środa, 14 listopada 2018

Things is crazy back home, it kills me that I'm not around

VILLANELLE MADISSON
III ROK ARCHITEKTURY
relacje

Mogła być kim tylko chciała. Mama za każdym razem powtarzała jej, że świat stoi przed nią otworem. W tym samym czasie nakładała na głowę córeczki papierową koronę, którą chwilę wcześniej skończyły wspólnie dekorować, wyciętymi z papieru brokatowego diamentami. Villanelle kochała tiulowe spódniczki, błyszczące kamyki i opowiadała, że będzie księżniczką, o której  przygodach Disney będzie nagrywał animowane bajki. Miała wtedy pięć lat, a jej największym autorytetem była księżniczka Roszpunka wydana pod szyldem Barbie. 
Mając siedem lat uczęszczała do szkoły baletowej, opowiadając wszystkim, że w przyszłości będzie występowała na deskach Bolszoj. Nie poszła jednak w ślady swojej utalentowanej babci i ku rozpaczy kobiety, z baletkami pożegnała się zaledwie pół roku później, odkrywając w sobie miłość do rysowania. Wiedziała od tamtej chwili, że swoją przyszłość zwiąże właśnie ze sztuką, chociaż nie wiedziała jeszcze w jakiej konkretnie postaci. Swoją poza lekcyjną edukację kierowała na rysunek i to jemu poświęcała wiele wolnego czasu, wspierana przez rodziców.
Mając niespełna dwadzieścia lat dostała się na wydział Creative Arts and Industries, na kierunek architektury na uniwersytecie Auckland, chociaż nie był to szczyt jej marzeń: zdawała sobie sprawę z tego, że jej rodziców zwyczajnie nie stać na jej edukację w Szwajcarii, o której zaczęła snuć marzenia w wieku siedemnastu lat. Wszystko za sprawą poznanego przez internet Louisa, studenta uniwersytetu genewskiego. Obiecała sobie wówczas, że zrobi wszystko, aby studiować w Genewie. Pierwszy rok akademicki udowodnił jej jednak, że nie wszystko idzie zawsze zgodnie z założeniami.
Louis stał się pewnym symbolem wszystkiego, czego nie zdołała dosięgnąć, jednocześnie został również najlepszym przyjacielem Elle i jedynym człowiekiem spoza rodziny znającym jej sekret i powód zniknięcia z uniwersytetu na początku trzeciego semestru. Oficjalna wieść głosiła, że dziewczyna wyjechała na wymianę, plotki były najróżniejsze: o co ciekawszych dowiaduje się pomiędzy zajęciami, a prawdziwy powód ukrywa starannie w domowych pieleszach.
Wraz z początkiem swojego trzeciego roku studiów, powróciła do rodzinnego Auckland z zamiarem dokończenia swojej edukacji i udawania, że przecież nic się nie wydarzyło w przeciągu ostatnich miesięcy. Dostrzega jednak żal na twarzach znajomych, z którymi nawet się nie pożegnała. Czuje na sobie wściekłe spojrzenie tamtego chłopaka, któremu obiecała towarzyszenie na zimowym balu. Musi też stawić czoło przyjaciółce, która ma  naprawdę uzasadniony powód bycia obrażoną. 
A Villanelle? Stara się na nowo odnaleźć w starym miejscu i chronić przed światem, całe swoje szczęście.


Ostatnia aktualizacja: 14.11.2018
Villanelle poszukuje wszelkich znajomości z poprzedniego roku nauki na uniwerku, znajomych, przyjaciół oraz pewnego pana, który jeszcze nieświadomie spowodował jej wyjazd - gwarantuję, że nie będzie nudno: wyborowealoe@gmail.com

118 komentarzy:

  1. Hej! Mnie tu jeszcze nie ma, ale będę, a jak będę, to porwę na wątek, bo jestem strasznie ciekawa, co tam się u Villi nawywijało. Zobaczę jeszcze, czy przyjdę z panią, czy z panem, ale tak czy siak - piszemy się na pozostawionych w tyle znajomych, którzy z pewnością nie odpuszczą jej zniknięcia. Bawcie się tu dobrze!

    państwo Harper, probably

    OdpowiedzUsuń
  2. [Hej, hej:) Scottie jest jeszcze w roboczych i sama nie wiem co z nim dokładnie zrobię, ale już teraz wiem, że bardzo chętnie napiszę z Twoją panią wątek. Moja pierwsza myślą było, aby i on studiował architekturę, Ale już wiem że się do tego chłopak nie nadaje. :D Udanej zabawy, a ja chętnie się dowiem co w jej życiu się wydarzyło, więc jak już się uporam z kartą to serdecznie zapraszam. ;)]

    scott butler

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć! W końcu udało mi się skończyć kartę i mogę cię nawiedzić. Już myślałam, że to ja będę jako pierwsza wisieć na głównej, a tu niespodzianka, ktoś mnie ubiegł!
    Z otwartymi ramionami zapraszam do wątkowania z Noah, on tylko tak strasznie wygląda ;)]

    Noah Savea

    OdpowiedzUsuń
  4. [Dzień dobry! Serdecznie witam na blogu i życzę wspaniałej zabawy oraz masy ciekawych wątków. :) Muszę przy tym przyznać, że po zobaczeniu zdjęcia mimowolnie westchnęłam, bo nieważne ile razy spotkałam je już w internecie (mam do niego jakieś szczęście na pintereście...), to za każdym razem porusza mną tak samo. Ma w sobie to coś! Jeśli natomiast o Villanelle chodzi, to aż miło widzieć tak przemyślaną postać z nutką tajemniczości, która tylko zaostrza apetyt na poznanie jej. Oby udało jej się naprostować to, co skomplikował rok (dobrze zrozumiałam?) jej nieobecności!]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Tak owszem, miał być Scott, ale nie potrafiłam napisać karty. A że przypomniałam sobie, że kiedyś prowadziłam Dylana i całkiem go lubiłam, uznałam, że trochę go postarzę i wrzucę tutaj. :D Odezwę się na hg, to coś pewnie się wykombinuję. :D]

    dylan o'malley

    OdpowiedzUsuń
  6. Właściwie nie pamiętam już, co było na początku karty, bo moja koncepcja na postać zmieniła się chyba piętnaście razy, w tym raz na pięć minut przed publikacją. Rodzinka Blake'a żyje sobie spokojnie w Nowym Jorku, ta dalsza, przy sobie Harper ma aktualnie rodziców, z którymi nie mieszka (wynajmuje pokój poza kampusem), siostrę i dwóch braci. Nie wiem, czy Blake nadaje się teraz na kogoś, kto nie da Villi spokoju, skoro sam ceni sobie prywatność nad wszystko inne, ale na wątek wciąż jestem chętna, więc myślmy. Masz na coś ochotę?

    Blake Harper

    OdpowiedzUsuń
  7. Może mogłyby znać się ze szkoły średniej? Nie wiem ile ma lat Twoja pani, ale moja jest na drugim roku :) Więc to i tak by nie wadziło myślę. Mogłyby wpaść na siebie przypadkiem. Może nawet mieszkałyby nieopodal siebie?

    Lisa Montgomery

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślę, że całkiem dobrze rozumujesz :D Moja Lisa ma 20 i jest na II roku, ponieważ z tego co wyczytałam szkołę średnią kończą podobnie jak i my czyli 18/19 lat. :D
    Oki! W takim razie będę czekać cierpliwie :)


    Lisa Montgomery

    OdpowiedzUsuń
  9. [Nawet nie wiesz jak korci, żeby spytać co odwalił ten pan, który nieświadomie spowodował jej wyjazd. Podejrzewam, że Noah może być za stary, żeby się odnaleźć w tej roli, ale możemy zawsze założyć, że nawiązała się między nimi relacja przy okazji jakiejś wycieczki studenckiej, na której byłby opiekunem albo mógłby jej kiedyś w czymś pomóc, a teraz Villanelle mogłaby przyuważyć, że bierze jakieś tabletki albo jak akurat próbuje w łazience po wykładach próbuje zatamować krwotok z nosa, czy coś w tym rodzaju. Co o tym sądzisz? :D]

    Noah Savea

    OdpowiedzUsuń
  10. [Hej, hej! Dziękuje bardzo za lowiranie :D Na wątek bardzo chętnie się skuszę, ale po przeczytaniu karty naszła mnie taka jedna myśl - moja druga postać, która na razie siedzi w kijej głowie nieco lepiej by się do tego nadawała. Mogłaby być nawet tą przyjaciółką, która jest śmiertelnie obrażona za jej wujasd :D
    Ale może napiszesz do mnie na maila/hg (podałam w karcie, jak coś), to tam wszystko ustalimy? :D]

    Jessie Merrick i Josie z roboczych

    OdpowiedzUsuń
  11. (Mój domowy internet jest ostatnio bardzo zloslzło i nie dodaje mi komentarzy:(
    Cześć, dziękuję za powitanie i miłe słowa, piękna ta Twoja Elle! )
    Winner Davidson

    OdpowiedzUsuń
  12. Villanelle była trzecią kobietą, która płakała w jego obecności, kiedy byli sam na sam. Pierwszą była matka, zmartwiona i rozemocjonowana po tym, jak wezwano ją do szpitala z jego powodu. Wylądował na szpitalnym oddziale ratunkowym mając szesnaście lat. Tamtego dnia grał ważny mecz futbolu amerykańskiego, ale jak to bywa w sporcie, nie wszystko poszło tak, jak powinno w założeniu. W efekcie trener odwiózł go do szpitala z mocno krwawiącym nosem. Zaledwie miesiąc wcześniej otrzymał prawo jazdy i jego matka przyjechała na SOR z duszą na ramieniu, obawiając się najgorszego - pierwszego wypadku samochodowego, syna w ciężkim stanie, wizji operacji, rehabilitacji, bólu jej dziecka i konsekwencji czyjejś nieuwagi lub młodzieńczej brawury. Kiedy zobaczyła go z nosem obficie wypchanym tamponadą, wybuchnęła płaczem, uwalniając w ten sposób cały skumulowany stres oraz obawy. Drugą była narzeczona, płakała z radości, kiedy uklęknął, pokazał jej pierścionek, na który po kryjomu od kilku miesięcy odkładał zarobione na bramce pieniądze i kiedy powiedziała mu tak. Trzecią zaś była właśnie Villanelle. Wówczas czuł się splątany, widząc ją w takim stanie. Nigdy wcześniej nie zauważył na jej twarzy takich emocji oraz ekspresji. Nie miał pewności, jak powinien się zachować, dlatego starał się ją pocieszyć, obiecał pomóc, gdyby potrzebowała wysłuchania, wsparcia finansowego, czy załatwienia jakichś spraw przy przeprowadzce.
    Nie spodziewał się po takim czasie wiadomości z propozycją spotkania w weekend na mieście, ale przyłapał się na tym, że wywołała ona uśmiech na jego twarzy. Miał cichą nadzieję, że sytuacja w życiu dziewczyny, bez względu na to, jak trudna czy dramatyczna była, odeszła już w zapomnienie i być może będzie mu dane dowiedzieć się o okolicznościach, w których Villanelle nieoczekiwanie zniknęła.
    W odpowiedzi podał nazwę knajpy i godzinę. Pojawił się jak zwykle przed czasem. Wyjątkowo nie miał ze sobą torby z materiałami dla studentów ani też tej, w której zazwyczaj nosił strój sportowy na przebranie, gdy akurat po przeprowadzonych wykładach wybierał się na siłownię. Usiadł w miejscu znajdującym się trochę na uboczu, nie chcąc, by inni goście przysłuchiwali się ich rozmowie. Przezornie usiadł plecami do reszty sali, sprytnie unikając tym samym sytuacji, w której byłby ściśnięty między stolikiem a ścianą.
    Zamówił dla siebie kawę, ponieważ przyjechał autem. Właśnie unosił do ust filiżankę, aby wziąć łyk, kiedy usłyszał brzdęk dzwonka znajdującego się nad drzwiami wejściowymi. Zwiastował on niewątpliwie nadejście kolejnego klienta. Odruchowo zerknął w stronę, z której dobiegł dźwięk, i odstawił trzymane naczynie, by wstać i móc przywitać się z osobą, na której przyjście oczekiwał.

