go. Przez chwilę wpatrywała się w wyświetlacz. Nadal miała zapisany jego numer. Nim jednak odebrała, przymknęła na chwilę powieki, próbując sobie ułożyć przykładową rozmowę, jaką przed chwilą mieli odbyć. Zagryzła wargi i przesunęła zieloną słuchawkę, nie przejmując się tym co przed chwilą myślała. Arthura nie dało się przewidzieć, a zakładanie co takiego powie, było marnotrawieniem czasu.
    — Cześć — szepnęła nieco zachrypniętym głosem — wiesz, gdzie mieszkam, Art.… po prostu przyjdź. Nie musisz się martwić. Mój ojciec cię nie rozszarpie, nie ma go w domu, jest tylko mama, a ona… — Przerwała. Chciała powiedzieć, że chyba jest po jego stronie, ale wolała mu tego nie mówić, aby nie czuł się za bardzo pewnie. — Bądź koło trzeciej, dobrze? Thea zazwyczaj wtedy się budzi. — Szepnęła, odwracając głowę w bok i zerkając na łóżeczko, w którym spała mała dziewczynka, ubrana w beżowy śpioszek i okryta różowym kocykiem. — I nie jedz nic… mama zrobi obiad. — Dodała, zagryzając wargi. Nie czekając na jego odpowiedź, po prostu się rozłączyła. Spojrzała na wyświetlacz telefonu i zmarszczyła delikatnie brwi. Miała około dwie godziny, aby przygotować się nie tylko fizycznie, ale i psychicznie do spotkania z Arthurem.
    Pokój jej i Thea błyszczał. Villa sama była w szoku, że udało jej się tak szybko posprzątać po jej wczorajszym powrocie, a dodatkowo pozbierać walające się wszędzie dziecięce ubranka. Madisson nie była typem pedantki, jednak zawsze starała się utrzymywać względny porządek. Odkąd na świecie była Thea, nie szło jej tak dobrze. Nie była już tak dobrze zorganizowana, chociaż jej mama powtarzała, że w końcu jej porządek wróci, musi być tylko cierpliwa. Sama też doprowadziła siebie do porządku. Mokre włosy splotła w luźny warkocz, ubrała się w ulubione, czarne legginsy i jasnoszary sweter, który był przede wszystkim miękki i nie za ciepły. Wręcz idealny na wiosenną pogodę.
    Stresowała się, a od drugiej czterdzieści siedziała w kuchni, gdzie Thea miała rozłożoną interaktywną matę, a ona sama siedziała tuż obok niej i wpatrywała się w zegarek i nasłuchiwała pukania do drzwi czy też dzwonka. Wzdrygnęła się, gdy usłyszała tak długo wyczekiwany dźwięk. Przerzuciła mokry warkocz na jedno ramię i chwytając ostrożnie córeczkę na ręce podeszłą do drzwi, które otworzyła pani Madisson.
    — Dzień dobry. — Uśmiechnęła się pogodnie do ojca swojej wnuczki i gestem zaprosiła go do środka. Elle stała tuż za nią, tuląc do piersi Theę i głaszcząc ostrożnie jej główkę. Kobieta zamknęła za mężczyzną drzwi i uśmiechnęła się subtelnie. Villa była bardzo podobna do matki. Niektórzy mówili, że wyglądają jak siostry a nie córka z matką. Młoda dziewczyna miała nadzieję, że dokładnie tak samo będzie z nią i jej córeczką. — Będę w kuchni, dokończę obiad. Zawołam was, gdy będzie gotowy a… gdyby cokolwiek się działo, po prostu mnie zawołajcie. — Ułożyła dłoń na ramieniu córki, a Elle skinęła tylko delikatnie głową.
    — Poznaj swojego tatę, księżniczko. — Szepnęła cicho, ostrożnie odwracając dziewczynkę tak, aby oprzeć jej główkę o swoją pierś i aby Arthur mógł zobaczyć twarz dziecka. Zagryzła wargi i nic więcej nie mówiąc, bojąc się, że zaraz znów się rozpłacze, powoli ruszyła w stronę pokoju, którzy całkiem przeszedł niemowlęcym zapachem, chociaż ta słodka woń unosiła się w całym domu.

    Elka i Thea

    OdpowiedzUsuń
  19. W pierwszej chwili się wystraszyła, gdy Arthur osunął się na ziemię. Dopiero po chwili odetchnęła lekko, rozumiejąc o co chodzi. Zacisnęła wargi, aby zaraz je rozluźnić i nerwowo oblizać./
    — To nie tak, że pozwalam ci tu przyjść, aby po chwili powiedzieć, że masz się do nas nie zbliżać. — Powiedziała powoli, bardzo rozważnie dobierając słowa. Nie chciała, aby kolejny raz wyszła jakaś niesympatyczna dla nich sytuacja. Naprawdę, Elli nie zależało na ciągłych kłótniach, krzykach czy płaczu. — Arthur… wiem, że zrobiłam źle wyjeżdżając i nic ci nie mówiąc, że nawet nie dałam ci szansy na udowodnienie, że możesz być dla niej dobrym tatą. — Szepnęła siadając na łóżku i układając ostrożnie dziewczynkę obok niej na świeżej pościeli. Pozwoliła jej chwycić się za palec i uśmiechnęła się promiennie na widok jej spojrzenia. Uwielbiała patrzeć w jej oczy. Uwielbiała wąchać jej stópki i całować odkryty brzuszek. Wtedy nie myślała o niczym innym, jak o niej.
    Thea ruszała żywiołowo nóżkami, zaciskając mocno rączką palce Elle i uśmiechała się przy tym, wydając z siebie piskliwe dźwięki.
    — Tak skarbie, jesteśmy tu wszyscy. Cieszysz się… widzę. — Zaśmiała się cicho, nachylając się, aby ucałować ostrożnie jej czółko, a następnie spojrzała na Arthura i kiwnęła delikatnie głową na miejsce obok Thea.
    — Chcę ci zaufać, Arthur. Chcę wierzyć, że będziesz dla niej dobry. Naprawdę. — Szepnęła, nie spuszczając spojrzenia ze swojej córki, z ich córki. Wówczas łatwiej mówiło jej się o trudnych rzeczach. — Gdy się urodziła… myślałam o tym co zrobiłam. O tym, że nie powinnam decydować za nią i za ciebie, czy możecie się poznać… w Dunedin, patrząc na nią, za każdym razem widziałam naszą trójkę. Wyobrażałam sobie, że jesteś tam ze mną i, że… że oboje naprawdę jej chcieliśmy. — Zadrżał jej głos. Nie miała zamiaru mówić głośno o swoich pierwszych myślach, gdy zorientowała się, a gdy lekarz utwierdził ją w tym, że jest w ciąży. Zagryzła wargę i przełknęła ślinę. Nie może przecież ciągle przy nim płakać. Zsunęła się z łóżka i uklęknęła przed nim, złapała dłoń Arthura gdy usiadł na łóżku obok dziewczynki i delikatnie przesunęła nią po główce ich córeczki.
    — Gdybym mogła cofnąć czas… nie wyjechałabym drugi raz, Artie. — Szepnęła cicho, sama nie wiedziała po co to mówi. Instynkt pchał ją w stronę Marrisona, ze względu na Theę. Chciała dla niej, jak najlepiej. Czasami nawet zastanawiała się, czy byłaby w stanie nauczyć się żyć z Arthurem tak, aby Thea mogła wychowywać się w pełnej i szczęśliwej rodzinie. Później zdawała sobie sprawę, że z wymuszeń nigdy nie wychodzi nic dobrego. Dlatego starała się nie rozmyślać w tym kierunku, ale kiedy go zobaczyła w Auckland… znów coraz częściej wracała jej myśl, że cholernie źle postąpiła, decydując się na wyjazd, ucieczkę i zero znaku życia.

    Vilanelle

    OdpowiedzUsuń
  20. Gdyby ktoś w tej chwili poprosił ją, aby opisała dokładnie to co czuje, odpowiedziała by bardzo krótko: szczęście. Obecność Arthura w życiu jej córki i widok, jak wpatruje się w nią, jak czule i ostrożnie dotyka jej rączki sprawiał, że czuła ciepło. Promieniała, a na jej twarzy pojawiły się subtelne rumieńce.
    — Jest najśliczniejsza na świecie. — Szepnęła cicho. Wcześniej z pewnością, jakoś by zareagowała, gdyby Arthur znalazł się tak blisko niej. Teraz, gdy całą ich uwagę skupiała najważniejsza istotka w ich życiu, nie zwróciła nawet na to uwagi do momentu, gdy poczuła jego dłoń na swoim ciele, a po krótkiej chwili miękkie wargi na czole. Uśmiechnęła się tylko delikatnie, przenosząc spojrzenie z córki, na Arthura. Nie skomentowała jego słów. Mówienie w takiej sytuacji, że wcale jej nie chciała nie było na miejscu. Poza tym, to było wtedy. Teraz nie wyobrażała sobie bez niej życia. Uśmiechnęła się więc tylko subtelnie i oparła delikatnie skroń na jego ramieniu.
    — Wybaczysz mi kiedyś? — Zapytała, chociaż nie była pewna czy kieruje te pytanie do mężczyzny, czy może do Thei, a jej uśmiech osłabł. Może nie było dokładnie tak, jak sobie to wyobrażała, ale byli tutaj wszyscy. We trójkę, całą swoją pokręconą rodzinką. A ona i on wpatrywali się w swój maleńki cud. W piękne oczka, grubiutkie, acz jak urocze nóżki i uśmiech, najbardziej szczery, jaki w swoim życiu widziała Elle. Dokładnie taki, jakim obdarzał ją kiedyś Arthur. — Thea. Urodziła się dwudziestego szóstego sierpnia. — Odpowiedziała ze spokojem na jego pytanie, a później odrobinę rozochocona zaczęła mówić dalej. — Najbardziej lubi pluszaka w kształcie różowego króliczka, a ja całkowicie przepadłam… kupuję jej zdecydowanie za dużo różowych ubranek i non stop mam ochotę ją nosić i przytulać i… — Przerwała, zdając sobie sprawę, że powinna się uciszyć. W końcu mogła komuś powiedzieć o tym co czuje, jak bardzo kocha swoją córeczkę i, że nie widzi poza nią świata. Z drugiej strony to był Arthur, któremu odebrała ten czas… — Możesz. Śmiało, Artie. — Uśmiechnęła się, przyglądając mu się, jak chwyta ich córkę w swoje objęcia. Poprawiła tyko ostrożnie jej główkę, a po chwili zakrywała już twarz dłońmi, czując jak łzy wzruszenia spływają po jej policzkach. Wciąż miała rozregulowane hormony, chociaż lekarz zapewniał, że nie ma się czym martwić, a umowny czas sześciu tygodni jest tylko umowny i każda kobieta dochodzi do siebie powoli.
    — Boże… Jestem okropną matką. — Wyłkała zza dłoni. — Jak mogłam w ogóle pomyśleć, że zabronię wam spotkania, jak mogłam… — Rozkleiła się, czując, jak jej ciało zaczyna drżeć. Bardzo, ale to bardzo chciałaby cofnąć czas i chociaż sama wiedziała, że nie ma sensu użalać się nad przeszłością, sama nie potrafiła całkiem ruszyć do przodu. Podniosła się powoli z kolan i podeszła do stolika, na którym leżały chusteczki. Wyjęła jedną z nich i przetarła twarz z łez i wydmuchała nos.

    Villka

    OdpowiedzUsuń
  21. - Ma twoje nazwisko i jestes wpisane w akcie urodzenia, Arthur. - Szepnęła. Nie mogłaby trgo nie zrobić, chociaz poczatkowo rozważała nad wpisaniem "ojciec nieznany". Na jego słowa pokiwała tylko delikatnie głową, słysząc o różowym królestwie zaśmiała się cicho, wyobrażając sobie Arthura, jak faktycznie trzyma pędzel i maluje pokój. Niby nic wielkiego, a jednak kolejny raz poczuła falę ciepła.
    - Może jednak to tylko ja lubię ją w różu, pewnie przestraszyła się wizji różowego poloju. - Zaśmiała się cicho, zaciągając jeszcze nosem. W pierwszym odruchu chciała zabrać mu dziecko z rąk, ale gdy Artie stanął obok niej z Theą, wyciagnęła tylko dłoń aby chwycić jej maleńką rączkę.
    - Tatuś żartował skarbie. - Szepnęła, drugą dłonią delikatnie sunąc po jej główce. - Wiem, że nic nie zrobiłeś. Dzieci już tak mają. - Mruknęła cicho, momentami była wykończona bo o ile bywały dni, że Thea nie wymagała ciągłegu ziuziania, tak były i te, w których nie można było zrobić nic innego, poza ciągłym kołysaniem dziewczynki. - Chodź, przygotujemy jej jedzonko. - Normalnie dziewczyna karmiła piersią, ale po swoim wczorajszym wieczorze, wolała wspomóc się mlekiem modyfikowany. - Powiedz ładnie. Tatusiu jestem po prostu głodna, nic mi się nie dzieje. - Elle nadal trzymała ostrożnie jej rączkę i spojrzała na Arthura, posyłając mu delikatny uśmiech. Nim jednak ruszyła do kuchni, chwyciła jedną z grzechotek i pomachała dziewczynce przed oczkami, co pomogło ma chwilę w odwrócenie jej uwagi i spowodowało ponownie piskliwy śmiech.
    - Chodź ze mną. - Skinęła głową i ruszyła do kuchni gdzie jej mama przygotowywała nadal obiad, a sama Villa wstawiła wodę i wyciągnęła z szafki butelkę. - Możesz ją położyć na tej macie, Arthur. - Villanelle wskazała mu zabawkę Thei i sięgnęła z szuflady opakowanie mleka.
    - Masz zaczerwienione oczy. - Pani Madisson odezwała się, spoglądajac na córkę. - Villanelle, spójrz na mnie. - Podeszła do córki i chwyciła jej podbródek, aby spojrzeć na jej twarz.
    - Miałaś po prostu rację. - Szepnęła, zerkając na Arthura z Theą. - Nie ma nic bardziej rozczulającego... - kobieta tylko się zaśmiała i podeszła do Arthura. Ukucnęła obok i przyglądała się swojej wnuczcr.
    - Panie Morrison, musi pan wiedzieć, że moja córka jest uparta jak osioł, a ja jako matka muszę ją wspierać, nawet gdy się z nią nie zgadzam. - Szepnęła, aby Villa nie słyszała co dokładnie mówi. - Ale od początku jej mówiłam, że dziecko musi mieć obojgu rodziców. Villanelle jednak się uparła, a teraz strasznie żałuje... nie lubię patrzeć, jak zadręcza się wyrzutami. - Poklepała go delikatnke po ramieniu. - No, to proszę nakarmić moją śliczną wnuczusie, a od razu po yym, ja nakarmię was. - Podniosła sie mówiąc już głośno i wyraźnie, kierując się do stołu, gdzie powoli zaczęła szykować naczynia.
    - Chcesz? - Zapytała z butelką w ręce z gotowym pokarmem. - Ale wygodniej będzie nam na kanapie w salonie.

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Pewnie, nic na siłę, Art. — Uśmiechnęła się, usiadła wygodnie na kanapie i odebrała z jego ramion swoje dziecko. Ułożyła Theę do karmienia i podała jej butelkę, delikatnie bujając ramionami. Mała jednak nie była zachwycona sztucznym smoczkiem. — Wiem, że to nie to, co tak bardzo lubisz, ale nie ma innej możliwości dzisiaj, myszko. — Szepnęła, ponownie wsuwając w jej ustka butelkę, gdy ta wypluła ją. Starała się nie denerwować, gdyż była świadoma, że jest to wynik kolejnego jej błędu. — Nie możesz nie jeść. — Dodała, całując dziecko w główkę. Zaczęła bujać małą nieco mocniej, a gdy ta się nieco uspokoiła, kolejny raz spróbowała podać jej butelkę. Widząc, jak Thea zaczęła ssać smoczek, ulżyło jej, a na ustach pojawił się subtelny uśmiech.
      — Nie możesz być taki, bo cię znienawidzi. Albo nie będzie ci ufała — Zaśmiała się cicho. — Możesz być skarbie najpiękniejsza na świecie. Będziemy przemycać twoich chłopaków, jak taty nie będzie. Proste. — Zaśmiała się, jednocześnie dając mu delikatnie do zrozumienia, że tak właśnie robi z własną matką w tym momencie, goszcząc go w domu. Nie miało to być jednak w żaden sposób zgryźliwe, a jedynie uświadamiające. Zacisnęła jednak po chwili wargi, zdając sobie sprawę, że przecież nie będzie z tym problemu. Mieszkali oddzielnie i na ten moment, Elle nie widziała możliwości, aby było kiedykolwiek inaczej. Gdy mała opróżniła butelkę, Villanelle poprosiła Arthura, aby podał jej tetrową poduszkę, którą ułożyła sobie na ramieniu, a następnie delikatnie oparła o nie córkę, klepiąc ją delikatnie po maleńkich pleckach.
      — Nasze dni, wyglądają praktycznie dzień w dzień tak samo. — Odezwała się, tuląc do siebie córeczkę. — Po obiedzie zazwyczaj wychodzimy na spacer, tutaj niedaleko jest taki zielony plac… tam zazwyczaj się dotleniamy. Teraz jest łatwo, ale mam zacząć praktyki i mama ma mi pomóc, ale nie mam pojęcia jak ja bez niej wytrzymam. Nie chcę nawet myśleć o roku akademickim. — Westchnęła, układając małą na kolanach i uśmiechając się do niej szeroko, machając przed jej twarzą króliczkiem ułożonym z palców, mała uwielbiała, gdy jego uszy pospiesznie prostowały się i zginały, a Elle doceniała to, że Theę łatwo było zająć, tak naprawdę czymkolwiek. — Ojciec ma wrócić we wtorek, wieczorem, więc możesz tu nas jeszcze odwiedzić. — Przerwała, unosząc głowę, gdy mama oznajmiła, że obiad gotowy. — Później spróbuję go jakoś zmiękczyć. — Zaśmiała się, chociaż nie miała pojęcia jak miała by to zrobić. Podniosła małą i sama leniwie się podniosła. — No i to nie tak, że mówię o tych odwiedzinach, bo masz sobie iść po obiedzie, nie. Po prostu… chcę żebyś wiedział. — Dodała, z czułym uśmiechem mu się przyglądając.

      Elle

      Usuń
  22. — Pożyjemy, zobaczymy. — Zaśmiała się wesoło, odczuwając po raz pierwszy od długiego czasu wewnętrzny spokój. Bliskość Arthura i Thei wpływała na nią bardzo pozytywnie. Nie zapominała o innych problemach, ale w ogóle się na nich nie skupiała. Najważniejsi w tym momencie byli oni i wcale nie chciała się do tego przyznawać, czując się jak wariatka. Po wszystkim tym co zrobiła i co powiedziała, nie mogła tak nagle przecież poprosić go o przytulenie czy pocałunek, nie mogła mu się przyznać, jak bardzo pragnie usłyszeć, że je kocha, że nie tylko Theę, ale również i ją. Chciała mieć obok siebie kogoś, kto będzie w stanie obdarować je obie miłością. Nie mogła jednak przyznać się do takich pragnień, jakby coś takiego miało spowodować jej uwłaczenie. — Jak będziesz dla niej cały czas tak dobry, opiekuńczy i będziesz po prostu obok, z pewnością nie będziesz dla niej potworem. — Zaśmiała się, delikatnie ocierając się swoim ramieniem o jego ramię, niby przypadkiem, niby zamierzenie.
    — To bardzo miłe, że chcesz pomóc. Jestem za to ogromnie wdzięczna, ale na ten moment nie wiem nawet jak mógłbyś to zrobić. — Przyznała zgodnie z prawdą. Nie była gotowa na zostawienie Thei z nim samej. Nie chodziło tylko o to, że się bała, że małej coś się stanie, ale bała się, że Arthur zwyczajnie sobie nie poradzi, gdy córeczka zacznie histerycznie płakać lub zaczną wychodzić jej ząbki, o których ciągle powtarza jej matka i wspomina, jak ciężki to był okres u niej samej. — I doceniam, naprawdę doceniam twój zapał i twoje chęci… porozmawiamy o tym jeszcze, dobrze? Jak już będę znała swój grafik w jakikolwiek sposób. — Stresowała się niesamowicie samą myślą o praktykach. Nie dość, że po raz pierwszy zostawi Theę na tak długo to jeszcze praktyki miała mieć w firmie rodziców Nicolasa, modliła się, aby chłopaka tam nie było.
    — Myślałam, że zjemy razem, ale… boże, to byłoby cudowne, Arthur. — Zaśmiała się, oddając dziewczynkę w jego ramiona. Spokojne jedzenie z pomocą widelca i noża było niczym spełnienie marzeń, gdy nie musiała trzymać małej lub bujać jej w wózku i wpychać sobie cokolwiek do buzi tylko z pomocą widelca. Co prawda była niesamowicie głodna, ale nie zamierzała dużo jeść, jej organizm po wczorajszej imprezie nadal nie doszedł do siebie w stu procentach, a Elle wolała nie ryzykować zwrotu treści pokarmowej.
    — Urobimy go, prawda mamo? Chociaż nie wiem czy nie będziesz musiał przejść wstępnej akceptacji. — Zaśmiała się, przywołując własne słowa Arthura. Sytuacja była o tyle trudniejsza, że w oczach pana Madissona, Arthur pozbawił jego córkę niewinności co strasznie go zdenerwowało, chociaż sama Elle była już dużą dziewczynkę.

    Villka

    OdpowiedzUsuń
  23. W momencie, w którym dotarło do niej dźwięczne słoneczko, skierowała w stronę mężczyzny tęskne spojrzenie, szybko jednak odwracając wzrok. Pamiętała dokładnie widok jego i Claire prawie całujących się, chociaż bardzo chciała ten obraz wymazac ze swojej pamięci. Zawsze tak było, pod wplywem alkoholu pamiętała zazwyczaj te najbardziej bolesne sceny lub najbardziej żenujące, jak szarpaninę z dziewczyną. Postanowiła nie komentowac jego słów w żaden sposób, a na przeprosiny skinęła tylko głową. Arthura traktowała, jak bezpieczną opcję, plan b, gdyby nie wyszło jej z Nicolasem. Problem polegał na tym, że im bliżej była do utracenia go, tym bardziej czuła tęsknotę i zdawała sobie sprawę z tego, że wszystko w jej życiu potoczyło się zupełnie inaczej niż tego chciała. Widok Nicka z inną, nie wzbudzał w niej tak dużych podkladów zazdrości, jak widok Artiego z blondynką.
    - Błagam, mimo wszystko nie rozmawiajmy na takie tematy przy mojej mamie. - Jęknęła czując rumieńce na policzkach. Rozmawianie o seksie i spłodzeniu dziecka, pomimo dorosłości Elle, wprowadzało ją w lekkie zakłopotanie. Wbiła więc widelec w ugotowaną marchewkę i pospiesznie wsadziła ją do ust, starannie przezuwając, jakby chciała jak najdłużej miec pretekst do ciszy.
    - Bez przesady, miałam chwile wytchnienia dzięki mamie. - Posłała kobiecie całusa na odległość, a później ponownie wbiła widelec w warzywo. Czasami nie tyle zapominała, że rodzina Arthura zginęła, ale niektóre rzeczy umykały jej ze świadomości, jak chociażby to, że wydawało mu się, ze nie miala nigdy czasu ze spokojem zjeść. Na szczęście nie była sama, miała na kogo liczyć, w tym momencie jej uśmiech nieco osłabł. Arthur miał tylko Theę i ją, cokolwiek się wydarzy będa połączeni, a ona chciała mu to odebrać. Zagryzła wargi czując jak nie będzie w stanie nic więcej przęłknąć i odsunęła talerz, z którego zniknęło tak naprawdę niewiele.
    - Jak już raz wybije, to później będzie dobrze. - Zaśmiała się, odsuwając się odrobinę na krześle od stołu. - Podgrzeję to sobie później. - Mruknęła tylko do mamy i po chwili siedziała już po turecku obok Arthura. - Zostaw to, zaraz posprzatam.
    - Dzisiaj ci daruję, jestes zajęta, ale kolejnym razem wy robicie obiad. - Matka Elli zaśmiała się i pokręciła głową, a następnie wyszła z kuchni, zostawiając ich samych. Villanelle spojrzała na Arthura i uśmiechnął się ciepło.
    - Lubię ten widok. - Oznajmiła. - Lubię patrzeć na ciebie i Theę. - Dodała w ramach wyjaśnienia, a później z niepokojem zaczęła skubać skórki przy paznokciach. Bała się, zadać te pytanie, ale musiała wiedzieć. - Ty i ta dziewczyna... z kawiarni, to cos poważnego? - Dla bezpieczeństwa utkwiła spojrzenie w córeczce, aby przyladkiem nie zdradzić za dużo, kłębiących się w niej uczuć.

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  24. Słysząc jego słowa, zacisnęła mocno wargi, cały czas wpatrując się w Theę, wyciągnęła dłoń i zacisnęła ja delikatnie na jego ręce. To był odruch, nie była w stanie nad tyn zapanować. Na swoje usprawiedliwienie miała jedynie to, że i jemu dzisiaj zdarzyło się killa razy powiedzieć o killa słów za dużo. Uznała, że ten jeden jedyny raz mogła ona pokazać swoją słabość.
    - Nie chcę, żeby i ciebie ktoś dotykał. - Szepnęła cicho, zamykając oczy. Czując jak łzy ponownie tego dnia zbieraj sie w jej oczach. Nie chciała pokazywać mu swojej słabości, nie chciała aby widział, jej uczucia, niezdecydowanie i ten strach, który cały cxas odczuwała. - Przepraszam... - Szepnęła, cofając dłoń i chwytając Theę w swoje ramiona, chowając twarz w jej drobnym ciałku. Czuła wstyd, którego nie umiała wytłumaczyć. I ponownie nabrała chęć na skubanie tych przeklętych skórej, jednak trzymanie córeczki w ramionach skutecznie jej to uniemożliwiało. Miała ochotę schować sie w swoim pokoju, ukryć się przed światem, a przede wszystkim przed Arthurem. Zagryzla nerwowo wargi, przytulając się cały czas do Thei, czując jak łzy powoli spływają po jej policzkach.

    Elka i niegościnna autorka XD

    OdpowiedzUsuń
  25. Musiała go przeprosić. Czuła, jak bardzo go raniła. Z każdym kolejnym dniem zdawała sobie z tego coraz więcej i strasznie ją to bolało. Owszem, bała się go przed wyjazdem. Wystraszyła się jeszcze wczorajszej nocy, gdy zaczął na nią krzyczeć i patrzeć z nienawiścią, zmieszanym z bólem. A później z niecierpliwością wyczekiwała jego telefonu, bo nie umiała sobie wyobrazić go z inną kobietą. Nie chciała sobie tego wyobrażać, w dodatku cały czas w pamięci miała swoje wyobrażenia, które chyba już na trwałe utkwiły w jej myślach. Gdy w Dunedin chciała, aby był blisko, chciała, aby był obok, aby był tam z nią i Theą. Chciała i bała się jednocześnie, co nie było w ogóle racjonalne i doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
    — Chcę… chcę, żebyś nas kochał. — Wyszeptała ledwie słyszalnie, chyba nie do końca zdając sobie sprawę z tego co mówi. A może właśnie po raz pierwszy mówiła prosto z serca? Sama już nie wiedziała. Pogubiła się we własnych uczuciach, w wyborach pomiędzy tym co szczere, a tym co właściwe. Gdy poczuła na policzku jego dłoń, ulżyło jej. Tak bardzo brakowało jej jego dotyku, co było wręcz absurdalne, bo gdy kilka dni temu, gdy spotkali się po raz pierwszy była gotowa rzucić się na niego z pięściami, gdy tak nagle i niespodziewanie ją objął i trzymał w swoich ramionach. Dzisiaj, niewiele brakowało aby sama mu wepchnęła się pomiędzy jego silne ramiona.
    — Grey jest kretynem — wymamrotała cicho po chwili zastanowienia — nie chciałabym go na naszym ślubie. Pewnie przyszedłby z nogą w gipsie i całą twarzą w ranach, psułby wszystkie zdjęcia. I w dodatku powiedział, że Claire jest ładniejsza. — Zaniosła się kolejnymi łzami, pociągając nosem i jakby po chwili zrozumiała co właśnie powiedziała. Nie dość, że potwierdziła mu, iż jest w stanie wyobrazić sobie ich ślub z Greyem w gipsie, to jeszcze dała mu jasno do zrozumienia, jak bardzo zabolał ją jego widok z blondynką. Chociaż zapewnienia, że tworzy ona stereotyp typowej blondwłosej kobiety, ona wcale nie czuła się uspokojona. Głównie przez samą siebie i ciągłe myśli, i powtarzanie sobie samej, że przecież nie wie czego chce, nie wie czy coś czuje do Arthura, czy wszystko to co pomiędzy nimi było prawdziwe… W sercu znała odpowiedź na te zarzuty. Wiedziała, że nie musiała przed nim niczego udawać, że pomimo próby wzbudzenia zazdrości w Nicku, wyczekiwała na spotkania z Arthurem.
    — Ale…ale muszę sobie pierw wszystko poukładać. — Płakała, powoli odkładając Theę na matę, bojąc się, że zaraz i jej córeczka zacznie płakać. — Muszę mieć pewność, Arthurze… nie mogę, mam córkę i nie mogę podejmować pochopnych decyzji… jestem okropna, przepraszam, Art., przepraszam, że cię w to wszystko wciągnęłam, że tak bardzo zniszczyłam ci życie. — Zakryła twarz dłońmi, przypominając sobie słowa, które jej powiedział w kawiarni. Jego nie niszcz mnie. Tylko o to cię proszę Elle wciąż brzmiało w jej uszach.

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  26. Zacisnęła mocno palce na materiale jego koszulki, wtulając się w umięśniony tors i przymykając oczy. Łzy mimowolnie, nadal spływały po jej policzkach, jednak zdecydowanie było ich mniej, a sama dziewczyna odrobinę się uspokoiła, chociaż nie można było powiedzieć, aby nagle była oazą spokoju. Pochlipywała cicho, mocząc nieco bluzkę mężczyzny. W tym momencie jednak się tym nie przejmowała. Jego dotyk działał na nią kojąco.
    — Gdyby nie Thea, myślał być tak, prawda? Myślał byś, że cię zniszczyłam. — Szepnęła cicho, owiewając swoim oddechem kawałek jego ciała, przy którym skrywała swoją twarz. Czuła, że jeżeli nie poruszą niektórych kwestii, prędzej czy później to do nich wróci. Elle była przekonana, że porozmawianie o nich teraz, z pewnością ułatwi ich ewentualną, wspólną przyszłość. — Nie potrafię… nie umiem zrozumieć dlaczego zachowywałeś się wtedy tak… czułam się osaczona, Arthur. I… trochę się boję, że to znowu się stanie. Patrzę na ciebie i widzę, jak się zmieniłeś, ale gdzieś czuję… obawiam się, że to wszystko może wrócić. Dlatego nie umiem odpowiedzieć na twoje pytanie. Chciałabym, tak mi się wydaje, że chciałabym abyśmy byli po prostu szczęśliwą rodziną, ale, martwi mnie fakt, że coś może się zmienić. — Wyrzuciła z siebie swoje największe obawy i w tym momencie nie miała już nic przed nim do ukrycia. No, może z wyjątkiem miejsca w którym będzie odbywała praktykę, ale bała się, że gdy Arthur usłyszy gdzie to będzie, znów wpadnie w obsesję, że znów będzie wszędzie, że namiastka tego co dostała dziś po prostu zniknie i wróci smutna i przerażająca przeszłość. Tylko, że teraz jest też i Thea, której nie może dawać i zabierać ojca zależnie od jej relacji z nim. Dlatego to wszystko było dla niej tak cholernie trudne i skomplikowane. — Mam wrażenie, że jesteś teraz kimś zupełnie innym niż wtedy… ale wtedy, na początku też było dobrze, cudownie i… — Zagryzła wargi, odsuwając się odrobinę i spoglądając w jego oczy. — Nie poszłabym z tobą do łóżka tylko dla samego seksu, Arthur. Nie jestem taka… to co działo się wtedy, mam wrażenie, że działo się ze mną coś niedobrego, coś bardzo namieszało mi w głowie, ale… nie jestem taką dziewczyną. — Szepnęła, układając ostrożnie dłonie na jego policzkach i wciąż zerkając w jego oczy, te cholerne oczy, w których widziała Theę. Swoją małą córeczkę, całe swoje szczęście. Widziała to też w nim i czuła, jak tonie w tym spojrzeniu.