    Noah Savea

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Villanelle jest zagadkową postacią, z tym swoim sekretem i zniknięciem, o którym krążą różne legendy. Tak sobie myślę, że nasze panny mogły znać się przed tym tajemniczym wyjazdem, tylko jaka relacja mogła je łączyć konkretnie?]

    Destiny

    OdpowiedzUsuń
  14. [A dzień dobry! Evan przewinął się na paru blogach, ostatnim razem chyba był na Skyline, ale niezbyt długo :D]

    Evan

    OdpowiedzUsuń
  15. [ W takim razie możemy uznać, że się przyjaźniły, a Tiny zapewne wariowałaby po jej zniknięciu, podejrzewając jakieś straszne scenariusze. Teraz pewnie byłaby też trochę zła, co rzadko jej się zdarza. ]

    Destiny

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Z tym jazzem u Ethana jest trochę inaczej, bo on jego niesamowitość słyszy i, teraz trochę wbrew sobie, docenia zarówno na poziomie intelektualnym, jak i emocjonalnym, ale historia tego gatunku muzyki i jego przejęcie go odrzuca. Kiedyś słuchał dużo i nadal wraca do niektórych artystów (no, cytat w tytule to słowa Niny Simone, choć fakt, że akurat nie z piosenki), bo też jazz nie jest jednorodny, ale to, co się obecnie dzieje w jego zesnobizowaniu... Echh.
    Pewnie na znajomość zaopatrywałby się dobrze, więc jeśli masz pomysł na majsterkowanie, to się nie krępuj, zapraszam do jego wyjawienia. :D]

    Ethan Rathbone

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Stawiałabym chyba na wariat pierwszy, z jej powrotem podczas wakacji. ]

    Destiny

    OdpowiedzUsuń
  18. Przestań, co ty robisz? Po cholerę tam idziesz? Na co ci to? Powinieneś zostać w domu, ty głupku, zaraz cię złapią. Sam się o to prosisz, wiesz? Może jeszcze wyjmiesz tego patyka i zaczniesz nim machać tak, żeby wszyscy się dowiedzieli? Wtedy już nie będą polować na ciebie tylko do eksperymentów, będziesz musiał robić wszystko za wszystkich. Słyszysz? Powinieneś się zabić, wtedy będzie spokój. Jesteś jedyny w swoim rodzaju, więc jak zginiesz, nikt inny nie ucierpi. A może zabijesz ich wszystkich? Może zaczniesz szukać tobie podobnych? A może postarasz się, by zostać sam na tym świecie? Mógłbyś to zrobić. Wiesz o tym, prawda? Masz wystarczająco mocy, Arthur. Po prostu to zrób. Ale najpierw wybierz – ty, czy oni. To łatwe. Wystarczy podjąć decyzję.
    Pozornie wszystko było w porządku. Szedł przed siebie, wbijając w dal nieobecny wzrok, ale tak naprawdę ktoś był z nim. Ktoś, kogo nikt inny nie widział i kogo w tym momencie on również nie chciał widzieć. Był zmęczony, nie miał ani chwili odpoczynku. Oni zawsze gdzieś byli i zazdrościł zwykłym ludziom, że nie posiadają takich umiejętności. Inna sprawa, że nie brał pod uwagę, iż jest chory. Był odmieńcem i tyle.
    Tak bardzo pochłaniali jego uwagę, że w pierwszym momencie nie zarejestrował, na kogo właściwie patrzy. Potem pomyślał, że może mu się przywidziało, że może jest tylko go niej podobna, bo w końcu w każdej szukał czegoś, co by mu o niej przypominało. Ale jej nie przypominała. Była nią, w całej okazałości. I nie wyglądała na zbyt zadowoloną, że go widzi. Zatrzymał się tuż przed nią, ale nie wyciągnął rąk, choć miał na to ochotę. Zwyczajnie się bał, że zniknie, gdy tylko jej dotknie i tylko dlatego tego nie zrobił.
    - Elle… - wymamrotał, czując, jak boleśnie zaciska mu się serce, a w gardle staje nieprzyjemna gula. – To ty… - wyszeptał z trudem i przestał kontrolować swoje ciało. Ramiona same oplotły dziewczynę, przyciągając ją do siebie i mocno przytulając. – Nawet nie wiesz, jak tęskniłem. Gdzie byłaś? Dlaczego nie odbierałaś? Nie dałaś nawet znać, czy wszystko jest w porządku – wyrzucał z siebie, ani myśląc o tym, by w tym momencie ją puścić.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  19. Zatrzymał się w połowie kroku jak rażony piorunem. Nie tego się spodziewał i miał wrażenie, że jeśli jej do siebie nie przytuli, jeśli nie będzie mu dane nacieszyć się jej obecnością, zwyczajnie pęknie mu serce. Wiele razy próbował o niej zapomnieć, rzucał się w wir pracy, nauki i alkoholu, godzinami rozmawiał ze swoimi towarzyszami, których nikt inny nie mógł zobaczyć, ale oni nie pomagali. Potrafili śmiać się i go podjudzać, a wrzaski, że mają dać mu spokój, nic nie dawały. Nie pomagały również telefony, które wykonywał do Elle, bo nigdy ich nie odbierała.
    Ale potem zdał sobie sprawę z tego, że ją przytłoczył. Oczywiście jego umysł nie był na tyle jasny, by zrozumieć, że ma obsesję, a całe jego życie kręci się wokół niej, ale przestał dzwonić. Nie przestał jednak czekać. Za każdym razem, gdy studenci przychodzili na zajęcia, on miał nadzieję, że brunetka znajdzie się wśród nich. Ale nigdy nie przychodziła.
    - Dlaczego? Coś zrobiłem? Jesteś na mnie zła? Skarbie, dlaczego wyjechałaś... Bałem się, że już nie wrócisz – wyrzucał z siebie, aż w końcu zamilkł i zagryzł dolną wargę. Nie licząc zgiełku ulicy, między nimi zapanowała cisza. Początkowo nie zwrócił na to uwagi, ale w końcu dotarło do niego, że głosy zamilkły. Nie było obok niego nikogo, oprócz Villanelle i poczuł ogromną ulgę. Tak wielką, że znowu o mało nie przytulił kobiety z wdzięczności, jednak zreflektował się i opuścił ramiona, chociaż jej bliskość i jednoczesny brak możliwości dotykania jej był bolesny. – Przepraszam – westchnął w końcu, opuszczając głowę. – Przepraszam – powtórzył nieco ciszej i zerknął na nią nieco nieśmiało, jakby się bał, że za to też go opieprzy. – Po prostu się martwiłem. Powiesz mi chociaż, dlaczego wyjechałaś bez słowa? Proszę, Elle... – niemal wyszeptał i stracił resztki samokontroli. Uniósł bowiem dłoń i przesunął nią po policzku brunetki, zgarniając kosmyk ciemnych włosów i zakładając go za jej ucho. Ten niewinny gest przyniósł chociaż częściową ulgę i nie potrafił się zmusić, żeby opuścić rękę. Trwał w bezruchu, wbijając spojrzenie w jej oczy i mając nadzieję, że nie dostanie za chwilę w twarz.

    Arthur

    OdpowiedzUsuń
  20. - Dunedin – powtórzył, marszcząc czoło, jakby się zastanawiał, co w istocie mogło ją zmusić, by na jakiś czas się przeniosła. Nie rozumiał. Zwyczajnie nie rozumiał, dlaczego wyjechała. Wiedział, jak bardzo kocha to miasto, wiedział, że jest zżyta ze swoimi rodzicami, wiedział, jak bardzo była lubiana. A mimo to wyjechała. Uśmiechnął się jednak, słysząc, że w lutym wróci na zajęcia. Wciąż prowadził ćwiczenia z jej rokiem, dlatego zawsze miał nadzieję, że jednak w końcu przekroczy próg sali razem z nimi. A teraz w końcu miała to zrobić. Był w stanie wytrzymać półtora miesiąca, jeśli później będzie mógł bezkarnie na nią patrzeć na swoich zajęciach.
    - Bo się martwiłem. Nagle zniknęłaś, nikt nie wiedział, gdzie jesteś, dlaczego, kiedy wrócisz i czy w ogóle… - powiedział cicho, a uśmiech zniknął z jego twarzy. Nie miał pojęcia, że ktoś go widział, wtedy był jeszcze na tyle racjonalny, by nie rzucać się w oczy, a nie sterczał tam też nie wiadomo ile czasu. Upewniał się jedynie, że naprawdę jej nie ma, jakby wniosek o wykreślenie z grupy nie był wystarczającym dowodem. – Nie masz pojęcia, jak bardzo mi ulżyło. Widzę, że jesteś cała i zdrowa i mogę w końcu przestać się martwić – znowu się delikatnie uśmiechnął, z prawdziwą ulgą. – Tylko na tym mi zależało. Na pewności, że nic ci się nie stało – uzupełnił i posłusznie opuścił dłoń, wędrując za nią spojrzeniem. Nie podniósł jej ponownie, bo za bardzo się bał, że Elle zniknie, jeśli tylko to zrobi. Nieświadomie jednak zrobił pół kroku do przodu, zmniejszając między nimi dystans. Czuł ciepło jej ciała, jej zapach, identyczny jak wtedy i jeśli nie chciała, by jej dotykał, na ten moment tyle mogło mu wystarczyć. – Ty też – szepnął, zagryzając wargę, żeby się nie uśmiechnąć. – Zostaniesz już? Wróciłaś na dobre? – spytał i nic nie mógł poradzić na to, że w jego głosie rozbrzmiała nadzieja. Przez moment próbował uchwycić jej spojrzenie, ale w końcu zrezygnował, stwierdzając w duchu, że wystarczy mu świadomość, że stoi przed nim, prawdziwa i żywa, że z nim rozmawia zamiast uciec.