    Vilka

    OdpowiedzUsuń
  27. — Tylko, że te myśli nie chcą ode mnie odejść. — Powiedziała w końcu cicho. Zdawała sobie sprawę, że nie jest to łatwe również dla niego, jednocześnie dobrze wiedząc, że później może być za późno na wracanie do tego co było kiedyś. Wiedziała jedno. Jeżeli postanowią spróbować raz jeszcze zbudować silną, opartą na miłości i zaufaniu relację, nie chciałaby, aby wypominali sobie błędy przeszłości. Miała zamiaru go o tym poinformować. Nie chodziło o to, aby wszystko było zgodnie z jej warunkami i założeniami. Chciała, aby razem podejmowali decyzję, ale opierali się na czymś co wcześniej razem, wspólnie ustalą, jakieś zasady, które miały by pomóc im w późniejszych, nie zawsze łatwych sytuacjach.
    — Wiem — szepnęła cicho, podnosząc głowę i nie odrywając spojrzenia od niego, patrzyła tak jeszcze przez dłuższą chwilę, aż usłyszała imię Lavoisiera. Była zażenowana swoim zachowaniem, im dłużej myślała o tym co zrobiła. Była głupia. Głupia i nierozsądna. — Arthur… — Przerwała mu cicho, chociaż robiła to z duszą na ramieniu. Musiała mu jednak powiedzieć teraz. Póki wszystko ze spokojem próbowali sobie wyjaśnić. — Moja praktyka… będę ją odbywać w firmie jego rodziny. — Wstrzymała na chwilę oddech, jakby bojąc się, że za chwilę całe ten spokój zostanie przerwany i na nowo zacznie się ich kłótnia. Bała się, że znów na nią spojrzy tak, jak wczoraj. Skuliła się w ramionach, jednak jego delikatny dotyk sprawiał, że czuła się znacznie pewniej niż minionej nocy, gdy pijana nie miała pojęcia co się właściwie dzieje.
    — Nie chcę, aby to były tylko moje warunki… nie chciałabym też, abyśmy sobie cokolwiek więcej wypominali… chcę. Chciałabym spróbować tego raz jeszcze Artie, ale szczerze i powoli. Bez pospiechu, bez głupich gierek — tu oczywiście miała na myśli samą siebie — bez ciągłej kontroli. Chcę ci ufać, ale chcę abyś i ty zaufał mi. — Przesunęła wierzchem dłoni po jego policzku i uśmiechnęła się subtelnie, gdy ucałował jej nadgarstek. Elle okręciła się wokół siebie tak, aby delikatnie oprzeć się na torsie mężczyzny i swobodnie móc przyglądać się Thei. W wolną dłoń Arthura wsunęła swoją i splotła ich palce, delikatnie je zaciskając. Odetchnęła głęboko. Miała wrażenie, że głowa zaraz jej pęknie, a godzina jest znacznie późniejsza niż faktycznie. Ten dzień, chociaż pełen pięknych chwil, był bardzo trudny. Villanelle wierzyła jednak, że teraz, gdy podzielili się ze sobą swoimi obawami i zapewnieniami, będzie już tylko lepiej. Zmarszczyła jednak delikatnie brwi i odwróciła głowę i uniosła ją nieco, aby spojrzeć na Arthura. — Chciałabym, aby wszystko było już tylko dobrze. — Szepnęła, uśmiechając się subtelnie. — Nie miałam pojęcia, że można kogoś kochać tak mocno, tak bezwarunkowo — dodała, sunąc palcem po brzuszku córeczki, przymykając przy tym powieki. Była zmęczona tym wszystkim. Stresem, zżerającymi wyrzutami sumienia, strachem i ciągłym płaczem oraz tą rozmową. Teraz jednak poczuła spokój, taki, którego nie czułą w przeciągu ostatniego roku. Miała wrażenie, że w końcu, po raz pierwszy od dawna zaśnie ze spokojem i obudzi się bez poczucia winy.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  28. — Nie, nie zasypiam. — Powiedziała cicho, walcząc z samą sobą. Była zmęczona, jednak sama nie zdawała sobie sprawy z tego jak wygląda i dopiero, gdy próbowała się podnieść w momencie, kiedy Arthur odnosił małą do wózka, poddała się. Najchętniej nie ruszałaby się już nigdzie i po prostu została na ziemi, nie gardząc choćby przykryciem, cienkim kocem. — I nie mam kaca… prawie. Pójdę z wami. Chcę iść z wami. — Dodała, chwytając kark Arthura i uśmiechając się do niego. Chciała mu pozwolić na spacer, ale odrobinę się obawiała. A co, jeżeli coś się wydarzy? Jeżeli mała będzie płakała, a Morrison sobie nie poradzi z nią? Poddała mu się całkowicie, zwłaszcza gdy poczuła pod głową miękką poduszkę, a po chwili została przykryta kołdrą. — Bądźcie ostrożni. — Szepnęła błagalnie, a po chwili zamknęła oczy, odpływając w ramionach Morfeusza.
    Nie miała pojęcia ile minęło czasu. Obudziła się jednak nieco zdezorientowana. Za oknem zrobiło się nieco ciemniej, a ona, jeszcze pół śpiąca nie mogła odnaleźć Thei, obok siebie. Wydawało jej się, że miła piękny, acz nierealny sen. Był w nim Arthur i mama, oraz Thea, a wszystko zmierzało ku dobremu. Strach przerodził się jednak w panikę, a młoda dziewczyna podniosła się gwałtownie z łóżka.
    — Thea. Thea. Gdzie jest Thea!? — Krzyczała przerażona, wybiegając ze swojego pokoju z pospiechem wpadając do kuchni. Warkocz, który miała wcześniej spleciony w ogóle już nie przypominał swojej pierwszej wersji, a sweter, podwinął jej się delikatnie i przekręcił się w nim jeden z rękawów. Oczy wciąż miała zaspane, a głowa odrobinę ją bolała.
    — Spokojnie Villanelle. — Usłyszała łagodny głos mamy i coś się w niej uspokoiło, ale nadal była spanikowana. Była przekonana, że zasypiała obok córki, chociaż wydawało jej się, że w ramionach Arthura, ale to było tak absurdalne…
    — Gdzie jest Thea!? Widziałam się wczoraj z jej ojcem i chyba popełniłam błąd i, mamo, gdzie ona jest… — Jęczała pod nosem, wybiegając z kuchni do salonu i zatrzymała się w pół kroku, dostrzegając swoją matkę, Theę i Arthura. Ulżyło jej w jednej sekundzie. Chwyciła się za pieś, w miejscu, w którym znajdowało się serce i odetchnęła głęboko. — Wystraszyliście mnie i… to, to mi się nie śniło? — Nie miała pojęcia, jak bardzo komicznie musiała wyglądać i ile tak właściwie przespała. Wiedziała natomiast jedno, znowu panikowała i ośmieszała się jednocześnie. — Nie dobrze mi. — Wymruczała cicho pod nosem i skierowała się do łazienki, gdzie zerkając w lustro opłukała sobie twarz zimną wodą, wzięła kilka głębokich oddechów i raz jeszcze opłukała twarz zimną wodą. Miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje, a zimne dreszcze przeszły przez jej zmęczone ciało. — Już, już wychodzę. — Szepnęła, słysząc ciche puknie w drzwi łazienki.

    Elka

    OdpowiedzUsuń
  29. Spojrzała na Arthura i uważnie wsłuchiwała się w jego słowa, aby po chwili podejść do niego, zmniejszając dystans pomiędzy nimi, znacząco naruszając jego strefę przestrzeżni osobistej. Chwyciła ostrożnie jego ręce i powoli opuściła je wzdłuż jego ciała, aby po chwili już przykładać policzek do jego torsu, a dłonie spleść wokoł jego torsu.
    - Wystraszyłam się, że to wszystko tylko mi się śniło. - Szepnęła, nie puszczając go go na chwilę. Nie miała pojęcia, że aż tak zmęczona, aby nie zdać sobie sprawy z tego, co było rzeczywistością a co faktycznie snem. - Wystraszyłam się, bo miałam wrażenie, że Thea spała ze mną, Arthur, a jak się obudziłam to jej nie było. - Szepnęła, aby po chwili dodać jeszcze cicho. - Nie możesz teraz sobie iść, nie chcę, żebyś sobie poszedł. - Była świadoma, że co za dużo to niezdrowo i być może w ich przypadku, po tak długiej przerwie może się to sprawdzić, ale nie chciała. Po prostu nie chciała pozwolic mu wyjść. Bała się, że rano znowu będzie wydawało jej się, że po prostu śniła. Oczywiście nie było mowy, aby został ns noc, to byłoby niestosowne, ale chciałaby spędzić jeszcze odrobinę czasu z nim i ich córką. - Chyba wypiłam wczoraj o wiele za dużo i dopiero teraz czuję, że w końch się wyspałam, wiesz? - Szepnęła nim się odsunęła..
    Przestała go przytulać i delikatnie ułożyła dłoń na jego policzku, z subtelnym uśmiechem wpatrując się w jego twarz.
    - Musimy ustalić co z jutrem. Nie wiem czy od razu będę miała spędzić w biurze całe etatowe godziny czy być może tylko jakieś wprowadzenie. Nic nie mówili. - Zacisnęła usta w wąski pasek, zastanawiając się, jak własciwie miałby wyglądać jutrzejszy dzień. - Jakie masz na jutro plany? O której będziesz wolny? Chcesz w ogóle przyjść? Albo możemy spotkać się na spacerze. No i ze mną... ze mną wszystko dobrze, teraz już tak. - Mówiła, ciagnąc go powoli w stronę salonu. Kątem oka dostrzegając swoją mamę, uważnie im się przyglądającą. Elle zatrzymała się przy wózku i uśmiechnęła się na widok śpiącej kruszynki.
    - Jest piękna, prawda? - Szepnęła z uśmiechem, ściskając mocno jego dłoń. Jej pytanie oczywiście było retoryczne, Thea była najpiękniejsza.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  30. Czuła się trochę słabo, ale nie była teraz tak bardzo zmęczona, w końcu się wyspała, chociaz nerwowa pobudka sprawiała, że mogła wygladać nieco gorzej niż normalnie. Zresztą, wychodząc z domu zawsze nakładała makijaż, czesała starannie włosy i dbała o schludny wygląd. W domu, wyglądała dużo bardziej naturalnie, jednak zawsze chodziła w czystych ubraniach.
    - Po prostu... mogłes przeciez mieć jakieś plany. - Uśmiechnęła się, zagryzając wargę. - W takim razie zadzwonię lub napiszę do ciebie, jak tylko będę wiedziała o której mogę wyjść. I przestań już... mój ojciec na pewno nie będzoe zadowolony, ale tak naprawdę chce mojego szczęścia. - Ułożyła dłoń na jego ramieniu i uśmiechnęła się. Następnie z przerażeniem spojrzała na mężczyznę.
    - Boże, przecież ty nic nie jadłeś! - Jęknęła z przerazeniem i sama równiez poczuła głód. Te kilka warzyw, które zjadła podczas obiadu nie było w stanie zapewnić jej potrzebnych kilokalorii do zaspokojenia zapotrzebowania. - Chodź, podgrzeję obiad. Dlaczego nie mówiłeś, że jesteś głodny? Arthur. - Westchnęła i wyswobodziła się z jego uścisku, aby następnie chwycic wózek i przewieź Theę również do kuchni. Chciała spędzić ze swoją rodziną, jak najwięcej czasu. Całą trójką. Dlatego nie wyobrażała sobie angażowania mamy w pomoc w tym momencie. Teraz, we trójkę z pewnością sobie poradzą.
    - Siadaj. - Zarządziła stanowczo, odsuwając mu krzesło i podeszła do kuchenki, aby włączyć gaz i podgrzać jedzenie. - Nawet Thea wie, że trzeba dać znać, jak chce jeść. Art... - Mruczała pod nosem, wyciągając dwa talerze i mieszając w garnku. Po chwili stanęła przy stole z gotowanymi warzywami i mięsem w sosie pomidorowym. - Masz zjeść wszystko. Nie wypuszczę cię, dopóki talerz nie będzie pusty. Widzisz Thea... muszę tatusia pilnować bardziej niż ciebie. - Szepnęła do śpiącej córeczki, wyciągając jeszcze sztućce i podając mężczyźnie, usiadła w końcu sama naprzeciwko niego. - Smacznego. - Posłała mu ciepły uśmiech i sama zaczęła kroić sobie jedzenie.

    Elka

    OdpowiedzUsuń
  31. — Nie wiem czy zauważyłeś, ale spałam i wbrew wszelkim pozorom naprawdę się wyspałam. Dobrze zrobiła mi taka drzemka. — Westchnęła. — Poza tym nie wiem czy mam się obrazić? Sugerujesz, że źle wyglądam, tak? — Zaśmiała się, żartobliwie jąjcząc. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie wygląda dzisiejszego dnia, jak milion dolarów. Gdy była w łazience i opłukiwała twarz, doskonale widziała swoje worki pod oczami i sińce, bladość cery, która zazwyczaj wyglądała dużo promienniej. Dziś to po prostu nie był jej idealny dzień, jednak nie miała od rana ani czasu na wyszykowanie się, ani nie zamierzała też tego robić. Była w domu i nigdzie się nie wybierała, a Arthur w takim razie musiał się przyzwyczaić do tego, że jej twarz przez ten rok odrobinę się zmieniła.
    — Musisz powiedzieć mamie, na pewno będzie szczęśliwa, że ci smakowało. — Zmarszczyła brwi, i nim zdążyła zareagować, aby Arthur przestał się wygłupiać, ten zdążył umyć naczynie. Przechyliła głowę delikatnie w jego stronę, a czując jego ciepłe wargi na swoim policzku uśmiechnęła się subtelnie. Co prawda nie spodziewała się tego i uważała, że na takie czułości jest zdecydowanie za wcześnie, nie zdążyła nic zrobić, gdy rozległ się płacz Thei.
    — Na pewno. — Zaśmiała się na jego słowa. — To zemsta za brak dbania o siebie. — Wstała z krzesła i nim podeszła do Arthura, podeszła do szafki i urwała kawałek ręcznika papierowego, aby następnie zetrzeć plamę z koszulki mężczyzny, a następnie wyciągnęła z wózka tetrową pieluszkę i gdy Arthur przełożył delikatnie Theę, ułożyła pieluszkę przy jej główce tak, aby w razie czego nie poplamiła więcej swojego taty i uśmiechnęła się, głaszcząc główkę dziewczynki.
    — Chyba ten czas sam na sam dobrze wam zrobił. — Skomentowała, gdy ich córeczka wyraźnie dała mu do zrozumienia, że nadal chce być w jego ramionach. — Teraz masz przechlapane, albo ja. Bo jak już pójdziesz, ona nadal będzie chciała być u ciebie na rękach… więc lepiej ją wyprzytulaj ją porządnie i wycałuj. — Westchnęła, podchodząc zdecydowanie za blisko i podpierając się dłonią o plecy Arthura, stanęła na palcach i ucałowała główkę córeczki.
    Villanelle nie miała pojęcia, kiedy ten dzień minął. Był tak leniwy, pełen wydarzeń i uczuć, że przez chwilę nie wierzyła, że wszystko to wydarzyło się w ciągu jednego popołudnia i wieczoru. Westchnęła cicho, gdy zdała sobie sprawę z tego, która jest godzina. Podobał jej się niesamowicie ten czas, gdy znajdowali się po dwóch stronach łóżka, a Thea leżała pomiędzy nimi. Zgiętą rękę ułożyła pod głową, a podciągając kolana do siebie miała te szczęście, że mieściła się w poprzek na łóżku. Wpatrzona w Theę, nieświadomie sunęła opuszkami palców po wierzchu dłoni Arthura. Przeniosła spojrzenie na niego i uśmiechnęła się.
    — Cieszę się, że tu jesteś, Artie.

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  32. Gdy usłyszała, że może wyjść chwilę po pierwszej, nawet nie dzwoniła do Arthura. Była pewna, że skoro ten miał zajęcia właśnie do pierwszej, będzie po prostu w swoim mieszkaniu. Nic nie wskazywało na to, aby zmienił miejsce zamieszkania, uznała więc, że wracając do domu może po niego śmiało wjechać i razem mogą dostać się do jej rodzinnego domu, aby porozmawiać co dalej i spędzić ponownie czas z Theą. Nie zdawała sobie sprawy, że może za nim tak bardzo tęsknić. Z niecierpliwością wyczekiwała, aż w końcu otworzy jej drzwi. Była ciekawa jego miny i reakcji gdy ją zobaczy, ale gdy już drzwi się otworzyły, musiała za wszelką cenę starać się nie lustrować uważnie każdego centymetra jego sylwetki, chociaż początkowo błądziła spojrzeniem po jego ciele.
    — No cześć. — Zagryzła wargę, wpatrując się zdecydowanie za długo w jego umięśniony tors. — Pomyślałam, że zrobię ci niespodziankę… gdy powiedzieli, że mogę wyjść po pierwszej, ale chyba… chyba faktycznie powinnam wcześniej dać ci znać. — Czuła się odrobinę skrępowana, nie tyle jego widokiem bez koszulki, co świadomością, iż chciała bezkarnie wpatrywać się w te ciało, a może i nawet wtulić policzek w umięśnioną klatkę piersiową. Potrząsnęła delikatnie głową, zdając sobie sprawę, że jej myśli wędrują zdecydowanie za daleko. Przekroczyła próg mieszkania, ogarniając je pospiesznym spojrzeniem. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech, gdy odnalazła ślady wody prowadzące do łazienki. Zsunęła z ramienia torebkę i spojrzała na Artiego z uśmiechem. — Idź się szykuj, a ja wytrę podłogę. Powiedz mi tylko gdzie znajdę mop. — Oznajmiła wchodząc głębiej do mieszkania i odkładając torebkę na szafkę w pobliżu. — I nawet nie protestuj. Też wczoraj pozwalałeś sobie na dużo. — Zaśmiała się, nerwowo przeczesując włosy. Dziś wyglądała znacznie ładniej niż wczoraj. Była schludnie ubrana w czarne cygaretki i białą koszulę, w samochodzie zostawiła marynarkę. W firmie chciała wyglądać profesjonalnie, gdyby wpadła gdzieś na Nicolasa, nie chciała, aby pomyślał sobie coś nieodpowiedniego. Dlatego tylko jeden guzik aksamitnej koszuli był odpięty, ten przy kołnierzyku, chociaż nie wyglądała jak uczennica wybierająca się na apel.
    — Jeju, strasznie ciepło tu masz. — Westchnęła, automatycznie odpinając kolejne dwa guziczki koszulki, jakby miała się zaraz ugotować i uśmiechnęła się, automatycznie poprawiając włosy. — No… to gdzie ten mop? — Spojrzała na niego, kolejny raz, uważnie mu się przyglądając, chociaż w myślach miała ochotę się za to udusić, miała wrażenie, że przesadza, mocno przesadza.

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  33. Uważnie obserwowała każdy jego, nawet najmniejszy ruch. To jak sięgnął dłonią drzwiczek, jak wyciągał mop i przede wszystkim, jak później stanął. Nie miała pojęcia czy robił to specjalnie, czy był zupełnie nieświadomy, ale eksponując swoje mięśnie sprawiał, że Elli było coraz bardziej gorąco. Zarumieniła się, gdy zorientowała się, gdzie mężczyzna spogląda.
    - No wiesz co, Arthur! - Zaśmiała się, próbując podłapać żart - az tak gorąco jeszcze mi nie jest - mruknęła, chociaż nie była pewna czy było to stwierdzenie, a może raczej prośba, aby coś z tym zrobił. Przeczesała odruchowo włosy i przełknęła ślinę, ruszyła w stronę mopa w tym samym czasie, gdy Artie ruszył w stronę kuchennych szafek. Dziewczyna musiała zająć czyms ręce i myśli, aby nie rzucić się na ojca swojej córki. Słysząc jego pytanie od razu przeniosła za nim spojrzenie. Miała ochote krzyknąć, że powinien iśc sie ubrać i osuszyc, bo za chwilę zwariuje. Zamiast tego uśmiechnęła się tylko.
    - Tak, jesteś dużym chłopcem i bardzo to doceniam, ale... mógłbya nie roznosić po mieszkaniu więcej tej wody. - Chciała brzmieć spokojnie, tak jak wcześniej, ale nie była pewna czy jej to w ogóle wyszło. Czuła, jak od samego kego spojrzenia miękną jej nogi. - Myślałam, że się ogarniesz i pojedziemy do Thei... ale w sumie, kawa zrobiłaby mi bardzo dobrze. - Szepnęła, gotowa zaraz zacząć krzyczeć, że to cholernie nie sprawiedliwe mieć takie ciało i ugaszczać ją w samych spodniach, w dodatku, gdy cholerne mokre ciało sprawiało, że wyglądał dużo bardziej seksownie. - Nie... nie ubierzesz się? - Zapytała, ponownie przyglądając mu się zdecydowanie za długo.

    Elka

    OdpowiedzUsuń
  34. - Nie jestem, po prostu... po prostu to nie jest dobre dla nawierzchni. - Naprawdę się starała. Z całych sił starała nie dać po sobie poznać, że jego widok w takiej okazałości, tak bardzo na nią działa. Zagryzła wargi. Wiedziała, że pojawia się w jego mieszkaniu pp raz pierwszy i ostatni bez zapowiedzi. Czuła wyraźnie, coraz bardziej zagęszczającą się atmosferę i, chociaż chciała w pewnym momencie przestała uciekać spojrzeniem od jego ciała. Cholera, skubany dobrze wiedział co z nią robi, czuła to pod skórą, jednak nie mogła go w żaden sposób obwinić. Trzymał od niej ręce z daleka, dobrze wiedząc, że jeżeli to on przekroczy granice, Elle wykorzysta to przeciwko niemu. Nie podobało jej się to, jak sprawdza jej wytrzymałość i powściągliwość.
    - W drzwiach mówiłeś, że zrobisz to szybko. Że szybko sie ogarniesz. - Mamrotała czując, jak za chwilę wypali z jakimś głupim tekstem. Zacisnęła zęby, naprawdę walcząc z samą sobą. Wstrzymała oddech, gdy przesunął kawę i był za blisko, bardzo, bardzo za blisko. Skupiła się na jego spojrzeniu, kolejny raz czując jak odpływa w nim, a gdy poczuła jego dłoń wydusiła z siebie tylko ciche och, którego nie była w stanie sama zakwalifikować pod westchnięcie, prędzej określiła by je jako zduszone jęknięcie. Odetchnęła z ulgą, gdy odsunął się, chociaż w głebi serca była faktem tym niepocieszona.
    Serce biło jej jak oszalałe, a jego bezpośredniość zaczęła ja drażnić, jednak w ten cholernie przyjemny a jednocześnie znienawidzony sposób. Przełknęła ślinę i spojrzała na jego dłoń dotykająca jego włosów.
    - Mhm, taak... - Ledwo wydusiła z siebie coś przypominającego normalne słowa, a ucieczkę odnalazła w kawie, co zamierzała wykorzystać. Odwróciła się więc odrobinę, aby sięgnąć naczynie, ale nie spodziewała się, że przez niego dłonie będa jej, aż tak drżały, ze nie będzie w stanie utrzymać kubka; gdy probowała upić odrobinę napoju, całkowicie przy tym zapominając, jak bardzo ten jest gorący, upiła mały łyk czując jak goraca parzy jej język i gardło, a odsuwając go od ust, starając się zachować pozory, wylała ciemny napój na biała koszulę.
    - Cholera - jęknęła, pospiesznie odstawiając kubek na kuchenną wyspę, nie mając pojęcia co ma zrobić. Nie dość, że ciemna plama nie zejdzie z łatwością to jeszcze czuła cholerne gorąco na okrytej delikatnym materiałem piersi.

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  35. Zamrugała szybko powiekami, zastanawiając się nad tym co ma w tej sytuacji zrobić. Goraca plama nie paliła jej już tak mocno, jednak nadal sprawiała, że czuła nieprzyjemne pieczenie w tym miejscu. Zagryzła kolejny raz tego dnia wargi i poczuła, jak się rumieni. Nadal mając wrażenie, że jej policzek płonie, przez jego zarost, chociaz dawno już nie był tak blisko niej.
    Nie myślała w tym momencie o tym co pomyśli jej mama, nie chciała nawet skupiać się nad odpowiedzią na tę zaczepkę, gdyż mogła ona zepsuć caly nastrój, a Villa tego nie chciała. Miała ochotę krzyczec błagalnie, aby w końcu przestał się nia bawić i wziął się w końcu do roboty, ale wiedziała, aż za donrze wiedziała, że sam nie kiwnie nawet palcem. Szanowała go i jednocześnie w tym momencie nienawidziła za to, co właśnie z nią robił.
    - Dziękuję - szepnęła, chwytając matwriał koszulki i uśmiechnęła się delikatnie, a gdy Arthur odwrocił się do niej plecami, pierw przyłożyła materiał do nosa, zaciagając się jego zapachem, a później upuściła ubranie. Drżącymi dłońmi chwytając kawałek aksamitnego materiału tuz przy kolejnum guziku.
    - Nie, nie wyglądam tak samo, Arthur. - Szepnęła cicho, mając na myśli killa pojedynczy rozstępów i wciąż nieco rozlazłą skóre na brzuchu. Jej biust tez był inny, pełniejszy i większy, ale Elle nieszczególnie była z tego faktu zadowolona. Rozpięła jednak guzik, wpatrując się w jego plecy. Wyczekując z niecierpliwością momentu, w którym odwróci się i na nią spojrzy.
    Nie umiała pohamować swojego własnego pragnienia, kolejny guzik nie spinał już materiału koszuli, a Elle wstrzymała oddech gdy zsunęła dłonie niżej, do ostatniego już guziczka. Nie spuszczała wzroku z mężczyzny, czując wciąz rosnące podniecienie, z którym nie umiała sobie poradzić. Była pewna, że ponownie będzie jej niesamowicie dobrze, jak tamtej nocy, o ile nie lepiej.
    - Spójrz na mnie. - Szepnęła cicho, zagryzając wargi, a gdy Arthur zgodnie z jej prośbą odwrócił się, Ella puściła materiał koszuli i ulożyła dłonie wzdłuż ciała, wciąż z zagryzioną wargą, wpatrując się w jego usta zdecydowanie za długo, zbyt wyzywająco. I chociaż miała nadzieję, że to on pierwszy nie wytrzyma, ona była słabsza. Była cholernie słaba i zrobiła krok do przodu, niesłyszalnie błagając, aby w końcu ją dotknął.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  36. Nie była w stanie dłużej wytrzymać, chociaż naprawdę chciała. Liczyła, że to on pierwszy nie wytrzyma i wykona ten decydujący krok, ale… nie żałowała. Gdy tylko usłyszała jego głos, gdy poczuła ciepło jego ciała na swoim, przepadła.
    — Aż za dobrze. — Wychrypiała cicho, zdając sobie sprawę z tego, że musiała wyglądać jak bezbronna dziewczynka, która podekscytowana swoim pierwszym zbliżeniem, z ekscytacji wybuchnie od jednego, na pozór delikatnego dotyku. Villanelle nie potrzebowała już niczego więcej, poza poczuciem jego osoby. Poza pocałunkami na swoim ciele, poza dotykiem ciepłych dłoni. To nic, że był środek dnia, a jeszcze niedawno nie pomyślałaby o tym, aby komukolwiek pokazać się nago. Całe skrępowanie i niepewność zniknęły. Liczył się tylko on, Arthur. Poddała mu się całkowicie i nie żałowała ani jednej decyzji. W jej oczach świeciły się radosne iskierki, mieszające się z pełnym pożądania spojrzeniem. Odkąd tylko weszła do jego mieszkania i ujrzała go pół nagiego, czekała na ten moment, liczyła, że to się wydarzy, a teraz cieszyła się tą chwilą niczym spełnieniem największego z marzeń.
    Sunęła dłońmi po jego ramionach, czując jak jej mięśnie spinają się pod wpływem jego dotyku, a ciało wygina w delikatny łuk już od samych pocałunków, którymi znaczył jej ciało. Była jego, cała, należała do niego, a słowa, które wypowiadał były dopełnieniem słodkiej chwili. Serce biło w jej piersi niczym oszalałe i nie mogła się doczekać, gdy w końcu pozbędzie się z niej pozostałych ubrań. Kiedy jednak w końcu ją pocałował, jęknęła cicho z rozkoszy, wbijając paznokcie w jego plecy. Odwzajemniła każdy pocałunek, zachłannie chcąc więcej i bardziej.
    Gdy tylko odsunął się na chwilę, Elle chwyciła w dłonie jego twarz i obdarzyła go czułym pocałunkiem, aby sunąc dłonią po nieogolonym policzku, co w zeszłym roku z pewnością by jej przeszkadzało, a dziś tylko podjudzało jej wyobraźnię. Westchnęła głośno, gdy zsunął dłonie do rozporka jej eleganckich spodni, sama nie zamierzała być dłużna, a gdy tylko zsunęła mu część odzienia z bioder, odchyliła głowę do tyłu, biorąc głęboki wdech. Powstrzymując się przed zbędnymi słowami. Czuła, jak przyciągają się wzajemnie i oboje z niecierpliwością wyczekiwali tego momentu, tej jednej chwili, gdy ponownie poczują się wzajemnie. Wraz z chwilą osiągnięcia szczytu euforii, pragnęła powiedzieć mu, jak bardzo go kocha. Zamiast tego wyjęczała tylko jego imię, zaciskając palce wśród jego ciemnych loków. Oddychała ciężko, czując jak jej ciało drży z zadowolenia. Gdy Arthur opadł tuż obok niej, uśmiechnęła się spoglądając na niego, a już po chwili wtulała się w niego, policzkiem opierając się na klatce piersiowej, opuszkiem palca rysując tylko sobie znane wzory po jego umięśnionym brzuchu.
    — Pocałuj mnie. — Szepnęła błagalnie unosząc głowę i zerkają w jego ciemne oczy.

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  37. Doprowadził ją do szaleństwa. Sprawił, że zwariowała na jego punkcie i nie mogła się powstrzymać przed dotykaniem go, jakby bała się, że wszystko zniknie. Tak jak wczoraj, gdy obudziła się wieczorem przerażona, że to tylko sen. Dzisiejszy dzień utwierdził ją w przekonaniu, że to wszystko działo się naprawdę.
    Odwzajemniła pocałunek, wplatając dłoń w jego włosy i uśmiechnęła się patrząc wprost w jego oczy, a gdy osunął się niżej, uniosła brew. Była wykończona. Sprawił, że nie miała siły podnieść się z jego łóżka i gdyby tylko mogła, zostałaby już w nim. Zdusiła w sobie śmiech, przez co z jej ust wydobył się tylko cichy chichot, gdy mężczyzna dał jej wyraźnie do zrozumienia, co takiego planuje.
    — Jesteś niemożliwy. — Szepnęła tylko i, chociaż była zmęczona w żaden sposób nie zaprotestowała. Wręcz przeciwnie, uniosła delikatnie biodra, chciała ułożyć dłonie na jego ramionach, jednak nie było jej to dane, gdyż Arthur był szybszy i zdecydowany w swoich działaniach. Jedyne co pozostało dziewczynie to splecenie nóg wokół jego ciała i przymknięcie powiek podczas oczekiwania na kolejne dawki przyjemności i tę chwilę niepewności, nie mając pojęcia w jaki sposób zamierzał tym razem sprawić jej szczęście. Bo dla niej było ta to fizyczna miłość, a nie jedynie seks.
    — Nie ma pojęcia o której skończyłam. — Szepnęła cicho, oddychając ciężko. — Nie drażnij się ze mną. — Dodała cicho, zaciskając zęby. Odrobinę przeszkadzało jej, że miała uwięzione dłonie, że nie mogła zrobić nic więcej poza przyjmowaniem tego, co założył Arthur. Z drugiej strony to działało na jej wyobraźnię, a jednocześnie zwiększało zaufanie do mężczyzny. Wiedziała bowiem, że w żaden sposób jej nie skrzywdzi, a gdy tylko da mu do zrozumienia, że nie chce, od razu przestanie.
    Czuł z pewnością rosnące w niej podniecenie nie tylko ze względu na fakt, że ponownie zrobiło się jej mokro, ale i fakt, jak wiła się pod nim, nie mogąc doczekać się kolejnego jego ruchu. — Bo jak ja zacznę z tobą, to będziesz przepraszał, że w ogóle zacząłeś. — Wysyczała niby zła, ale tak naprawdę spowodowane wszystko było, narastającym w niej poczuciu oczekiwania i napięcia.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  38. Nie potrafiła nad sobą zapanować. Oddawała się przyjemności, z rozkoszą na ustach wyraźnie dając znać Arthurowi, jak bardzo podoba jej się wszystko to co z nią robił. Nie umiała porównać czy nos, podczas której spłodzili Theę była równie niesamowita co dzisiejsze zbliżenie, jednak odpowiedź sama nasuwała się na jej język. Wszystko co działo się dzisiaj płynęło prosto z serca, nie wspomagane alkoholem, ani żadnymi innymi pobudkami. Liczyli się tylko oni dwoje, a cały świat w tym momencie mógł przestać istnieć.
    — Groźba, jak kocham boga, to jest groźba, Artie — jęknęła przeraźliwie, nie mogąc zapanować nad swoimi emocjami. Przy kimś innym wstydziłaby się, nie pomyślałaby nawet o tym, że może czegoś chcieć czy oczekiwać. Morrison sprawiał, że mogła czuć się swobodnie, będąc po prostu sobą. Gdy tylko wyswobodził jej nadgarstki ze swojego uścisku, momentalnie przywarła do niego, pojękując cicho wprost w jego usta, nie zważając na to co po upływie czasu znajdzie na swoich biodrach. To było tak błahe, że nie widziała sensu nad rozdrabnianiem się nad tym.
    Rumieńce paliły jej policzki, a ona sama była tak zmęczona, w pewnym momencie nie zastanawiając się nad tym ile razy osiągnęła orgazm. Arthur swoją osobą potrafił sprawić jej po prostu niesamowitą przyjemność. Dyszała cały czas z trudem wyrównując oddech, wtulona w jego ciało, nadal czuła rozpływające się po jej organizmie przyjemne ciepło.
    — Ja ciebie też, Artie. — Szepnęła odrobinę zachrypniętym głosem, odważnie patrząc mu w oczy. — I nie mówię tego, bo wypada odpowiedzieć. — Dodała również szeptem, układając dłonie na jego zarośniętych policzkach. — I… nie umiem wyobrazić sobie już życia bez ciebie i Thei. — Wysunęła się delikatnie, aby złożyć na jego ustach namiętny pocałunek. Nie chciała się stąd ruszać, ale wiedziała, że musi, że razem muszą w końcu podnieść się z jego łóżka, aby pojawić się w domu jej rodziców.
    — Musimy iść, Artie… chociaż wcale nie chcę. — Uśmiechnęła się, czując nieopisaną radość, patrząc w jego ciemne oczy. — Moja mama jest umówiona na popołudnie, Thea nie może zostać sama no i zaraz pewnie zacznie się martwić, że mnie jeszcze nie ma. — Szepnęła, wtulając się leniwie w jego tors. — A co częstszych niespodzianek… — zagryzła wargi, wpatrując się w jego usta — chyba jestem w stanie coś w tym temacie zdziałać — zaśmiała się cicho, ale melodyjnie. Wygięła ustka w podkówkę i nim się podniosła, musnęła jego ust. Wstała, pozbawiona całkowicie skrępowania i chwyciła swoją bieliznę, aby po chwili założyć już ją na siebie.
    — Mam nadzieję, że teraz naprawdę szybko się ogarniesz i mogę liczyć na wypranie koszuli. — Zaśmiała się, podchodząc do bluzki, którą wcześniej jej zaproponował i po prostu założyła ją, mrużąc oczy gdy wdychała zapach materiału. — Nie oddam ci już jej. — Dodała z zadziornym uśmiechem.

    Villanelle ♥

    OdpowiedzUsuń
  39. - Nie zamierzam tego więcej robić. - Przyznała zgodnie z prawdą i uśmiechnęła się do niego szeroko. Była szczęśliwa i dziś była gotowa szczerze wyobrazić sobie ich trójkę, jako szczęśliwa rodzinę, być może kiedyś zwiększoną o jeszcze jedne dziecko lub jakieś zwierze. Oczami wyobraźni widziała ich gdzieś za miastem w takim w sam raz domku, który tworzyliby razem, widując się z jej rodzicami i robiąc wszystko, aby ich dzieci były szczęśliwe i czuły się naprawdę kochane.
    - Tylko nie mów, że bys nie chciał - uśmiechnęła się z błyskiem w oku, zastanawiając się już nad tym, kiedy będą mieli ponowną okazję do spędzenka chociaż krótkiej chwili sam na sam. Zmarszczyła delilatnie brwi czując jego zarost, jednak nie zamierzała przeciągać pobytu u niego. Zdawała sobie sprawę, że jej mama może się nieco zirytować, jeżeli nie wróci niedługo do domu.
    - Wrócę, już się o to nie bój. - Szepnęła, a po chwili zatrzymała się w pół kroku. Zagryzła wargę i cofnęła się do łazienki. Tak naprawdę musiała wsunąć buty i byłaby gotowa do wyjścia, ale coś jej podpowiedziało, że dobrze byłoby zerknąć w lustro.
    - Naprawdę byłbyś w stanie pozwolić mi tak wyjść i tak wrócić do domu!? - Uniosła odrobinę ton, a gdyby wszedł właśnie do łazienki mordowałaby go teraz spojrzeniem. Na pierwszy rzut oka było widać, że się z nim własnie kochała. Miała roztargane włosy i nadal nieco zaróżowioną twarz i zsiniałe delilatnie usta od za dużej ilości pocalunków. Westchnęła tylko cicho i przeczesała włosy, aby po chwili przepłukać twarz letnią wodą, a nieco wilgną ręką, okiełznać włosy. - A później sa stereotypy, że kobiety tak długo się szykują. Nie dziwne, jak faceci nie potrafią zwrócić uwagi na tak istotne rzeczy. - Zamknęła za sobą drzwi od łazienki i teraz była w koncu gotowa do wyjścia z jego mieszkania. - Przyznaj się, miałeś nadzieję, że... - Ale urwała, gdy z sąsiednich drzwi wyszedł mężczyzna w średnim wieku. Poczuła jak rumieńce oblewają jej twarz. Była pewna, że wiedział co przed chwilą robili w mieszkaniu Morrisona. Szepnęła tylko niemrawe dzień dobry i opuściła spojrzenie, przyspieszając odrobinę.
    - Zaparkowałam po drugiej stronie ulicy. - Powiedziała, gdy znaleźli się przed blokiem. - Mam nadzieję, że nie było tam zadnego zakazu... miałam stać tam tylko chwilę. - Westchnęła licząc na to, iż nie załapała się na żaden mandat ani upomnienie.

    Villanelle <3

    OdpowiedzUsuń
  40. Naprawdę miała ochote udusić go gołymi rękoma, gdy tylko zbliży się na wystarczającą odległość, aby dosięgnąć jego szyi. Miał jednak szczęście, że na korytarzu pojawił się jeden z jego sąsiadów. Elle zdawała sobie sprawę z tego, że jest nie tyle dużą dziewczynką co dorosłą kobietą, w dodatku z dzieckiem i nikogo nie dziwi, że wie co to jest seks o to, że kocha się z mężczyzną. W dodatku z ojcem jej dziecka. Tyle, że praktycznie nikt nie wiedział do czasu imprezy, że Elle w ogóle ma dziecko, a tym bardziej, że z Arthurem. Obawiała się, że po jej histerii na domówce moga rozejść się najróżniejsze plotki, o ile z tymi byłaby w stanie sobie poradzić, bardziej martwiła się o Arthura. Nadal był jej wykładowcą, a ona jrgo studentką co nie wróżyło niczego dobrego.
    - Nie ważne już - burknęła cicho, przygladając mu się. - Kiedyś cię uduszę, obiecuję ci to. Żyj w strachu. - Wymruczała spoglądając na niego, mrużąc przy tym brwi. - I czego się tak cieszysz? - Westchnęła, jednak po chwili uśmiechnęła się do niego subtelnie. Nie umiała się powstrzymać, chociaż bardzo chciała. Miał jednak na nią taki wpływ, że pomimo starań nie umiała powstrzymywać emocji.
    - Myślę, że co? - Spojrzała na niego, przeszywając go spojrzeniem, gdy wsiadła do samochodu. - No i nie zapominaj, że to nie tylko moja wina, że przeciągnęła się ta chwila. - Wymruczała, odpalając samochód i ruszając w stronę - I jeżeli... jeżeli myślisz o wspólnym mieszkaniu czy coś w trn deseń to jest zdecydowanie za wcześnie, ale... kiedyś możemy wrócić do tego tematu. - Sama nie wierzyła, że powiedziała to na gloś. Nie miała pewności, czy o to mu chodziło, ale w jej myślach, to wciaż gdzieś krążyło. Chciała stworzyć z nim rodzinę, ale nie chciała, aby wszystko zadziało się nagle i za szybko.

    Elka

    OdpowiedzUsuń
  41. - Powiedziałabym raczej, że tworzę plany na przyszłość - zaśmiała się melodyjnie. Dawno nie czuła się tak lekko i swobodnie, Arthur dawał jej wszystko to, czego w ostatnim czasie bardzo jej brakowało. - Zachowujesz się jak dziecko - zauważyła, gdy wytknął jej język i wywróciła teatralnie oczyma. Miała tylko madzieję, że mężczyzna nie będzie się w ten sposób zachowywał za każdym razem. - Ale dobrze... cieszę się, że się cieszysz. - Koncentrowała się na prowadzeniu samochodu, więc na Artiego zerkała tylko kątem oka. Nie chciała spowodować wypadku, zwłaszcza, że nie mieli do domu nie wiadomo jal dalekiej drogi. Dlatego zachowywała się za kierownicą jeszcze czujniej.
    - Och... - Myślała, była przekonana, że myślał o wspólnym mieszkaniu inaczej sama w życiu nie poruszyłaby takiego tematu. Miała wrażenie, że właśnie odkryła przed nim najgłębsze myśli, skryte pragnienia. Była jednak wdzięczna, że nie skomentował tego w żaden sposób. - Zdajesz sobie sprawę, że moj ojcoec wraca jutro, prawda? W takim razie został nam dzisiejszy dzień i odrobina jutrzejszego. - Wytłumaczyła, nie mając pojęcia co będzie póżnjej. - Nawet jeżeli byloby tak źle, że nie chciałby cię widzieć, mnie w żaden sposób nie zatrzyma. - Uśmiechnęła się, dając mu tym samym do zrozumienia, że na pewno będą się widywac, a ona nie zamierza z niego rezygnować.
    - Też masz wrażenie, że to wszystko nie dzieje się naprawdę? - Zapytała wjeżdżając na podjazd i po chwilo gasząc silnik. - W sensie, że jest aż za dobrze... Arthur. - Odwróciła się delilatnie, aby na niego spojrzeć. - Jeżeli władze uczelni się dowiedzą... zwolnią cię czy... jest jakaś szansa, aby nie? - Szepnęła, przyznając się do kolejnego swojego zmartwienia. - No wiesz, jestem twoją studentką. - Zagryzła wargę. Tak naprawdę od początku zdawali sobie sprawę, że ich spotkania nie są własciwe, ale wtedy Ella się nie przejmowała, nke brała go na serio i, byla pewna, że nie będa mieli z tego tytułu żadnych problemów. Teraz natomiast obawiała się wszelkich konsekwencji.

    zatroskana Elka

    OdpowiedzUsuń
  42. Spojrzała na mężczyznę z czymś w rodzaju wyrzutu. Oczywiście podobało jej się wszystko co w tym momencie było pomiędzy nimi oraz nie zamierzała tego psuć w żaden sposób, ale... martwiła się po prostu tym co będzie później i nie umiała tego tak po prostu zignorować i odrzucić od siebie tych myśli.
    - Tak, zrobiłam, Art, bo życie to nie tylko słodkie chwile. - Westchnęła ciężko, dajac się objąć, jednocześnie chowając twarz w materiale jego bluzy. Nie była na niego zła, ale martwiła się odrobinę, że Arthur będzie skupiał się tylko na chwili obecnej. Elle dużo myślała o tym co będzie i chciałaby, aby Arthur też miał to w głowie.
    - Myślisz, że przeniesienie wystarczy? - Zagryzła wargę, odsuwając się odrobinę od niego, aby spojrzeć prosto w jego oczy. - Nie chcę się ukrywać przez trzy lata... jak bysmy to mieli wytlumaczyć Thei? Że nie możemy iść razem na spacer, że nie możemy iść do zoo czy choćby do spożywczego, bo mamusia z tatusiem nie mogą pokazywać się razem publicznie...? - Zmarszczyła brwi, układając dłoń na jego klatce piersiowej. - Nie chcę psuć naszych chwil, ale nie chcę skupiać się tylko na tym co teraz... mamy dziecko Arthur i dzięki niemu nie możemy żyć chwilą. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda? - Mruknęła, wspinając się na palce i muskając delikatnke jego policzek swoimi wargami. Odsunęła sie następnie i wyciągnęła z samochodu marynarkę, a następnie zamknęła go i ruszyła w stronę drzwi.
    - Jesteśmy już - powiedziała wesoło, rozgladając się po korytarzu - możesz śmiało wychodzić mamo, już się zajmiemy Theą. - Ściągnęła buty, odłożyła torebkę i przewiesiła marynarkę przez pufę. - Jesteś głodny? - Uśmiechnęła się do Arthura, wchodząc w głab mieszkania.
    - o świetnie! Juz zaczynałam się martwić co z tobą. Jak tam na praktykach? Dzień dobry Arthur. - Mama Villanelle, pani Alison uśmiechnęła się pogodnie. - Miło widzieć was razem. - Dodała jeszcze z uśmiechem i z uwagą przyglądając się koszulce, która miała na sobie Elle. - Myslałam, że wychodziłaś z domu w koszuli. - Zauważyła, mrugając od Arhutra. Villa poczuła się zażenowania komentarzem matki i tylko westchnęła cicho mamrocząc, że to długa historia.
    - Thea jadła? - Zapytała tylko, nie chcąc wdawać się w szczegóły.

    Elka

    OdpowiedzUsuń
  43. — To był mój pierwszy rok… mogliśmy się przecież znać wcześniej. — Szepnęła zagryzając wargę. Nigdy nie myślała, że znajdzie się w takiej sytuacji. Oglądała filmy, gdzie poruszane były takie problemy lub czytała książki. Nigdy jednak nie spodziewała się, że sama znajdzie się na miejscu fikcyjnego bohatera. — Dobrze, ale obiecaj mi tylko, że nie będziemy tego przekładać w nieskończoność. — Westchnęła ciężko, próbując skupić się na czymś przyjemniejszym. W końcu w mieszkaniu czekała na nich ich córeczka. I z tą myślą weszła do domu, z pozytywnym nastawieniem, że będąc sami, we trójkę poczują się chociaż odrobinę, jak normalna rodzina.
    Zrobienie obiadu, nakarmienie dziecka, a później wygodne ułożenie się na kanapie i włączenie netflixa, wydawało się Elle czymś niesamowicie wyjątkowym i naprawdę chciała spokojnie spędzić te popołudnie. W obecności swojego dziecka oraz… swojego partnera, bo chyba właśnie tym mianem mogła określić Arthura, chociaż wydawało jej się to wręcz, szalone. Biorąc pod uwagę prędkość i intensywność wydarzeń na przestrzeni… tylko dwóch dni, cholernych dwóch dni, przez które Villanelle nie miała pojęcia, jak to wszystko ułoży się, gdy emocje już opadną.
    — Jesteś pewien, że chcesz tylko kawę? Kiedy jadłeś? — Spojrzała na jego plecy, gdyż ten zdążył już skierować swoje kroki w stronę Thei. Pokręciła tylko głową i powoli ruszyła za nim. Zmarszczyła jednak brwi, słysząc kolejne to słowa Arthura. Spojrzała tylko pytająco w stronę mamy, która już kręciła się po korytarzu, powoli zbierając się do wyjścia. Kobieta wzruszyła ramionami i niemo wypowiedziała słowa, oznaczające, że ojciec idzie z nią, o ile Elle dobrze zrozumiała. Nie miała pojęcia dlaczego, ale w jednym momencie poczuła ogromne zdenerwowanie i nie miało ono nic wspólnego z tym, które odczuwała u Arthura w mieszkaniu. Poprawiła bawełnianą bluzkę, jakby to miało cokolwiek zmienić. Chciała wejść do pokoju, ale przystanęła na chwilę biorąc głęboki wdech.
    — A więc to ty jesteś tym mężczyzną. — Usłyszała szorstki głos swojego ojca i automatycznie powoli wypuściła powietrze przez usta, aby raz jeszcze nabrać powietrza to ust i nawet nie wiedziała kiedy, kolejny raz zaczęła nerwowo skubać skórki. Bała się wysunąć zza ściany, chociaż doskonale wiedziała, że jej nic nie grozi. — Matka Villanelle wspominała, że w końcu pojawił się ojciec. Myślałem jednak, że nie będzie na tyle bezczelny, aby pojawiać się ponownie podczas mojej nieobecności. Czując się tu, jak we własnym domu. — Elle miała wrażenie, że czuje jak jej twarz blednie. Zagryzła wargę i powoli stanęła w przejściu.
    — Cześć tato. — Uśmiechnęła się, chociaż na pierwszy rzut oka było widać, jak bardzo jest zdenerwowana, a jej uśmiech w ogóle nie był szczery i naturalny. — Wróciłeś szybciej. — Zauważyła, podchodząc bliżej.
    — Kochanie, Anett z Tomasem z pewnością już czekają.
    — Chyba zrozumieją, jeżeli się spóźnimy w takiej sytuacji. — Odpowiedział spokojnie, posyłając ciepły uśmiech do żony i córki, jednak Arthurowi przyglądał się z uwagą, a wygięte usta momentalnie zacisnął. — W końcu mamy zaszczyt poznać ojca naszej wnuczki. — Dodał, nie spuszczając spojrzenia z Morrisona.
    — Tato, przecież dobrze wiesz, że Artie nic nie wiedział. — Villa podeszła do bruneta i stanęła obok niego.
    — Artie? A Artie nie wie, że seks może nieść różne konsekwencje? Arite nie zainteresował się nagłym zniknięciem kobiety, z którą spędził noc? — Wypowiadał kolejne pytania, patrząc prosto w oczy młodego mężczyzny, a ten faktycznie miał szczęście iż trzymał jego wnuczkę w rękach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Henry, przestań. — Alison zmrużyła oczy. — Chyba najważniejsze jest szczęście naszej córki i wnuczki. Uspokój się, jesteś już w domu. — Herny Madisson był wojskowym i chociaż w domu zawsze był ciepłym i dobrym rodzicem, wyczuwając niebezpieczeństwo i zagrożenie, przybierał obronną postawę. Arthur Morrison był dla niego zagrożeniem. — Przecież pan Morrison się interesował, zapomniałeś już, jak Elle wspominała o telefonach? — Mama była po stronie Arthura i zamierzała go bronić, chociaż uważała, że jej mąż specjalnie udaje tak ostrego i surowego. W końcu znała go nie od dziś i wiedziała, że w gruncie rzeczy dobry z niego człowiek.

      Rodzinka Madisson

      Usuń
  44. Gdy usłyszała, kiedy ostatni raz jadł, miała ochotę go udusić. Obecność jej ojca, jednak skutecznie sprawiła, że nie myślała teraz o tym. Ważniejsze było to, aby Arthur przetrwał tę rozmowę i nic mu się nie stało, chociaż sama Villanelle szczerze wątpiła, aby jej ojciec naprawdę był skory rzucić się z pięściami na Morrisona. Słysząc odpowiedź bruneta, Elle zacisnęła tylko usta w wąski pasek i spojrzała z przerażeniem na mamę. Na ustach kobiety pojawił się jednak subtelny uśmiech, wyrażający zadowolenie. Dziewczyna była jednak zestresowana i obawiała się, że zachowanie Artiego tylko zdenerwuje jej ojca. Chciała się odezwać, powiedzieć, że to prawda, że to ona sama mu powiedziała o córce i ona sama chciała, aby przyszedł i ją poznał. Alison Madisson w porę jednak zauważyła chęć ze strony córki i tylko pokiwała przecząco głową.
    Henry natomiast zmrużył delikatnie powieki, wciąż nie spuszczając spojrzenia z mężczyzny. Oderwał je na chwilę dopiero, gdy Thea dała o sobie znać.
    — Nie starał się pan w takim razie wystarczająco. — Mruknął niezadowolony. Elle była zajęta odbieraniem od Arthura dziecka i nie skupiała się na tym co mówił jej ojciec. Szeptała cicho do córeczki, kołysząc ją delikatnie, stąpając z nogi na nogę. Znacząco spojrzenie jego żony, na ich córkę uzmysłowiło mu jednak, że to nie jest dobra droga do rozwiązania konfliktu.
    — Chcemy tego samego. — Skomentował, zerkając na wyciągniętą dłoń mężczyzny. — Okres próbny? — Powtórzył ironicznie. — A później wypowiedzenie, jeżeli nie będzie dobrze? Oczywiście, że Thea niczemu nie zawiniła i powinna być wychowywana przez dwoje rodziców. Jest pan świadom, że jeżeli chce być pan ojcem, nie może pan nagle zrezygnować i uciec, gdy będzie źle? — Niechętnie uścisnął jego dłoń, jednak po krótkim czasie od razu puścił. — Ojcem się jest przez całe życie. Nie rozumiem skąd myśl, że można zrezygnować. Taki miał pan przykład? W takim razie powinien pan dla własnego dziecka, postarać się bardziej. — Powiedział ostro, nie mając pojęcia o przeszłości jego rodziny.
    — Przestań już mówić. — Elle odezwała się nagle i ostro tuż po jego pytaniu, zdając sobie sprawę, że nigdy nie mówiła rodzicom o wypadku… nie miała ku temu wcześniej okazji, i nie miała pojęcia co jeszcze może powiedzieć jej ojciec. Oderwała spojrzenie od wciąż płaczącej Thei, pospiesznie podchodząc bliżej mężczyzn, nadal bujając córeczkę w ramionach.

    Elka

    OdpowiedzUsuń
  45. Elle obawiała się poruszenia tematu rodziny. Nie miała pewności w jaki sposób zareaguje Arthur i co jeszcze zdecyduje się dopowiedzieć jej ojciec. Villanelle po prostu odruchowo ruszyła na ratunek, chcąc uchronić Arthura przed ciężkimi wyznaniami, jakby sama ta rozmowa nie była wystarczająco trudna. Elle mimowolnie zagryzła wargi, gdy mężczyzna mówił o swojej rodzinie i musiała pilnować się z całych sił, aby się nie rozpłakać, co w przypadku rozregulowanych wciąż hormonów, wcale nie było łatwe. Oczy delikatnie jej się zeszkliły, ale chciała być silna. Gdyby tylko mogła, chwyciła by w tym momencie dłoń Arthura, trzymanie bezpiecznie Thei było jednak priorytetem.
    — Nie wiedziałem… wyrazu współczucia. — Henry był wyraźnie zmieszany, jego małżonka również postanowiła podejść bliżej i delikatnie ułożyła dłoń na ramieniu swojego męża.
    — Tak długo, jak Elle jest szczęśliwa, my też będziemy szczęśliwi. Prawda, Henry? — Posłała ciepły uśmiech Arthurowi, delikatnie szturchając ramię swojego małżonka. — Dla nas, najważniejsza jest nasza córka i wnuczka. Dokładnie tak, jak dla pana Morrisona. Poza tym, to nie zeszłe stulecie, abyśmy decydowali o tym, jak ma wyglądać życie naszej córki.
    Villanelle nie chciała zostawiać ich samych, a nie miała pewności czy Arthur próbował się właśnie jej pozbyć czy chciał odejść razem z nią. Zagryzła nerwowo wargi, zerkając na Theę i powoli skierowała się w stronę wyjścia z salonu, uprzednio kiwając delikatnie głową.
    — Panie Morrison. — Alison ułożyła delikatnie dłoń na ramieniu Arthura, tym samym zwracając na siebie jego uwagę. — Mój mąż ma problem z przyznawaniem się do błędów, ale chciałby coś powiedzieć. Prawda, Henry? — Mama Villi wbrew pozorom nie była głową rodziny, ale zdecydowanie była szyją, która pilnowała, aby głowa nie wybiegła za bardzo do przodu. Henry Madisson nie był zadowolony z tego, co robi jego żona. Wiedział jednak dobrze, że jeżeli nie postąpi zgodnie z jej założeniami, ta będzie bardzo niezadowolona i nie da mu łatwo o tym zapomnieć.
    — Nie będę udawał, że podoba mi się cała ta sytuacja. Moja córka jest zdecydowanie za młoda na bycie matką… — Zaczął swoim rzeczowym tonem, jednak pod wpływem spojrzenia żony nieco złagodniał. — Ale podoba mi się, że jest pan świadom odpowiedzialności. Dopóki moja córka, będzie chciała pana tu widywać… będę to tolerował, ale wprowadzimy konkretne zasady. To mój dom i ja je ustalę, a nie Villanelle. — Oznajmił. — Ze względu na zaplanowane spotkanie żony, wrócimy do tej rozmowy. I mam nadzieję, pana już tutaj nie będzie, gdy wrócimy do domu. — Nie był zadowolony, że Alison wtrącała mu się w tę rozmowę. Nie był na nią przygotowany i nie do końca wyobrażał to sobie w taki sposób.
    Villa natomiast kręciła się po kuchni, ziuziając małą w ramionach, przytrzymując jej butelkę. Była poddenerwowana całą tą sytuacją, a fakt, że Thea była marudna wcale nie sprawiał, że dziewczynie było łatwiej zapanować nad emocjami. Przeniosła spojrzenie z córki na drzwi, gdy usłyszała zbliżające się kroki.
    — Nie miałam pojęcia, że wrócił. — Szepnęła tylko, spoglądając na Arthura przepraszająco.

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  46. Odetchnęła z ulgą, gdy mężczyzna podszedł do niej. Czując otulające ją ramiona, zorientowała się, jak całe zdenerwowanie z niej uchodzi.
    - Nie postarasz się , tylko będziesz grzeczny. – Sprostowała, mrużąc delikatne powieki, gdy poczuła jego usta na swoim ciele, co było dla Elle niesamowicie przyjemne. Po chwili jednak poczuła kolejny przypływ pozytywnych uczuć, słysząc nucenie Arthura. Było dokładnie jak w jej wyobrażeniach, nie chciała przerywać tej cudownej chwili. Słysząc pytanie mężczyzny, przechyliła głowę na bok, tak, aby wygodnie oprzeć się o jego głowę.
    - Będziesz... jesteś wspaniałym ojcem dla Thei. – Szepnęła, odsuwając butelkę, gdy mlaskanie dziewczynki ucichło. – Znacie się od wczoraj, a ona już jest szczęśliwa na twój widok... – oblizała wargę, aby po chwili cicho dodać – a ja... ja jestem szczęśliwa, że jesteś. Przejdzie mu. Musi mu przejść. Nie będzie miał innego wyboru, jeżeli naprawdę chce mojego szczęścia. – Uśmiechnęła się, wzdychając cicho, zaciągając się przy tym zapachem Arthura. Nawet jego delikatny zarost nie przeszkadzał jej w tym momencie. – Chciałabym, aby było tak codziennie. – Dodała po chwili. – To znaczy, nie rozmowy z moim ojcem. – Zaśmiała się cicho, a gdy Thea zaczęła machać rączkami, aby chwycić włosy swojej mamy, Villanelle zmarszczyła brwi. – Hej, nie wolno tak. Mamusie to boli. – Szepnęła, dźgając łokciem Arthura, aby się odsunął. Odwróciła się przodem do niego i wręczyła mu butelkę. – Podasz mi pieluszkę lub ręcznik? Zaraz jej sję odbije. – Poprosiła i wolną ręką, wyciągnęła włosy spomiędzy zaciśniętych paluszków dziewczynki. Gdy Artie ułożył na jej ramieniu materiał, Elle ostrożnie przełożyła Theę i ułożyła dłoń na jej plecach, delikatnie je poklepując.
    - Masz szczęście, że moja mama tak bardzo cię lubi. – Powiedziała nagle z uśmiechem. – Co prawda nie podobało jej się, gdy dowiedziała się, że mnie uczyłeś, ale chyba jej przeszło przez ten czas. – Ucałowała Theę w główkę, gdy odbiło jej się i przetarła jej buźkę. – Chcesz do tatusia? – Zaśmiała się do córki, podchodząc bliżej Artiegi. – Chociaż nie podoba mi się , że pokazuje to tak otwarcie. Mogła chociaż chwilę udawać. – Melodyjny śmiech dziewczyny rozniósł się po pomieszczeniu. - Trzymaj ją. Przebiorę się tylko szybko i zaraz do was wracam. – Musnęła delikatnie jego warg, chociaż przez chwilę zastanawiała się, czy wypada. Przypominając sobie jednak dlaczego ma na sobie jego koszulkę, i to, jak dobrze było jej jeszcze niespełna godzinę temu, wahanie przeszło w mgnieniu oka. – Kocham was. – Szepnęła, głaszcząc Theę po główce, a następnie ruszyła w stronę swojego pokoju, aby przebrać spodnie na legginsy. Tak, jak wspominała wcześniej, nie miała zamiaru oddawać mu koszulki, a więc została w niej.
    - Zrobię ci tę kawę i coś do jedzenia. Arthur, nie możesz nie jeść. – Mruknęła, wracając do nich. – Jeżeli nie będziesz o siebie dbał, mój tata nie będzie miał powodu do zaakceptowania ciebie, bo obiecuję, sama się tobą zajmę. – Oznajmiła stanowczo, spoglądając na niego spod przymrużonych groźnie powiek. Miała nadzieję, że dotrze to do niego.

    Elka

    OdpowiedzUsuń
  47. Utkwiła spojrzenie w jego oczach i uśmiechnęła się subtelnie. Chciałaby również poznać jego rodzinę, była jednak świadoma, że jest to nierealne. Chciałaby, aby Arthur był szczęśliwy, aby Thea miała wszystkich dziadków i ciocię. Chciałaby dla niej dużej rodziny, szczęścia i mnóstwa miłości. Chciałaby, aby była wychowana w pełnej rodzinie, dokładnie tak samo jak ona. Między innymi dlatego Villanelle tak bardzo zadręczała się wyrzutami, z powodu próby ograniczenia jej kontaktów z ojcem. Czasami zastanawiała się, czy gdyby rodzina Arthura żyła, czy ten byłby tak nachalny. Może wówczas wszystko wyglądałoby inaczej. Może Elle wcale by nie wyjeżdżała, może nie byłoby Thei, a może teraz byliby pełną rodziną bez problemów. Usprawiedliwiała go w ten sposób niejednokrotnie podczas pobytu w Dunedin.
    - Na pewno by ją pokochali, tak jak ona ich. – Uśmiechnęła się, układając dłoń na jego przedramieniu i zaciskając na nim palce odrobine mocniej. Zastanawiała się tylko, czy zaakceptowaliby ją. Wyszła jednak z założenia, że z pewnością, bo wtedy przecież wszystko byłoby łatwiejsze. – Athur, twoja rodzina z pewnością byłaby z ciebie dumna, za tę dzisiejszą rozmowę z moim ojcem i za to, jak bardzo chcesz być z nami. – Dodała z uśmiechem, kierując się do pokoju. Nie zorientowała się od razu, że mężczyzna postanowił pójść za nią. W momencie gdy usłyszała jego słowa, momentalnie się wyprostowała i szybko wsunęła legginsy na pupę, aby kolejno zmierzyć morderczym spojrzeniem Morrisona.
    - Arthur, trzymasz dziecko na rękach. Opanuj się. – Powiedziała stanowczo. Kolejny raz tego dnia powinien być wdzięczny, że trzyma Theę, bo gdyby nie dziewczynka, rzuciłaby w niego spodniami lub rzuciła się na niego z pięściami. – Boże, nie możesz mnie denerwować bo stracę cały pokarm, a i tak muszę ja dokarmiać gotowym mlekiem. Jak przejdziemy na nie całkiem, będzie wyglądać jak ludzik mischelina. Chcesz, żeby tak wyglądała!? – Fuknęła, nie spuszczając z niego spojrzenia. – Ja nie chcę, więc masz zakaz denerwowania mnie i przyprawiania o stres, więc masz się zachowywać odpowiednio przy dziecku i nie możesz się głodzić. Rozumiesz? I nie skaczę przy tobie, też jestem głodna i przez to bardziej nerwowa, więc nie możesz się na mnie gniewać, ze unoszę ton. – Dodała sprytnie, spoglądając już łagodniej na ukochanego. – I to jest groźba. – Dodała jeszcze wywracając oczami. Chciała jeszcze dodać, że gdy tylko zamieszkają razem to przecież ona będzie zajmowała się domem i kuchnią, ugryzła sie jednak w język. Wybieganie w odległą przyszłość nie było wskazane.
    Splotła ręce na klatce piersiowej i wypuściła powili powietrze przez rozchylone wargi.
    - Możesz to zrobić sam... dużo już nie brakuje, a ja w tym czasie zrobię kawę. Dobrze? – Spojrzała na niego, niby poszukując w jego oczach akceptacji, a później bez słowa chwyciła czajnik i nalała do niego wody, aby po chwili zacząć wyciągać potrzebne garnki. Miała ochotę na makaron ze szpinakiem i liczyła, ze Art zje to również.

    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  48. - Mówię poważnie, Arthur, nie mów tak przy niej. – Jęknęła naburmuszona, marszcząc przy tym nos. Villanelle potrafiła być marudna, czego częściowo mężczyzna mógł doświadczyć. Nie miał jednak pojęcia, na co ją stać, gdy się na coś naprawdę uprze. – Też ja będę kochała, niezależnie od wyglądu, ale chodzi o jej zdrowie. – Oznajmiła, a po chwili zorientowała się, że przecież Arthur nie mówi serio. Tak naprawdę od czasu porodu , chodziła permanentnie zmęczona, przez co często wszystko brała za bardzo na serio. Tak jak teraz. Jego śmiech i reakcja jej słowa, wcale jej się nie podobała. Postanowiła jednak, że nie będzie dawała mu sie prowokować. Zacisnęła usta i wywróciła oczami, a gdy tylko odwrócił i miała pewność, że jej nie widzi, pokręciła głową i uśmiechnęła przy tym delikatnie.
    W czasie, kiedy Arthur usypiał ich dziecko, sama dziewczyna zdążyła przygotować mu kawę, a sobie herbatę. Zagotowała również wodę na makaron i zdążyła wsypać go do wnętrza garnka. Odwróciła się, słysząc mężczyznę.
    - Nakryłeś ją tym różowym kocykiem? – Zapytała, uważnie mu się przyglądając. Próbowała powstrzymać się przed uśmiechem, ale nie była w stanie. Widok tak zadowolonego i szczęśliwego Artiego po prostu udzielił się i jej samej. Skinęła więc tylko głową na jego słowa, uśmiechając się przy tym. – Bez tego fartuszka wyglądałbyś znacznie lepiej. – Oznajmiła i podeszła do jednej z szuflad z której wyciągnęła deskę i ułożyła ją na kuchennym blacie, wykładając po chwili nóż i wyciągając kurczaka z lodówki. – Pokrój mięso, makaron się gotuje, ja zajmę się szpinakiem. – Rozdzieliła obowiązki, a po chwilo położyła mu obok deski kawę. – Tylko nie rozlej. – Uśmiechnęła się, przyglądając mu się uważnie. – Bo w moich ubraniach nie będziesz wyglądał tak dobrze, jak ja w twoich. – Zaśmiała się, podchodząc do niego i obejmując go. Ułożyła dłonie na jego plecach i przymknęła oczy, cały czas się przy tym uśmiechając. Nie chciała się odsuwać, ale głód nie dawał jej o sobie zapomnieć, dlatego też wtuliła policzek w jego szyję a po chwili stała już kilka kroków od niego, aby sięgnąć po świeży szpinak, który zamierzała pokroić.
    Pamiętała, że mieli porozmawiać gdy Thea zaśnie, ale nie miała serca rozwiązywać wszystkich problemów w jeden dzień. Zwłaszcza, że dziś nie będą mogli spędzić ze sobą aż tyle czasu, skoro ojciec wrócił znacząco szybciej.
    - W ogóle to skąd myśl, że jesteś wymarzonym facetem, co? – Zaśmiała się nawiązując do jego wcześniejszych słów, patrząc odważnie w jego oczy. Dla niej był i mógł rozpoznać to w jej spojrzeniu bez problemu. Nawet gdy się na niego gniewała w jakimś stopniu, wciąż w jej oczach znajdowały się radosne iskierki. – Ktoś tu chyba ma za wysokie mniemanie o sobie. – Dodała, szczerząc się wesoło, oddzielając łodyżki od liści. Zagryzła wargę i spojrzała na najwyższą z szafek zawieszoną pod sufitem. Musiała wyciągnąć miskę, która się w niej znajdowała.