    Arthur

    OdpowiedzUsuń
  21. Westchnął cicho i na moment przymknął powieki. Nie chciał, żeby wyjechała. Nawet, jeśli miałaby mu nie pozwolić przy sobie być, czułby się lepiej ze świadomością, że Elle jest gdzieś w pobliżu, że nie uciekła. Widywanie jej przypadkiem na ulicy wciąż było lepsze od usychania z tęsknoty i dręczenia się myślami.
    - Więc nie wyjeżdżaj – powiedział cicho i wyprostował się, słysząc z jej ust coś, co brzmiało jak propozycja. Otworzył oczy i zmarszczył czoło, jakby zaskoczony tym, że w ogóle coś takiego powiedziała. Racjonalny on naprawdę się tego nie spodziewał, nieracjonalny cały czas na to liczył. Plus wynikający z tej sytuacji był taki, że z każdą sekundą w jej towarzystwie Arthur myślał jaśniej. Czary i duchy pozostawały gdzieś na uboczu i cały czas o nich pamiętał, ale nie przekraczały pewnej granicy, zupełnie tak, jakby nie chciały im teraz przeszkadzać. Villanelle była lekarstwem. A lekarstwo nie mogło kolejny raz go opuścić, nie mógł na to pozwolić.
    - Właściwie nie mam, szedłem do domu coś zjeść. I pisać pracę – mruknął, krzywiąc się na samą myśl o pracy doktoranckiej. Z upływem czasu nie wiedział, po cholerę się na to porwał. Mógł założyć własne biuro architektoniczne, mógł się u kogoś zatrudnić, bo cały czas słyszał, że jego projekty są dobre. Gdyby wtedy to zrobił, jego życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Nie byłoby Elle, nie byłoby problemów natury psychicznej, nie byłoby tego dojmującego uczucia samotności i niespełnienia.
    Roześmiał się i posłusznie spojrzał na jej twarz, próbując zapamiętać każdy szczegół. Przygotowywał się na to, że znowu nie zobaczy jej przez długi czas, a przywoływanie w pamięci jej oczu miało pomóc sobie z tym poradzić. Nie miał innego wyjścia.
    - Przepraszam, Elle. Zrobiłem to odruchowo, trochę nie mogłem uwierzyć, że to naprawdę ty i musiałem się przekonać – odparł spokojnie, a widząc, jak kobieta wstrzymuje oddech, zrobił krok do tyłu i uśmiechnął się smutno. – Może kiedyś, jasne. Jeśli będziesz chciała… Wiesz gdzie mnie znaleźć – powiedział, starając się, by głos nie zdradził, jak mu z tym trudno. Wyciągnął również rękę, jakby znowu chciał przeczesać palcami jej włosy, ale w ostatniej chwili zagryzł wargę i ją opuścił, a uśmiech zmienił się w przepraszający. – Cieszę się, że wróciłaś – wyszeptał i przesunął się w bok, by brunetka mogła spokojnie odejść.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  22. Stał, wbijając niewidzące spojrzenie w chodnik i oczami wyobraźni podążając za Villanelle. Najchętniej przyciągnąłby ją do siebie, oplótł ciasno ramionami i nie wypuszczał, ciesząc się jej obecnością i znajomym zapachem, który wciąż mącił mu w głowie. Chwilę trwało, zanim dotarł do niego sens jej słów, a gdy odwrócił się na pięcie zobaczył, jak brunetka wchodzi do kawiarni. Tej samej, w której spędzili długie godziny na rozmowach, pracy nad projektami zaliczeniowymi i odstresowaniu się. To tu pierwszy raz przyznał przed samą sobą, że jest w niej zakochany. I to tutaj przychodził codziennie rano po kawę na wynos, by opróżnić kubek jeszcze przed rozpoczęciem zajęć.
    - Mi nie, ale boję się, że pogrzebie coś innego – wymamrotał do samego siebie i w końcu ruszył za brunetką. Wszedł do pomieszczenia, wdychając zapach kawy i uśmiechnął się do kelnerki, która pomachała mu zza lady jak staremu znajomemu i poprawiła włosy. Gdyby nie był tak beznadziejnie zakochany w Elle, może by zauważył, że ta dziewczyna od dawna próbuje zwrócić na siebie jego uwagę. Może by widział, że nad zdrobnieniem jego imienia na kubku zawsze jest serduszko i uśmieszek, a gdyby brał ze sobą paragon, znalazłby w końcu numer jej telefonu. Problem w tym, że Arthur był zbyt zaślepiony, żeby wiedzieć, że może na kogoś działać w ten sposób. Dlatego zdziwił się trochę, widząc, że mina znajomej wyraźnie zrzedła na widok idącej przed nim Elle. Ostatecznie jednak wzruszył ramionami i usiadł na krześle naprzeciwko kanapy, choć miał ochotę zapaść się w poduszkach razem z brunetką. Przewiesił torbę przez oparcie i splótł dłonie na blacie stolika, wbijając spojrzenie w swoje palce. Nie wiedział, od czego ma zacząć. Wszystkie słowa wydawały się nieodpowiednie, jakby z miejsca miał przesadzić, a nie miał pojęcia, na ile może sobie pozwolić.
    - Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia o czym z tobą rozmawiać – powiedział w końcu lekkim tonem, ale nawet nie przeszło mu przez myśl, żeby się teraz uśmiechnąć. – Nie wiem, ile mi powiesz, jaki jest twój stosunek do mnie, czy w ogóle mam szansę cię widywać i... Boję się, że cokolwiek powiem, ty uciekniesz – przyznał, nie patrząc na nią. – Nie chciałbym, żeby skończyło się tak jak wtedy – zakończył, w końcu unosząc spojrzenie. Nie był głupi, wiedział, że zaczęła go unikać, że stała się opryskliwa, a każde słowo w jego kierunku było wypowiadane z musu. Ale wtedy obsesja była silniejsza.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  23. Czy Lisa Montgomery wyróżniała się czymś w tłumie? Czy jej historia się czymś konkretnym wyróżnia? Ciężko powiedzieć, bo niewiele wspomina o swojej przeszłości czy nawet o tym jaka właściwie jest. Urodziła się tutaj, w Auckland, gdzie dorastała w szczęśliwej i pełnej rodzinie. Szkoła, dom, przyjaciółka zza płotu. Nic nadzwyczajnego. Dzieciństwo wspomina radośnie. Zwłaszcza momenty, w których nagrywała swoją mini-operę mydlaną wraz ze swoją przyjaciółką. Uśmiech od razu pojawia się na jej ustach, gdy pomyśli o swojej kreacji Antonia, który był strasznym Alfonsem. Jeżeli Cię to ciekawi to zapytaj ją o „Summer Love”, gdy w jej pokoju wpadnie ci w ręce kaseta VHS o tym dziwnym i dość enigmatycznym tytule. Chętnie ci opowie o tym dziecięcym projekcie. A poza tym zamożność jej rodziny można było zaliczyć raczej do przeciętnych. Na nic pieniędzy nie brakowało, ale czy mogła się pochwalić najnowszym telefonem wśród znajomych? Raczej chowała go głęboko w kieszeni, nie przyznając się do starego modelu BlackBerry, gdy większość już latała z IPhone 6. Jednak czy dziś miało to jakiekolwiek znaczenie? Raczej niekoniecznie. Potrafiła cieszyć się najmniejszymi drobiazgami i nawet miała gdzieś to jak wygląda czy się ubiera.
    Dzisiaj też się tym nie przejmowała. Była po prostu sobą i to by było na tyle. Właściwie dzisiaj i tak wracała moda na ciuchy z lat 90-tych, więc stara szafa mamy stała przed Lisą otworem. I dlatego też nie przejmowała się zestawianiem kwiecistych sukienek z martensami.
    Właśnie wracała od kumpeli i chciała tylko wskoczyć do kawiarni po mrożoną kawę, jednak gdy przy wyjściu zobaczyła Villanelle, uśmiechnęła się pod nosem i jak gdyby nigdy nic przysiadła się obok. Nigdy jakoś nie miała problemu z tym, że nie utrzymywała z kimś kontaktu, ale dlaczego miałaby tego nie zmienić? Lubiła rozmawiać, lubiła nawiązywać znajomości. Więc dlaczego by nie móc ich odbudować? Może nie znała dziewczyny jakoś super dobrze, ale znały się ze szkoły średniej, gdzie rozmawiały ze sobą kilka razy. Chodziły razem na kilka zajęć dodatkowych, ale to chyba byłoby na tyle.
    — Cześć, Nelle — rzuciła z szerokim uśmiechem, wsuwając słomkę do ust, aby pociągnąć z niej spory łyk orzeźwiającego napoju — Co tam u ciebie? Jakoś nie miałyśmy okazji się spotkać od dłuuugiego czasu — rzuciła pogodnie.
    Czy zauważyła nieobecność dziewczyny? Owszem, ale chyba nigdy nie pomyślała o tym, że ta uciekła. Słyszała różne plotki, ale w swojej głowie ułożyła sobie coś w rodzaju wymiany. Ot, to była jej sprawa i tylko jej, a ona nie miała zamiaru wchodzić z buciorami w czyjeś życie jeżeli druga osoba sobie tego nie życzyła.