    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  49. - Jestem po prostu zmęczona i głodna. Normalni ludzie potrzebują jedzenia do życia. – Odsunęła się odrobinę i wytknęła mu język. Nie miała nic więcej na swoje usprawiedliwienie. Zdawała sobie sprawę, że od czasu wyjazdu zmieniło się w niej kilka cech, ale starała się. Przy Arthurze starała się być po prostu sobą. Tylko, że to wszystko jednak w jakimś stopniu się na niej odbijało i w niektóre dni było widać to bardziej, w inne mniej. – To świetnie – uśmiechnęła się subtelnie – w takim razie, od dzisiaj to ty będziesz ja usypiał. – Zacisnęła palce delikatnie pod jego żebrami i uśmiechnęła się – no co tak patrzysz? Mówiłeś, że będziesz nam pomagał zawsze, gdy będę tego potrzebowała. – Spojrzała mu w oczy. Thea nie należała na ten moment do trudnych dzieci, ale gdy miała złu humor, dla Elle usypianie jej było istnym horrorem i z chęcią przekazałaby te zadanie ojcu dziecka, oczywiście nie uświadamiając go, że dziś to był pikuś.
    Na jej policzkach pojawił się czerwone rumieńce. Chyba wówczas nie zdawała sobie sprawy z tego, że tak wyraźnie było po niej widać, jak bardzo go w tamtej chwili pragnęła.
    - Bo chodziłeś jak taki paw z nastroszonym ogonem. – Oznajmiła, posyłając mu nieco ironiczny uśmiech. Cóż... miała szczęście, że to jej trafił się taki facet, a fakt, że nie potrafiła dostrzec tego wcześniej, a on wciąż był obok uzmysłowił jej, jak bardzo powinna być wdzięczna losowi za to, że to ona zawróciła mi w głowie. – Nie mogę cię za dużo chwalić, bo jeszcze obrośniesz w piórka i mi gdzies odlecisz. – Zaśmiała się melodyjnie. Gdyby tylko przyznał się, że jest głodny to sama Elle nie odpuściłaby mu i wypominała mu to, przy każdej możliwej okazji.
    - Hm? – Wydusiła z siebie, czując na sobie jego ciepło i przyjemne napieranie jego ciała na nią. Nienawidziła i kochała go jednocześnie za to jaki był i w jaki sposób na nią działał. Nie rozumiejąc co w ogóle mogła widzieć w Nicolasie. Zagryzła wargę, czując jak sunie dłonią po jej boku. Przełknęła ślinę i odwróciła się przodem do niego. Przez jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz, a jego męskość, którą wyraźnie czuła, w ogóle jej nie przeszkadzała. – W takim razie mamy problem, kochanie, bo kuchnia jest już dziś zamknięta. – Szepnęła, układając dłoń na jego ręce i patrząc mu prosto w oczy, prowadząc jego dłoń, wsunęła ją głębiej pod swoją koszulkę i uśmiechnęła się słodko. – Zresztą, jeszcze przed chwilą nie myślałeś nawet o głodzie. – Szepnęła, chociaż po wypowiedzeniu swoich słów zdała sobie sprawę, ze w ogóle nie zabrzmiały tak, jak to sobie wyobrażała.

    Vilka ❤

    OdpowiedzUsuń
  50. — Nie będę non stop spać, gdy u nas jesteś. — Powiedziała pewnie. Wczorajszy dzień był wyjątkowy, a ona po nieprzespanej nocy, nadmiaru alkoholu i emocji, była wycieńczona. Sam zresztą mógł zauważyć, gdy tylko weszła do jego mieszkania wyglądała znacznie lepiej niż poprzedniego popołudnia. — Jak będziesz się dobrze sprawował, to możesz liczyć na dobre słowo… przecież nie jestem niewdzięcznicą, która nie chwali dobrego mężczyzny. — Uśmiechnęła się. — Po prostu martwię o twoją samoocenę, która wyraźnie jest już zawyżona, co to będzie później, hm? — Zaśmiała się wesoło, zagryzając na koniec wargę.
    Gdy błądził dłonią po jej ciele, a Villanelle przez cały ten czas nie spuszczała spojrzenia z jego oczu, wpatrując się w ciemne tęczówki, odnajdując w nich miłość. Czując, jak ją podnosi automatycznie splotła nogi wokół jego bioder, a gdy była pewna, że zaraz będzie w stanie dosięgnąć jego ust i rozchyliła delikatnie wargi, mężczyzna, jak się okazało miał już inny plan. Elle jedynie posłusznie odchyliła głowę do tyłu, układając dłonie na jego torsie. Przełknęła ślinę, próbując zapanować nad swoim oddechem. Dotyk Arthura działał jednak na nią niesamowicie mocno, a sama Villanelle nie spodziewała się, że czując jedynie jest usta na swojej szyi będzie myślała o tym, aż w końcu będzie mogła poczuć go w sobie.
    — Tak? — Tylko tyle zdołała wydusić z siebie w ramach odpowiedzi na jego słowa. Rozluźniła nogi, pozwalając im swobodnie zwisać i uniosła tylko ręce do góry, aby Arthur z łatwością mógł pozbyć się z niej ubrania. Nie myślała racjonalnie, nie skupiała się na niczym innym, poza nim. Nie przejmowała się nawet oknem, które było odsłonięte i przechodzący ulicą ludzie, byli w stanie dostrzec co się dzieje w kuchni państwa Madisson, do momentu, w którym Artie nie sprawił, że położyła się na kuchennym blacie, wzdychając cicho. — Oczywiście… postaram się. — Wychrypiała, chociaż trochę ubolewała, że Arthur tak sobie to zaplanował iż ona sama niewiele w obecnej sytuacji była w stanie mu dać. Gdy tylko poczuła jego język, przyjemny dreszcz przeszedł po jej ciele, a ona sama wzięła głęboki oddech, układając ostrożnie stopy na jego plecach, jednocześnie podpierając się o niego.
    Musiała walczyć sama ze sobą, aby nie wydawać z siebie za głośnych dźwięków, chociaż i tak spomiędzy jej ust wydostały się dwa znacznie głośniejsze jęknięcia, na szczęście Thea nadal spała, a sama Elle dyszała ciężko czując spełnienie i frustrację jednocześnie. Drżącymi dłońmi przytrzymała się ramion Artiego, gdy ten uniósł się, spoglądając na nią z uśmiechem. Podniosła się powoli do siadu i łapiąc z nim kontakt wzrokowy uśmiechnęła się subtelnie. Po chwili jednak złapała jego dłonie i przyciągnęła go do siebie, pospiesznie wsuwając dłonie pod materiał bluzy, a nogi ponownie splatając wokół jego bioder.
    — Kocham cię — sapnęła wprost w jego usta, cały czas wijąc się i nie mogąc usiedzieć w miejscu. Zacisnęła palce i wbiła paznokcie w jego skórę, aby po chwili zsunąć dłonie w dół. Przez ten czas, nie odrywając się od jego ust. Wysunęła jedną z rąk i ułożyła ją na jego kroczu, czując wyraźnie nabrzmiałą męskość bruneta, a następnie zacisnęła rękę, w tym samym momencie przygryzając jego wargę. — Tak bardzo — dodała cicho, chwytając skrawek bluzy, aby po chwili ta leżała na ziemi obok jego koszulki, której się z niej pozbył. Serce biło jej jak oszalałe i chociaż nie pomyślałaby, że znalazłaby w sobie pokłady energii, pod wpływem jego czułości, mogła wytrzymać znacznie dłużej.

    Elka ♥

    OdpowiedzUsuń
  51. Nie podejrzewała samej siebie, że brak delikatności nie będzie jej przeszkadzał, nie spodziewała się, że sama będzie chciała więcej i mocniej. Na koniec tylko zagryzła mocno wargę do tego stopnia, iż poczuła metaliczny smak w ustach, a wszystko to dlatego, aby nie obudzić Thei swoimi głośnymi jękami, jednocześnie wbijając paznokcie w jego ramiona.
    — Nie wiem czy to wytrzymam. — Zaśmiała się cicho, wciąż jeszcze odrobinę sapiąc. — Na pewno dzisiaj, więcej, nie dam rady, Arthur. — Rumieńce nadal rozpalały jej twarz, a przyjemne dreszcze przechodziły przez jej ciało sprawiając, że drżała. Wtuliła się więc w mężczyznę, mając nadzieję na odrobinę czułości i ciepła, ale ich córeczka skutecznie zwróciła całą ich uwagę na siebie.
    Elle chwyciła ubranie, uprzednio wsuwając na siebie bieliznę. Przełożyła włosy na jedno ramię i powoli ruszyła w stronę jej pokoju. Nie zdążyła jednak dotrzeć na miejsce, gdy usłyszała głos Arthura, a po chwili już widziała go z Theą na rękach. Zaśmiała się cicho na wieść o zmianie pampersa i pokręciła tylko głową ze zrezygnowaniem.
    — Nie mogłaś po prostu się obudzić, tylko od razu przywitać nas kupą? — Zmarszczyła delikatnie nos czując nieprzyjemny smrodek. Za każdym razem gdy dostawała mleko, zapach był zdecydowanie gorszy. — Musisz położyć ją na przewijaku, lub… gdziekolwiek tak naprawdę. — Oznajmiła, kierując się z powrotem do pokoju. — U nas za przewijak robi komoda. — Wskazała na zamontowaną przez jej tatę nakładę. — To nie jest w ogóle trudne, tylko raczej mało przyjemne, mimo wszystko. — Westchnęła i otworzyła szufladę w której były wszystkie potrzebne rzeczy, od świeżego pampera, po ewentualnie nowe body, ale również wilgotne chusteczki, talk czy maść na odparzenia. — Musisz ją rozebrać, chwycić delikatnie za nóżki i ściągnąć pampersa, starając się przy tym nie ubrudzić jej, siebie ani niczego innego. — Zaśmiała się. — Obserwuj, a ja to zrobię. Kolejna niespodzianka będzie twoja. — Zaśmiała się i sprawnie, acz powoli przewinęła Theę tak, aby Arthur mógł się przypatrzeć i zapamiętać jak najwięcej.
    — I tyle nam zostało ze spokojnego zrobienia obiadu, hm? — Przytuliła Theę, aby po chwili oddać ją w ramiona Arthura, a sama zwinęła szczelnie zużytego pampersa, aby od razu wynieść go do pojemnika na śmieci. — Idźcie do kuchni. — Uśmiechnęła się, a ona sama skierowała się do łazienki, gdzie pozbyła się pieluszki i umyła dokładnie ręce, aby po chwili przejść do serca domu, czyli pomieszczenia w którym najwięcej spędzali czasu. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, na widok Arthura świetnie radzącego sobie samemu. Thea na macie i Arthur przygotowujący obiad to było coś czego naprawdę potrzebowała. Zaśmiała się cicho i usiadła po turecku obok córeczki.
    — Ale nam się trafił, co, Thea? Coś czuję, że jak zaczniesz już jeść to tatuś będzie w siódmym niebie mogąc nam gotować. — Zaśmiała się cicho, zerkając na niego. Połaskotała małą po brzuszku i pokazała jej króliczka z palców, którego dziewczynka tak uwielbiała. Podparła brodę o dłoń i wpatrywała się w swój mały cud.
    — Długo jeszcze? Jestem strasznie głodna… jadłam ostatnio w biurze, jogurt. Zaraz zacznie mi burczeć w brzuchu. — Powiedziała, cały czas z uśmiechem na ustach.

    Villanelle ♥

    OdpowiedzUsuń
  52. Wzruszyła tylko delikatnie ramionami na jego pytanie. Nie miała pojęcia. Nie uczyła się tego nigdy wcześniej. Po prostu, gdy tuż po porodzie chwyciła na ręce swoje dziecko… to nie przyszło, jak za sprawą magicznego zaklęcia. Ciotka pomagała jej, położna tłumaczyła, że nie może się denerwować, chociaż początku były niesamowicie trudne. Teraz, przychodziło jej wszystko naturalnie. W końcu Thea była jej skarbem, jej małym cudem, najważniejszą istotą w jej życiu.
    — Przynajmniej jadłam śniadanie i drugie śniadanie. — Zauważyła. — Nie jadłam ostatni raz wczoraj. Rozumiesz, wczoraj… to było jeszcze przed porankiem. — Odgryzła się. — I nie po nazwisku Morrison. — Zaśmiała się cicho, chociaż na usta cisnęło jej się panie Morrison. Zagryzła wargę, spoglądając na niego z rozbawieniem. — Zdajesz sobie sprawę z tego, że gdyby ktoś mnie nie zatrzymywał i nie zajmował czymś innym, zdążyłabym zjeść już do tej godziny z dwa razy więcej? — Uniosła brew i odpowiedziała na jego pytanie dotyczące talerzy i sztućców. Zaciągnęła się zapachem świeżo ugotowanego dania i w tym momencie poczuła, jak bardzo była głodna i zdała sobie sprawę, że zaczyna boleć ją głowa z tego właśnie względu.
    — Cudownie, to ja będę leżała i odpoczywała, a wy będziecie mieli swoje ojcowsko-córkowe spray w kuchni. Cholera, podobają mi się wszystkie te plany. — Zaśmiała się. Zdawała sobie sprawę z tego ile poświęca czasu dla Thei. W końcu codziennie się nią zajmowała, ale dopiero teraz była świadoma, jak dobrze jest mieć obok siebie kogoś kto chce zajmować się dzieckiem nie tylko dlatego, że musi lub wypada. — Pachnie cudownie. — Powiedziała i posłusznie zamknęła oczy i otworzyła usta, aby po chwili czuć już intensywny smak przyprawionego kurczaka. — Jakie dałeś przyprawy? Jest pyszne… albo jestem tak bardzo głodna. — Zmarszczyła delikatnie nos, uważnie mu się przyglądając. Była pewna, że to ona jest mistrzynią makaronu i szpinaku, ale ten przygotowany przez Arthura był wyśmienity, chociaż nie zamierzała mówić mu, iż lepszy niż jej. Szturchnęła delikatnie łokciem Arthura, a następnie wgramoliła się pod jego ramię, opierając się wygodnie o jego tors, nie przejmując się tym czy wygodnie będzie mu się jadło.
    — Tym razem nie zasnę! — Zaśmiała się, odchylając delikatnie głowę do tyłu, chociaż siedziała tak, że nie była w stanie spojrzeć swobodnie w jego twarz. — Tak, z pewnością nie może się doczekać, aż sama będzie jadła gotowane obiadki przez tatusia. Ja na jej miejscu już bym kombinowała co zrobić, aby dostać te jedzenie szybciej. — Zaśmiała się, układając sobie wygodnie talerz na udach, marszcząc delikatnie brwi i rozmasowując sobie prawe po zewnętrznej stronie. Gdy wszystkie emocje opadły, dopiero teraz delikatny dyskomfort spowodowany mocnym uściskiem Arthura.
    — A ja też dostanę fartuszek? — Zapytała nagle, podnosząc się i odkładając talerz na bok, z które zniknęło w tym czasie już prawie pół porcji. Zerknęła jeszcze na Theę, aby upewnić się czy ma miejsce, a po chwili siedziała już na swoich stopach, odwrócona przodem do Arthura. Ułożyła dłonie na jego kolanach i uśmiechała się promiennie, spoglądając uważnie w jego oczy rozmarzonym spojrzeniem. — Chciałabym czerwony! Najlepiej w renifery, już tak w świątecznym temacie. — Zaśmiała się cicho. Dawno nie czuła się tak dobrze i swobodnie, tak… jakby właśnie był to jeden z codziennych dni, spędzanych zawsze w taki sam sposób. A sama Villanelle, można było odnieść wrażenie, że odżyła, pomimo ogólnego zmęczenia.

    Elka ♥

    OdpowiedzUsuń
  53. - Zapamiętam, panie magistrze. – Uśmiechnęła się uroczo. – Będę tak krzyczeć przy najbliższej okazji... przyznaj się. Jestem spełnieniem twoich skrytych fantazji. – Szepnęła cicho, nie zapominając, że Thea jest w pobliżu więc tylko musnęła delikatnie dłonią jego policzka, a następnie uśmiechnęła się subtelnie. Lubiła słuchać jego głosu, gdy mówił do niej w ten sposób. Z każdą wspólnie spędzoną chwilą, chciała coraz więcej. Chciała, aby ich dni stały się słodką rutyną, marzyła aby zasypiać otuloną jego ramionami i budzić się na jego połowie łóżka, zaciągając się zapachem pościeli. Zastanawiała się nawet, czy Arthur zgodziłby się aby zrobić mały remont, a jego gabinet zamienić na ich sypialnie, gdzie zmieściłoby się również łóżeczko Thei. Widziała siebie siedząca na kanapie z córką śpiąca w jej rękach i Morrisona krzątającego się po części kuchennej, najlepiej bez koszulki, świeżo po wyjściu z łazienki. Obraz jego postaci, który miała przyjemność dziś oglądać, już zawsze pozostanie w jej pamięci, była tego pewna. Zmrużyła delikatnie brwi słuchając jego słów. Zawsze chciała mieć dużą rodzinę, przynajmniej właśnie dwójkę dzieci, psa i domek z wielkim ogrodem, gdzie mogłaby hodować swoje własne warzywa i owoce. Nie była jednak gotowa na to teraz i nie myślała o tym.
    - Nigdy o tym nie rozmawialiśmy wcześniej, bo nie było okazji, ale... zawsze chciałam mieć dużą rodzinę. – Przyznała zgodnie z prawdą. – Tylko na pewno nie teraz! I nie wiem czy nadal chcę. Thea kradnie cały mój czas. – Zagryzła wargę, zapominając, że w tym wszystkim byłby jeszcze Arthur. Przez fakt, że spotykają się na nowo zaledwie od dwóch dni, chociaz Elle miała wrazenie jakby trwało to kilka długich tygodni, nie chciała zrzucać na niego za dużo. Dla tego ciągle była ona, jej czss, jej obowiązki, ale ich córka. – Poza tym o mamo, nie będziemy rozmawiać o żadnych kolejnych dzieciach, dopóki nie rozwiążemy obecnych problemów. – Oznajmiła stanowczo, a następnie uśmiechnęła się szeroko, aby po chwili zmarszczyć brwi i zamachnąć się ręką i klepnąć go porządnie w udo. – I dopóki będziesz się sam zachowywał jak dziecko. Taka dwójka mi wystarczy. – Mruknęła, powstrzymując wygięcie warg w niezadowoleniu. Była pewna, ze dłoń bolała ją mocniej... o ile on cokolwiek poczuł. – Dzieciak... zachowujesz się jak dzieciak. – Skomentowała wywracając oczami.
    - Oczywiście. Thea będzie robić je z nami. Będziemy je dekorować i razem ubiegać choinkę, Artie. – Uśmiechnęła się, przymykając oczy. Listopad powoli zbliżał się ku końcowi, a początek grudnia równał się z początkiem przygotowywań do świąt. – Spędzimy razem święta, panie magistrze Morrison. – Zaśmiała się, wyobrażając sobie jak siedzą wraz z jej rodzicami w salonie. Miała tylko nadzieję, że ojciec do tego czasu pogodzi się z tym, że Arthur będzie uczestniczył w ich życiu. – Przestań żadnych prezentów. – Oznajmiła, nie myśląc nawet o tym czy było coś co chciałaby dostać. Wspólnie spędzony wieczór w zupełności by jej wystarczył. Pisnęła cicho, gdy Arthur pociągnął ją na siebie, a po chwili śmiała się dziko, próbując wydostać się z jego objęć. Machała przy tym rękoma i z nieuwagi przesunęła talerz, a jedzenie które zostawiła na nim, wypadło z talerza na ziemię. Thea wtórowała w piskach swojej mamy i śmiała się piszcząc
    - Oczywiście, nic innego nie chce poza tobą. – Zaśmiała się, sama próbowała wsunąć dłonie pod jego bluzę i go połaskotać. Gdy jej się udało, w jej oczach pojawiła się wielka satysfakcja, chociaż nie miała pojęcia czy ma łaskotki. - Zaraz pożałujesz. – Wydusiła z siebie, próbując złapać oddech.
    - Co tu się dzieje!? – Do kuchni wszedł Henry, chociaż Alison z odwróconą głową próbowała go odciągnąć z pomieszczenia. Głośne piski i śmiech Elle, skutecznie zagłuszyły powrot rodziców dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - O... wróciliście. – Elle wysunęła ręce spod bluzy Artiego i uśmiechnęła się wesoło, chociaż po minie taty widziała, że nie jest zadowolony, a mama chyba myślała, że dzieję się tu cos zupełnie innego. Gdy do Villanelle dotarło to, zasmiała się cicho. – No wiesz co, mamo! Wstydziła byś się! - Pisnęła, zsuwając sięz Arta i podnosząc się pospiesznie.

      Elka ❤❤

      Usuń
  54. Zaśmiała się tylko na jego słowa. Nie zamierzała brnąć dalej w tę dyskusję, gdy obok znajdowała się ich córeczka. Elle chciała, aby chowała się ze spokojem i bez żadnych traum. Mała teoretycznie nic nie rozumiała, ale brunetka nie czuła się z tym po prostu dobrze i swobodnie, dlatego też jej zdaniem temat był zwyczajnie zamknięty.
    - Dobrze, kradnie nasz czas, ale nie ma mowy o drugim dziecku. To jest absurdalne. – Wyraziła się jasno, może odrobinę za ostro, jednak był ro kolejny temat, którego nie miała zamiaru poruszać dopóki inne rzeczy się nie wyjaśnią. Elle naprawdę wolałaby, aby wszystko zgodnie z wytyczonymi przez społeczeństwo ścieżkami. Chciałaby być narzeczoną, chciałaby założyć kiedyś śnieżnobiałą suknię i dopiero wtedy myśleć o dzieciach. Los sprawił, że jej życie wyglądało inaczej, ale wierzyła, że wszystkie kolejne decyzje będą podejmowane z rozwagą i odpowiedzialnie.
    - No coś, ty. Wiem, że nie jest dla ciebie super miły, ale... przejdzie mu. Wiesz, jestem jedynaczką, w jego oczach jesteś tym złym, który pozbawił mnie dzieciństwa. Zapomniał tylko, że nie mam piętnastu czy siedemnastu lat. – Zaśmiała się. Tak właśnie to wszystko widział pan Henry. Arthur był zagrożeniem dla jego relacji z córką. Odebrał mu jego małą księżniczkę, którą w jego świadomości jeszcze niedawno tulił do snu.
    - Nie ma mowy. Nie będziesz jej rozpuszczał. – Wymamrotała pomiędzy głośnym śmiechem, co wcale nie było łatwe i proste. Elle nie słyszała prośby swojego ojca więc tylko zerknęła na Arthura spod zmarszczonych brwi. Nie podobało jej się, że ojciec będzie im dyrygował co mogą, do której i ile. Była dorosła i mogła... niewiele. Nie miała stałej pracy i potrzebowała pomocy rodziców, aby dobrze wychować własne dziecko.
    - Miałeś ją uśpić. – Szepnęła, czując niezręczność w obecności swojego taty. Chciała wtulić się w Arthura, zacisnąć dłonie z jego dłońmi. Pocałować czule na pożegnanie i ustalić coś... cokolwiek na kolejne spotkanie.
    - Oczywiście, panie Arthurze. – Podszedł bliżej młodego mężczyzny i spojrzał na niego i swoją wnuczkę, zerkając na córkę, w której spojrzeniu dawno nie widział tych radosnych iskierek, chociaż teraz te nieco przygasły. – Villanelle, Alison weźcie może Thea... my może dokończymy rozmowę. – Spojrzał na Morrisona, szukając z jego strony akceptacji. Gdy kobiety zostawiły ich samych, wskazał krzesło i usiadł sam po drugiej stronie. – Wcześniej byłem surowy i zły. – Powiedział zgodnie z prawdą. Kilka kieliszków z Tomasem sprawiło, że był w stanie spojrzec na partnera córki łagodniej. – Nie widziałem córki przez ostatnie miesiące, ale rozmawiałem z nią codziennie. Nie była szczęśliwa, a gdy wróciła do domu wyglądała po prostu strasznie. Okropnie jest patrzeć na smutek swojego jedynego dziecka, po prostu na swojego dziecka. – Mówił, wpatrując się w Arthura twarz. – Villanelle wydaje się być szczęśliwa. Wystarczyło panu kilka godzin z nią, a ona wyglada z powrotem jak moja mała córeczka. – Mruknął próbując zachować spokój. – Nie bedę walczył z jej szczesciem, ale muszą być zasady, więc jezeli zobaczę, że moja córka przez pana cierpi, nie zostawię tego tak po prostu. A pan... niech się cieszy, że nie widział jej wtedy pan. Ten widok pozostaje w pamięci na zawsze.

    rodzina egejn

    OdpowiedzUsuń
  55. Prawdą było, że Henry pod wpływem alkoholu i przyjemnej atmosfery u znajomych, odrobinę złagodniał. W dodatku zastanawiał się nad tym, jak silnym musi być człowiekiem pan Morrison, który przetrwał stratę najbliższych ludzi i starał się żyć dalej, nie stoczył się i nie popełnił żadnych, wielkich błędów. W tym momencie zapłodnienie jego córki nie było mierzone w jego oczach jako tragedia. W zasadzie to zastanawiał się nad tym, dlaczego Elle postanowiła wyjechać i nic mu nie mówić, aby chwilę po powrocie sprowadzać mężczyznę do domu i bawić się w rodzinę. Coś go niepokoiło, ale nie umiał jasno wskazać co się za tym kryje.
    - Muszę zapytać, bo nie daje mi to spokoju. A naprawdę chce zrozumieć cała te sytuację... Dlaczego Villanelle tak bardzo chciała ukryć przed panem dziecko? – Henry nie był wtajemniczony dokładnie w związek Elle i Arthura. Nie miał pojęcia o jego obsesji czy o tym, że Villa uczęszczała do Morrisona na zajęcia. Pani Alison wiedziała znacznie więcej. Westchnął zerkając na chłopaka. – Wolałbym pozostać przy mimo wszystko przy tym panu. Być może, za jakiś czas się przekonam. – Nie chciał go skreślać, może mógłby go nawet polubić skoro Elle była przy nim szczęśliwa, ale chciał zachować pozory. Uważał, że Arthur nie może czuć się za pewnie. – Powiedziała sama? I poprosiła o tę pomoc w usypianiu? Musisz wiedzieć, że moja córka jest uparta i nie prosi o pomoc z zasady dla zasady. – Zmarszczył brwi, w takim przypadku nie mógł się sprzeciwić. – Niech pan nie zmarnuje tego, co wyraźnie Villa próbuje naprawić. – Mruknął, gładząc materiał podkładki na stole. – Lepiej, żebym faktycznie nie zauważył. – Dodał wstając od stołu, a następnie podszedł bliżej Arthura i tym razem to on wyciągnął dłoń do młodzieńca. – Liczę, że Nelle jak i Thea będą szczęśliwe. – Dodał, aby nastepnie niepewnie poklepać go po ramieniu. Na trzeźwo z pewnością by tego nie zrobił, a później wyszedł z kuchni. Tuż po chwili w drzwiach stała Elle z córeczka na rękach.
    - Obiecuję, że nie pozwolę mu więcej cię zadręczać. To niesprawiedliwe. – Uśmiechnęła się delikatnie i z zaciekawieniem przyglądała się Arthurowi. – Masz dziwną minę... było, aż tak źle? – Szepnęła podchodząc bliżej mężczyzny i delikatnie ułożyła dłoń na jego policzku. – Ogol się dobrze? Chyba mi się nie podobasz z zarostem. – Uśmiechnęła się, cały czas zerkając na niego, nieco podejrzliwie.


    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  56. Zagryzła nerwowo wargi. Nie umiała powiedzieć ojcu o tym małym, drobnym szczególe. Była pewna, że będzie wściekły, że nie dość, że będzie zły na nią iż w ogóle przyszło jej do głowy spotykanie się z wykładowcą, to na pewno będzie surowo oceniał Arthura. Nie zdziwiłaby się, gdyby uznał, że nie jest jego jedyną studentką, z którą się spotykał.
    - Ja... nie powiem mu. – Szepnęła tylko cicho, kręcąc przy tym głową. Bała się oceny. Bała się, że to będzie ten element , który przekroczy wszelkie granice, a Henry Madisson straci cierpliwość nawet do własnej córki. Mężczyzna nigdy nie przejawiał agresji, był dobrym i kochającym ojcem, ale Villanelle bała się, że to może go zwyczajnie przerosnąć. – Wezmę rok dziekański, zajmę się Theą, może znajdę jakąś pracę, zmienię uczelnie, a... a wtedy powiemy, że zdecydowałeś się na doktorat... – Myślała pospiesznie, jak można by rozwiązać ich problem, aby ojciec nie dowiedział się o tym, że gdy się spotykali, przekraczali wszelkie granice.
    Uśmiechnęła się delikatnie na jego uwagę, skupiając się na kolejnych słowach. Elle przez czas spędzony z Arthurem straciła poczucie czasu, a gdy ujrzała dwudziestą na zegarku, była pewna, że jest znacznie wcześniej. Praktyki, wizyta u Arthura i wszystko to co działo się później nie mogło wydarzyć się w godzinę czy dwie.
    - W takim razie myszka pójdzie z pewnością grzecznie spać, hm? – Szepnęła spoglądając w ciemne oczka swojego dziecka i uśmiechnęła się promiennie. – Jesteś pewien, że chcesz się wszystkiego uczyć w jeden dzień? – Zaśmiała się cicho, ale powoli skierowała swoje kroki w stronę łazienki, gdzie pokazała Artiemu wanienkę oraz stelaż do niej, jej mama była zachwycona nowymi akcesoriami dla dzieci i ciągle powtarzała, że strasznie jej przykro, że nie było takich wynalazków, gdy Elle była malutka.
    - Ustawisz to na sobie? W wanience jest też taka specjalna podkładka, sprawdź tylko czy się trzyma, ona ma podpierać dziecko, aby nie wpadło do wody całe. – Powiedziała, a następnie odrobinę zwiększyła temperaturę na kaloryferze, aby w pomieszczeniu było cieplej. – Tak naprawdę to kwestia temperatury wody jest najważniejsza, ale... Thea nie przepada za kąpielami. – Westchnęła cicho. – Nie mam pojęcia dlaczego, ale strasznie płacze, prawie za każdym razem. To jest okropne. – Oznajmiła. Zastanawiała się czy sama coś źle robi, ale i mama i ciotka, a nawet położna zapewniały ją, że wszystko jest w najlepszym porządku, a Thea tak po prostu ma. Serce Elle jednak miało problem z zaakceptowaniem tego faktu, że tak po prostu może być i dziewczyna dorabiała sobie do tego swoją historię. Thea wyczuwała, że zbliża się nielubiana czynność i zaczęła pojękiwać i grymasić w ramionach matki. Dziewczyna zaczęła bujać się delikatnie, stąpając z boku na bok, jednak niewiele to pomagało.


    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  57. — I tak wszystko potoczyło się zupełnie inaczej niż miało… rok w tę czy we w tę, nie robi mi już różnicy. — Wzruszyła delikatnie ramionami. W zasadzie widziała również plusy w przerwie od nauki. Mogłaby się całkowicie skupić na wychowaniu córki, nie musiałaby prosić ciągle o pomoc o rodziców. Na początek praca na pół etatu by jej wystarczyła, tak naprawdę gdziekolwiek. Ton jego wypowiedzi sprawił jednak, że już nic więcej nie powiedziała w tym temacie. Spojrzała tylko uważnie na niego, zastanawiając się czy byłby wówczas szczęśliwy. — A co, jeżeli dziekan się o nas dowie, a sama zmiana grupy nie wystarczy? — Zagryzła wargi. — Może powinnam zmienić uniwersytet. Design school mają bardzo dobre opinie o architekturze. — Mruknęła, przeglądała wszystkie możliwe kontynuacje studiów w Auckland rok temu, nim podjęła decyzję o wyjeździe.
    Spojrzała na niego otwierając szeroko oczy. Miała ochotę popukać się w czoło i przypomnieć mu, że przecież jeszcze przed chwilą prosił, aby to ona go nauczyła kąpać dziecko, a nie on ją. Oddała mu jednak Theę i po chwili trzymała brzeg materiału koszulki, wahając się jednak.
    — I tak cię zabije, jeżeli przyjdzie sprawdzić jak ci idzie. — Nie umiała. Zagryzła wargi i powoli ściągnęła z siebie bluzkę, a po chwili zsunęła leginsy, unikając spojrzenia Arthura. Odwróciła się do niego tyłem, aby sięgnąć z umywalki, znajdującej się po przeciwnej stronie, gumkę do włosów. Spięła je w pospiesznego koczka, mając na względzie jedynie to, aby nie zmoczyć włosów. — Mówiłeś, że nie umiesz kąpać dzieci. — Mruknęła, posłusznie wchodząc do wanny i sprawdzając czy woda nie jest za gorąca lub za zimna. Przez jej ciało przeszedł dreszcz, w kontakcie ze znacznie chłodniejszym powietrzem w pokoju od temperatury wody. Uklęknęła i wyciągnęła ręce aby ustawić odpowiednio wodę. — A jeżeli mi się wyślizgnie? — Spojrzała ze strachem na Arthura. Wiedziała, że specjalnie nie zrobi jej krzywdy. Świetnie sobie radziła przez te niespełna trzy miesiące, ale… teraz poczuła nieuzasadniony strach. Bardzo, ale to bardzo chciała, aby moment kąpieli nie był dla Thei stresujący, jak i dla niej samej. Teraz jednak bała się o życie córeczki, mając przed oczami same, najgorsze i najczarniejsze ze scenariuszy. — Boję się, że coś zrobię źle. — Mruknęła, jednak widząc pełne spokoju spojrzenie Arthura, wzięła głęboki oddech i przymknęła oczy, licząc od dziesięciu do zera, aby samej się uspokoić. — Daj mi ją. — Poprosiła zakręcając wodę i siadając z ugiętymi delikatnie kolanami, modląc się, aby ojciec nie wpadł na pomysł ich skontrolowania, gdyż była pewna, że to nie skończyłoby się dobrze, pomimo tego, że była w bieliźnie.
    Gdy chwyciła Theę i ułożyła ją, na swoich udach, dziewczynka nadal miała wykrzywione ustka w grymasie, jednak nie wydawała z siebie już niepokojących dźwięków. Arthur mógł zauważyć, jak mina samej Elle się zmienia. Cały stres i zdenerwowanie momentalnie z niej uszło, a na jej ustach pojawił się subtelny uśmiech, a jej oczy znów wypełniały iskierki radości.

    Elka

    OdpowiedzUsuń
  58. Chwyciła ją porządnie, delikatnie obmywając jej ciałko. Cały czas wpatrywała się w córeczkę, będąc naprawdę szczęśliwą, że maleńka w końcu nie płacze podczas kąpieli. Czuła, jak kamień spada z jej serca w momencie gdy Thei była coraz bardziej spokojna.
    — Hm…tak. Masz rację. Nam się już nie przyda. — Uśmiechnęła się i przeniosła spojrzenie na mężczyznę, posyłając mu wesoły uśmiech. — Jestem szczęśliwa, że jesteś z nami Art. Naprawdę. Wiem, że się powtarzam, ale… naprawdę żałuję, że nie było cię z nami wcześniej, że wyjechałam i nie dałam ci nawet najmniejszego sygnału życia. — Westchnęła, powracając spojrzeniem do córki. Podczas kąpieli musiała skupiać się tylko na dziecku, więc gdy Morrison sam stwierdził, że wyjdzie Elle tylko skinęła głową. Biorąc pod uwagę napięte relacje z jej ojcem to naprawdę było bezpieczniejsze rozwiązanie problemu, a sama Ella chociaż bardzo chciała spędzać z nim jak najwięcej czasu, nie miała nic przeciwko chwili sam na sam ze swoją córeczką i to w takim momencie. Miała wrażenie, że właśnie dzięki takim chwilą ich więź się umacniała.
    Wytarła dokładnie dziewczynkę i opatuliła ręcznikiem, w pokoju zamierzając ją wysmarować całą olejkiem. Z trudem owinęła samą siebie ręcznikiem i przeszła do pokoju, pozostawiając po sobie mokre ślady stóp.
    — Oh… — Wydała z siebie, gdy weszła do pokoju i uśmiechnęła się. Naprawdę nie rozumiała, dlaczego nie mogło tak być od samego początku. Dlaczego Arthur nie mógł zachowywać się tak normalnie wcześniej. — Mówiłam ci, że nie dam rady, poza tym rodzice są w domu. — Zaśmiała się cicho, wpatrzona w ciemne oczy mężczyzny. Podeszła do komody i położyła na przewijaku Theę, aby wyciągnąć z szuflady olejek. — No, mów. Co to za pomysł z tymi świeczkami, hm? — Poprawiła ręcznik, którym była obwinięta, a następnie poinstruowała Arthura jak powinien chwycić małą i wysmarować ją, robiąc przy tym delikatny masaż. — Mówią, że to zacieśnia więź dziecka z rodzicem. — Oznajmiła, opierając się policzkiem o jego ramię i uśmiechnęła się.
    — I… myślałam o tym co mówiłeś. Mogłabym czasem wpaść do ciebie z Theą, ale… musimy pierw ustalić co z twoim doktoratem i moimi studiami. Nie chcę, abyś miał przez nas problemy, a jeżeli będziemy u ciebie za często, ktoś może zwrócić na to uwagę. — Westchnęła. — Nie chcę, abyś rezygnował z doktoratu. Wiem, że to dla ciebie ważne. — Dodała, a następnie pocałowała jego policzek, aby po chwili odsunąć się i założyć na siebie za duży sweter, który swobodnie mógłby służyć jej za sukienkę, ale przykrywał wszystko co niestosowne, w razie gdyby wszedł jej ojciec. Przewiesiła ręcznik na oparciu krzesła, mówiąc sobie, że przed spaniem go odniesie do łazienki i uśmiechnęła się, siadając na łóżku i przyglądając się Artiemu i ich córeczce.

    Elka ♥

    OdpowiedzUsuń
  59. — To miłe. Naprawdę. — Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Chciałaby móc się położyć po prostu na łóżku, zamknąć oczy i nie myśleć o niczym. Nie stresować się żadną uczelnią, tym co powiedzą znajomi, gdy dowiedzą się, że ma dziecko z tym Morrisonem od architektury. Niby nie przejmowała się tym co powiedzą inni, a jednak. Przejmowała się, albo raczej była na etapie uczenia się nie przejmowania. To było dużo bardziej trafnym określeniem w jej przypadku.
    Pomogła ubrać mu córeczkę i uśmiechnęła się do niej pogodnie, łaskocząc ją po brzuszku, co było już chyba małym uzależnieniem. Uwielbiała czuć pod opuszkami palców tę dziecięcą, delikatną skórę, uwielbiała też niemowlęcy zapach, chociaż wcześniej nie podejrzewała samej siebie o to.
    — Wiesz, że wszyscy wiedzą, że historyjki o znajomych są o tych, którzy je opowiadają, nie? — Westchnęła, jednak nie mogła się na to nie zgodzić. Była ciekawa co w takim przypadku, w końcu mogli się poznać dużo wcześniej, nim zaczął prowadzić własne grupy studentów. Mogli znać się dużo wcześniej, ze szkoły średniej czy… skądkolwiek. Tego chciała się trzymać Elle. Myśli, że chociaż coś jest po ich stronie. Ona sama nie miała pojęcia, jak to wygląda od strony prawnej, bo chociaż niechętnie, musiała przyznać Arthurowi rację, w końcu teoretycznie był studentem. — Tylko nie palnij nic głupiego… jak wspomnisz coś o wyjeździe dziewczyny to się zaraz na pewno zorientują. — Szepnęła, zaciskając wargi. — Przemyśl trzy razy co chcesz powiedzieć, a najlepiej napisz to sobie gdzieś i wykuj na pamięć. — Ułożyła ręce na jego dłoniach i uśmiechnęła się, nieco mniej radośnie, ale jednak, nadal się uśmiechała. — Dopiero, jak będziemy wiedzieli czy mamy się czym martwić. Wtedy… może… pójdziemy z Theą, razem z tobą? Mogłabym pomóc ci wybrać… — Niby wiedziała, że w jej propozycji nie ma nic niestosownego, ale jednak nie chciała mu się narzucać. To było jego mieszkanie, on je sam urządzał i sam decydował co w nim chce i chociaż myślała, aby pomóc mu tylko pod względem technicznym i użytecznym, wiedziała, że pewnie nie wytrzyma i będzie sugerowała się tylko tym, co będzie jej się podobało. — Mogłabym poprosić ciotkę, aby przesłała nam jeszcze jeden kocyk, ten różowy, w razie gdybym kiedyś zapomniała jej go zabrać. — Ułożyła dłonie na jego głowie i wplotła palce w jego ciemne włosy. — Jeżeli będzie miała takie loki jak ty, to nigdy jej nie pozwolę ściąć włosów. — Zaśmiała się cicho, bawiąc się jego kosmykami, a paznokciami delikatnie masując skórę głowy mężczyzny. — Wszystko będzie dobrze, prawda? Musi być przecież dobrze. — Szepnęła wpatrzona w córeczkę. Od widoku słodkiego dziecka, oderwał ją dźwięk telefonu. Przygryzła wargę i sięgnęła po urządzenie, aby wyciszyć dźwięk, ale widząc wiadomość tekstową od Shane’a, kliknęła wyświetl.
    — Grey napisał... — Mruknęła niezadowolona, nie wiedząc dokładnie co chłopak może chcieć od niej, że nagle zaczął pisać jej wiadomości. — Boże, ten kretyn pewnie dopiero dzisiaj wrócił do siebie. — Dziękuje za poznanie go z Claire. — Westchnęła myśląc sobie, że chociaż o jeden problem może być w stu procentach spokojniejsza.

    Villanelle ♥

    OdpowiedzUsuń
  60. Uśmiechnęła się subtelnie na jego słowa i tylko pokiwała delikatnie głową. Na kolejne natomiast zmarszczyła tylko nos. Łatwo mu się mówiło, a sama Villanelle po prostu nie umiała przestać myśleć o problemie z ich związkiem.
    - Chciałabym po prostu móc wyjść z Theą i z tobą na spacer, nie martwiąc się tym co powiedzą inni, czy ktoś komuś coś powie. Chcę po prostu wyjść w końcu z tego domu nie myśląc o tym, jakie głupi spacer może nieść konsekwencje. – Podzieliła się z Arthurem swoimi rozterkami, czując, jak ciężar spada z jej barków. – Rozumiesz, prawda? – Cisnęło się jej już na usta, jak bardzo jest beznadziejna w roli matki. Skupiała się na wszystkich swoich słabościach, nie doceniając tego, jak była silna przez cały ten czas. Zacisnęła palce i ugryzła się jednak w język, skupiając się na tym co dobre.
    - Pytam... bo ostrzegam, że podczas zakupów dla niej wpadam w szał. Będziesz musiał mnie prowadzić od produktu do produktu tylko tych, które mieszczą się w budżecie. – Zaśmiała się cicho. – Żartuję, potrafię się opanować... trochę. – Dodała z uśmiechem i nim Art zdążył się od niej odsunąć, odwzajemniła krótki pocałunek i poprawiła się na łóżku, pociągając kolana pod brodę i z rozczuleniem przyglądała się im. – Będziemy chodzić od kawiarni do kawiarni. Na pewno gdzieś podają równie dobrą, o ile nie lepszą kawę. – Szepnęła. Zdecydowanie jej noga nie przekroczy progu tamtej kawiarni, a przynajmniej dopóki blondynka miała tam pracować. W ten sposób mogła pozbyć się chociaż jednego zmartwienia i zamierzała z tego skorzystać.
    Zaśmiała się cicho, aby nie obudzić córeczki, gdy Arthur postanowił zająć się i jej snem. Nie protestując gdy chwycił jej telefon. Zagryzła tylko wargi i spojrzała w oczy Morrisona, unosząc kącik ust.
    - Arthur, nawet nie próbuj. – Szepnęła, czując jego dłoń na swoim ciele i pospiesznie ją łapiąc. – Po pierwsze Thea, a po drugie, naprawdę mówiłam poważnie, nie dam rady, a zamiast przyjemności będę czuć tylko irytację. – Szepnęła, zaciskając palce na jego dłoni. – Poza tym hej, jak tata wejdzie? Udusi cię gołymi rękoma, możesz być pewny. – Szepnęła, a po chwili przysunęła się bliżej niego, przekręciła na bok i ułożyła policzek na jego piersi, i wtuliła się w niego. – Pójdę grzecznie spać, jak mi tylko obiecujesz, że się jutro zobaczymy. – Szepnęła, chowając twarz w materiale jego bluzy i wsunęła jedną z dłoni pod niego, z uśmiechem na twarzy sunąc po jego torsie.

    Zaspała. Arthur wyciszając jej telefon musiał kliknąć coś jeszcze, bo budzik z pewnością nie zadzwonił o godzinie, o której zadzwonić powinien. Gdy zerwała się z łóżka nie zerknęła nawet na telefon, miała te szczęście, że nie musiała nigdzie zawozić Thei, bo zostawała z babcią w domu. Ogarnęła się względnie i szybko opuściła dom.
    Dopiero w biurze, gdy miała chwilkę czasu miała zrobić sobie kawę, pozwoliła zerknąć sobie na telefon, sprawdzając czy Arthur być może pisał. Zacisnęła usta widząc kilka nieprzeczytanych wiadomości. Kliknęła w pierwszą układając telefon na blacie biurowej kuchni i zaczęła wlewać wrzątek do kubka, skupiając się na filmiku, który wysłał jej Grey i screen z czyjegoś konta na ig z komentarzami. Wczytując się w tekst, chwyciła kubek. Pisnęła po chwili przerażona zdając sobie sprawę, jak wrzątek wylądował na jej brzuchu, a sztuczny materiał koszulki przykleił się do jej ciała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Co się stało? – Do pomieszczenia weszła jedna z pracownic i spojrzała z przerażeniem na studentkę. Elle chwyciła tylko kawałek materiału, chciała odsunąć go od skóry, ale pod wpływem temperatury ten wkleił się w poparzoną skórę. W jej oczach pojawiły się łzy, a kobieta nie zastanawiając się długo chwyciła ją i zarządziła wezwanie pogotowia.
      W ambulansie napisała tylko krótką wiadomość do Arthura:
      Musisz w tej chwili porozmawiać z dziekanem. Później może być za późno. Wiozą mnie do szpitala, przyjedź później, proszę.
      I załączyła screen z komentarzami, które były najróżniejsze. Ktoś stwierdził, ze dziewczyną brakuje kisielu i są za mało skąpo ubrane, ktoś inny zapytał o co poszło, a inny użytkownik wypatrzył w tle Morrisona. Ktoś inny napisał natomiast, że widział jak pan Morrison wyszedł z tą wariatką w środku nocy.

      Elka ❤

      Usuń
  61. Próbując odsunąć materiał uszkodziła tylko kawałek rany. Na całe szczęście, ktoś ją usłyszał i był mądrzejszy od niej i zajął się jej zdrowiem. Elle co prawda ubolewała, bo z pewnością już do końca praktyki zostanie tą dziewczyną, która rozlała na siebie wrzątek, ale... cóż, nic już nie zmieni.
    Już w ambulansie się nią odpowiednio zajęli, ściągając z niej mokre ubranie, a wtopione fragmenty odcięli nożyczkami, po dotarciu do szpitala od razu wzięli ją do pokoju zabiegowego, gdzie usunęli zanieczyszczenie. Nałożono jej tylko maść mającą na celu przyspieszenie regeneracji skóry, a następnie odesłano do izby przyjęć, gdyż pojawił się inny, pacjent w znacznie poważniejszym stanie.
    Widząc Arthura zmarszczyła delikatnie brwi, w końcu napisała mu, że ma przyjechać później. Po chwili jednak uśmiechnęła się, gdy znalazł się obok.
    - Wyglądasz okropnie. – Uśmiechnęła się i podniosła ręce, aby poprawić jego włosy, które wyglądały, jakby ledwo wstał z łóżka. – Zaspałam do biura... Grey wysłał mi te wiadomości i oblałam się wrzątkiem. Okazało się też, że bluzka, która miałam była z czegoś sztucznego co się wkleiło w ranę i... rozmawiałeś z dziekanem? – Przerwała swoją wypowiedź, aby zmierzyć go uważnie wzrokiem. – Zaraz wszyscy będą wiedzieli... nie wiem po co to ktokolwiek wrzucał do sieci i, boże nie chce nawet myśleć co teraz będzie. – Zagryzła wargi. – W ogóle to co tu robisz? Przecież ci napisałam, żebyś przyjechał później. – Powiedziała, nie zdając sobie sprawy, jak chaotyczny była jej wiadomość. Zagryzła wargę i poklepała materac szpitalnego łóżka delikatnie i ostrożnie się przesuwając w bok. – Ten przeciwbólowy środek jest cudowny, nic nie czuję. – Uśmiechnęła się, gdy ułożyła się trzy centymetry w bok, robiąc tym samym miejsce, aby Arthur mógł usiąść.
    - Muszę czekać, aż dokończa mi opatrunek. Pielęgniarka mówiła, że spokojnie dzisiaj mnie wypuszczą, a skóra się zregeneruje tylko muszę uważać i unikać schylania i zginania. – Spojrzała na Arthura z subtelnym uśmiechem. Westchnęła, chwytając jego dłoń na materacu tak, aby nikt nie widział. Nie miała pojęcia jak poszło mu spotkanie z dziekanem i czego się dowiedział, chociaż jego powitanie było niezwykle czułe i w ogóle się nie krępował, albo zwyczajnie zapędził się, a Elle ponownie zaczęła panikować. Bo co, jeżeli gdzieś tu kręcił się ktoś z uczelni? Zagryzła wargi, jednocześnie zaciskając palce na jego dłoni. – Nie trzymaj mnie w niecierpliwości... mów, co powiedział dziekan. – Poprosiła, zerkając na niego błagalnie. W tym momencie zauważyła albo dopiero zdała sobie sprawę z rozpiętej koszulęi chłopaka, a jej myśli narzucajace raczej czarne scenariusze, już zawładnęły ją wyobraźnią. - Gdzie byłeś, Art? - Szepnęła, rozluźniając uścisk i cofając rękę z jego dłoni.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  62. - Wydawało mi się, ze napisałam, że to nic poważnego. – Wymruczała, cały czas uważnie mu się przypatrując, jakby szukając dowodów swoich przypuszczeń, skupiała się na jego ustach i szyi. Mrużąc oczy, szukając śladów pomadki czy zadrapania, którego z pewnością nie zrobiła ona sama. Westchnęła cicho. – Grey chciał dobrze, co nie zmienia faktu, że jest kretynem. – Oznajmiła, utwierdzając się kolejny raz w przekonaniu odnośnie kolegi.
    - Nie rozśmieszaj mnie, to boli. – Jęknęła, faktycznie wyobrażając go sobie jako postać z bajki. Z nienaturalnie wielką głowa i drobnym ciałkiem. – Boże, teraz będę cię widziała jako Pinky'ego. – Próbowała powstrzymać śmiech, jednak to okazało się być gorszym rozwiązaniem. Pozwoliła mu chwycić dłoń, bo zerkając w jego oczy, a kolejno słysząc wszystkie te słowa, wiedziała, po prostu wiedziała, że nie zrobiłby jej tego, a jej myśli kolejny raz zrobiły z niej, jak trafnie określił sam Arthur, sierotkę. Głupią sierotkę. Na jej ustach pojawił się jednak uśmiech. Szeroki uśmiech, którego nie była w stanie za żadne skarby powstrzymać. Wiadomość, że nikt nie może im niczego zarzucić była dla Elle niesamowicie radosna. Miała dość ukrywania przed światem swojego szczęścia. Mimo, że to tylko parę dni, pragnęła pokazać się z Artem i Thea na spacerze, nie obawiając się żadnych konsekwencji. Ciężar i jeden z większych powodów do zmartwień właśnie zniknął. Rozprysł się, jak mydlana bańka, a oni w końcu mogli swobodnie opuścić mury domu jej rodziców. Mogła bez skrępowania wpadać do niego i nie martwić się tym, że napotka ich jakiś problem na uczelni. Oczywiście była świadoma, że niektórym osobom z grupy może się to nie podobać i zaczną plotkować na ich temat, ale... to się w tym momencie nie liczyło. Była szczęśliwa. Teraz, pomimo bólu i dyskomfortu, była po prostu szczęśliwa w tym momencie.
    - To cudownie. – Ułożyła dłonie na jego policzkach, chcąc przyciągnąć go bliżej siebie. Chciała wtulić się bez karnie w jego ciało i pokazać wszystkim, że pan magister jest już zajęty i to ma dobre.
    - Może zostać. – Powiedziała z uśmiechem. – Dzisiaj jest nasz naprawdę szczęśliwy dzień. – Powiedziała, a rany na brzuchu przestały mieć znaczenie do momentu, gdy kobieta nie zajęła się nimi ponownie. Elle zacisnęła palce rąk i cicho syknęła. Pielęgniarka oznajmiła, że już po wszystkim, przekazała wytyczne, jak dbać o ranę i poinformowała, aby przyszła na kontrolę, a gdyby rana zaczęła się zmieniać, natychmiast ma się pojawić u lekarza. Elle skinęła głową i zmarszczyła delikatnie brwi.
    - Ta szmatka tam, to moja bluzka. – Mruknęła patrząc na Arthura. – Obok leży sweter, daj mi go proszę. – Musiała w końcu się nakryć, skoro mogła opuścić już izbę przyjęć. Wyciągnęła ręce w stronę mężczyzny licząc na jego pomoc przy wstawaniu i gdy ubrała się, chwyciła torebkę, powoli ruszyli w stronę rejestracji gdzie miała odebrać zwolnienie z praktyki na jeden dzień. Po drodze resztki bluzki wrzuciła do śmietnika. Nie miało sensu zatrzymywanie jej. – Pójdziemy jeszcze dziś? – Była podekscytowana niczym dziecko, które miało za chwilę dostać wymarzony prezent. – Czuję się już świetnie, trochę niewygodnie z tym opatrunkiem, ale dam radę. – Uśmiechnęła się wesoło. – Po takiej nowinie nie można czuć się, źle... a po powrocie już nawet palcem dzisiaj nie ruszę. – Oczywiście kłamała, bo gdy tylko Thea wyda z siebie chociażby jeden dźwięk, Ella będzie już w gotowości do działania. – Poza tym to tylko wyglądało źle, naprawdę czuję się dobrze. – Powiedziała, gdy znaleźli się poza szpitalem. Zagryzała jednak wargi, aby ukryć grymas, chodzenie po schodach zdecydowanie w tym momencie nie należało do przyjemnych rzeczy.


    Elle❤

    OdpowiedzUsuń
  63. — Uspokój się, Arthur. — Ułożyła dłoń na jego ramieniu, uśmiechając się delikatnie. Nadal nie dowierzając, że może zachowywać się publicznie tak po prostu, z Morrisonem, jak z własnym chłopakiem. Bez ukrywania się, bez szukania najmniejszej okazji do dotknięcia się. Chociaż Arthur miał rację, z tym, że takie ukrywanie się pobudzało wyobraźnie. Elle była jednak szczęśliwa, bo przecież w końcu coś na ich wspólnej drodze układało się dobrze. — Naprawdę czuję się dobrze, a lekarze wiedzą co robią. — Uśmiechnęła się, jednak nie protestowała przed jego objęciami. — Skoro mogę iść do Lavoisierów pojutrze to równie dobrze… — Nie dokończyła jednak, gdyż bezczelnie przerwał jej pocałunkiem. Słysząc jednak jego kolejne słowa zmarszczyła brwi i uderzyła go delikatnie pięścią w ramię. — No to ty mnie lepiej nie denerwuj. Nie wiesz, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko? Mama będzie szczęśliwa po zakupach. — Uśmiechnęła się wesoło, jednak dobrze wiedziała, że nie ma co liczyć na wycieczki, dopóki Arthur naprawdę nie uzna, że już może iść. Widziała tę jego minę i dobrze wiedziała, że nie będzie tak łatwo.
    Zagryzła wargi, wydając z siebie cichy dźwięk, który z całych sił próbowała zagłuszyć, jednak pomysł z zabraniem jej i przeniesieniem na rękach, nie należał do najlepszych. Widziała jednak jak Arthur bardzo się stara, więc tylko chwyciła się porządnie jego karku i oddychała spokojnie.
    — No dobrze, twoja propozycja randki brzmi dobrze, ale ja nie wiem czy wypiję jeszcze cokolwiek ciepłego. Od wczoraj mam jakiegoś pecha z gorącymi napojami. — Uśmiechnęła się przy tym, zagryzając delikatnie wargę.
    Była mu wdzięczna za całą pomoc, za troskę jaką ją i Theę otaczał. Jego widok działał na nią rozczulająco zwłaszcza, gdy był tak blisko i chciał dla niej i ich córki dobrze. Dzisiejszy dzień i świadomość, że są jeden, jeden ogromny krok do przodu sprawiał, że miała ochotę krzyczeć z radości i śmiać się, jednak poparzona skóra skutecznie ją przed tym powstrzymywała.
    — Możesz mi przynieść naszą córkę, chcę ją wyściskać. — Uśmiechnęła się wesoło na widok swojej mamy i córeczki. — Cześć mamuś. — Pomachała jej i Thei ręką, a następnie z przyzwyczajenia wstała, od razu żałując. Gwałtowne ruchy nie były wskazane a nagłe zgięcie i naruszenie rany od razu skutkowały grymasem na jej twarz.
    — Elle, co się stało? — Zatroskana mam ruszyła w ich stronę. — Dzień dobry, Arthurze. — Uśmiechnęła się do mężczyzny i znacząco spojrzała na córkę.
    — Rozlałam na siebie wrzątek w biurze. — Westchnęła, dobrze wiedząc, jaką trzeba być ślamazarą, aby dwa dni z rzędu o ile plama przy oparzeniu była niczym, Villanelle zaczęła się martwić co takiego wydarzy się jutro.
    — Skarbie… ostatnio jesteś jakaś roztargniona, wszystko dobrze? — Podała Theę Arthurowi i uśmiechnęła się do niego. — Ona w ogóle o siebie nie dba. — Skomentowała głośno, patrząc cały czas na partnera swojej córki. — Arthurze, mówi mi po imieniu. Alison. — Powiedziała nagle, jakby dopiero teraz do niej dotarło, że przywitał się z nią paniując. — Wbrew temu, jesteście jacyś weseli… stało się coś? — Uniosła brew, uważnie przyglądając się parze.
    — Arthur był dzisiaj u dziekana. — Powiedziała. — Zmienię grupę ćwiczeniową i… nie ma żadnego problemu. — Prawie pisnęła z radości, a jej oczy były pełne radości.
    — To świetnie, naprawdę się cieszę, waszym szczęściem dzieci. — Kobieta również się uśmiechnęła i posłała im obojgu ciepły uśmiech pełen wsparcia.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  64. — Słuchajcie… Arthur twoja pierwsza wizyta tutaj była, dla nas wszystkich trudna. — Alison odezwała się zgodnie z prawdą, uznając, że mężczyzna i tak zdawał sobie z tego sprawę. Poza tym nie widziała żadnego powodu do owijania w bawełnę. — Martwiliśmy się, bo jesteśmy rodzicami, ale ja nie mam powodu, aby trzymać Villanelle zamkniętą w domu. — Wzruszyła delikatnie ramionami uśmiechając się przy tym. — Dopóki jesteście szczęśliwi i dopóki, tego chcecie… ja nie zamierzam się wtrącać. Z Hernym jest odrobinę inaczej, ale musicie dać mu czas. Dla niego wszystko jest niezrozumiałe i trudne… Villanelle jest naszym jedynym dzieckiem, zawsze była oczkiem w jego głowie. Podobnie, Arthurze, jak Thea jest twoim. I to miłe, Arthurze, że myślisz o mnie i o moim mężu. — Dodała z uśmiechem. Naprawdę chciała, jak najlepiej dla swojej córki. Poza tym życzyła im wszystkiego dobrego. Obawiałaby się, gdyby Elle oznajmiła, że się wyprowadza, ale wspólnie spędzony dzień poza domem nie napawał Alison niepokojem.
    W tym czasie Elle słuchała uważnie słów Artiego i uśmiechała się pogodnie. Co prawda nie była przekonana czy w obecnym stanie próbowanie bycia tylko we trójkę jest najlepszym pomysłem, ale z drugiej strony czasami rzucenie się na głęboką wodę, było najlepszym rozwiązaniem. Gdy spojrzał na nią zaśmiała się tylko i przytaknęła, kiwając przy tym głową, cały czas się uśmiechając.
    — Powiedz czego potrzebujesz, to spakuję was. — Alison odezwała się do Elle. — Nie ruszaj się za dużo z tej kanapy i błagam, uważaj na siebie dobrze? Arthur ma rację, nie możesz się przemęczać.
    — Nie wiem… — Jęknęła. — Muszę sama wstać, przestańcie się zachowywać, jakbym miała się rozpaść. Pojutrze wracam na praktykę. — Westchnęła, spoglądając na Arthura, który trzymał ich córeczkę. Nie zamierzała prosić się o pomoc i bieganie dookoła niej. Podniosła się powoli, bo powoli, ale nie była na tyle nieodpowiedzialna, aby robić wszystko szybko, byleby zrobić. Pierwszy raz miały wyjść z Theą gdzieś na tak długo. Zmarszczyła czoło, zastanawiając się co dokładnie muszą wziąć. Krzątała się po swoim pokoju, wyciągając na łóżko wszystkie potrzebne rzeczy, a gdy zdała sobie sprawę, że wszystko to nie zmieści się do jednej, małej torby zacisnęła wargi w wąski pasek.
    — Pieluszki musimy zabrać i coś na przebranie, tetrę też… — zaczęła wyliczać i odkładać na bok rzeczy, które faktycznie nie były potrzebne. — Ok, wydaje mi się, że to wszystko. — Szepnęła układając na wierzch torby pieluszkę tetrową. Spojrzała na siebie w lustrze i westchnęła cicho. — Przebrałabym się, ale… pomożesz mi Artie? — Szepnęła, nieco zmieszana. Nie wstydziła się go, po prostu nie lubiła, gdy ktoś musiał pomagać jej w podstawowych rzeczach, a przebranie się zdecydowanie należało do podstawowych rzeczy. Wyciągnęła wygodne, miękkie leginsy z szafki i bawełnianą nieco luźniejszą bluzkę, która nie powinna w żaden sposób podrażniać opatrunku.

    Elka ♥

    OdpowiedzUsuń
  65. — O to cała Villanelle. — Alison westchnęła tylko ze zrezygnowaniem. — Nie wiem, po kim jest taka uparta. — Mruknęła, chociaż doskonale wiedziała, po ojcu. Mężczyzna gdy się upierał też nic nie dało mu się przetłumaczyć. Dlatego Alison wolała, aby akurat ta dwójka nie kłóciła się, bo równało się to z kilkoma dniami ciszy i upartym twierdzeniem, że to ten drugi powinien przeprosić. — Bądź dla niej wyrozumiały. — Poprosiła tylko mężczyznę i sama zajęła się swoimi sprawami.
    — Przestań taki być, zmieścimy się do torby. — Westchnęła, gdy w końcu uznała, że ma naprawdę spakowane to co faktycznie może się przydać. Wierzyła, że z każdą kolejną wizytą u Arthura będzie brała coraz mniej rzeczy, bo więcej będzie zostawiała.
    Uśmiechnęła się delikatnie, gdy Morrison odłożył ich córeczkę do łóżeczka i stanął przed nią. Posłusznie uniosła ręce w górę, gdy była taka konieczność. Później chwyciła delikatnie jego barków, aby się nie przewrócić gdy ten uklęknął przed nią i zsuwał z niej spodnie. Musiała zagryzać wargi, aby nie powiedzieć czegoś niestosownego.
    — Lubię, gdy tak na mnie patrzysz. — Przyznała zgodnie z prawdą, rumieniąc się delikatnie. — Czuję się wtedy… ładna. Jak gdyby nic się nie zmieniło. — Uśmiechnęła się, przymykając powieki gdy czuła na sobie jego dłonie i ciepłe usta. Nie mogła jednak w żaden sposób zareagować, ani odwzajemnić tych czułych, jakże subtelnych pieszczot bo bała się, jak mogłoby się to skończyć, a dzisiaj przecież musiała się oszczędzać. — Hej czekaj, to groźba czy obietnica? — Zaśmiała się cicho, wykorzystując do tej pory używane przez niego słowa. Wtuliła się delikatnie w jego ramiona, gdy stała już ubrana z jego pomocą i stanęła ostrożnie na palcach, aby sięgnąć jego ust, jednak okazało się to błędem, gdyż podczas próby wydłużenia sylwetki, wyraźnie poczuła, jak napinają się jej mięśnie, a rana od razu dała o sobie znać.
    — Nie lubię takich sytuacji. — Dodała ze zrezygnowaniem. — Tak samo było po porodzie… nie mogłam przez pierwsze dwa dni praktycznie nic zrobić sama wokół siebie. — Zagryzła delikatnie wargi. — Chociaż Thea, napędzała mnie do tego, żeby wstać, nie miałam w ogóle siły. Po prostu nie byłam w stanie się podnieść o własnych siłach. — Żałowała, że wtedy nie miała go obok. Z każdym kolejnym spotkaniem miała coraz większy żal do siebie, że nie mógł usłyszeć po raz pierwszy bicia jej serduszka, jeszcze w brzuchu, że nie mógł pomagać jej gdy naprawdę potrzebowała pomocy. Powtarzała sobie, że wtedy z pewnością to wszystko nie wyglądało by tak jak teraz, ale mimo wszystko nie czuła się z tym dobrze. — Zamówimy ubera lub taksówkę? Chyba nie dam rady dojść do ciebie na pieszo. Chciałabym bardzo, ale to boli. — Westchnęła cicho, opierając czoło o jego umięśnioną klatkę piersiową.