    Lisa Montgomery

    OdpowiedzUsuń
  24. Pokręcił lekko głową i przeniósł spojrzenie na znajomą kelnerkę, uśmiechając się do niej lekko. Zamówił czarną kawę i muffinkę czekoladową, bo naprawdę był cholernie głodny, ale w tej sytuacji by się do tego nie przyznał. Był w stanie wytrzymać pół godziny, skoro Elle postanowiła, że poświęci mu swój czas.
    Chwilę później kelnerka odeszła, patrząc z niechęcią na brunetkę. Arthur wciąż nie rozumiał, o co tak naprawdę chodzi, ale ostatecznie wzruszył ramionami, nie chcąc sobie zawracać tym głowy, chociaż w duchu postanowił, że któregoś dnia pogada z tą dziewczyną, której imienia w tej chwili nawet nie pamiętał.
    Opuścił głowę jeszcze niżej, próbując ukryć to, że się zarumienił. Wstydził się swojej słabości do niej. Wstydził się też tego, co wtedy robił, ale dopiero teraz, gdy o tym wspomniała. Nie wiedział, że dla niej było to tak męczące.
    - Nawet nie wiesz, jak chciałbym cofnąć czas i wszystko naprawić – powiedział i nieco nerwowym ruchem przeczesał palcami włosy. – Gdybym tak bardzo nie spieprzył... – urwał i wziął głęboki wdech, by trochę się ogarnąć. – Rozumiem, Elle, naprawdę. Dziwię się, że w ogóle chcesz się ze mną widywać – powiedziała jego racjonalna część, zgodnie z prawdą zresztą. – Jeśli chcesz... – zaczął i przełknął ślinę, zbierając w sobie uwagę. – Jeśli chcesz, te nasze sporadyczne spotkania mogą się opierać na korepetycjach – zaproponował w końcu i odsunął się na oparcie krzesła, by kelnerka bez problemu mogła postawić przed nimi zamówienie. Arthur chwilę później objął dłońmi kubek z czarną jak smoła kawą i popatrzył z niechęcią na ciastko, jakby żałował, że w ogóle je zamówił. – Niczym więcej. Jeśli uznasz, że wszystko nadrobiłaś, zrezygnujemy – w końcu uniósł wzrok i uśmiechnął się delikatnie. W końcu skończył ten sam kierunek, musiała mieć to na uwadze.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  25. - Twierdzisz, że możemy zacząć od początku? – zapytał, bo to była pierwsza myśl, która przyszła mu do głowy. Czy byłby w stanie zacząć od nowa? Czy mógłby próbować się ogarnąć tylko po to, żeby pozostać z nią w normalnych relacjach, może nawet przyjacielskich?
    Ta kwestia nie podlegała nawet przemyśleniu. Zgodziłby się na wszystko, żeby została blisko. Już nie chodzi o to, że za nią tęsknił. Ważne było to, że nareszcie miał spokój. Nie słyszał nic, oprócz gwaru rozmów w kawiarni i szumu ulicy. Nie było żadnego towarzystwa, którego nie widział nikt inny. Jej obecność dawała długo wyczekiwaną ulgę i wbrew pozorom ciszę. To nie jej obecność miała na niego zgubny wpływ. To nieobecność sprawiła, że dotarł do dziwnie mrocznych zakamarków swojego umysłu.
    Uniósł kubek do ust, ale zatrzymał go w połowie drogi, wbijając w Elle ponaglające spojrzenie, jakby się spodziewał, że powie coś więcej. Nie doczekał się jednak, a jej słowa odbijały się echem po jego czaszce. Nie wiem czego chcę, ale nie tego?
    Odstawił naczynie i oparł łokcie na stole, wplatając palce w swoje włosy i znowu nerwowo je przeczesując.
    - Elle... Nie rób tego, proszę cię – wyszeptał i pokręcił lekko głową, po czym uniósł na nią spojrzenie, w którym błysnął ból, ale szybko ukrył go głęboko w sobie. Nie chciał pokazać, jak bardzo jest słaby. – Nie mów takich rzeczy, jeśli nic do mnie nie czujesz – jęknął i opuścił ręce. – Nie muszę ci chyba tłumaczyć, jak to działa w moim wypadku, prawda? Nie chcę płonnej nadziei. Jeśli masz problem, chcę ci pomóc, wszystko może być na twoich warunkach, ale... Chcę też, żeby wszystko było jasne – wyszeptał w końcu i drżącymi palcami skubnął kawałek babeczki, jednak zamiast wrzucić go do ust, rozkruszył na stole, by czymkolwiek się zająć. – Jeśli nie jesteś czegoś pewna... Nie niszcz mnie. Tylko o to cię proszę, Elle – dokończył, znowu nie mając odwagi, by na nią spojrzeć.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  26. Jeśli potrzebował potwierdzenia, że nie ma na co liczyć, to właśnie je otrzymał. Bolało, nie wiedział, że będzie aż tak, choć był na to przygotowany. Nie była nim zainteresowana, wiedział to, nie był głupi. Pomagał jej, znaleźli wspólny język i raz wylądowali w łóżku, co najwyraźniej w mniemaniu Elle było błędem. Dla Arthura było dopełnieniem i utwierdzeniem w tym, co do niej czuł. Ale czy to dawało mu prawo, by oczekiwać tego samego? By dostać cokolwiek w zamian?
    Oczywiście, że nie. I miał wrażenie, że przez tę dobitną świadomość porażki pęka mu serce.
    - Chciałbym, żebyś miała rację. Chyba bardziej, niż czegokolwiek na świecie. Ale jeśli zacznę tak myśleć... – urwał i pokręcił głową z uśmiechem, któremu daleko było do szczerego. Nie chciał znowu się tak zachowywać. Wystarczyło, że na co dzień mierzył się z istnym koszmarem, nie potrzebował do tego jeszcze rozwijania swojej chorej fascynacji jej osobą. – Będziesz musiała, Elle. Na ten moment nie jestem w stanie zaoferować ci więcej, jeśli ty nie możesz dać mi tego samego – dodał, zanim wstała i pokiwał lekko głową. Nie podążył za nią spojrzeniem, nie wybiegł, by ją zatrzymać, choć wszystko w nim krzyczało, że ma to zrobić. Ale musiał w końcu spojrzeć prawdzie w oczy; jeśli teraz wstanie, będzie cierpiał. Będzie gorzej, niż dotychczas, bo złapie się nadziei jak tonący brzytwy. A nie mógł jej tego zrobić. Nie chciał, by się bała. Chciał jej szczęścia, niczego więcej. – Nie powinnaś, ale właśnie wybrałaś – wyszeptał do samego siebie i strzepnął okruchy na podłogę.
    - Podać coś jeszcze? – spytała kelnerka, uśmiechając się jakby promienniej, gdy tylko Villanelle zniknęła za drzwiami.
    - Nie, dziękuję, poproszę rachunek – odparł, uśmiechając się grzecznie i wyjmując portfel z kieszeni spodni. Odwzajemniła uśmiech i wróciła niedługo później, kładąc na blacie rachunek. Rachunek z numerem telefonu i imieniem. Arthur zmarszczył czoło i spojrzał na Claire, jak twierdziła karteczka. – Claire, masz jakieś plany na sobotni wieczór? – spytał, zanim zdążył się rozmyślić.
    Nie miała. Jej towarzystwo nie było tym wymarzonym, bo jej jasne włosy były idealnym odwzorowaniem stereotypu dotyczącego inteligencji, ale wystarczyła, by oderwać jego myśli od Elle. Impreza w ogromnej willi z basenem jednego ze studentów również się do tego nadawała. Arthur nie odmawiał alkoholu, nie stronił też od towarzystwa Claire, która z każdą wypitą kolejką była coraz śmielsza w swoich działaniach. Podczas tańca ocierała się o newralgiczne miejsca, nie odrywała od niego rąk, a w końcu też i ciała. Odnaleźli wspólny rytm, a Arthur totalnie odpłynął, również ją obejmując i ciesząc się, że w końcu jest w stanie skupić się na czymś innym. Poza tym, był tylko facetem. Facetem, który ma swoje potrzeby, a skoro Claire najwyraźniej zamierzała sama wepchnąć mu się później do łóżka, dlaczego miał odmawiać?

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie uśmiechało mu się przesiadywanie w firmie w czasie wakacji, ale ze względu na urlopy znacznej części kadry kierowniczej, nie miał innego wyjścia i musiał zgodzić się na propozycje swojego ojca. Dobre funkcjonowanie rodzinnego interesu wiązało się z ciągłym dostępem do ogromnych sum na koncie, więc dla dobra swojej złotej karty musiał jakoś znieść zamianę jachtu na Ibizie i imprez do rana z kumplami na swoje biurko i ciągle wyjazdy tereny budowy. Nigdy nie interesował się zbytnio architekturą i branżą, którą od pokoleń zajmowała się jego rodzina, ale nie chcąc narażać się na narzekanie ze strony rodziców i dziadków, grzecznie udawał pilnego studenta, którego fascynuje projektowanie różnego rodzaju budynków. Najchętniej cały swój wolny czas poświęciłby na treningi, ale marzenie o byciu profesjonalnym sportowcem musiał odstawić na bok bedąc jeszcze nastolatkiem. Jako najstarsze dziecko i jedyny syn państwa Lavoisier, musiał w przyszłości zostać dyrektorem rodzinnej firmy, tak jak jego dziadek i ojciec. Prawdę o jego niechęci w stosunku do rodzinnego biznesu znała tylko jego siostra oraz przyjaciółka ze studiów, przed która otworzył się niczym przed najlepszym psychologiem, po to tylko, aby ta jak gdyby nigdy nic zniknęła z uczelni i z miasta bez słowa. Pierwszy raz zdążyło mu się aż tak do kogoś zbliżyć i na własnej skórze przekonał się, że jednak nie warto w nic się angażować. Po tym jak wiele razy próbował się z nią bezskutecznie skontaktować, obiecał sobie, że już nigdy nie zrezygnuje z trybu życia, w którym kobiety zmieniał niczym rękawiczki i wszelkie znajomości opierał jedynie na przelotnym seksie bez zobowiązań. Podobne plany miał w stosunku do nowej praktykantki i zamarł wręcz, widząc siedzącą przy biurku Elle. Nie spodziewał się, że jeszcze kiedykolwiek ją zobaczy i czuł, jak nogi uginają się pod nim niczym na widok ducha. Starając się jakkolwiek uspokoić i zachować przy tym kamienną twarz, wziął głęboki oddechu i zapinając guzik od marynarki, ruszył w kierunku dziewczyny.
    - Nazywam się Nicolas Lavoisier, w tym miesiącu zastępuję pana Harolda i jestem opiekunem kilku praktykantów, w tym także pani. Mam nadzieję, ze jest pani gotowa na ciężką i wymagająca pracę, bo w przeciwieństwie do mojego wuja, ja nie daje żadnej taryfy ulgowej, bez względu na wiek, płeć i doświadczenie zawodowe - wyrecytował sucha formułę, wyciągając w jej kierunku dłoń. Nie chciał pokazywać pozostałym pracownikom, ze sie znają, poza tym wciąż był na nią cholernie wściekły i wolał zachowywać się tak, jak gdyby nigdy wcześniej się nie spotkali.
    - Zapraszam do mojego gabinetu, proszę za mną - rzucił oschle w jej kierunku i ruszył w stronę oszklonego pomieszczenia na końcu korytarza, dając przy okazji sekretarce znać, aby przygotowała dla nich kawę.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  28. Nie wiedział, w którym momencie alkohol uderzył mu do głowy, ale na Claire spoglądał jedynie rozbieganym spojrzeniem. Potrzebował tego. Takiego oderwania się od codzienności, zalania się w trzy dupy i niemyślenia o tym, jak beznadziejny jest on sam i jego życie. Blondynka skutecznie odwracała jego uwagę od Elle, był w stanie nawet przyznać, że gdyby okazała się stałym rozproszeniem, dwa razy by się zastanowił, zanim odrzuciłby propozycję spróbowania związku. Dotychczas nie wiedział nawet, że potrafi podchodzić do tego w ten sposób, ale było to naprawdę przyjemne.
    Claire i alkohol tak bardzo zaprzątały jego myśli, że nie zauważył Villanelle lub wcale nie chciał jej zauważyć. Skupiał się tylko na sobie, pierwszy raz od długiego czasu i nie chciał, by brunetka mu to zepsuła. Posłusznie poszedł do kuchni za swoją towarzyszką, chwycił pierwszą lepszą szklankę i nalał sobie wody z kranu. Czuł, że przegina i musiał choć trochę się otrzeźwić.
    - No wiesz co, Art? Dlaczego nie pijesz? – spytała nieco niewyraźnie Claire i wychyliła pełny kieliszek, wlewając w siebie jego zawartość. Nawet się przy tym nie skrzywiła, a zaraz potem roześmiała i zatoczyła tak, że oparła się o klatkę piersiową bruneta, spoglądając w górę.
    - Bo wiem, kiedy przestać. Ty chyba masz z tym problem – powiedział cicho, uśmiechając się do niej nieco pobłażliwie. Claire natomiast przestała się uśmiechać i wbiła wzrok w jego wargi, chwilę później unosząc się na palcach i najwyraźniej chcąc go pocałować. A Arthur... Cóż, Arthur się tego spodziewał i nie zamierzał oponować.
    Nie było mu jednak dane, bo usłyszał głos, który rozpoznałby wszędzie. Głos, o którego słuchaniu marzył niezliczoną ilość nocy. A teraz, gdy nie chciał, właśnie go słyszał. Machinalnie odsunął się od blondynki i wbił spojrzenie w Elle, zastanawiając się, co ma powiedzieć.
    - Nie pozwalasz mi o sobie zapomnieć – powiedział i wypił całą zawartość szklanki, po czym drżącą dłonią odstawił ją na blat. Wytrzeźwiał w kilka sekund, a błogie oderwanie od rzeczywistości odpłynęło.
    - To ta suka z kawiarni? – spytała Claire, tym samym uświadamiając mu swoją obecność. Z hukiem odstawiła kieliszek i ruszyła w kierunku Elle. Arthur ruszył za nią i złapał za dłoń, chcąc zatrzymać, ale blondynka miała najwyraźniej inne plany. – Możesz sprawdzić, czy nie ma cię na zewnątrz? Bo wyraźnie przeszkadzasz – wybełkotała, zatrzymując się zaledwie centymetry od Elle i patrząc na nią z czystą nienawiścią.
    - Claire... Claire, proszę – jęknął, podchodząc do kobiet i uspokajająco głaszcząc ramię tej, z którą tu przyszedł. – Nie rób nic głupiego. Po prostu stąd wyjdźmy, okej? – poprosił, spoglądając niepewnie na Elle. I w tym momencie uderzyła w niego myśl ‘pies ogrodnika’. Nie chciała go, zniszczyła do cna jego psychikę, ostrzyła zęby na Nicka, a mimo wszystko odbierała mu szansę na zainteresowanie się kimś innym. Powinien być wściekły, ale nie był. Zwyczajnie bolało, bardziej niż zwykle.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  29. Przyglądał się temu wszystkiemu z rosnącym niepokojem, nie mając pojęcia, jak właściwie zareagować. Nigdy nie był świadkiem takiej sytuacji, a co dopiero, by ktoś bił się o niego. To nie tak, że nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wygląda, bo miał dobitną świadomość, że większość studentek uczęszczała na jego ćwiczenia tylko dlatego, że był przystojny, ale... Właśnie, ale.
    Claire parsknęła głośnym śmiechem i pociągnęła brunetkę za włosy, przysuwając się do niej.
    - Skoro ty nie chciałaś, to ja sobie wzięłam – warknęła, a Arthur poczuł, jak coś się w nim gotuje. Zaraz potem jednak Elle zaczęła krzyczeć, a on przysłuchiwał się jej słowom, próbując zrozumieć, co się właśnie dzieje.
    - Nie mam żadnej rodziny – zdołał wymamrotać, marszcząc czoło. Był pewien, że Elle o tym wiedziała. Opowiadał jej kiedyś, jak stracił wszystkich, mając dwadzieścia lat. Jego rodzice zginęli w wypadku razem z młodszą siostrą, a on został na świecie sam jak palec. Nie miał nawet żadnych ciotek, albo nic o tym nie wiedział. Niemniej jednak, nie był z nikim, żeby Elle w ogóle miała myśleć, że założył rodzinę. Claire była pierwszą dziewczyną, z którą gdziekolwiek wyszedł od naprawdę długiego czasu.
    I musiał przyznać, że Villanelle brzmi... Jak on sam. Jak wariatka, której poprzestawiało się w głowie, która widzi to, czego w rzeczywistości nie ma, nie widział innego racjonalnego wytłumaczenia jej zachowania. Jaką rodzinę? Kogo nie pozna, jeśli będzie się tak zachowywał? Zresztą... Jak zachowywał, do cholery? Było coś złego w tym, że chciał jej dać żyć własnym życiem bez jego obecności? Przecież właśnie tego chciała... Swoim wyjściem z kawiarni dała mu jasno do zrozumienia, jak będzie wyglądać ich dalsza znajomość. A raczej, że nie będzie wyglądać wcale.
    - Shane, zabierz ją stąd – warknął w końcu, odpychając Claire niezbyt delikatnie w kierunku chłopaka.
    - Słucham? Ty ćwoku! – wrzasnęła blondynka i zdzieliła go otwartą dłonią w policzek. Arthur zacisnął oczy, żeby się uspokoić, po czym spojrzał na Shane’a i wskazał wyjście z kuchni. Chłopak wyprowadził szarpiącą się blondynkę, a Morrison i zapłakana Villanelle zostali w pomieszczeniu całkiem sami. Nie czuł się z tym komfortowo, wolał uciec, ale... Serce mu pękało, gdy widział ją w takim stanie i nie mógł tego zrobić.
    - Elle... – zaczął, podchodząc do dziewczyny i stanął naprzeciwko niej, po czym chwycił jej twarz w dłonie, ocierając kciukami łzy. Miał w tym momencie gdzieś, że może sobie tego nie życzyć. Musiał wiedzieć, o co chodzi. – Doskonale wiesz, że nie mam żadnej rodziny. I... Kogo nie poznam? I jak niby się zachowuję? Postawiłaś sprawę jasno, nie chcesz mnie, a ja nie chcę dłużej biegać za tobą jak pies. Chcę, żebyś była szczęśliwa, ale... Dlaczego nie pozwalasz mi iść dalej, hm? Co takiego złego robię? – mówił spokojnie, wbijając spojrzenie w jej oczy i ścierając kolejne łzy. – Kogo miałem poznać? – powtórzył, bo ta kwestia wydawała mu się w tej chwili najważniejsza.

    Artie, który nie ogarnia

    OdpowiedzUsuń
  30. Poczuł się tak, jakby uderzyła go nie w klatkę piersiową, a głowę. Podłoga sama osunęła mu się spod stóp i nie wiedział, czy wciąż tu stoi, czy leży, czy żyje, czy może znalazł się w innym świecie. W pomieszczeniu zapadła głucha cisza, choć wiedział aż za dobrze, że to jedynie złudzenie. To krew tak bardzo szumiała mu w uszach, że nie słyszał nic innego. Nawet słowa Elle docierały do niego jakby zza ściany, choć stała naprzeciwko niego.
    Opuścił ręce i odsunął się od kobiety, zaciskając powieki. Rosła w nim wściekłość. Prawdziwa, nieposkromiona furia, coś, czego nie znał, a już na pewno nie spodziewał się, że kiedykolwiek takie emocje skieruje do dziewczyny, którą tak bardzo kochał.
    - Chcesz powiedzieć, że mam dziecko? Jestem ojcem twojego dziecka? – wycedził przez zęby, patrząc na Elle z... Z prawdziwą nienawiścią. – Wykorzystałaś mnie, żeby wzbudzić zazdrość w tym kolesiu, potem porzuciłaś jak śmiecia, wyjechałaś bez słowa, śmiesz mieć pretensje, że się z kimś umówiłem, a teraz, po tylu miesiącach mówisz, że mam córkę?! – wrzasnął i roześmiał się, choć w tym śmiechu nie było nawet trochę wesołości. – I jeszcze stawiasz mi warunki? Że jej nie poznam? Kurwa mać, ukrywałaś przede mną moje dziecko i twierdzisz, że nawet jej nie zobaczę? – wyrzucał z siebie kolejne pytania, kręcąc głową. Nie mógł uwierzyć w to, co się działo. Uważał, że Elle jest ideałem. Śliczna, wesoła, miła, zabawna... A tymczasem okazało się, że był zaślepiony. I tak jak magicznie zniknęły głosy dzięki jej obecności, tak teraz słyszał pojedyncze słowa, których nikt nie wypowiadał. Wszystko prysło, jak bańka mydlana. I Villanelle sama tę bańkę przebiła. – Co ja w tobie widziałem, Elle... – wyszeptał, wplatając palce w swoje włosy. Miał wrażenie, że jeśli stąd nie wyjdzie, udusi się. W ostatniej chwili zorientował się, że mają jeszcze kilka spraw do omówienia i zanim wyszedł z pomieszczenia, pociągnął Elle za dłoń, mając w dupie, że może się wyrwać. Kilka sekund później opuścili dom, a Arthur przyparł kobietę do pierwszego lepszego mijanego płotu, spoglądając na nią z bólem. Bólem, którego nawet nie próbował kryć. Zamierzał jej pokazać, jak cholernie go zraniła swoim egoizmem. Był w stanie zrobić dla niej wszystko, a ona ukryła przed nim cząstkę... Jego samego. – Zaprowadź mnie do niej. Mam gdzieś, co myślisz o tej lasce i że jesteś pieprzonym psem ogrodnika. Masz mnie zaprowadzić do mojej córki – powiedział cicho tonem nieznoszącym sprzeciwu.

    Arthur

    OdpowiedzUsuń
  31. Jej słowa uświadomiły mu, jak okropny był i jak wiele stracił przez swoje zachowanie. Mógł widzieć, jak Elle promienieje w ciąży, mógł wybłagać, by pozwoliła mu iść ze sobą na usg, mógł głaskać jej brzuch i mówić do ich córeczki, żeby po narodzinach rozpoznawała jego głos... Mógł mieć namiastkę rodziny i szczęścia, może nawet sprawy przybrałyby taki obrót, że Elle nosiłaby teraz na palcu pierścionek założony przez niego...
    Ale wszystko spieprzył, jak każdą rzecz w swoim życiu, a teraz chciał mieć kogoś, na kogo zrzuci winę za porażki. Wiedział, że taki scenariusz nigdy nie będzie miał miejsca, że dużo zyska, jeśli w ogóle będzie mógł widywać swoje dziecko, nie mówiąc już o udziale w jej wychowaniu. Wyobraził sobie, jak Elle kolejny raz ucieka, tym razem zabierając ze sobą całe jego życie, cały sens istnienia... Bo właśnie tym stało się maleństwo, choć nawet go jeszcze nie widział. Nie podejrzewał, że w ogóle chce zostać ojcem, ale teraz, kiedy Villanelle twierdziła, że nim jest... Wszystkie uczucia przelał na tę maleńką istotę. I nie mógł się doczekać, aż weźmie ją w swoje ramiona, przytuli, aż będzie patrzeć, jak rośnie, zaczyna chodzić, mówić... Jak staje się nastolatką, a potem kobietą, która odwiedza swoich rodziców od wielkiego dzwonu.
    Zdał sobie sprawę z tego, że po policzkach płyną mu łzy. Wyobrażenia były zbyt piękne, by okazać się prawdziwe i Arthur dobrze o tym wiedział. Wiedział też, że poznanie własnego dziecka pozostanie w sferze marzeń. Może gdyby był Nickiem, Elle nie zawahałaby się ani sekundy. Ale był Arthurem; kolesiem, którego ona nigdy nie pokocha i który miał zbyt wiele problemów z samym sobą.
    - Masz rację – wyszeptał, odsuwając się od dziewczyny. – We wszystkim masz rację. Z wyjątkiem jednej rzeczy... Powinnaś załatwić ten zakaz. Z tego bym się cieszył – dodał, spoglądając w górę i ocierając policzki z łez, jednak niewiele to dało, bo w ich miejscu pojawiły się nowe. – Chociaż nie, mylisz się w jeszcze jednej sprawie. Nigdy, przenigdy nie skrzywdziłbym swojego dziecka. Ale skąd masz o tym wiedzieć, skoro nie dałaś mi szansy przy niej być. Przy mojej córeczce, Elle... – urwał i pokręcił głową, patrząc na brunetkę z totalną pustką w oczach. Nie było już obsesji, nie było tęsknoty... W kilka sekund ta kobieta zmieniła go w zranionego faceta. Czuł się jak skopany, porzucony pies. A takie przestają ufać ludziom i stają się agresywne... – Znajdź Grey’a, niech odprowadzi cię do domu. Ja tego nie zrobię, nie chcę, żebyś ze strachu wezwała policję – wydusił i zagryzł dolną wargę, żeby nie powiedzieć nic więcej, po czym obrócił się w bok, wbił ręce w kieszenie spodni i ruszył przed siebie. Nie miał pojęcia co zrobi. Wiedział natomiast, że z życia nie wyciągnie już nic, a skoro jego dziecko i tak miało go nigdy nie poznać...

    Arthur

    OdpowiedzUsuń
  32. Pokręcił jedynie głową, jakby chciał, by jej słowa nawet do niego nie dotarły. Fakt, że nie miał jej numeru, usunął go dawno temu, by przypadkiem do niej nie dzwonić, ale zaraz potem okazało się, że zna go na pamięć. Nie używał go jednak od długiego czasu i nie chciał tego zmieniać. Chciał znaleźć się jak najdalej od niej, być może uciec, zupełnie tak, jak uczyniła to ona kilka miesięcy temu. Nie wyobrażał sobie sytuacji, w której miałby być tak blisko swojego dziecka i nie móc codziennie go widywać, tulić, usypiać, karmić... Nawet przewijać. Chciał być najlepszym ojcem, jakiego ta mała mogła sobie wymarzyć, ale... Właśnie, zawsze pozostawało jakieś ale. A w tym przypadku miało na imię Villanelle.
    Wszedł do mieszkania, usiadł na podłodze w salonie z butelką whisky i opróżnił do samego dna, na koniec tracąc przytomność. Nie było opcji, żeby zasnąć w inny sposób, nie z tyloma myślami obijającymi się o jego głowę.
    Obudził się w południe z obolałymi plecami, suchością w ustach, nieprzyjemnym posmakiem na języku i pękającą czaszką. W pewnym momencie urwał mu się film, nie wiedział więc, jakim cudem wokół niego leżą zmięte kartki, połamane ołówki i odłamki butelki, którą najwyraźniej rozbił. Podniósł się z głośnym jękiem i ruszył do kuchni, by zrobić sobie kawę i dopaść do butelki wody. Chwilę trwało, zanim dotarły do niego wspomnienia poprzedniego wieczoru i kolejny raz poczuł, jak po policzkach spływają mu łzy. Jeśli wierzyć słowom dziewczyny, wcale nie tak daleko od niego była jego córka. Życie w połowie stworzone przez niego, ktoś, kogo mógłby bezwarunkowo kochać i nazywać swoją rodziną, bo przecież na tym świecie nie został mu nikt inny.
    I tylko dlatego usiadłszy na krześle i postawiwszy przed sobą parującą kawę wziął do ręki telefon i wystukał numer Elle. Wiedział, że postępuje bardzo egoistycznie, ale nie chciał być sam. Miał dziecko, do cholery! Szansę na szczęście...
    - Nie chcę się z tobą kłócić, Elle – zaczął, gdy tylko odebrała i potarł palcami czoło. – Chciałbym ją tylko zobaczyć. Jeśli się boisz... Nie muszę się do niej zbliżać – wydusił z trudem, wbrew sobie i przełknął głośno ślinę. – Po prostu pozwól mi ją zobaczyć, błagam... To też moja córka, mam prawo ją poznać – wyszeptał i gwałtownie otarł z policzków łzy, czekając na jakąkolwiek odpowiedź.