    Elka ♥

    OdpowiedzUsuń
  66. Zaśmiała się tylko cicho na jego słowa. Gdyby wyszli z walizką, z jej pokoju mama pewnie by pomyślała, że przenosi się na niego na co najmniej kilka dni, chociaż Elle wybiegając w przyszłość już szukała okazji, dzięki której mogłaby u niego zostać i zostawić po sobie wyraźny kształt w postaci, chociażby szczoteczki do zębów pozostawionej w jego łazience, na to było za wcześnie… Tak sobie ciągle powtarzała, chcąc sprawić, aby to wszystko miało odpowiednie tempo. Ale przecież mieli razem dziecko. Nic nie szło w odpowiedni, przyjęty przez społeczeństwo sposób. Nie chciała się jednak wyrywać, jeszcze nie teraz, miała jednak pewność, że gdyby mu powiedziała, że tego chce, Morrison byłby równie szczęśliwy co ona sama.
    Powinna wierzyć jego słowom, bo przecież jeżeli dla niego była ładna to wystarczyło. Jeżeli uważał ją za śliczną, powinna się tak czuć. Ale nie czuła się, chociaż w momentach ich zbliżeń, czuła się najpiękniejsza. Potrafił sprawić, aby tak myślała.
    — Będę miała pewnie po tym brzydką bliznę. — Podniosła spojrzenie na jego oczy i ułożyła dłoń na jego policzku, który ogolił zgodnie z jej wczorajszą prośbą. Doceniała to, bardzo. — Będę i tak ci się podobać? — Szepnęła, biorąc głęboki wdech. Obserwowała jak chwyta ich dziecko, jak tuli ją w swoich ramionach i jak pewnymi, zdecydowanymi ruchami potrafi się już z nią obchodzić, co wydawało jej się po prostu niesamowite, gdy w niedzielne popołudnie ze strachem pytał czy może ją chwycić i jak ostrożnie robił to nad łóżkiem. Zaśmiała się cicho i ruszyła za dwójką, najważniejszych w jej życiu ludźmi. — Dziękuję. — Uśmiechnęła się, mówiąc cicho za nim. Miała jednak zamiar powtarzać mu to jeszcze niejednokrotnie. W końcu miała mu za co dziękować. Za miłość, którą obdarzył od razu ich córkę, nie podważając nawet swojego ojcostwa, za miłość do niej samej i wybaczenie wszystkich błędów, które popełniła, a prawdą było, że były one ogromne.
    — Chyba oszalałeś. Nie będziesz roztrwaniał pieniędzy od tak, bo ci się wydaje, że czegoś potrzebujesz. — Nie miała pojęcia jakie kwoty znajdują się na jego rachunku bankowym, ale jej to nawet nie interesowało. Była przyzwyczajona do normalnego życia, chociaż zdarzało jej się wydawać na lewo i prawo, zwłaszcza odkąd pojawiła się Thea. Wiedziała jednak, że są kwoty, których nie może przekroczyć. — Nie wiesz, że ustalenie budżetu to zawsze najważniejsza z czynności przy jakichkolwiek zakupach? Matko… tylko muszę cię nauczyć. — Zaśmiała się, a następnie spojrzała na Arthura.
    — Nie chcę. Nie jest, aż tak źle. — Wygięła się delikatnie gdy sunął dłonią po jej plecach, automatycznie nadstawiając miejsce, w którym powinien ją delikatnie podrapać i uśmiechnęła się, spoglądając na niego. — Długo jeszcze? — Spojrzała na niego wielkimi oczami, powoli wsuwając buty. Wolała się już przygotować do wyjścia, niż kazać kierowcy na nich czekać, bo ona nie jest w stanie czegoś zrobić szybko.
    — To pa mamo. Thea, pożegnaj się ładnie z babcią. — Chwyciła ostrożnie rączkę dziewczynki i pomachała nią delikatnie. — Papa! — Uśmiech nie schodził jej z twarzy, a gdy samochód przyjechał i wyszli na zewnątrz, przyjemny wiatr rozwiewający jej włosy sprawił, że poczuła się niesamowicie świeżo.
    — Mam wrażenie, że dzisiaj jest naprawdę niesamowicie ważny i przełomowy dzień, Artie. — Uśmiechnęła się, otwierając drzwi samochodu i powoli do niego wchodząc, uprzednio chwytając ostrożnie Theę, modląc się, aby dziewczynka nie postanowiła w tym momencie radośnie machać nóżkami. Co prawda. Nie zamierzała plątać się Artowi pod nogami, bo i tak wiedziała, że nie pozwoli jej pomóc z pakowaniem rzeczy do bagażnika.

    Elle♥

    OdpowiedzUsuń
  67. — Tylko zapytałam… ani razu nie powiedziałam, że dajesz mi to odczuć w jakikolwiek sposób. — Oznajmiła spokojnie, mrużąc delikatnie oczy i przypatrując mu się. Po prostu zastanawiała się na głos, a blizna po oparzeniu w mniemaniu brunetki była czymś zupełnie innym niż blizna w postaci rozstępu po ciąży. Te drugie znacznie łatwiej było jej zaakceptować. — Dobrze, zaufam ci… chociaż na pewno ta blizna będzie brzydka. — Nie zamierzała mu tak szybko ustąpić, a jej zdanie ona sama uznałaby za kompromis i z takim nastawieniem zamierzała kontynuować rozmowę. — Z pewnością. Chociaż nie wiem, ale wiem, że nie będę tego w żaden sposób sprawdzać. — Uśmiechnęła się, mając nadzieję, że jednak do pokazów zazdrości nie dojdzie. Pamiętała doskonale, jak przed wyjazdem próbowała wzbudzić zazdrość w Nicolasie i w jaki sposób wszystko się skończyło. Teraz nie uważała, aby zakończenie historii było złe, ale zawsze będzie wiedziała, że mogło się to potoczyć zupełnie inaczej.
    — No właśnie od tego powinniśmy zacząć… że to ty musisz czegoś poszukać. — Uśmiechnęła się blado, czując, jak coś zaczyna ją dręczyć. Czuła, jak oboje się hamują. Niejednokrotnie w przeciągu tych kilku dni widzieli i snuli swoje wizje odnośnie swojej wspólnej przyszłości. Jedne były bardziej realne, drugie nieco mniej. Ale widzieli to. Oboje, a jednak zdrowy rozsądek podpowiadał wycofanie. Elle zaczęła zastanawiać się dlaczego. Dlaczego w ogóle muszą to robić? Zatrzymywać coś i próbować stworzyć coś nowego, jeżeli pewne etapy w jakimś, mniejszym lub większym stopniu już przeszli? Wtedy nie zdawała sobie z tego sprawy, bo była uparta jak osioł, ale teraz to rozumiała. Rozumiała, że uczucia, które kierowała w Nicolasa tak naprawdę dotyczyły Arthura, a zachowanie mężczyzny tylko umacniało ich przekierowywanie. Szukała w Nicku tego co miał Arthur, a u Morrisona widziała tylko obsesję, tę chorą obsesję, której nie potrafiła zrozumieć.
    — W sumie. — Uśmiechnęła się tylko pogodnie. — Masz rację, ale… dla mnie to i tak dziś. Naprawdę Arthur, wiadomość o tym, że nie musimy niczego ukrywać, mam wrażenie, że dzięki temu będziemy mogli zrobić naprawdę duży postęp. Nie wiem czy to jeszcze te leki ze szpitala czy co, ale… przytłaczało mnie siedzenie w domu. Ukrywanie naszego dziecka i tego, że ono jest również twoje. — Przyznała zgodnie z prawdą i po chwili ucałowała delikatnie główkę Thei, którą na rękach trzymał Arthur i spojrzała w jego oczy. — Rozumiesz, prawda?
    Spojrzała na niego wzrokiem pełnym wyrzutu, a jego maślane spojrzenie na nic się nie zdało, w tym momencie w ogóle na nią nie działało.
    — Mówiłeś, że beze mnie nic jej nie kupisz. — Wypomniała mu. To miał być ich czas, a Elle naprawdę zależało na tym, aby wybierać wszystko razem. — Ja wiem, że to twoje mieszkanie, twoje pieniądze, ty będziesz kupował i wybierał samochód, ale… ale mieliśmy iść razem. — Zaczęła skubać skórki paznokci, wpatrując się w Arthura. — Mogę iść z wami. Dam radę, wytrzymam. — Wiedziała, że Morrison jej nie uwierzy. Chwilę wcześniej przyznała się, że nie da rady dotrzeć do jego mieszkania. — Albo Thea może po prostu spać tuż obok mnie, często tak leżymy w domu. — Szepnęła, mając wrażenie, że Arthur może nie zamierzenie, ale próbuje odebrać jej coś ważnego.

    Elka

    OdpowiedzUsuń
  68. Cisnęło jej się na usta sformułowanie bo jesteś chłopcem, a blizny dodają wam tylko męskości. Jednak ugryzła się w język, zerkając w stronę kierowcy, aby po chwili powrócić spojrzeniem do Arthura.
    — Zachowujesz się, jak moja mama. Ona ciągle powtarza to samo. Wcale nie jestem uparta jak osioł. Co najwyżej jak słodka, kochana oślica. — Wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, chwytając dłoń Arthura i przykładając ją sobie do policzka. — Też cię kocham. — Szepnęła — ciebie też myszko. — Dodała, wpatrując się w ich córeczkę. Była po prostu śliczna, a Elle była pod wrażeniem, że tak bardzo jest zapatrzona w krajobraz.
    — Nie jestem na ciebie zła, Art. — Powiedziała, czując jak robi się czerwona na twarzy z nadmiaru emocji. — Po prostu… myślałam właśnie o tym samym. Skąd będziemy wiedzieli, że to ten moment, w którym moglibyśmy zrobić krok do przodu, jeżeli ciągle któreś z nas gryzie się w język? Widzę to… zresztą, nie zawsze udaje ci się zamknąć buzię w odpowiednim momencie. Chodzi o to, że… ja też wyobrażam sobie cały czas nas razem, później, za pięć, dziesięć czy trzydzieści lat. Chcę… bardzo tego chcę, ale boję się. Że jeżeli coś zrobimy za szybko, to wszystko pryśnie i nie będzie tak dobrze, boję się też, że przegapimy ten dobry, odpowiedni moment i… Nie wiem Arthur co dalej. — Ułożyła dłonie na swoich udach i zacisnęła je delikatnie. — Masz rację, na wspólne mieszkanie jest za wcześnie i chociaż już widzę, jak będziemy budzić się obok siebie i jak Thea będzie nas wcześnie budzić w wolne weekedny skacząc po łóżku, nie przejmując się czy to materac jest miękki czy twój brzuch, to… martwię się, że gdy spróbuję tego sięgnąć, to wszystko zniknie prędzej niż się zaczęło. — Szepnęła cicho, czując się trochę skrępowana przez obecność osoby trzeciej. Odetchnęła jednak z ulgą wyrzucając to wszystko z siebie, a gdy samochód zatrzymał się pod odpowiednim adresem, poczuła, dreszcz, gdy Artie ją przytulił.
    — Powinniśmy… rozmawiać o tym co później. — Szepnęła. — I nie przepraszaj, bo ja się wcale nie gniewam za to. Gniewam się, że pierw chciałeś iść tam ze mną, a później sam. A jeszcze dziś w szpitalu zapewniałeś, że zrobimy to razem. Wybierzemy razem potrzebne mebelki dla naszego dziecka, do twojego mieszkania, w którym… w przyszłości, zamieszkamy razem. — Akcentowała wyraźnie wszystkie słowa w liczbie mnogiej, dając mu wyraźnie do zrozumienia, o co jej chodzi, a następnie otworzyła drzwi i poprosiła Morrisona, aby dał jej Theę, wyciągnął jej wózek i pomógł jej wysiąść, bo wejść było znacznie łatwiej.
    — A na razie musi nam wystarczyć to, że zostawimy tu dziś coś… może jakąś zabawkę, albo chociaż jeden śpioszek Thei. — Uśmiechnęła się, gdy Arthur pomógł jej wydostać się z samochodu, a następnie powoli skierowali się w stronę budynku, w którym mieszkał. — A ja obiecuję, że poprzeglądam oferty sprzedaży samochodów, tylko będziesz musiał mi powiedzieć czego szukać. Jedyne co wiem to to, aby miał wspomaganie no i miejsce w bagażniku, a fajnie byłoby gdyby był do tego czerwony. — Uśmiechnęła się pogodnie. — I będę leżeć tam gdzie wyznaczysz mi miejsce, aby jak najszybciej wrócić do pełni zdrowia i żebyśmy mogli w końcu wybrać się na te zakupy. — Szepnęła czule zerkając na ich córeczkę.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  69. Obiecała, że nie będzie się przemęczać, ale to wcale nie było dla dziewczyny łatwe. Usiadła jednak ostrożnie z pomocą mężczyzny i pozwoliła mu się okryć . Uśmiechnęła się delikatnie, wpatrując się w jego oczy i wsłuchując się we wszystkie słowa.
    - To chyba dobry pomysł. – Ułożyła ręce na jego dłoniach, z delikatnym uśmiechem i zacisnęła na nich palce. – W takim razie dobrze. Będziemy rozmawiać o wszystkim i nie będziemy zastanawiać się nad tym czy to dobry czas, czy nie. Po prostu zrobimy to. – Była wdzięczna, za tę chwilę szczerej i ważnej rozmowy. Niby nie dowiedziała się niczego nowego, ale świadomość i wsparcie Arthura bardzo dużo dla niej znaczyły. – Ja też nie zamierzam już nigdy więcej uciekać. – Przyznała zgodnie z prawdą. Nic nie poradzę, że tak się wszystkim martwię, ale obiecuję, że spróbuję. Spróbuję nauczyć się odrzucać wszystkie złe i myśli i skupiać się tylko na tych dobrych. – Uśmiechnęła się. – Podziwiam cię, że to potrafisz. Nie mam pojęcia jak to robisz, ale... naucz mnie Artie. Naucz mnie skupiać się tylko na nas, na naszej trójce i naszym szczęściu. – Wtuliła policzek w jego dłoń. Bardzo chciałaby doceniać chwile, niby to robiła, ale zawsze po chwili znajdowała sobie coś, co wprowadzało w niej zmieszanie, strach lub smutek. Cieszyła się z zewnątrz, ale wewnątrz już szukała kolejnych problemów, cała Elle.
    - Jutro i tak będę musiała się ruszyć, to może przełożymy zakupy właśnie na jutro? I tak będę musiała się rozruszać, a przecież nie będziemy robić zakupów przez cały dzień. – Zagryzła wargę i delikatnie poprawiła się na łóżku, układając sobie ostrożnie poduszkę. Gdy powiedział o domu, oczy Elle zaświeciły się delikatnie łzami wzruszenia. – Chcesz... chcesz żebyśmy mieszkali w domu twoich rodziców? – Szepnęła zdając sobie sprawę, że musiał mówić o swoim rodzinnym domu, skoro nie zaglądał tam przez cały ten czas. – Jesteś, pewien? To jest... to jest cudowne, że chcesz nas tam, że... – Przerwała i tylko uśmiechnęła się szeroko, aby po chwili przyjąć i rozkoszować się słodkim pocałunkiem, odwzajemniając go z wielkim zaangażowaniem i tak cholernie żałując, że poparzyła się, aż tak mocno.
    Objęła delikatnie córeczkę, gdy Arthur ułożył ją obok, a ona sama podparła głowę o dłoń i wpatrywała się w nią.
    - Masz szczęście, że postanowiłam leżeć, ale zemszczę się kiedyś za te wszystkie zaczepki. – Westchnęła, chwytając jej rączkę i całując ją delikatnie. – Tak, tak. Bede krzyczeć. – Westchnęła cicho, chociaż wiedziała, że Art ją słyszy. W końcu znajdował się po drugiej stronie pomieszczenia. Gdy Thea zaczęła grymasić przytuliła ją delikatnie i pomasowała po brzuszku. – Jesteś głodna? – Spojrzała na dziewczynkę i wzruszyła się, widząc jej rozczulające spojrzenie. Podniosła się powoli, odrobinę, opierając się i oparcie łóżka. Rozpięła guziczki dekoltu bluzki i chwyciła Theę. – Chodź, spróbujemy skarbie. – Szepnęła, odkrywając pierś i przystawiając do niej córkę. – Arthur wstaw proszę wodę i przygotuj mleko, na opakowaniu jest instrukcja. – Poprosiła przekładając tetrę do główki dziewczynki, obserwując uważnie czy mała cokolwiek ciągnie. – Wszystko jest w torbie. – Dodała, sunąc delikatnie po główce córeczki. Jak zawsze, dokarmianie z butelki było konieczne.
    - Co z tym obiadem, hm? – Spojrzała na mężczyznę, okręcając głowę, uśmiechając się przy tym.

    Vilka ❤

    OdpowiedzUsuń
  70. Prychnęła cicho o wzmiance o egzaminie, a gdy skończył mówić wywróciła oczyma dookoła.
    - Myślałam, że masz na to jakiś super patent. – Zaśmiała się, dobrze wiedząc, że zmiana nastawienia to kwestia długoterminowego pracowania z samym sobą, ale była gotowa tego spróbować. Nie tylko dla Arthura i Thei, ale również dla samej siebie. W końcu nie od dziś wiadomo, że lepiej żyje się szczęśliwym ludziom. Villanelle chciała być szczęśliwa i chciała cieszyć się życiem.
    - Lekarze wiedzą najlepiej. Jesteś lekarzem czy architektem? – Spojrzała na niego, wytykając mu język. – Poza tym mówiłam, że ogólnie czuję się dobrze. – Oznajmiła, co nie do końca było kłamstwem. Dopóki nie musiała wstać czuła się całkiem ok, ale ruch w tym momencie faktycznie sprawiał jek dyskomfort i ból.
    Villanelle była przekonana, że dom jej się spodoba. Dla Elle fakt, że Arthur pomyślał o domu rodzinnym jako domu dla ich rodziny był niesamowicie wzruszający i ważny.
    - Jeżeli tylko będziesz chciał, możemy zaplanować kiedyś wizytę tam. Gdy tylko będziesz miał ochotę, Artie. – Powiedziała do niego, wiedząc, że dobrze ją słyszy.
    Chociaż momenty karmienia nie zawsze były takie, jakby chciała brunetka, cieszyła się z każdego dostawienia i z każdej chwili spędzonej razem w tej wyjątkowej sytuacji. Nie podejrzewała jednak, że Arthur będzie urządzał sobie komedię.
    - Arthur. – Spojrzała na niego groźnie. – Zaraz bufet będzie zamknięty i nie dostaniesz nic. Cały bufet będzie nieczynny. – Dodała oburzona, mając oczywiście na myśli wszelkie współżycie. – Poza tym, przez ciebie zaczęłam sama siebie uprzedmiatawiać, gratuluję Morrison. - Nie gniewała się na niego, wiedziała tez że traktowanie seksu w kategoriach nagradzania i karania nie było dobre, ale sam się o to prosił. – Rób lepiej tej obiad, bo inaczej będę musiała wstać, a jak już się ruszę, to gwarantuję, że spełnię wszystkie swoje wcześniejsze groźby, nie martwiąc się w ogóle twoimi. – Wymruczała wyraźnie, odsuwając ostrożnie Theę, która grymasiła. Wsunęła pierś w biustonosz i chwyciła butelkę od mężczyzny. Czując jego ramiona otulające je przymknęła na chwilę oczy, czując jak ogarnia ją przyjemne ciepło.
    - Kocham cię mimo wszystko. – Szepnęła opierając się o niego. – Nawet jak mnie denerwujesz, nie wiem jak to robisz, ale... nie przestawaj. – Zaśmiała się cicho, domagając się jego dotyku. Chciała czuć go blisko siebie. Zwłaszcza teraz. – Gdzie się widzisz za dziesięć lat? – Spytała nagle, poprawiając się delikatnie, dopasowując się w jego tors. – Albo lepiej nie mów, boże będziesz blisko czterdziestki i pewnie będziesz przechodził burzliwie kryzys wieku średniego. – Zaśmiała się cicho, starając się przy tym nie trząś.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  71. Pokręciła tylko przecząco głową, uśmiechając się przy tym szeroko.
    - Uwielbiam te jej maleńkie rączki. – Powiedziała, uważnie przyglądając się ich córeczce. Mogłaby godzinami tak po prostu siedzieć i ją obserwować, najlepiej tak, jak dziś, w towarzystwie ukochanego mężczyzny, drocząc się naprzemiennie wyznając sobie miłość i rozmawiać o tym, co będzie kiedyś. – Jak tylko Thea zaśnie, to go włączysz i poszukamy czegoś. Albo, jak będziesz dokańczał obiad, póki Thea jest spokojna, sama zobaczę co nam proponuje internet, a później to zweryfikujesz. – Uśmiechnęła się wesoło, już nie mogąc doczekać się wspólnych wycieczek i wypadów za miasto na długie spacery w otoczeniu natury i innych, spacerowiczów. – Musisz mi tylko powiedzieć do jakiej kwoty i przemyśl to rozważnie, błagam. I... chciałabym się jakoś dołożyć. Nie próbuj nawet mówić, że nie. Nie stać mnie na dołożenie do kwoty głównej, ale może chociaż będę mogła pokryć koszty rejestracyjne czy ubezpieczeniowe. – Wiedział dobrze, że jeżeli Elle się uprze to szybko nie odpuści, a Maddison zamierzała mimo wszystko w tym współuczestniczyć. Było za wcześnie na mówienie, że nie chce być na jego utrzymaniu, bo wydawało jej sie to logiczne i o ile byłaby w stanie przymknąć oko na wszystko co dla Thei, tak mowy o niej nie było.
    Miał rację. Dla niej trzymanie rąk przy sobie byłoby trudniejsze, ale nie zamierzała mu na to głośno przytakiwać. Zaśmiała się więc tylko i automatycznie nadstawiła szyję, czują jego ciepły oddech. Była przy nim taka słaba i bezbronna, ale lubiła to. Te wrażenie, że może z nią zrobić wszystko co tylko zechce.
    - Na pewno nie widzę siebie na koncercie, rzucając stanikiem. – Zaśmiała się cicho, układając tetrę na ramieniu, a na niej Theę, wolną rękę zacisnęła na moment na ramieniu Arthura, aby po chwili ułożyć ją już na pleckach dziewczynki. – Widzę jak krzątam się po kuchni, a Thea biega ze skarpetkami brata w rękach, szczuje nimi psa... mówisz, że przesadzam i niepotrzebnie się denerwuję. Przytulasz mnie i kładziesz na mój wielki, ciążowy brzuch dłonie i obiecujesz, że to już ostatnia ciąża, bo masz dość moich humorków. – Zaśmiała się, przechylając głowę i przecierając buźmę Thei, gdy już jej się odbiło, i ułożyła ją na swoich udach, w taki sposób iż nie musiała się bać, że mała kopnie ją w brzuch. – A ja ci grożę, że jak nie będziesz po mojej stronie podczas sprzeczek z dziećmi, to zaprosimy rodziców i ciotkę z Dunedin na świąteczny obiad, a uwierz... ciotka zawsze się rządzi i non stop siedzi w kuchni i gotuje, a później wszyscy muszą to jeść. Aż dziwne, że w ogóle nie przytyłam będąc u niej. Ale pomysł z własnym biurem projektowym mi się podoba, bardzo mi się podoba. O! I widzę wspólne wieczory z winem przy kominku. – Rozmarzyła się czując przyjemne ciepło. Chciałaby, aby to wszystko już się działo. Tak po prostu.
    - Chyba jej się podobają nasze pomysły. Spójrz tylko na nią. – Powiedziała, gdy usłyszała dziecięcy pisk radości, obserwując jak macha rączkami i nóżkami, za wszelką cenę chcąc coś dosięgnąć swoimi małymi rączkami.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  72. — Nie pytam co o tym myślisz. — Oznajmiła stanowczo. — Po prostu cię informuję, co zrobię. Moja praktyka jest płatna… A jeżeli mama nie będzie miała nic przeciwko i będzie chciała się nią dalej zajmować poszukam pracy, chociaż na pół etatu. Może sami mi zaproponują po ukończeniu praktyki chociaż kilka godzin tygodniowo. — Zacisnęła jednak usta, nie była pewna czy chciałaby pracować w obecnym miejscu na stałe. — Ja się nie kłócę, ani nie dyskutuję. Nie interesuje mnie co zrobisz z tą kwotą, ale ją ode mnie dostaniesz, Art.
    Westchnęła cicho, czując jego ciepły oddech i miękkie usta. Uśmiechnęła się mimowolnie, przymykając oczy. Była pewna, że to jego obecność działała na nią uspokajająco i ich wspólna przyszłość, chociaż z pewnością nie będzie całkiem spokojna, nie będzie dla niej stresująca. Będzie miała go obok, jego silne ramię i wsparcie, oraz słowa pocieszenia podnoszące na duchu, a w tym był niesamowicie dobry o czym już zdążyła się przekonać.
    — Idealnie. — Zaśmiała się, a po chwili mina jej zrzedła bo poczuła ten sam zapach przypalonego jedzenia co Morrison i zmrużyła oczy, odwracając się i obserwując uważnie mężczyznę. — I to jest ten idealny facet. — Zaśmiała się cicho, gdy sytuacja była już opanowana, chociaż chwilę wcześniej nie było jej tak wesoło. — Każdy pretekst do zakupów jest świetny, nawet jeżeli chodzi o patelnie. Myszo, będziesz już zawsze gotował? — Zaśmiała się, zamierzając mu to wypominać przy każdej możliwej okazji, ale jeszcze nie musiał o tym wiedzieć. Chwyciła jego telefon i uśmiechnęła się kręcąc lekko głową z rozbawienia. Przesunęła palcem po ekranie odblokowując wyświetlacz i włączyła aplikację przez którą można zamówić jedzenie. Weszła w proponowane oferty i mruczała pod nosem cicho, zastanawiając się na co właściwie ma ochotę.
    — Dlatego nie lubię zamawiać jedzenia. Wybór jest zawsze za duży. — Uśmiechnęła się, aż w końcu w oko wpadła jej oferta jednej z włoskich restauracji. — O mamo, gnocchi z sosem pomidorowym to jest to, co tygryski lubią najbardziej — zaśmiała się, wczytując się w menu — i carpaccio też bym zjadła… ale nie mogę. To może te z buraka? Lubisz w ogóle włoską kuchnię? — Oderwała na chwilę spojrzenie od telefonu i przeniosła na Arthura, próbując sobie przypomnieć czy kiedykolwiek wcześniej rozmawiali o swoich ulubionych smakach. — Ja uwielbiam. Mogłabym jeść tylko makarony, pierożki i ich kluski… — Oznajmiła rozmarzonym tonem głosu, czując jak w ustach zbiera jej się nadmiar śliny, a głód jakby nagle wzrósł. — A ty co chcesz? — Spojrzała na niego, przekazując mu komórkę, a następnie uśmiechnęła się szeroko do swojej córeczki, która również była w dobrym nastroju, co naprawdę bardzo cieszyło Elle.

    Elka ♥

    OdpowiedzUsuń
  73. Dla Elle liczył się fakt, że mu po prostu ów pieniądze da. To w jaki sposób wyda mężczyzna już nie szczególnie, chociaż lepiej, aby nie wiedziała, że postanowił za nie kupić coś dla niej samej. Wówczas poczułaby się zwyczajnie urażona.
    — Nie patrz na mnie w ten sposób. — Zaśmiała się cicho. — Przyznaj się, za to właśnie mnie kochasz! — Spojrzała na niego tym swoim niewinnym spojrzeniem, poprawiając sobie poduszkę pod plecami i mamrocząc cicho, że ma już serdecznie dosyć leżenia i nie ruszania się. — Nie wypominałeś? Nie powiem kto się śmiał, że herbaty będzie mi pilnował, aż ostygnie. — Zmarszczyła delikatnie nos, jednak mimo wszystko uśmiechała się. — I przepraszam, ja ciebie rozpraszałam? Ja tylko grzecznie tutaj siedzę i nic nie robię. — Dodała z przekąsem, również wytykając mu język. Po chwili jednak zaśmiała się głośno. Byli jak sprzeczające się dzieci o to, kto ma lepszą zabawkę, co było dla Villanelle po prostu absurdalne. Przekręciła się delikatnie przodem do Thei, uśmiechając się do niej, gładziła ostrożnie jej policzek, uważnie obserwując czy jej klatka unosi się równo z oddechami dziewczynki. Ten widok bardzo ją uspokajał. — Ale ci się trafił ojciec, mówię ci Thea… — Szepnęła do córeczki konspiracyjnie, aby po chwili ponownie wiercić się, odwracając się bardziej w stronę, Arthura. Miała już dosyć tego nic nierobienia i czuła, że jeżeli niedługo nie zrobi czegokolwiek, chociażby nie podniesie się do toalety, to nie wytrzyma. Zerknęła jednak na ekran zgodnie z prośbą mężczyzny i zacisnęła wargi, uważnie przyglądając się samochodowi. — Wszystko się do niego zmieści? Na tym zdjęciu wygląda, jakby miał malutki bagażnik. — Zmrużyła oczy, próbując odnaleźć cenę, jednak powiększone zdjęcie skutecznie zasłaniało treść ogłoszenia. — Widzisz, mówiłam, że ma być czerwony… tak mnie słuchasz. — Kolor tak naprawdę dla dziewczyny nie miał znaczenia, zwłaszcza, jeżeli Arthurowi ten podobał się w szczególności, a dopatrzyła się w jego oczach tych radosnych iskierek. — Dobrze… a ile on w ogóle kosztuje? Miałeś ustalić budżet. — Znaczek na przodzie jasno wskazywał, że samochód tani nie jest. Elle nie zamierzała kontrolować w stu procentach wydatków swojego chłopaka, ale chciała, aby przemyślał po prostu czy ten konkretny samochód nie będzie marnotrawstwem pieniędzy.
    — Jeżeli ci się podoba i wszystko się w nim zmieści możemy wziąć go pod uwagę. — Powiedziała w końcu, wiedząc, że na takie właśnie słowa z jej ust czekał, albowiem Elle nie powie mu konkretnie co ma zrobić. Ustalili, że to on podejmuje decyzje związane z autem.

    Villane ♥

    OdpowiedzUsuń
  74. Zaśmiała się tylko na jego słowa, kręcąc przy tym głową i powtarzając, że to jego Thea nie powinna słuchać i tych głupot, które właśnie wypływały z jego ust.
    — Tak, uważam, że to była czysta złośliwość i wrodzona wredota przez ciebie przemawiała, a nie żadne czułości i chęć opieki. — Odpowiedziała rzeczowo, ledwo powstrzymując śmiech, co w obecnej sytuacji nie było dobre: ani głośne śmianie się, ani powstrzymywanie tego. Mięśnie brzucha pracowały, a to sprawiało, że Elle delikatnie marszczyła brwi nie tylko z powodu rozważań na temat tego czy Arthur faktycznie się z niej wyśmiewał, ale również z powodu odczuwanego dyskomfortu.
    — I będziesz ojcem chrzestnym na przedmieściach Auckladn? Cudownie, sąsiedzi na pewno polubią naszą rodzinę i z przyjemnością będą przyjmować Theę w gościach lub przyjmować jej zaproszenia. — Mruknęła, wywracając oczami. Radość mężczyzny jednak się jej udzielała. Nie była w stanie mu powiedzieć nie. — Jeżeli to jest twoje marzenie… — Nie dokończyła jednak, bo pytanie Arthura sprawiło, że ponownie odchyliła delikatnie głowę, ułatwiając mu dostęp do swojej szyi, którą obdarowywał słodkimi pieszczotami. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech, a ona sama ostrożnie okręciła się w jego stronę, odwzajemniając każdy z czułych pocałunków. Ułożywszy dłoń na jego policzku, drugą wsunęła pomiędzy kosmyki ciemnych włosów. Odchyliła się delikatnie do tyłu, a na ustach dziewczyny pojawił się subtelny uśmiech. — Bardzo. — Szepnęła, czując jak serce bije jej zdecydowanie szybciej, w myślach ganiąc się, że nie potrafi zapanować nad sobą. Zwłaszcza gdy w pobliżu, tuż obok, leży ich córeczka. — Ale dzisiaj nic z tego nie będzie… przecież sam mówiłeś, że muszę się oszczędzać. — Szepnęła z trudem, chwytając dłoń mężczyzny, która znajdowała tuż przy dekolcie, którego guziczków nie zapięła po nakarmieniu małej. — Skoro… myślimy nad zakupem, samochodu, powinniśmy też kupić fotelik dla Thei. — Szepnęła, starając skoncentrować się jedynie na ważnych rzeczach. Zagryzając jednak wargę, wpatrywała się z utęsknieniem w Arthura, marząc o chociaż chwili sam na sam, bez tych okropnych ran na swoim brzuchu. — Ale musi być najbezpieczniejszy, Arthur. Ma mieć wszystkie wszystkie certyfikaty bezpieczeństwa, najlepsze opinie użytkowników i wszystkie testy przejść, jak najlepiej. — Mówiła, odwracając wzrok od twarzy Morrisona, zdając sobie sprawę, że patrzy w tym momencie na niego z za dużym pożądaniem.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  75. - Po prostu znam cię na tyle. – Sprostowała z czarującym uśmiechem na twarzy, poprawiając sobie kosmyki włosów i wsuwając je za ucho. – W takim razie na co czekasz? – Zaśmiała się cicho, wpatrując się w jego oczy. Uwielbiała czuć jego ciepło na sobie, jego zapach i delikatne usta, którymi pieścił jej skórę. Liczyła jednak na to, że oderwanie go od siebie krótka rozmową skierowaną na bezpieczeństwo ich córki, delikatnie go uspokoi. Błędne okazało się jej myślenie, a przeklęty mężczyzna dalej drażnił się z nią i jej chwilową niemocą, chociaż myśli dziewczyny kierowały się coraz chętniej i odważniej w stronę, przecież dam radę, na pewno dam radę. Sama nie wiedziała tylko czy chodziło o to, że wytrzyma prowokacje i ukróci słodkość chwili, czy być może dałaby radę ponieść się tej chwili. Wstrzymując oddech, przeniosła spojrzenie na jego dłoń, zagryzając przy tym wargę, będąc prawie gotową do odpowiedzi na jego pytanie, jednak namiętny pocałunek i przypadkowe dotknięcie, nawet przez materiał lekkich legginsów, jej krocza sprawiło iż wzięła głęboki oddech, wydając przy tym cichutki pomruk, odwzajemniając pocałunek, czując narastające podniecenie.
    Chwilę później nie wiedziała czy jest wściekła czy wdzięczna, chociaż zbliżała się ku temu pierwszemu. Odetchnęła jednak głęboko, próbując uspokoić szalone tempo serca.
    - Dam radę sama. – Oznajmiła i gdy Arthur chwycił ich córeczkę, Elle sama zsunęła powoli nogi z łóżka, aby po chwili stanąć już wyprostowaną. Miała wrażenie, iż kości jej się zastały, a przecież nie leżała w jednym miejscu znów, aż tak długo. – Znowu masz tu strasznie ciepło. – Dodała, kierując się w stronę łazienki. Musiała opłukać twarz zimną wodą, nim będzie gotowa spojrzeć ponownie w jego oczy i zachować czystość umysłu. – Arthur, wyprałeś moją koszulę? – Zapytała wychodząc z łazienki i mrużąc lekko przy tym oczy. Dostrzegła w łazience jasny materiał odzienia wciąż leżący w pralce, co przypomniało jej o ubraniu. Pokręciła tylko głową widząc jego minę i bez komentarza usiadła przy stole. Aromatyczny zapach ziół sprawił, że już nie mogła doczekać się gdy pyszne kluski znajdą się w jej ustach. Chwyciła pudełka z jedzeniem i otworzyła, aby sprawdzić, które jest dla niej. Ułożyła spaghetti Arthura po drugiej stronie i tylko subtelnie się uśmiechnęła.
    - Dasz mi spróbować? – Uniosła kącik ust, chwytając widelec i kierując już dłoń w stronę jego dania. Miała nadzieję, że zaraz nie usłyszy, iż nie dzieli się jedzeniem, bo wówczas będzie musiała go stanowczo przekonać, iż jednak, zdecydowanie się dzieli. – Jak zjemy, możesz wyjść z Theą na krótki spacer. Przyda jej się odrobina świeżego powietrza, a ja w sumie... chętnie ucięłabym sobie krótka drzemkę, ale żadnych zakupów, Artie! – Pokiwała mu palcem, groźnie wpatrując się w jego oczy.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  76. — Zdajesz sobie sprawę, że zaschnięte plamy z kawy nie schodzą tak łatwo? — Spojrzała na niego, uważnie przypatrując się jego oczom. Mogłaby tak stać i spoglądać w nie godzinami, dokładnie tak, jak godzinami mogłaby obserwować swoją córkę. Z Arthurem było o tyle gorzej, że jej ręce same rwały się do niego, a gdy tylko sam robił choćby jeden, z pozoru niewinny ruch, Elle miała wrażenie, że pod jego wpływem rozpływa się.
    Dokładnie tak czuła się w momencie, gdy stanął za nią, zdecydowanie za blisko i bez żadnego ostrzeżenia ułożył dłonie na jej ciele. Biorąc wdech, zmrużyła oczy, starając skupić się na czymkolwiek innym, nie dając się sprowokować, ale mężczyzna działał na nią zdecydowanie za bardzo. Sprawiał, że na samą myśl o jego dotyku przez jej ciało przechodziły delikatne, przyjemne dreszcze.
    — Możesz zapomnieć. — Odpowiedziała cicho, uprzednio przełykając ślinę. Miała ochotę rzucić się na niego, wpleść palce pomiędzy ciemne kosmyki jego włosów, całować miękkie, tak słodkie usta i dotykać go całego. — Ustaliliśmy już, że przy tobie tak łatwo nie ściągam ubrań. — Uśmiechnęła się, jednak krew zdecydowanie szybciej zaczęła płynąć w jej żyłach, rumieńce pojawiły się na policzkach, a myśli skierowała w bardzo niewłaściwym kierunku.
    — Nie zapominaj, że nasze dziecko jest z nami. — Kochała Theę bardzo, jednak nie obraziłaby się, gdyby maleńka zasnęła spokojnie twardym snem w jego biurze. Villanelle musiała jednak zapanować nad swoimi pragnieniami i skupić się na tym, równie mocno odczuwalnym: głodzie.
    — Ee… zdecydowanie nie. — Uśmiechnęła się zadziornie. — Ale możemy wymienić się tak, hm… jedną trzecią porcji. — Zaśmiała się po chwili, chwytając swoje pudełko i przekładając część na talerz, a to co pozostało w środku, podsunęła Arthurowi. W tym samym momencie wysunęła również nogę i delikatnie trąciła jego łydkę, uśmiechając się przy tym cały czas i spoglądając w jego oczy. — Nie wiem czy to dobry pomysł… jak tylko natkniesz się na kogoś znajomego, będą pytać. — Zagryzła wargi, po chwili jednak przypominając sobie, że przecież już niczego nie muszą ukrywać. — Powiedziałeś dziekanowi, że chodzi o nas, gdy usłyszałeś pozytywne wieści? — Zagadnęła, zastanawiając się czy władze uczelni są poinformowane o wszystkich szczegółach. — I, że mamy Theę? — Wsunęła kluskę do ust i przymrużyła oczy, rozkoszując się ich smakiem.

    Elka ♥

    OdpowiedzUsuń
  77. Spojrzała na niego. Ta beztroskość i lekkoduszność czasami ją strasznie irytowała i dobrze wiedziała, że to będzie ich główny problem w codziennych sprzeczkach. Zamierzała być jednak ślina i nie chciała dać się sprowokować.
    — Nie wiem czy gdzieś taką dostaniemy, bo jest ze starej kolekcji… miejmy więc nadzieję, że się spierze. — Wiedziała już, że gdy tylko Arthur wyjdzie z ich córeczką na spacer, sama weźmie się za tę koszulę i wstawi do prania i jego ubrania, bo jak podejrzewała, tych też nie miał czasu wrzucić do pralki. Nie musiał jednak o tym wiedzieć, dlatego uśmiechnęła się tylko.
    — Dziękuję za komplement. — Odpowiedziała ze spokojem, wciąż z uśmiechem. — Przyzwyczaisz się i już nie będzie ci się tak podobało. Przyjemności trzeba dawkować, myszo. — Wsunęła za ucho kosmyk włosów, który uparcie próbował wpaść jej do talerza i skupiła swoje spojrzenie na porcji gnocchi, cały czas trzymając swoją nogę, wystarczająco blisko jego. Zaśmiała się cicho, próbując naprawdę się powstrzymać, widząc jego reakcję. Dlatego zagryzła mocniej wargę, nie robiąc sobie z nic metalicznego posmaku w ustach i równie nie reagując w żaden sposób na jego spojrzenie.
    — To dobrze… czyli nikogo w dziekanacie nie zdziwi moja prośba o przeniesienie. O matko… mogłam to zrobić wcześniej na wszelki wypadek. Już widzę spojrzenia sympatycznych pań. — Mruknęła cicho, w ogóle nie spodziewając się tego, co za chwilę zamierzał zrobić Arthur. Droczyła się z nim, odpłacała się za to, co wcześniej on robił jej, chociaż równie dobrze podjudzała samą siebie.
    — Arthur! — Pisnęła tylko, gdy zdała sobie sprawę, co tak właściwie robi mężczyzna. Nadal miała usta pełne klusek i naprawdę z trudem uniknęła ich połknięcia w całości. Nie myślała również o brzuchu, który delikatnie pobolewał, ale rosnące napięcie skutecznie odwracało jej myśli od ran. Wyprostowała się momentalnie na krześle, czując jego dłoń w newralgicznym miejscu, cały czas patrząc w jego oczy, odczuwając niesamowitą radość z tego spojrzenia, którym ją wręcz, jak jej się wydawało, rozbierał. — Nie wiem, Arthurze. Mam dziecko z prowadzącym moją grupę ćwiczeniową… chyba nie jestem grzeczną dziewczynką… Panie magistrze Morrison. — Szepnęła cicho wprost do jego ust, czując falę gorąca przechodzącą przez jej ciało i dyskomfort w postaci wilgotnego materiału bielizny. Ułożyła dłoń na jego policzku i westchnęła cicho, a ze względu iż dzieliły ich tylko milimetry, subtelnie musnęła jego warg podczas rozchylania ust. Czując, jak jej policzki zalewają się intensywną czerwienią, a niewiele brakowało, aby faktycznie zaczęła się rozbierać, czując się tak, jakby miała się zagotować.

    niegrzeczna studentka Madisson

    OdpowiedzUsuń
  78. — Liczę, że nie będzie takiej potrzeby. Naprawdę. — Wzruszyła lekko ramionami, naprawdę wolał, aby plama z koszuli zwyczajnie się sprała, chociaż deklaracja ze strony Arthura była niesamowicie miła. — Przestań bo tym razem to ja zaraz obrosnę w piórka, wpadnę w samo zachwycenie i będziesz miał naprawdę przerąbane. — Zaśmiała się cicho, chociaż daleko było jej do zaakceptowania siebie w stu procentach, musiała przyznać, że Arthur potrafił podbudować jej samoocenę, tymi wszystkimi pięknymi słowami i komplementami, nie będąc przy tym upartym. Dostrzegała, że robi to z głębi serca, a nie tylko po to, aby poczuła się lepiej sama ze sobą. Uwielbiała najbardziej, gdy mówił jej, że jest najpiękniejsza, bo urodziła jego dziecko. To sprawiało, że momentalnie miała ochotę dumnie się wyprostować i kroczyć przez życie z wysoko uniesioną głową.
    — Co ja bym bez niego zrobiła… — Zaśmiała się, a po chwili zmrużyła oczy. — Czekaj… jakim cudem ci się to udało? Jak kiedyś chciałam coś załatwić przez mamę to tylko w odpowiedzi słyszałam, że muszę stawić się osobiście. — Nie spuszczała z niego spojrzenia. — Wykorzystałeś swoje znajomości! Tak się nie robi. — Mruknęła cicho i chociaż naprawdę chciała zachować pozory, jego obecność tuż obok i bliskość sprawiały, że nie mogła skupić się na niczym innym.
    — To… nie, nieodpowiedzialne. — Szepnęła z trudem, czując, jak temperatura znacząco wzrasta, a jedyne o czym była w tym momencie w stanie myśleć to jego usta. — Skądże… — Nie zdołała jednak udzielić odpowiedzi w całości, ponieważ spomiędzy jej warg wydobyło się jedynie ciche westchnięcie, gdy poczuła jego dłoń na swoim ciele, gdy bezczelnie wsunął rękę pod jej bieliznę. Wzięła głęboki oddech i zacisnęła palce na jego barku, powstrzymując się przed kolejnymi odgłosami, zdając sobie sprawę, że Thea wciąż była zdecydowanie za blisko. Nie spodziewała się jednak takiego ruchu ze strony Morrisona i gdy od tak przerwał, rozchyliła szeroko wargi i wpatrywała się w niego z wyraźnym niedowierzeniem. — Tylko… tylko na tyle… pana stać? — Szepnęła, nie mogąc nadal uwierzyć, że właśnie jej to zrobił. Co prawda do osiągnięcia orgazmu potrzebowała znacznie więcej pieszczot, ale takie zachowania, jakiego przed chwilą dokonał Morrison powinno się karać. Przełknęła ślinę i w pierwszym odruchu zacisnęła nogi ze sobą, nie zważając na jego kolano. Po chwili jednak odsunęła się delikatnie i chociaż chciała zrobić to znacznie bardziej seksownie, ze względu na opatrunek na brzuchu, nie była wstanie. Podniosła się powoli i chwyciła skrawek swojej bluzki, cały czas, wyzywająco spoglądając w jego stronę, czekając, aż na nią spojrzy. Gdy to zrobił, podniosła ręce i ściągnęła z siebie koszulkę, zrzucając ją na podłogę tuż przy stole. Ganiąc się w myślach, że robi to u niego już drugi raz.
    — Mówiłam, że tu gorąco… chyba muszę się schłodzić. — Szepnęła i powoli zsunęła z siebie legginsy, zaciskając przy tym zęby z bólu, dziękując za długie włosy, które przykryły jej twarz jednocześnie uniemożliwiając Arthurowi dostrzeżenie grymasu na jej twarzy. Wyprostowała się i ruszyła w stronę łazienki, w połowie drogi sięgnęła swojego biustonosza i sprawnym ruchem odpinając go, również sprawiła, iż wylądował na ziemi. — Mam nadzieję, że mi pan wybaczy. — Szepnęła i powoli, wypinając się w jego stronę, pozbyła się ostatniego elementu swojej garderoby.
    Serce w piersi biło jej jak oszalałe. Zostawiła za sobą lekko uchylone drzwi i od razu oparła się na ścianie po ich drugiej stronie, próbując zapanować nad swoim oddechem, zimno kafelek przyniosło chwilową ulgę. Wiedziała jednak, była pewna, że Arthur nie będzie długo ze sobą walczył.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  79. Nie mogła uwierzyć, że z taką łatwością jest w stanie ją ignorować. Czuła, jak irytacja miesza się z coraz większym podnieceniem, które sprawiało, iż zdecydowanie nie myślała racjonalnie, a wszystko kierowało w stronę poczucia słodkiej rozkoszy, chociaż wiedziała, zdawała sobie sprawę, że na euforię musi jeszcze chwilę zaczekać. Gdy Arthur pojawił się w łazience w żaden sposób nie protestowała, a na jej ustach pojawił się jedynie subtelny uśmiech świadczący, jak bardzo jest z siebie zadowolona. Bez słowa sprzeciwu pozwoliła mu się pokierować. Posłusznie oparła dłonie o ścianę i wypięła się delikatnie, nie mogąc doczekać się tej jednej chwili, gdy w końcu poczuje go w sobie.
    - Mowiłeś, że będę miała krzyczeć tytuł naukowy... – Wysapała z trudem, czując na sobie jego ciepły oddech. – Jak mam więc... – Nie dokończyła jednak, czując jak napiera na nią i wchodzi w jej wnętrze. Zacisnęła jednam usta, wypinając się mocniej i tylko cicho potwierdzając, iż rozumie. Z trudem powstrzymywała się przed gwałtownymi ruchami, pozwalając sobie jedynie na delikatne kołysanie biodrami, a fakt, że mężczyzna ją przytrzymywał sprawiał, że chciała tym bardziej się usamodzielnić. Zdrowy rozsądek powstrzymywał ją jednak przed tym.
    Serce dziewczyny biło bardzo szybko, oddech stał się płytki, a w ustach zaschło jej, chociaż za wszelką cenę starała się zaciskać zęby i nie widać z siebie żadnego głośnego jęku, pozwalając sobie jedynie na westchnienia i pomruki. Naprawdę próbowała, emocje były jednak znacznie silniejsze, a czas do osiągnięcia orgazmu znacznie krótszy niż sama się spodziewała, a w momencie jego nadejścia wyprężyła się mocno i nie wytrzymała.
    - Och Arthurze! – Wyjęczała głośno, mając nadzieję, że nie usłyszy po chwili płaczu dziecka. Działał na nią niesamowicie intensywnie i nie umiała ani powiedzieć, ani wskazać dlaczego. Westchnęła głośno czując w sobie jeszcze jego delikatne ruchy i mimowolnie pojękiwała cicho, ganiąc się samą, iż nie dość, że sąsiedzi faktycznie mogli ją usłyszeć, zwłaszcza jeżeli któryś z nich znajdował się również w tym momencie w łazience, to dodatkowo tuż obok czekała na nich, ich córeczka. Mała, słodka kruszynka, którą Elle kochała z całego serca i dziękowała, iż karmi ją piersią gdyż doznania bez zabezpieczenia były zdecydowanie dużo przyjemniejsze.
    - Kocham – wydyszała, wijąc się pod jego ciałem – cię – dokończyła, powoli próbując się odwrócić do niego przodem i dosięgnąć jego ust. – Tak cholernie mocno cię kocham, Artie. – Dodała układając dłonie na jego policzkach, wpatrując się w spojrzenie pełne radości i spełnienia.
    Nie długo dane było cieszyć się tą chwilą, gdyż mała Thea dała o sobie wyraźnie znać.
    - Już skarbie, już mamusia idzie. – Powiedziała nieco głośniej, muskając pospiesznie ust mężczyzny i napierając na jego bark, odsuwając go odrobinę od siebie, aby dostać się do córki. Nie czując skrępowania nagością, chwyciła malutką na rączki i ziuziała ją płynnymi ruchami. Cichutko szepcząc, aby przestała płakać.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  80. Tak na dziewczynę działał płacz jej dziecka. Nieważne co robiła, jak wielką odczuwała przyjemność i jak bardzo chciała trwać w tej cudownej chwili, myśl, że jej córeczka w jakikolwiek sposób cierpi, musząc płakać, od razu gotowa była rzucić wszystko i utulić ją. Nie było więc czasu na ubieranie się, poza tym nie czuła takiego musu. Nie było to jednoznaczne z paradowaniem nago po mieszkaniu Arthura przez cały czas. Zamknęła oczy, czując otulające je ramiona mężczyzny i uśmiechnęła się, ścierając kciukiem z policzków córeczki łezki.
    — Co takiego? — Spytała, unosząc spojrzenie na mężczyznę, chociaż dobrze domyślała się co konkretnie miał na myśli. Chciała jednak, aby powiedział to zwyczajnie nagłos. — Nie jestem pewna czy samo zamykanie wystarczy. — Zaśmiała się cicho, jeżeli nie nauczy się nad sobą panować, będę musieli porządnie wygłuszyć ich sypialnie i pokój Thei. Wsłuchując się w nuconą przez niego melodię, a na jej ustach cały czas widniał delikatny uśmiech. Czuła, że jej policzki nadal są czerwone, a serce wciąż nie powróciło do normalnego rytmu. — Nie mogę. — Odpowiedziała spokojnie, z rozczuleniem w swoim spojrzeniu, wpatrując się w dziewczynkę, której oczka powoli się zamykały. Nie przestawała jej bujać w ramionach jeszcze przez kilka minut, a następnie powoli zaprzestawała, jednak nie odłożyła jej wciąż do wózka.
    — Może gdybyś sam też był nago, być może, przemyślałabym to. — Szepnęła, cały czas wpatrzona w ich dziecko, wcale ale to wcale nie zamierzając przerywać tej chwili, chociaż z przyjemnością już by się ubrała, na ten moment w ten sposób mogła poczuć bliskość Arthura w ten szczególny sposób. Dopiero gdy miała pewność, że Thea zasnęła a rumieńce z jej twarzy zeszły, odłożyła córkę powoli do wózka, nakrywając ją kocykiem i układając obok ulubioną maskotkę.
    — Więc… tak jak mówiłam, nie ma tak dobrze… — Odwróciła się w stronę mężczyzny, radośnie uśmiechając się do niego i patrząc na jego twarz. — Poza tym, to chyba mimo wszystko nie był najlepszy pomysł. — Mruknęła cicho, na myśli miała oczywiście swoje poparzenie, które ponownie dało o sobie znać, mocnym pulsowaniem. Złożyła czuły pocałunek na jego ustach, a następnie ruszyła w stronę łazienki po swoją bieliznę, zgarniając po drodze pozostałe elementy swojego ubioru. Wsuwają powoli bieliznę na siebie spojrzała na niego. — Nic mnie nie boli, spokojnie Arthur. Po prostu piecze i czuję, jak mocno pulsuje. — Wyjaśniła, aby go uspokoić. Po minie mężczyzny widziała zatroskanie, a nie chciała aby się w tym momencie, w jakiś sposób obwiniał. Może i działała nie do końca racjonalnie, ale doskonale wiedziała co robi, gdy postanowiła się rozebrać i w jaki sposób to się zakończy.

    Villanelle ♥

    OdpowiedzUsuń
  81. - To tylko piecze, Artie. – Uśmiechnęła się delikatnie. – I wcześniej nie czułam... byłam skupiona na czymś innym. – Uśmiech na ustach znacznie się jej poszerzył, a sama dziewczyna utkwiła spojrzenie w nim. Nie protestowała gdy zabrał z jej dłoni ubranie, dała się zaprowadzić w stronę łóżka i przyjęła całą jego pomoc, chociaż byłaby w stanie sama to wszystko zrobić, na jej twarzy z pewnością gościłby delikatny grymas. Siedząc już ubrana na łóżku, uśmiechała się, wpatrując się w mężczyznę.
    - Czy ty mnie słuchasz? – Uniosła brew, cały czas wpatrzona w niego. – Nie boli mnie... po prostu czuję, że coś tam jednak mam i faktycznie nie jestem sprawna w stu procentach. – Westchnęła, przyznając na głos, że faktycznie powinna się chociaż trochę oszczędzać, dopiero teraz zdając sobie z tego sprawę. – Pogotowie nie jest potrzebne, naprawdę. Nie umieram jeszcze. Ale... za jedzenie bym się nie obraziła. – Uśmiechnęła się subtelnie, robiąc maślane oczy, chociaż wiedziała, że bez i tego dostanie obiad do łóżka. – Ale gdybyś je pierw podgrzał, pewnie już ostygło. A przeciwbólowego nic nie potrzebuję teraz.
    Chciało jej się śmiać z zachowania Arthura, ale jednocześnie była rozczulona tym wszystkim. Tym, jak chciał o nią dbać i jak bardzo troszczył się o jej samopoczucie. Czuła się kochana i wierzyła, że wszystko co robią jest słuszne i właściwe. Słysząc o nocowaniu, zagryzła wargi powstrzymując szeroki uśmiech.
    - Myślę, że... mogłybyśmy, ale rano musiałybyśmy wcześnie wstać. Wiesz, nie chcę ci psuć rytmu dnia, a Thee trzeba by odwieźć do mamy, a ja bym musiała dostać się do firmy. – Powiedziała, nie spuszczając z 5 spojrzenia. Bardzo chciała by zostać, ale nie była pewna czy poranek będzie tak przyjemny. Wcale nie chciałaby wychodzić z łóżka ani wypuszczać z niego Arthura. Już myślała, że przecież mogłaby wykorzystać swoją niedyspozycyjność... w końcu wizyta u lekarza na pewno przeciągnęłaby jej zwolnienie. Arthur jednak z pewnością miał swoje plany, a Elle nie mogła mu ich tak po prostu burzyć.
    - To bardzo miła propozycja, ale nie wiem, myszo. – Westchnęła klepiąc delikatnie miejsce obok siebie, aby usiadł blisko niej. Gdy to zrobił, oparła głowę o jego ramię i przymknęła oczy, biorąc głęboki oddech. – Nie chcę, żebyś przez nas musiał zmieniać swój rytm dnia, Arthur. I tak wywróciłyśmy ci życie do góry nogami.


    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  82. Uniosła spojrzenie na mężczyznę i westchnęła tylko, po chwili przewracając oczyma, gdy tylko Arthur stanął do niej plecami. Nie zamierzała się nigdzie ruszać, tak długo dopóki nie będzie musiała naprawdę wstać lub zwyczajnie nie poczuje się dobrze. Taka była właśnie Elle. Niby wiedziała, że może ją zaraz zaboleć znacznie mocniej, ale chwila ulgi sprawiała, że zapominała o tym dyskomforcie i najchętniej gnałaby ponownie do przodu. Wiedziała też, że przy Morrisonie nie będzie to możliwe, bo ten pospiesznie zapakuje ją z powrotem do łóżka.
    — Dziękuję. — Chwyciła talerz ze swoimi kluskami i od razu zaczęła je zjadać, wcześniej nie zdając sobie sprawy, że naprawdę jest bardzo głodna. Nie pamiętała w zasadzie czy cokolwiek jadła od wyjścia z domu. Miała zjeść na przerwie w biurze, ale ta nieszczęsna kawa wylądowała na jej ciele i ubraniu. Przełykając kolejną porcję klusek. Wiedziała, że jej odpowiedź nie wywoła na ustach mężczyzny szerokiego uśmiechu, ale miała wrażenie, że Arthur i tak zdążył się przyzwyczaić do jej zachowania. — Jak już razem zamieszkamy to będziemy mieli wspólny rytm. — Wyjaśniła spokojnie, jakby te jedno zdanie miało sprawić, że problem został właśnie rozwiązany. Chciałaby zostać. — Swoją drogą wyglądasz naprawdę uroczo, gdy tak marszczysz brwi. — Mruknęła, nabijając na widelec kolejną kluskę i porządnie namoczyła ją w sosie.
    — Zadzwonię do mamy, żeby wszystko uszykowała, ale musisz wiedzieć, że nie mam pojęcia jak zareaguje i ona, i sama Thea. Nigdy wcześniej nie była nigdy tak długo poza domem. — Nie miała pojęcia czy maleńka będzie spać i budzić się tylko na karmienie, tak jak miała to w zwyczaju, czy być może będzie reagować na nowe miejsce. — Nie daję więc żadnej gwarancji, że cię wypuści z domu żywego. Zwłaszcza, jeżeli wrócił już tata. — Oznajmiła szczerząc się wesoło, po chwili ułożyła jednak dłoń na jego przedramieniu. — Żartuję, nic ci się nie stanie. Nie… nie ma go chyba w domu jeszcze. Nie mam pojęcia, która jest godzina. — Mruknęła rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu zegarka. Straciła całkowicie poczucie czasu. — No i nie wiem, czy Thea w ogóle da nam zasnąć porządnie. — Dodała, odkładając talerz, a dłoń z jego przedramienia przeniosła na jego dłoń i splotła ich palce. — Widzisz… mówiłam, że dzisiejszy dzień jest przełomowy. — Dodała z uśmiechem, ponownie tego dnia, opierając głowę na jego ramieniu. Po chwili jednak puściła go i już przesunęła się ku skrajowi łóżka, będąc gotową na zsunięcie nóg w dół i wstanie, ale w odpowiednim momencie się zatrzymała.
    — W torbie mam komórkę, podasz mi, proszę? — Uśmiechnęła się uroczo, aby po chwili zmrużyć oczy i wysłać mu buziaka w powietrzu. — Bardzo ładnie proszę. Dam znać mamie co ma uszykować i powiem kiedy się pojawicie.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  83. W pierwszej chwili nie zrozumiała jego pytania. Zawiesiła rękę w połowie drogi do ust, trzymając widelec. Odłożyła go po chwili na talerz i zmarszczyła delikatnie brwi.
    — Co? — Spojrzała na mężczyznę z delikatnym zdezorientowaniem, dopiero wówczas dotarło do niej o co właściwie mu chodzi. — Chyba sobie żartujesz. — Powiedziała, nie mając pojęcia co właściwie ma mu odpowiedzieć. Nie zdawała sobie sprawy, że może myśleć w ten sposób. Jedyne co zrobiła w przeciągu ostatnich dni wbrew sobie, było powiedzenie mu o Thei w tak impulsywny sposób, będąc w dodatku pod wpływem alkoholu, co swoją drogą nie wskazywało, aby była dobrą matką. Nim ułożyła sobie idealną odpowiedź na jego pytanie, on zaczął mówić dalej, a sama Villanelle popatrzyła tylko na jego dłoń, aby po chwili przenieść spojrzenie na jego oczy i automatycznie wsunąć kosmyk włosów za ucho.
    — Kiedy ja chcę. — Stanowczo wypowiedziane zdanie miało sprawić, że Arthur się uspokoi i zrozumie, że nic nie robi wbrew sobie samej. Wolała jednak dodać jeszcze kilka słów wyjaśnienia, gdyby mężczyzna miał problem ze zrozumieniem jej krótkiej wypowiedzi. — Chcę tu być. Chcę tu zostać i Thea na pewno też chce tego samego co ja. Może nie tak w stu procentach tego samego, ale w dużej mierze na pewno. — Wzięła głęboki oddech i sama zacisnęła palce. — Ja… czasami po prostu mówię trochę nieskładnie i za dużo, nie zastanawiając się nad tym, jak to odbierzesz. Arthur, gdybym czegokolwiek nie chciała nie było by mnie tu dzisiaj. Nie prosiłabym cię o podanie komórki czy o podgrzanie obiadu… jeżeli wyglądałam tak strasznie jedząc te kluski, przepraszam, ale nie jadłam w sumie dzisiaj nic i dopiero teraz czułam, jak bardzo jestem głodna. Zupełnie tak, jak ty u nas kilka dni temu. — Uśmiechnęła się pogodnie. — Nie zmuszam się do niczego, aby cię zadowolić czy sprawić radość. Ja po prostu chcę. Chcę być z tobą, chcę abyś mógł być z nami o każdej porze dnia i nocy, i chociaż podświadomie chcę móc z tobą zamieszkać już teraz, wiem, że na taki krok potrzebuję jeszcze trochę czasu. Dlatego do tego tematu wrócimy później, ale… jedna noc. Jedna noc, jeżeli tylko chcesz i nie będzie ci przeszkadzać, że musimy wstać nieco wcześniej i Thea z pewnością będzie płakać, bo budzi się w nocy dwa razy na karmienie. Nie wiem czy dzisiaj obudzi się więcej razy czy może będzie spała twardym snem, ale jeżeli to wszystko nie będzie ci przeszkadzać, to ja chętnie zadzwonię do mamy. Poproszę, aby wszystko przygotowała i zapewnię ją, że podjęłam samodzielnie tę decyzję i poproszę, aby to uszanowała. — Zagryzła wargi, przełykając ślinę i próbując powstrzymać napływające do jej oczy łzy. — Chcę stworzyć z tobą rodzinę, Artie, chcę się z tobą kochać i chcę, aby nasz związek swoim tempem szedł naprzód. Ponieważ przy tobie czuję się szczęśliwa, kochana i to jak dzisiaj mnie cudownie traktujesz, jak bardzo się mną opiekujesz… — Przerwała, zaciskając dłonie w pięści. — Cholerne hormony, zaraz będę płakać jak bóbr! Bo sobie wymyślasz nie wiadomo co! I nie możesz mnie tak rozpieszczać, bo będę tak chciała już zawsze. Z wyjątkiem tego leżenia ciągłego. — Zaśmiała się przez łzy, pociągając nosem. Wtuliła się w niego, ale szybko jednak zmarszczyła brwi. — Chyba sobie żartujesz! — Uderzyła go delikatnie w ramię, zaczepnie. — Siebie nie będę bić, a jeżeli to ja będę czegoś próbować? — Westchnęła, przecierając policzki z łez. — I nie płaczę bo jestem smutna, po prostu jeszcze tak mam i lekarz mówił, że to normalne, że potrzebuję po prostu więcej czasu, więc nawet nic nie mów. — Powiedziała z przerwami na pociąganie nosem. — Podaj mi lepiej chusteczkę… poproszę.