    Arthur

    OdpowiedzUsuń
  33. Drogę do jej domu mógłby pokonać z zamkniętymi oczami, ale gdy tylko znalazł się na skraju zakrętu dobrze mu znanej ulicy, zatrzymał się jak rażony piorunem. Nie wiedział, czy iść dalej, czy może zawrócić. Stał, przytrzymując się dłonią pobliskiego płotu i walcząc z samym sobą. A jeśli to była jakaś prowokacja? Jeśli naprawdę postanowiła wystosować ten zakaz i czekała na niego policja, żeby go zgarnąć, gdy tylko się do niej zbliży?
    Wypuścił ze świstem powietrze i zawrócił, ale po kilku krokach znowu się zatrzymał. Nie, to paranoja, nie była tak zła, żeby mu to zrobić. Dlaczego miałaby kłamać? Przecież dała mu do zrozumienia, że nie chce mieć z nim nic wspólnego, po co wymyślałaby bajeczkę o dziecku? Westchnął ponownie i ruszył w kierunku domu państwa Madisson. Zamarł jednak z palcem tuż przy dzwonku, ale w końcu go nacisnął i wtedy już nie mógł uciec.
    Odwzajemnił delikatny uśmiech matki Elle, choć nie mogło umknąć kobiecie, że jest zaskoczony. Nie spodziewał się jakichkolwiek przejawów sympatii, prędzej obstawiał, że powitają go niechętne spojrzenia i łaskawie kierowane do niego słowa, nawet agresja, oskarżenia o zniszczenie ich córce życia i groźby, ale... Ale nie uśmiechu i ciepłego zaproszenia do środka. Wszedł nieco niepewnie, rozglądając się po przedpokoju i mimowolnie wciągając do płuc przyjemny zapach. Zapomniał, jak przyjemnie może być w domu, w którym mieszka rodzina. Zanim kobieta odeszła, wręczył jej kwiaty, które kupił pod wpływem impulsu jako małe przekupstwo i odprowadził ją wzrokiem
    Zaraz jednak całą jego uwagę pochłonęła Elle, a raczej mały człowiek, którego trzymała dziewczyna. Miała rację, dziewczynka miała identyczne oczy i ciemne, kręcone włoski, choć tych nie było znowu aż tak dużo. Niemniej jednak już mógł stwierdzić, po kim je odziedziczyła. W połączeniu z całą resztą podobną do Villanelle...
    Bezwiednie ruszył za brunetką i wszedł do pokoju, nie odrywając spojrzenia od dziewczynki. Obiecał, że jej nie dotknie, ale musiał bardzo ze sobą walczyć, by nie pogłaskać jej maleńkiej rączki, by nie pocałować główki...
    - Jest... Jest przepiękna... – wyszeptał jedynie, opierając się plecami o ścianę tuż obok drzwi. Chwilę później opadł na kolana i opuścił głowę, a na panele kapnęło kilka łez, których nie powstrzymał. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnio tyle płakał, ale perspektywa tego, że będzie musiał niedługo stąd wyjść jedynie ze wspomnieniami o swoim dziecku sama wyciskała łzy z jego oczu. Wziął kilka głębokich wdechów i podniósł głowę, wbijając spojrzenie w maleństwo. – Błagam, nie odbieraj mi jej... – jęknął słabo. – Przysięgam, że jej nie skrzywdzę, że nie będziesz mnie nawet widzieć, jeśli nie będziesz tego chciała, zrobię wszystko, co zechcesz, obiecuję... Tylko pozwól mi być w jej życiu, chociaż raz na jakiś czas – wydusił, nie znajdując w sobie siły by wstać.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  34. Nerwowo otarł policzki z nadmiaru łez i posłusznie usiadł na łóżku, choć zrobił to na tyle ostrożnie i niepewnie, że sam nie mógł stwierdzić, czy w ogóle siedzi. Nie wyrwał dłoni z uścisku Elle, bo mimo wszystko tęsknił za jej dotykiem, a skoro robiła to z własnej woli, zamierzał jej na to pozwolić. Podążył spojrzeniem za ich palcami, a sekundę później wpatrywał się jak urzeczony w uśmiechniętą dziewczynkę. Wyglądała na zdrowe, szczęśliwe dziecko, które dostaje wiele miłości. I Arthur swoją również chciał jej dać, chciał, by czuła się kochana jak żadne inne maleństwo na tym świecie.
    Zdjął rękę z jej główki i ostrożnie chwycił rączkę. Dziewczynka ścisnęła mocno jego palec, wciąż machając nóżkami i się ciesząc, jakby ręka jej ojca była najlepszą zabawką. Arthur roześmiał się przez łzy i pociągnął nosem, po czym zsunął się z łóżka, klękając obok Elle tak, że stykali się ramionami, po czym przyciągnął do swoich warg rączkę córki i pocałował jej paluszki, głęboko wdychając zapach.
    - Jesteś idealna – wyszeptał, odsuwając się. – Piękna. Mój mały cud – wychrypiał i spojrzał na Villanelle. Byli zdecydowanie zbyt blisko siebie i o ile w normalnej sytuacji próbowałby to jakoś wykorzystać, tak teraz jedynie patrzył z zachwytem. Z zachwytem, że oboje stworzyli coś tak wspaniałego, że dzięki nim to maleństwo mogło żyć. – Nie musiałabyś sobie tego wyobrażać. Chciałbym jej. Zresztą, jak mógłbym nie wyczekiwać na swoje dziecko – szepnął, owiewając swoim oddechem jej twarz, po czym, bez zastanowienia, kompletnie nie rejestrując, że w ogóle to robi, wyciągnął drugą rękę tak, by oprzeć ją na karku dziewczyny i delikatnie, z czułością ucałował ją w czoło. – Dziękuję, że pozwoliłaś mi ją zobaczyć – powiedział cicho i odsunął się, nie chcąc oberwać po twarzy. Znowu popatrzył na córeczkę, która zajmowała się teraz kopaniem jego przedramienia. – Jak ma na imię? I... I kiedy się urodziła? – spytał, ale zaraz jego myśli powędrowały w zupełnie innym kierunku. – Mogę ją potrzymać? Proszę... Chciałbym ją po prostu przytulić – wymamrotał, dla odmiany spoglądając na Madisson roziskrzonym ze szczęścia spojrzeniem.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  35. Gdyby nie był tak bardzo zafrasowany córeczką, pewnie by się ucieszył, że Elle się nie odsunęła, nie wyrwała, a wręcz przeciwnie, pozwoliła mu na tę bliskość, samej się o niego opierając. Jeszcze kilka dni temu dałby wiele, by to zrobiła, ale teraz cały świat stanowiło jego dziecko. Ona była najważniejsza, w ciągu kilku sekund stała się sensem jego życia i wszystkim co miał.
    - Thea – powtórzył, jakby chciał oswoić się z tym imieniem. – Thea Madisson. Albo Thea Morrison. Pasuje – dodał po chwili, nieco niepewnie, bo nie miał pojęcia, czyje nazwisko nosi dziewczynka. Nie chciał z niczym naciskać i robić czegoś bez zgody Villanelle, dlatego zanim wziął Theę na ręce, kilkakrotnie popatrzył na dziewczynę. Wolał się upewnić, czy za chwilę nie zacznie wrzeszczeć i czy to nie jakaś podpucha, ale w końcu przytulił do siebie maleństwo. Zrobił to instynktownie, jakby na co dzień miał do czynienia z niemowlakami, choć prawda była taka, że trzymał dziecko pierwszy raz. Nie miał jednak zamiaru się podnosić, a jego ramiona cały czas znajdowały się nad łóżkiem, bo zwyczajnie się bał, że jeden niewłaściwy ruch i zrobi swojej córeczce krzywdę. Wpatrywał się w nią jak w obrazek i wątpił, że kiedykolwiek mu się to znudzi. Podniósł spojrzenie dopiero, gdy Elle zaniosła się płaczem i zmarszczył czoło.
    - Dlatego uciekłaś... Nie chciałaś, żebym się dowiedział – bardziej stwierdził niż zapytał i pokiwał głową ze zrozumieniem. Z jednej strony jej się nie dziwił, z drugiej był sfrustrowany tym, jak wiele go ominęło. Jego dziecko miało prawie trzy miesiące, poza tym nie był na żadnym badaniu usg, nie czuł tych pierwszych kopniaczków jeszcze w brzuchu Elle, nie miał szansy, żeby wesprzeć ją w trakcie porodu u tuż po nim, a dla Thei był właściwie obcym człowiekiem, który nagle pojawił się znikąd. Nie chciał jednak wyrzucać z siebie żalu. To, że tulił do siebie swoje dziecko było w stanie wynagrodzić mu wszystko, nawet to, jak Elle go potraktowała. – Róż do niej pasuje. Jak podrośnie i wciąż będzie go lubić, tata będzie siedział choćby całymi nocami, żeby jej pokój zmienił się w różowe królestwo – powiedział, uśmiechając się do dziewczynki. Ta przez chwilę przyglądała się jego twarzy, a potem wykrzywiła usteczka w grymasie, a po pokoju rozniósł się płacz. Arthur uniósł przerażone spojrzenie na Elle i jakby skulił się w sobie, nie mając pojęcia, co zrobić. – Ale... Ale ja nic nie zrobiłem... Boże, przepraszam, przecież była taka zadowolona... – mamrotał, spoglądając to na Theę, to znowu na jej matkę i odruchowo podniósł się szybko i podszedł do Elle. – Ja... Ja nie chciałem... Ona tak sama... Przysięgam, że nic jej nie zrobiłem – wyrzucał z siebie, przestępując z nogi na nogę i kołysząc się delikatnie na boki, choć nie przynosiło to większych efektów.