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  84. - Przecież mówię, że nic mi nie jest. – Wymamrotała cicho, starając się zapanować nad sobą i wciąż płynącymi z jej oczu łzami. Nienawidziła tych momentów, zawsze wówczas czuła się jak niespełna rozumu histeryczka, chociaż z dwojga złego wolała histeryczny płacz, nad którymi nie mogła zapanować tak jakby chciała niż napady złości, które na szczęście zdarzały się znacznie rzadziej. Zawsze wtedy czuła się okropnie, bo nawet nie umiała wskazać co ją doprowadziło do takiej złości. – Po prostu nie mogę przestać. – Szlochała, trzymając jego ramion i z trudem pozwoliła mu odsunąć się, nawet jeżeli czule głaskał ją po twarzy zbierając jej łzy. Wolała w tym momencie wtulić się w jego tors, zaciągać się zapachem jego perfum, wsłuchując się w uspokajające bicie jego serca. Westchnęła cicho słysząc płacz Thei. Miała wrażenie, że ta mała istotka dawała o sobie znać za każdym razem, nie gdy coś się z nią działo, ale kiedy potrzebowała bliskości Arthura, chociaż mężczyzna mógł mieć rację. Miała już wybrany numer do swojej mamy i słuchawkę przy uchu, słysząc wolny sygnał, spojrzała na Arthura i Theę leżąca tuż obok.
    - No cześć mamuś. – Odezwała się, gdy usłyszała po drugiej stronie znajomy głos i wyciągnęła dłoń, aby dotknąć ciałka córeczki, po chwili dotykając ustami jej czoła, kontynuując jednocześnie rozmowę ze swoja rodzicielką. Przerwała jednak i powiedziała, że zaraz zadzwoni raz jeszcze.
    - O nie, chyba ma podwyższoną temperaturę. – Szepnęła z przerażeniem. To miałoby sens, była dziś i wczoraj bardziej marudna niż normalnie. – Musimy iść z nią do lekarza. Nie masz pewnie termometru bezdotykowego? Cholera, mogłam cię posłuchać i wziąć wszystko. – Łzy wyschły, a Villanelle zdenerwowała się zdrowiem swojej córeczki. Do tej pory mała nie chorowała i Elle nie miała pojęcia co powinni zrobić. – Musimy ja zabrać do szpitala, natychmiast. – Pogłaskała córeczkę po głowie, uważnie się jej przyglądając. Podniosła się tez powoli z łóżka. – Zamówisz taksówkę? Ja ubiorę i spakuje Thei. – Pogłaskała małą i ucałowała ją ostrożnie, rozglądając się dookoła co takiego powinni wziąć. – Jak mogłam nie zauważyć, że coś się dzieje. – Szepnęła sama do siebie, miała nadzieję, że wszystko okaże się w porządku, a choroba szybko minie. Nie wie ile minęło dokładnie czasu, ale Elle błyskawicznie była gotowa do wyjścia.
    - Co z samochodem? Kiedy będą? – Zapytała gdy gotowa była pakować praktycznie do wyjścia, pozostało jej tylko opatulić lekkim kocykiem córkę. Mogliby iść pieszo, ale Villanelle obawiała się, że to może tylko pogorszyć stan ich dziecka. Zmarszczyła delikatnie brwi, gdy dziewczynka kopnęła ja w brzuch. Wszystko było winą Elle, gdyż nieodpowiednio chwyciła dziecko. – Z naszego nocowania nici, chciałabym, ale Thea jest najważniejsza, myszo. – Westchnęła. Zaproponowałaby mu nocleg u nich, bo pomoc naprawdę by się jej przydała, ale dobrze wiedziała, że ojciec nie będzie z tego zadowolony.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  85. Nie miała pewności co ma tak właściwie robić. Oczywiście na ten moment najważniejsza była Thea i jej zdrowie, jednak Elle ogarniała panika. Nie miała w tym momencie nic przy sobie, ale coś jej podpowiadało, że muszą jak najszybciej zjawić się w szpitalu. Intuicja albo przerażenie podsuwało jej na myśl, że gdy tylko gdzieś odbiją coś może się wydarzyć.
    Ostrożnie przekazała mu córkę w ramiona, sprawdzając czy mają ze sobą wszystko co potrzebne. Czuła, jak serce bije jej szybciej, a widok płaczącej Thei i świadomość, że coś jej dolega sprawiało, że działała na zwiększonych obrotach, nie zastanawiając się nad swoim brzuchem. W tym momencie nie jej samopoczucie najważniejsze. Thea. To ona nie mogła sama powiedzieć co dokładnie ja boli, jak się czuje i czego potrzebuje.
    - To teraz nie jest ważne myszo, bedziemy myślec, jak bedziemy wiedzieli co jej jest. – Elle próbowała chwycić klucze od mieszkania z kieszeni mężczyzny, nie przejmując się swoim dyskomfortem. Arthur ruszając na przód sprawił, że Elle westchnęła i tylko trzasnęła za sobą drzwiami.
    - Wszystko dobrze, dam rade. Patrz pod nogi i trzymaj ją, proszę. – Szepnęła schodząc tuż za Arthurem. Wiedziała, że w ramionach swojego tatusia nic nie grozi dziewczynce, ale wciąż się jednak martwiła. Widok czekającej na zewnątrz taksówki znacząco ją uspokoił. Gdy tylko wsiedli, poprosiła o jak najszybsze dostanie się do szpitala dziecięcego.
    - Już dobrze skarbie, zaraz będziemy wiedzieli co ci jest. – Szepnęła wyciągając dłoń i głaszcząc delikatnie córeczkę po policzku. – Jeszcze chwilkę. – Szepnęła, przenosząc spojrzenie na Arthura. – Zanuć jej te melodię, do tej pory zawsze działało... może teraz też się troszkę uspokoi. – Poprosiła, patrząc na niego błagalnie i poprawiając kocyk swojemu maleństwu. – Arthur, podnieś ja szybko, ona chyba, chyba wymiotuje! – Powiedziała głośno, ściągając kocyk z dziewczynki i podkładając go pod jej buźkę, aby nie zabrudziła samochodu, chociaż głównie kierowała się tym, aby sama Thea nie była w swoich wymiocinach. Zagryzla mocno wargi, zerkając przez przednia szybę. Chciała już jak najszybciej znaleźć się w szpitali i dowiedzieć się, co takiego jest jej małej córeczce. Niewiedza i widok jej bólu i męczenia się był okropny dla Elle, a sama dziewczyna dobrze wiedziała, że i dla Arthura nie jest to łatwe.
    - Już dobrze skarbie, zaraz wszystko będzie dobrze. – Szepnęła, próbując przetrzeć jej buźkę.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  86. Zignorowała słowa kierowcy i nawet nie spojrzała ani na niego, ani w lusterko. Najważniejsza była Thea i nawet gdyby cała taksówka miała być zaraz brudna, nie interesowało ją to w tym momencie. Maleńka nie robiła tego specjalnie, a i oni nie mieli nic złego na celu. Chcieli jedynie zadbać o zdrowie swojej córki. Nic innego się nie liczyło.
    Docierając na miejsce, to ona tym razem martwiła się o torbę, nie mając nic przeciwko temu, że Arthur tak pognał do przodu. Wręcz przeciwnie, gdyby tylko mogła sama biegłaby tuż obok niego, jednak rany na brzuchu zdecydowanie ją w tym momencie spowalniały. Starała się jednak iść najszybciej, jak tylko potrafiła, spamiętując za którym przejściem znikał jej z oczu ukochany i ich maleństwo. Szła pospiesznie za dźwiękiem kroków, a gdy Arthur krzyknął gdzie jest, prędko go dogoniła i stanęła tuż obok, zagryzając cały czas wargi.
    — Ale jak to?! — Spojrzała na pielęgniarkę z oburzeniem, gdy ta wyraźnie zablokowała dalsze przejście z dzieckiem. — Jak to nie możemy!? Ona mnie potrzebuje, nigdy nie była beze mnie wśród obcych ludzi, na pewno się boi! — Mówiła szybko, chcąc aby pielęgniarka, jak najwięcej usłyszała, zdając sobie sprawę, że kobieta zaczyna się odwracać.
    — Nie mogą jej tak po prostu zabrać. — Nawet nie zorientowała się, że wraz z zamknięciem przez pielęgniarkę drzwi, po jej policzkach zaczęły spływać ciurkiem łzy. Dopiero gdy te skapały na jej dekolt, przetarła poliki wierzchem dłoni. Niewiele to jednak pomogło i chociaż była bardzo wdzięczna za wsparcie Arthura, jego objęcia w tym momencie również nie były wielkim ukojeniem. — Muszą nas tam wpuścić, po prostu muszą! — Zawyła wyswobadzając się z objęcia Arthura i podchodząc bliżej zamkniętych drzwi. Chciała się dostać do środka, nie brakowało dużo, aby dziewczyna zaczęła uderzać w nie pięściami. Ponowny chwyt Arthura i odwrócenie jej przodem do niego, sprawiło jednak, że schylając głowę w dół i opierając się o jego klatkę piersiową, zaczęła delikatnie uderzać pięściami tors mężczyzny.
    — Muszę mnie tam wpuścić, te procedury są bez sensu. — Wyła, czując jak jej ciało drży. — Przecież ona jest tam całkiem sama, to chore! — Zaniosła się głośnym szlochem, nadal uderzając piąstkami w klatkę mężczyzny.
    Po upływie kilku minut, w ciągu których Elle nadal łkała drzwi otworzyły się, a dziewczyna od razu odwróciła się w ich stronę z nadzieją, że zobaczy w końcu Theę. Miniony czas wydawał się jej wiecznością. Pielęgniarka nie miała jednak ze sobą ich córeczki.
    — Co z nią, gdzie ona jest? Wpuśćcie mnie do niej. — Od razu zaatakowała starszą kobietę stajać naprzeciwko niej.
    — Nadal badamy państwa córkę, pani doktor uważa, że może być to zwykłe przeziębienie lub zapalenie ucha. — Powiedziała spokojnie, z troską przyglądając się młodym rodzicom. — Musimy zrobić jeszcze kilka badań. — Dodała równie spokojnie, przypatrując się Villanelle. — Proszę się uspokoić. Córeczka jest w dobrych rękach, naprawdę. Niech pan spróbuje uspokoić małżonkę, taki stres jest niewskazany. Proszę jeszcze o podanie imienia i nazwiska dziecka. — Dodała z uśmiechem, starając się dodać im otuchy.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  87. Słysząc słowa Arthura przetarła twarz wolną dłonią i utkwiła błagające spojrzenie w kobiecie, nie odzywając się jednak ani słowem. Nie była pewna czy będzie w stanie cokolwiek z siebie wydusić i czy jeżeli już jej się to uda, będzie brzmiała grzecznie. Pokiwała więc tylko głową, a gdy kobieta zgodziła się na wpuszczenie jej do środka, poczuła, jakby właśnie ożyła na nowo. Myśl, że za chwilę zobaczy swoje dziecko, że będzie mogła być tuż obok i pilnować, mieć pewność, że nie dzieje się jej żadna krzywda sprawiła, że łzy w końcu przestały spływać po policzkach, chociaż nadal pociągała nosem. Widziała, jak Arthur wcześniej ścierał łzy ze swoich policzków, ale w tym momencie była okropną egoistką i świadomość, że może wejść do córki sprawiła, że po prostu puściła jego dłoń i pospiesznie ruszyła za kobietą.
    Obecność jednak podczas badań wcale nie była tak przyjemna, jak to sobie wyobrażała. Widok płaczącej Thei i niemoc chwycenia jej na ręce czy przytulenia sprawiało, że miała ochotę płakać tylko bardziej. Rozumiała już dlaczego obecność rodziców była niewskazana. Mimo wszystko w pewnym stopniu się uspokoiła, gdy widziała, że pani doktor ma jednak uczucia i mówiła do jej maleństwa łagodnie, ostrożnie się z nią przy tym obchodząc. Uśmiechnęła się nawet słabo, gdy pielęgniarka oznajmiła, że może iść po Arthura. Odwróciła się prędko w stronę drzwi, które zostały odblokowane i przeszła przez nie czując, jak ponownie ogarnia ją nieprzyjemne uczucie. Ten korytarz i ciężka atmosfera oczekiwania sprawiały, że było tu tak źle. Podeszła szybkim krokiem do siedzącego na krześle Arthura i ukucnęła przed nim powoli, układając dłoń na udzie mężczyzny.
    — Możemy do niej iść myszo. — Powiedziała szeptem, z bólem wpatrując się w smutną minę Arthura. Dla ich dwojga było to niesamowicie ciężkie przeżycie. — Nie wiem, jakbym tu bez ciebie wytrzymała. — Szepnęła cicho, co miało być jednocześnie podziękowaniem i przeproszeniem za to, jak paskudnie się zachowywała ciągle płacząc. — Przenieśli Theę do jednego z pokojów. Dostała lekarstwa, chcą sprawdzić jak zareaguje i jeżeli wszystko będzie ok to rano nas wypuszczą. — Przekazała mu to czego sama się dowiedziała i chwyciła mocno dłoń mężczyzny, splatając ich palce. — Chodź, nie może na nas tak długo czekać. — Dodała i pociągnęła Morrisona za sobą.
    Tuż po wejściu do odpowiedniego pomieszczenia stanęła obok szpitalnego łóżeczka i wpatrywała się w śpiącą na ten moment dziewczynkę. — Doktor mówiła, że to przeziębienie tylko, a wymioty pojawiły się z długotrwałego płaczu.

    Elka ♥

    OdpowiedzUsuń
  88. - Ja też... i to bardzo. – Przyznała zgodnie z prawdą. Coś jednak sprawiało, iż pomimo negatywnej i ciężkiej atmosfery szpitala czuła się odrobinę lepiej. Być może tak działała na nią świadomość, że jednak ludzie pracujący tu naprawdę chcą im pomóc, a nie wyrządzić jakąś krzywdę, jak myślała jakiś czas temu, gdy nie chciano wpuścić ich do Thei. Villanelle musiała przyznać przed samą sobą, że ten dzień zdecydowanie nie należał do nich. Obecna sytuacja była trudna i ciężka, zwłaszcza, że miała nadzieję, iż ten dzień zakończy się znacznie lepiej.
    - Możesz się cieszyć, bo w zasadzie... to dobrze. Ja wiem, jak to brzmi, ale to naprawdę dobrze, że Thea jest po prostu tylko przeziębiona. – Radość z powodu choroby dziecka brzmiała absurdalnie, ale z drugiej strony świadomość, że mogło to być coś poważniejszego wypierała myśl, że chwila ulgi to coś złego. Zwłaszcza, że dla ich obojga sytuacja była bardzo trudna i mało przyjemna. Villanelle wierzyła jednak, że wszystkie wydarzenia, który miały miejsce jedynie umocnią ich małą rodzinę. Sama dziewczyna czuła się nieco spokojniej w momencie gdy Arthur gładził ją i tulił. Oparła głowę o jego tors, jednak tylko na krótko, gdyż mężczyzna postanowił ją odwrócić. Uśmiechnęła się blado czując zmęczenie, ale jego dotyk i subtelna pieszczota potrafiły ładować jej baterię.
    - Mama... mówiłam jej, że oddzwonię. – szepnęła zagryzając wargi. – Wiesz przecież, że możesz tu zostać Art i nie musisz nic specjalnego robić. – Powiedziała, sięgając dłonią jego włosów i przeczesując je delikatnie, zgarnęła dłuższe to kosmyki z czoła do tyłu. – Ale w sumie... masz dar przekonywania tamtej pielęgniarki. – Mruknęła z lekkim uśmiechem. – Może poprosisz ją o drugą poduszkę? – Zerknęła na pojedyncze łóżko stojące przy ścianie. – Wiem, że się na tym nie wyśpimy, ale chociaż będziemy mieli miękko pod głowami. – Westchnęła odwracając się w stronę Thei słyszac niespokojny ruch. Dziewczynka nadal jednak spała, a Elle odwróciła się do Artiego. – I w sumie... może mógłbyś przynieść cos do picia? Jakiś sok lub największą wodę. – Poprosiła z uwagą mu się przyglądając. – I wróc do nas. Ciebie potrzebujemy najbardziej. – Nim pozwoliła mu wyjśc z pomieszczenia chwyciła jeszcze jego dłoń. – My ciebie też kochamy. – Szepnęła muskając ustami jego policzka. – I nie wyobrażaj sobie życia bez nas. Sam mi to mówiłeś. – Dodała cicho z subtelnym uśmiechem. Sama w tym czasie zamierzała zadzwonić do mamy i wszystko jej wytłumaczyć. Zdawała sobie bowiem sprawę, że ich ostatnia rozmowa była bardzo chaotyczna.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  89. Puściła jego dłoń pozwalając mu wyjść z pomieszczenia, chociaż zrobiła to z niechęcią. Kiedy Arthur wyszedł, przez chwilę jeszcze stała przy łóżeczku przyglądając się uważnie córeczce. Widok jej spokojnego snu działał na nią kojąco. Przykładała rękę do jej noska sprawdzając czy aby na pewno oddycha i z największa uwagą obserwowała ruch klatki. Po chwili chwyciła swój telefon i zadzwoniła do mamy opowiadając jej co dokładnie się działo, gdzie jest i kiedy prawdopodobnie wróci.
    Zaraz po zakończonej rozmowie odłożyła telefon na metalowym stoliku stojącym tuż obok dziecięcego łóżeczka, aby po chwili przysunąć stołek, jak najbliżej córki i usiadła na nim, podpierając głowę o dłonie, uprzednio opierając łokcie o kolana. Wstała jednak i pochyliła się ostrożnie nad dzieckiem, aby delikatnie pogłaskać ją po główce. Nie wiedziała co ma z sobą zrobić. Thea cały czas spała, a Elle kręciła się po pokoju, podchodząc ciągle do łóżeczka i sprawdzając co z jej kruszynką. Gdy Arthur wrócił wyprostowała się i spojrzała na niego. Uśmiechnęła się subtelnie na widok poduszki.
    - Miałeś kupić tylko picie. – Szepnęła na widok siatki. Czując jego ramiona, słysząc cichy głos szeptany wprost do jej ucha poczuła, jak schodzi z niej napięcie. Mięśnie w końcu się rozluźniły i sama dziewczyna odetchnęła głęboko, mrużąc przy tym oczy. – Nic się nie działo... cały czas śpi i oddycha. Sprawdzam cały czas. – Szepnęła układając dłonie na jego rękach i kolejny raz wzięła głęboki oddech, próbując stłumić odruch ziewania. – Rozmawiałam z mamą, prosiła żebyśmy dali znać rano. Przyjedzie po nas. Pytała też czy jest coś czego potrzebujemy. – Westchnęła cicho, zaciągając się zapachem perfum Arthura, który również działał na nią uspokajająco.
    - Mam nadzieję, że nic jej już nie będzie. – Powiedziała po chwili, zerkając na córeczkę. Spokój i chwila wytchnienia to było to, czego w tym momencie najbardziej potrzebowała. Myśl, że jutro musi stawić się na praktyce przerażała ją i na samą myśl odechciewało jej się. Wiedziała jednak, że nie może być słaba, nie może się poddać. Tym bardziej, że Nicolas obejmował stanowisko jej przełożonego i wszystko wskazywało na to, że jest na nią wściekły i nie zamierza dać jej żadnej taryfy ulgowej.
    - Masz jakieś stałe plany w czwartki? – Spytała nagle, odwracając się przodem do mężczyzny i układając dłoń na jego torsie, uśmiechnęła się blado. – Chyba potrzebowałabym twojej pomocy myszo. – Szepnęła, ganiąc się, że tak ciężko jej idzie proszenie Arthura o pomoc przy Thei, która wymaga więcej niż podanie czegoś czy chwycenie dziecka. – Moja mama nie może się zajmować Theą w czwartki od trzynastej. Próbowałam porozmawiać z przełożonym, ale to chyba nie był dobry pomysł. – Nie chciała, aby Nico miał poczucie, że Elle jest mu coś winna bo zgodził się na jej wcześniejsze wychodzenie, więc jeżeli tylko Arthur będzie mógł jej pomóc, z wielką przyjemnością z niej skorzysta.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  90. — Dla wody czy tam soku, potrzebowałeś siatki? — Uniosła brew, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Nie była na niego zła, w końcu nie wiedziała co takiego jeszcze zdecydował się zakupić, ale i tak była pewna, że na pewno połowa z tych rzeczy się nie przyda. — Ze mną wszystko w porządku. — Powiedziała spokojnie, nie chcąc aby się od niej odsuwał, więc gdy tylko poczuła pomiędzy nimi małą odległość, od razu przysunęła się bliżej. Czuła się dobrze i bezpiecznie, gdy był w pobliżu, gdy mogła czuć go w jakikolwiek sposób tuż przy sobie. — Tak więc nic przeciwbólowego nie potrzebuję. Naprawdę. Jeżeli tylko poczuję się gorzej to ci powiem i się położę, obiecuje. — Uśmiechnęła się, żałując strasznie, że w tym momencie nie znajdują się gdziekolwiek indziej. Gdzieś, gdzie sterylne ściany nie sprawiałyby, że pomimo względnego spokoju, wciąż gdzieś czaił się jednak niepokój. W końcu byli w szpitalu z powodu ich córeczki i mimo, że w tym momencie wszystko wydawało się być dobrze, mogło zmienić się w każdej chwili; chociaż o tym Elle wolała nie myśleć.
    — Tak wiem, że to też twoja córka… dlatego pytam. — Uważała, że powinien docenić w ogóle ten fakt, że chce poprosić go o pomoc, a nie od razu coś jej zarzucać. — I dlatego też proszę… mógłbyś w takim razie opiekować się nią w czwartki? Mama pewnie by ci ją mogła bez problemu podrzucić na spacerze, ale mógłbyś przychodzić do domu, dopóki nie zrobimy jej własnego kącika u ciebie. — Nie chciała mu narzucać, że ma się nią zajmować cały dzień, tym bardziej, że Alison mogła śmiało pół dnia spędzić z wnuczką. Nie miała by jednak oporów, powierzyć mu dziecka pod opiekę na cały dzień, jeżeli tylko czułby się na to gotowy i miałby wystarczającą ilość wolnego czasu. — Co? Problem… nie, nie. — Zaprzeczyła szybko z subtelnym uśmiechem. — Po prostu myślałam tak jak ty, że będzie mu to obojętne ile wyrobię godzin w dany dzień. — Nie chciała się skarżyć i użalać. — Okazało się jednak, że to nie w porządku względem pozostałych… niby się zgodził, na te wcześniejsze wychodzenie, ale z wielką łaską. Nie lubię takich sytuacji. — Westchnęła, nie ściągając dłoni z jego klatki. Oderwała się od niego w momencie, gdy usłyszała cichy szmer dobiegający z łóżeczka. Podeszła odrobinę bliżej, zerkając czy Thea się obudziła. Dziewczynka jedynie kręciła się delikatnie, wciąż śniąc, co odrobinę uspokoiło Elle.
    — Nicolas chwilowo zastępuje głównego opiekuna praktykantów. Nie chcę mieć u niego żadnego długu wdzięczności. — Mruknęła niewyraźnie, cały czas wpatrując się w swoją córeczkę.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  91. Zaśmiała się tylko na jego słowa. Nie była, aż tak lekkomyślna, aby nie odezwać się słowem, gdy faktycznie poczuje się gorzej i będzie potrzebowała jego pomocy, lub kogoś ze szpitala. Liczyła jednak na to, że taka sytuacja nie nastąpi. Wolała więc nawet o tym nie myśleć i wierzyła, że Arthur za chwilę również przestanie.
    — Cudownie. Już nie mogę się doczekać. — Przyznała zgodnie z prawdą, oczami wyobraźni widząc już podstawowe rzeczy potrzebne Thei, w mieszkaniu mężczyzny. Dziwnym trafem po kątach leżały rozłożone i jej własne przedmioty osobiste, jak gumka do włosów, zostawiona któregoś wieczoru przez przypadek, czy ta koszula, która cały czas leżała w pralce. Pogodziła się już z myślą, że plama raczej nie zejdzie. — Zrobimy z tego kawałka istne królestwo, naszej kruszynki. — Zaśmiała się, wpatrując się nadal w dziewczynkę.
    Nie była pewna czy powinna mówić Arthurowi o tym, że to Nico sprawuje rolę opiekuna praktykantów. Z drugiej strony wiedziała, że biorąc pod uwagę ich przeszłość, najlepiej będzie gdy powie mu o tym sama. Nie miała jednak pewności, który moment będzie najlepszy na takie zwierzenia.
    — Mhm… chwilowo. Jego wuj wyjechał na urlop czy coś, nie wiem, nie wypytywałam. — Mruknęła, zerkając na Arthura. Widziała, że ta wiadomość mu się nie spodobała. Jej samej nie podobało się to co zobaczyła w pierwszy dzień swojej praktyki, gdy ten stanął dumnie przed nią i z radością pokazywał swoją wyższość. Villanelle nie liczyła na żadną taryfę ulgową, chciała być jedynie traktowana, jak każdy inny pracownik, a była pewna, że sam Nicolas w stosunku do innych nie był taki sam. Nie chciała jednak podważać jego zdania, gdyż wyraźnie dał jej do zrozumienia, że żadna dyskusja niczego nie zmieni.
    — Co powiedziałeś? — Poczuła nieprzyjemny chłód, zimny dreszcz przechodzący wzdłuż jej kręgosłupa. Nie wierzyła, nie chciała wierzyć w to co właśnie do niej dotarło. Może się przesłyszała, a może usłyszała zupełnie coś innego, niż powinna. Przeprosiny mężczyzny utwierdziły ją jednak w tym, że z jej słucham wszystko jest w porządku. — Chyba sobie żartujesz… — Pokręciła z niedowierzenia głową, zagryzając mocno wargę. — Naprawdę uważasz, że to kłamstwo? — Utkwiła w ciemnowłosym spojrzenie, oblizując pospiesznie nadgryzioną wargę. Metaliczny smak krwi był tym, na czym w tym momencie próbowała się skupić. Jeszcze kilka godzin temu była pewna, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, że nic nie będzie w stanie tego zniszczyć, a jak się okazuje wystarczyło tylko kilka krótkich zdań. — Myślisz, że to wszystko co się działo przez ostatnie dni to kłamstwo, Arthur!? — Uniosła nieco ton, czując jak robi jej się gorąco ze zdenerwowania. Wiedziała, że jej wcześniejsze zagrywki były cholernie głupie i żenujące, ale przemyślała wszystko. Zdawała sobie sprawę z tego czego chce i przede wszystkim z kim, a on… On to wszystko właśnie zniszczył. — W takim razie wyjdź. — Przełknęła ślinę, starając się z całych sił nie rozpłakać się w tym momencie, jednak żuchwa drżała jej, a sama Elle czuła, jak ogromna gula zbiera się w jej gardle utrudniając normalne mówienie, ale i sprawiając, że jej oddech stał się płytszy.

    Elka

    OdpowiedzUsuń
  92. Była wściekła. Nie wiedziała tylko na kogo bardziej. Arthura, że w ogóle pozwolił sobie na taki komentarz, czy samą siebie, że dopuściła się swoich wcześniejszych czynów. Zastanawiała się nad tym, czy Morrison już zawsze będzie myślał, że mogłaby go znowu wykorzystać do jakiegoś swojego niecnego planu. Nie chciała tego. Żałowała strasznie tej swojej zabawy zdobycia Nicolasa przez wzbudzanie zazdrości z pomocą Arthura. Nie miała pojęcia co jej strzeliło do głowy, aby zachowywać się w ten sposób, jak zwykła… Zacisnęła wargi, kręcąc pospiesznie głową. Nie chciała go słuchać. Bała się, że usłyszy zaraz znowu coś, czego wcale nie chce słuchać.
    — Nie wierzysz w to co się dzieje, bo dobrze pamiętasz co zrobiłam. — Przerwała mu, wtrącając się pomiędzy jego słowa. — Nigdy nie będziemy rodziną, bo to zawsze z nami będzie. — Wyszeptała z trudem, unikając jego spojrzenia. — Za każdym razem, gdy tylko zachowam się w jakiś podejrzany sposób, będziesz o tym myślał. O tym, że kiedyś zachowałam się, jak dziwka. — Wyszeptała drżącym głosem, nie wierząc, że właśnie to zrobiła. — To chciałeś powiedzieć, prawda? — Zacisnęła zęby. Włożyła mu właśnie w usta słowa, których nigdy nie powiedział, których nigdy nie usłyszała od niego, a jednak miała wrażenie, że gdzieś to za nią krąży. Claire wiedziała, świetnie trafiła na imprezie. Arthur musiał jej opowiedzieć, musiała wiedzieć inaczej z pewnością by nie użyła tych słów jako pierwszych. Nie pamiętała o tym, że sama nazwała blondynkę suką tylko dlatego, że pojawiła się na imprezie z Morrisonem. Potrzęsła gwałtownie głową, gdy mężczyzna zbliżył się. Nie odsunęła się jednak, stała czując jak ją obejmuje. Miała ochotę odpowiedzieć mu, że przecież dokładnie coś takiego mu zrobiła w zeszłym roku, krótko przed swoim wyjazdem. Oszukiwała go. Może nie powiedziała wtedy ani razu, że go kocha, ale jednak dawała mu złudną nadzieję. Sprawiała, aby myślał, że jest nim szczerze zainteresowana tylko po to, aby zbliżyć się do Nicolasa i sprawić, aby zainteresował się nią w końcu w odpowiedni sposób.
    Teraz mogła stracić wszystko to, na czym zależało jej najbardziej. Bała się. Tak cholernie mocno się bała, że przeszłość zawsze już będzie do niej wracać, że zawsze znajdzie się jakiś powód, przy którym Arthur wspomni o tamtych czasach.
    — Wybaczysz mi to kiedykolwiek? Będziesz mógł… — Odsunęła się, pierw jednak pospiesznie starła łzy z policzków i podniosła głowę, aby w końcu spojrzeć w jego ciemne oczy. — Będziesz mógł mnie kochać i nie myśleć o tym?

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  93. Nie chciała w tym momencie na niego patrzeć, a gdy chwycił jej policzki, szybko zamknęła powieki, dopiero po chwili je otwierając. Było jej niesamowicie trudno i ciężko odważyć się na spojrzenie w jego oczy. Czuła się źle z tym wszystkim co zrobiła i wiedziała, że nie ma odwrotu, że to co się wydarzyło po prostu należało do przeszłości, nawet jeżeli wydawało się być świeże. Zwłaszcza teraz, gdy ponownie znalazła się pomiędzy tą samą dwójką mężczyzn. Tym razem jednak doskonale wiedziała czego chce od życia.
    — Nie powiedziałeś, ale ja tak właśnie się czuję. — Szepnęła cicho, dając poprowadzić się w stronę ustawionego pod ścianą łóżka dla rodziców. — Czuję, że zrobiłam największy błąd w moim życiu… ale staram sobie wmówić, że gdyby nie to wszystko, teraz nie byłoby Thei, nie było by nas i tego co obecnie, ale… — Przerwała, poprawiając się delikatnie na jego kolanach, starając się ułożyć tak, aby rana na jej brzuchu nie była zmarszczona, wyprostowała się więc przy tym i oblizała nerwowo wargi. — Ale co jeżeli byłoby inaczej, lepiej? — Spytała cicho, starając się opanować i nie płakać dalej. Była już tym zmęczona. Ciągłymi łzami spływającymi po policzkach i tym rozdrażnieniem, przez które mogła szybko wpaść w histerię, gdy nie zastanawiała się nad tym co mówi, tylko mówiła, nie zastanawiając się przy tym nad niczym. — Chcę, żeby to się skończyło, żeby cały ten okropny czas już po prostu minął i nie działo się nic złego. — Westchnęła ciężko, spoglądając w jego oczy. Wsłuchiwała się uważnie we wszystkie piękne słowa wypowiedziane przez niego, a nawet drgnęła jej delikatnie warga w bladym uśmiechu. — Kocham cię, tak mocno… i masz rację w tym co mówisz. Chcę z tobą spędzić resztę życia. — Szepnęła cicho, delikatnie zachrypniętym głosem. — Chcę tego wszystkiego. — Dodała cicho, układając dłoń na policzku mężczyzny. — Nie robi mi problemów… po prostu, może miał rację. Nie powinnam sobie sama ustalać godzin, to w końcu ma być jak praca no i zgodził się na to, ale nie chcę, żeby mógł to kiedyś wykorzystać. — Szepnęła cicho, odwzajemniając pocałunek. — Nie chcę już więcej płakać, naprawdę, ale nie umiem nad tym zapanować. — Westchnęła, sunąc palcem po jego żuchwie. — Bardzo bym chciała nie wracać do tego już nigdy więcej, ale boję się, że to wszystko będzie wracać, Artie. — Dodała cicho, nie ściągając dłoni z jego twarzy. — Nie wiem dlaczego, po prostu, tak bardzo się boję. — Szepnęła, przekładając dłonie na jego plecy i tuląc się do niego, chowając przy tym twarz w jego szyi.

    Elka

    OdpowiedzUsuń
  94. Pokiwała tylko delikatnie głową na jego słowa. Nie chciała tego nigdy więcej robić, słowa te przeszły jej przez gardło z trudem, ale słysząc zapewnienia Arthura poczuła się lepiej. Poza tym nie chciała go więcej denerwować. Miała nadzieję, że w końcu wszystko się między nimi ułoży i uspokoi. Chciała, aby obie z Theą, jak najszybciej wyzdrowiały na tyle, aby ze spokojem móc zacząc przygotowywać kącik dziewczynki w mieszkaniu mężczyzny. Chciała, móc ze spokojem zostawać u niego na noc i nigdy więcej nie trafić do szpitala z ich księżniczką. Miała też nadzieję, że w końcu wyśpi się porządnie i przestanie być tak marudna i wróci do siebie, wraz z wszelkimi rozregulowanymi hormonami, które doprowadzały ją powoli do szału, a na pewno wpływały na poczucie większego zmęczenia.
    - Masz rację, znowu masz rację. – Nie chciała go puszczać, kolejny raz nie zamierzała pozwolić do przerwania tej bliskości, napawając się nią, jednocześnie mając wrażenie, że prędzej czy później znów coś się schrzani, chociaż naprawdę, wcale nie chciała o tym myśleć! – Mój ty Arystotelesie – Zaśmiała się, przypominając sobie imię pierwszego lepszego myśliciela. – Postaram się. Naprawdę postaram się zrobić wszystko, aby już nigdy więcej nie było tak, jak chwilę temu. – Szepnęła cicho, przygryzając delikatnie wargę, oddając się słodkim pieszczotom. Uwielbiała czuć na sobie jego usta, tak naprawdę po prostu go kochała i każda, nawet najmniejsza czułość sprawiała, że była zadowolona.
    - Też cię nie zostawię, Arthur. Ja naprawdę chcę, aby wszystkie nasze plany się spełniły. – Zaśmiała się cicho. – Już nie przesadzaj, na pewno nie są aż tak spuchnięte. – Dodała, wpatrując się z zaciekawieniem w Arthura. Pozwoliła mu się ułożyć, poprawiła ostrożnie poduszkę pod głową i spojrzała na niego. – Nie zasnę i tak. – Westchnęła, jednak nie ruszyła się nawet o milimetr, mrużąc oczy pod wpływem jego głaskania. – Powinniśmy ustalić parę rzeczy, jeżeli nasze plany mają mieć odwzorowanie w życiu. Ile dzieci i ile psów, bo to nam się rozbiega. – Uśmiechnęła się subtelnie, z każdą kolejną chwilą oddychając coraz spokojniej. Była pełna podziwu, że tak szybko udało im się załagodzić te małe nieporozumienie, a Elle miała nadzieję, że już ze wszystkimi problemami będą umieli znaleźć tak szybko rozwiązania.
    - Ja bym chciała wesołą gromadkę dzieci w domu, ona przemawia do mnie bardziej niż gromadka psów. – Wsunęła jedną z dłoni pomiędzy uda, a drugą uważnie obserwowała, trzymając ją przed sobą.

    Elle

    OdpowiedzUsuń