    ojciec roku

    OdpowiedzUsuń
  36. Nic nie mógł poradzić na szeroki uśmiech, który pojawił się na jego twarzy, gdy usłyszał, że Thea nosi jego nazwisko. To było swego rodzaju potwierdzeniem, że naprawdę został ojcem i nie pamiętał, kiedy ostatnio był tak szczęśliwy. Czuł się tak lekko, jakby zdjęto z jego barków cały ciężar świata, chociaż ten ciężar za chwilę powrócił. Nie chciał, by jego maleństwo płakało, zwłaszcza u niego na rękach, bo miał wrażenie, że to przez niego. Może źle ją złapał? A może nie odpowiadał jej widok jego twarzy? Może nie była głodna, tylko zwyczajnie przestraszona obcym człowiekiem?
    - Pięknie to brzmi, kiedy tak mówisz – powiedział, zanim zdołał się powstrzymać. – Mamusiu – dodał po chwili, odwzajemniając uśmiech i odetchnął z ulgą, gdy dziewczynka się uspokoiła, a Arthur posłusznie poszedł za kobietą. Nie chciał odkładać dziecka nawet na moment, ale wciąż nie wiedział, na jak wiele może sobie pozwolić i wolał wykonywać dane mu polecenia. Ostrożnie więc ułożył Theę na macie, podając jej grzechotkę i oderwał od niej wzrok dopiero, kiedy obok niego kucnęła pani Madisson.
    - Cieszę się, że mam w pani sojusznika – szepnął, spoglądając przelotnie na Villanelle. – Zrobię wszystko, żeby się nie zadręczała – dodał, uśmiechając się nieco szerzej i pokiwał głową na propozycję Elle. Ostrożnie podniósł Theę, krzywiąc się, kiedy dziewczynka znowu się rozpłakała. – Ona chyba nie jest zbyt szczęśliwa, kiedy ją trzymam – wymamrotał, kołysząc się na boki. Chciał spróbować, chciał móc wyręczać Villanelle we wszystkim, jeśli będzie zmęczona, chciał jak najwięcej pomagać i być wymarzonym ojcem dla jej dziecka, ale czuł się okropnie ze świadomością, że dziecko płacze w jego ramionach. – Może... Może jednak ty? Jestem dla niej obcy, a nie chciałbym, żeby miała jakąś traumę związaną z butelką – jęknął, siadając na kanapie i wciąż delikatnie się kołysząc. – Ćśś... Kochanie, nie płacz, od płaczu robią się zmarszczki, a ty jesteś prześliczna i nie powinnaś mieć zmarszczek – zaświergotał. – Chociaż... Jak trochę zbrzydniesz, może nie będę miał pełnych rąk roboty z odstraszaniem twoich potencjalnych chłopaków – mruknął bardziej do siebie i obrócił się do Elle, wyciągając nieznacznie ramiona. – Przepraszam, Elle, ale może, kiedy bardziej się ze mną oswoi... – wyszeptał, patrząc błagalnie na brunetkę.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  37. Odetchnął z ulgą, gdy Elle odebrała od niego córkę, a ta przestała płakać, choć jednocześnie musiał przyznać, że dość mocno go to ugodziło. Utwierdził się w przekonaniu, jak wiele stracił przez to jaki był. Nie było go w tych pierwszych dniach, a Villanelle była dla Thei jedynym rodzicem i podejrzewał, że oswojenie dziewczynki z jego obecnością wcale nie będzie takie łatwe i gdzieś w głębi duszy miał to brunetce za złe. Nie dał jednak nic po sobie poznać, bo obiecał jej matce, że nie pozwoli, by się zadręczała, więc uśmiechnął się lekko, a podczas karmienia podsunął córeczce swój palec, by mogła go mocno ścisnąć.
    - Okej, powiedzmy, że postawię sprawę jasno. Żadnego przemycania, kandydat ma się po prostu stawić do wstępnej akceptacji. Wolę zaciskać pięści, gdy nie widzi, niż żeby miała mnie za potwora – stwierdził, spoglądając na Elle z nieco szerszym uśmiechem. Gdzieś podświadomie odnotował również, że znowu znajdują się zdecydowanie zbyt blisko siebie, a bez Thei prawdopodobnie byłoby to dość niezręczne, zważywszy, że dziewczyna jasno określiła swój stosunek do niego i Arthur nie chciał nic zmieniać na siłę, ale nie wyobrażał sobie, by teraz odsuwać się od swojej córki. To dla niej tu był. Ona stała się najważniejsza na świecie.
    - Pomogę ci – powiedział natychmiast, słysząc coś o pomocy ze strony pani Madisson. – Mogę pogadać z dziekanem, dostosować swój plan do twojego, a w trakcie praktyk mogę zabierać Theę i później ją odprowadzać. A jeśli się zgodzisz, mogłaby czasem u mnie zostawać, żebyś mogła odpocząć – wyrzucił z siebie niemal na wydechu, ale zacisnął usta, gdy zdał sobie sprawę z tego, że chyba trochę za bardzo się zapędza. – Oczywiście poczekam, aż mi zaufasz. I aż ta mała księżniczka się do mnie przyzwyczai. Zresztą, i tak zrobimy wszystko na twoich warunkach. Ale chcę, żebyś wiedziała, że możesz na mnie liczyć w każdej chwili i ze wszystkim – dodał po chwili, podążając spojrzeniem za kierującą się do kuchni dziewczyną. Doceniał to, choć gdyby mógł, zapewne wcale by się z nimi nie rozstawał. Były jego małą rodziną, jedynymi osobami, które miał i już teraz wiedział, że zacznie tęsknić za dzieckiem, jak tylko opuści mury tego domu. – Byłoby fajnie, chociaż i tak wiem, że oberwę – roześmiał się, choć do śmiechu właściwie mu nie było. Żeby o tym nie myśleć, kucnął obok Elle, wciąż ściskając paluszki Thei i zerknął na dziewczynę spod rzęs. – Może wy spokojnie zjecie, a my się trochę poznamy? – zaproponował cicho.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  38. Zagryzł wargę, spoglądając na jej ramię i zastanawiając się, czy zrobiła to specjalnie, czy też nie zwracała na to uwagi tak bardzo jak on. Choć jego myśli krążyły głównie wokół Thei, nie mógł zapomnieć, w jaki sposób powstało jej życie. Wtedy był pewny, że mają jakąś szansę, że Elle chociaż częściowo odwzajemnia jego uczucia, bo przecież cały czas, który razem spędzili, był przyjemny. Jej uśmiech wydawał mu się wtedy szczery, jej śmiech bardziej melodyjny, niż był przy kimkolwiek innym i dałby sobie uciąć rękę, że oboje szukali okazji, by choć przelotnie się dotknąć.
    Ale teraz sytuacja wyglądała inaczej i Arthur wszystko poddawał w wątpliwość. Uroił sobie mnóstwo rzeczy, niewykluczone, że również tego po prostu chciał, więc to widział. Umysł nie od dziś płatał mu figle.
    - Chociażby wyjściem z nią na spacer, kiedy wy odpoczniecie – podsunął, wzruszając lekko ramionami. – Albo po prostu daj znać, jeśli będziesz potrzebowała chwili dla siebie. O każdej porze dnia i nocy, to też moja odpowiedzialność. Nie zrobiłaś jej sama, słoneczko – rzucił z uśmiechem i dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, co właściwie powiedział. Nieświadomie nazwał ją tak, jak zwykł to robić, zanim wszystko się schrzaniło. Wtedy była dla niego takim słoneczkiem, światełkiem, które rozjaśniało trochę szare, smutne życie. Ale wiedział, że teraz przegiął, nie powinien przekraczać pewnych granic, bo zwyczajnie się bał, że znowu ją wystraszy i nie zobaczy więcej swojego dziecka. – Przepraszam. Zagalopowałem się – wymamrotał i westchnął cicho, odbierając od niej Theę. Ułożył dziewczynkę w swoich ramionach, z ulgą przyjmując, że nie rozpłakała się natychmiast. – Daj spokój, Elle. Pewnie od trzech miesięcy nie zjadłaś normalnie. A nam się nic nie stanie, jak trochę na siebie popatrzymy i damy mamie odpocząć, prawda, księżniczko? – uśmiechnął się szeroko i poruszył grzechotką tuż przed jej oczami. Dziecko roześmiało się i złapało zabawkę, po czym wsunęło ją do małych usteczek, niemal natychmiast śliniąc. Arthur usiadł z nią na podłodze tuż przy macie, żeby ją położyć w razie potrzeby i również miał ochotę się roześmiać, ale dotarło do niego coś o akceptacji i zamiast tego skrzywił się nieznacznie.
    - Jeśli urobicie go na tyle, że nie wybije mi zębów, to nie ma problemu. Ale jeśli nie, będziecie do mojego dziecka przemycać mnie przez okno pod osłoną nocy – odparł i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, żeby pokazać, że żartuje. – I chciałbym, żeby to był głupi żart – dodał, śmiejąc się cicho.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  39. Uniósł na nią spojrzenie i zagryzł wargi, żeby stłumić śmiech. Nie chodziło mu o żadne podteksty, bardziej o podkreślenie tego, że jest ojcem i Thea to jego odpowiedzialność, więc powinien się nią zajmować, nie podejrzewał, że Elle odbierze to w ten sposób, ale nie zamierzał niczego prostować. Przecież tylko winny się tłumaczy, prawda?
    - Domyślam się, więc mówię też o twojej mamie. Jeśli mam okazję pomóc, chciałbym odciążyć też ją – westchnął, pochmurniejąc nieco. Wiedział, że zanim zdobędzie ich zaufanie, czeka go naprawdę trudna przeprawa, dlatego gryzł się w język za każdym razem, gdy chciał, by coś szło po jego myśli. Nie miał prawa się tego domagać, bo wiedział, że jedynie jakiś cud sprawił, iż trzymał teraz na rękach swoją córeczkę. – Ale wy zdecydujecie. Masz mój numer, więc jeśli uznasz, że potrzebujecie odpoczynku... – urwał i uśmiechnął się trochę smutno. Podążył spojrzeniem za matką dziewczyny, a kiedy ta wyszła, przysunął się do Elle tak, że stykali się kolanami. Wciąż pochylał się nad trzymaną w ramionach dziewczynką, więc siłą rzeczy naruszał przy okazji nieco przestrzeń osobistą brunetki. Wyraźnie czuł jej zapach, który mącił mu w głowie, dlatego przymknął na moment powieki i wziął głęboki wdech, po czym wyprostował się i z bezpiecznej odległości popatrzył na Villanelle.
    - Chciałbym powiedzieć, że ja na was też, a ty z naszą córką to najpiękniejsza rzecz, jaką widziałem, ale... Ale tego nie powiem, bo i tak kilka razy dzisiaj przekroczyłem granicę. Postawiłaś sprawę jasno, więc nie mogę tego zrobić – powiedział cicho, a jego głos stopniowo przekształcał się w szept. Dla niego naprawdę wszystko było zrozumiałe, swoim wyjściem wtedy Elle jedynie to przypieczętowała, dlatego uniósł pytająco jedną brew, gdy z jej ust padły takie, a nie inne słowa. Przez moment po prostu jej się przyglądał, a potem wyciągnął przed siebie jedną rękę, układając ją delikatnie na jej dłoniach, żeby przestała skubać skórki. Nie lubił, kiedy to robiła, miał wtedy wrażenie, że za coś chce samą siebie ukarać. Dawniej kilka razy uniósł jej palce do ust, całując z czułością poranione miejsca, ale teraz musiał wystarczyć lekki uścisk. – Nie. Chciałem odwrócić swoją uwagę od ciebie, ale... Cóż, efekt był marny. Chociaż przynajmniej dowiedziałem się o niej – uśmiechnął się i zerknął na Theę, która teraz zdawała się zafascynowana kieszonką na piersi w jego koszuli. – Potrzebowałem po prostu... Kogoś, kto chce ze mną przebywać. Ona i tak była nieźle zalana, więc właściwie zbierałem się, żeby ją odprowadzić. I przestać chodzić do tej kawiarni na jej zmianie, bo... Znasz ten stereotyp o blondynkach, prawda? Ktoś, kto go wymyślił, musiał ją znać – zaśmiał się cicho i dopiero wtedy puścił jej dłonie, odsuwając się nieznacznie tak, że nie mieli żadnego kontaktu fizycznego. – Jestem sam, Elle. I nie zapowiada się, żebym miał to zmienić, więc nie musisz się bać, że jakaś obca baba dotknie naszej księżniczki.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  40. Chciał rozumieć, ale nie było to takie łatwe. Elle wysyłała mu tak cholernie sprzeczne sygnały, że Arthur nie nadążał, choć się starał, naprawdę. Przecież nie tak dawno temu podjęła decyzję dotyczącą tego, jak mają wyglądać ich stosunki, a on nie miał innego wyjścia, jak jedynie na to przystać. Powiedziała wprost, że się go bała, że chciała załatwić zakaz zbliżania się, że był chory na jej punkcie i zamierzał to uszanować. Nie chciał przekraczać pewnych granic, był tutaj tylko dlatego, że zależało mu na poznaniu swojej córeczki; osoby, która była jedyną osobą na tym świecie mogącą go pokochać. Po prostu chciał przy niej być, a podejrzewał, że jeśli wykona choć jeden niewłaściwy ruch, Elle mu tę możliwość.
    Nie zareagował, kiedy odebrała od niego Theę, jedynie przyglądał się, jak w jej oczach zaczynają lśnić łzy, chwilę później tworząc sobie ścieżkę na jej policzkach. Na ten widok niemalże pękało mu serce, pragnął zamknąć ją w swoich ramionach, zapewnić, że wszystko się ułoży, a potem scałować tę wilgoć z jej twarzy i poczuć bijące od niej ciepło. Niemal widział oczami wyobraźni, jak idą z Theą na spacer, obejmując się i ciesząc z każdego uśmiechu ich małego cudu, jak stopniowo się do siebie zbliżają, aż w końcu Elle się do niego wprowadza i razem tworzą różowe królestwo ich księżniczki z pomieszczenia, które obecnie pełniło funkcję prowizorycznego biura.
    Ale to były mrzonki. Coś, czego pragnął tylko on i wiedział, że nigdy się nie spełni. Że ich mała rodzinka zawsze będzie niepełna, a ich córka do osiemnastego roku życie będzie krążyć między domem matki, a mieszkaniem ojca. Nie wykluczał też scenariusza, w którym Villanelle ułoży sobie z kimś życie, stopniowo ograniczając kontakt jego i Thei. A on będzie musiał się z tym pogodzić, bo na nią nie zasługiwał.
    - Nie przepraszaj – wyszeptał i opuścił głowę, wzdychając cicho. – Ale... Czego ty ode mnie tak naprawdę chcesz? Mam biegać za tobą jak pies i liczyć, że rzucisz mi kość? – spytał, ale nie było w tym ani grama złośliwości. – Elle, mamy dziecko, ale ja nie chcę całe życie być sam. Nikt nie chce, ty też nie. A skoro my nie mamy szans, to... Kiedyś chciałbym z kimś spróbować... Nie chcę całego życia spędzić w nadziei, że kiedyś stworzymy prawdziwą rodzinę. Marzę o tym, potrafię sobie wyobrazić, jak idziesz do ołtarza w białej sukni, ja stoję na końcu, a Grey w tym czasie trzyma na rękach Theę, ale... Ale to jest jednostronne marzenie. Prawda, słoneczko? – przy ostatnim słowie głos mu się załamał, a po policzku spłynęła łza. Zanim zdołał się powstrzymać, wyciągnął przed siebie dłoń, delikatnie układając ją na policzku brunetki i ścierając jej łzy. – Prawda? – powtórzył jeszcze ciszej i nie był pewien, czy w ogóle go usłyszała.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  41. - Przecież wiesz, że kocham – wyszeptał, nie myśląc nawet nad tym, jakie słowa wydobywają się z jego ust. Pierwszy raz przyznał na głos, że naprawdę ją kocha, że to nie zwykłe zauroczenie, sympatia czy nawet seks. Była dla niego najważniejsza, teraz równorzędnie z Theą. Jeśli ktoś kazałby mu skoczyć w ogień, żeby je ocalić, zrobiłby to bez chwili wahania.
    Nie chciał się z niej śmiać, ale nic nie mógł poradzić na szeroki uśmiech, który pojawił się na jego twarzy. Po pierwsze dlatego, że właśnie usłyszał, iż dopuszcza możliwość ich życia ze sobą, że podchwyciła wyobrażenie ślubu, a po drugie dlatego, że... Chyba była zazdrosna, a przynajmniej Arthur tak to odbierał.
    - Ustawilibyśmy go gdzieś z tyłu. Albo musiałby podpisać zobowiązanie, że nie pokaże się na żadnym zdjęciu, bo inaczej będzie musiał zapłacić za wesele – roześmiał się cicho, przez swoje własne łzy i nieco śmielej ułożył również drugą dłoń na jej policzku, obydwoma kciukami ścierając ze skóry kolejne wilgotne ślady. – Nie jest, Elle. Grey nie ma gustu. Dla mnie jedyną kobietą, która jest od ciebie ładniejsza, jest nasza córka – powiedział, odgarniając z jej twarzy zbłąkane kosmyki ciemnych włosów. – Poukładaj. Swoim tempem. Nie zbawi mnie, jeśli poczekam jeszcze chwilę – wyszeptał, a słysząc jej kolejne słowa wykrzywił usta w grymasie bólu. Nie mógł tego słuchać, nie chciał, żeby się obwiniała. Sam był sobie winien, gdyby nie robił sobie złudnych nadziei, może wszystko wyglądałoby inaczej. Ale, na dobrą sprawę, teraz znowu słyszał coś, co mogło mu dać nadzieję. – Ćśśś... – westchnął, unosząc się na kolanach i przysuwając do dziewczyny. – Nie płacz, proszę... Nie zniszczyłaś mnie. Byłem zły i smutny, ale tak nie myślę. Dałaś mi tę małą księżniczkę, jak mógłbym uważać, że mnie zniszczyłaś – wychrypiał, odruchowo obejmując ją ramionami i mocno do siebie przytulając. Oparł brodę na głowie dziewczyny, delikatnie głaszcząc jej plecy jednostajnym, uspokajającym ruchem. Był gotowy na to, że w każdej chwili może się wyrwać, dlatego swoimi działaniami nie ograniczał jej pola manewru, wręcz przeciwnie. Przysiadł na piętach, sztywniejąc na całym ciele i wyczekując choćby najmniejszej oznaki, że ma się odsunąć i po prostu od niej spieprzać. – Mam tylko jedno pytanie, dobrze? Odpowiedz na nie szczerze, a obiecuję, że jeśli nie będziesz chciała, nie wrócimy więcej do tego tematu – powiedział cicho i przełknął ślinę, a serce mu przyspieszyło, co Villanelle w takiej pozycji na pewno mogła wyczuć. – Czy widzisz jakąkolwiek szansę... Żebyśmy byli prawdziwą rodziną? Bierzesz pod uwagę związek ze mną, nie ze względu na Theę, a dlatego, że sama mogłabyś tego chcieć? – wyrzucił z siebie, a potem wstrzymał oddech, cholernie bojąc się odpowiedzi. Ale musiał wiedzieć. Nie mógł tkwić na granicy, nie będąc pewnym, jak potoczą się jego dalsze losy.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  42. -Nie gdybaj, to nie ma sensu. Ona tu jest i nic tego nie zmieni i nie potrafię ci powiedzieć, co by było. Nie muszę się nad tym zastanawiać i ty też nie powinnaś – powiedział, owiewając gorącym oddechem jej włosy i przesunął opuszkami palców po warkoczu. Pomogło mu się to nieco rozluźnić, zwłaszcza, że Villanelle się nie odsunęła. Czuł jej drobne dłonie zaciśnięte na materiale koszuli i twarz wtuloną w jego szyję i dopiero teraz sobie uświadomił, jak cholernie za tym tęsknił. Nie chciał wypuszczać jej ze swoich ramion, chciał jak najdłużej czuć przy sobie jej ciepło i zapach, który znowu mącił mu w głowie.
    Westchnął cicho i usiadł nieco wygodniej tak, że Villanelle znalazła się między jego nogami, a on mógł wciąż swobodnie głaskać ją po plecach, choć już jej nie przytulał. Ta rozmowa była chyba najtrudniejszą, jaką kiedykolwiek odbyli i odbędą i chętnie odwróciłby spojrzenie, skupiłby się na czymkolwiek, byleby nie patrzeć dziewczynie w oczy, ale... Ale chciał, by mu zaufała, prawda? Nie mógł uciekać, nawet spojrzeniem. Chciał ją przekonać, że się zmienił. Może nie wszystko było tak, jak być powinno, chociaż jej obecność naprawdę pomagała, a w pokoju nie było nikogo oprócz nich i małej Thei.
    - Wiesz, że nie mam nikogo, prawda? – zaczął i wypuścił ze świstem powietrze. – Nigdy nie byłem duszą towarzystwa, ale kiedy moja rodzina zginęła, nie umiałem zapełnić tej pustki. Kilka lat później poznałem ciebie i ty ją zapełniłaś. Nie potrafię ci powiedzieć, kiedy zrozumiałem, że jestem w tobie zakochany, chyba wtedy, kiedy siedzieliśmy w tej głupiej kawiarni i robiliśmy jakąś prezentację... – mówił dalej, starając się nie odrywać spojrzenia od jej oczu. Musiał jednak coś robić z rękami, więc delikatnie wodził opuszkami palców po jej twarzy, szyi i pojedynczych kosmykach włosów, które wydostały się z warkocza. – Ale potem zobaczyłem cię z Nickiem i wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Nie jestem głupi, rozumiałem, co robiłaś. I nie chciałem cię stracić, a im bardziej ty się ode mnie odsuwałaś, tym bardziej chciałem cię przy sobie zatrzymać – ostatnie słowa wyszeptał i przymknął powieki, nieświadomie wyciągając się w stronę dziewczyny, by wtulić twarz w jej dłonie. – Nie jestem takim człowiekiem i nie chcę, żebyś się mnie bała. Nigdy bym cię nie skrzywdził, Thei też nie... I wolałbym, żeby wszystko było na twoich warunkach. Nie będę naciskał, chyba, że mówimy o pomocy przy małej. Na to będę naciskał – uśmiechnął się lekko i otworzył oczy, po czym przykrył jej dłoń swoją dłonią i delikatnie obrócił głowę, by ucałować nadgarstek brunetki. – Wiem. Wiem, że coś między nami było, też nie poszedłbym z tobą do łóżka dla samego seksu. Ale zniszczyłem to i o tym też wiem. Obiecuję, że więcej cię nie zawiodę, Elle. Ani ciebie, ani Thei – dodał i zerknął na dziewczynkę, która uśmiechała się i machała nóżkami, zupełnie, jakby cieszyła się na widok swoich rodziców w takiej sytuacji. – Widzisz? Mała się ze mną zgadza – zaśmiał się i ujął w dłoń wierzgającą stópkę.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  43. - Może w końcu ci odpuszczą, hm? Obiecałem twojej mamie, że nie pozwolę ci się zadręczać i zamierzam dotrzymać słowa – uśmiechnął się lekko, ale nie potrzebował dużo czasu, by mina mu zrzedła. Tego się nie spodziewał, choć wiedział, że firma Lovoisierów to jedna z najlepszych firm architektonicznych i niegdyś sam odbywał tam staż. Żeby się do nich dostać, trzeba być naprawdę dobrym i aż za dobrze wiedział, jaka to szansa dla Elle. On swoją zmarnował, po magisterce proponowano mu umowę, ale głupi Arthur miał ambicję. Chciał być doktorem i teraz naprawdę cholernie tego żałował, zwłaszcza, że mało czasu spędzał przy projektach. Stawał się teoretykiem. Nie mógł pozwolić, by to samo spotkało Villanelle.
    - To, że mi o tym powiedziałaś chyba dobrze wróży – powiedział, znowu starając się uśmiechnąć, choć miał wrażenie, że wyszedł z tego bardziej grymas. – Też chcę ci zaufać. Bez gierek, bez pośpiechu, od początku – pokiwał delikatnie głową. – I szczerze, Elle. Jeśli to ma się udać, nie chcę, żebyśmy coś przed sobą ukrywali – dodał nieco ciszej i odetchnął głęboko, gdy ścisnęła jego palce swoimi palcami. Wiedział, że ma na myśli też siebie, ale na razie wszystko było w porządku i obiecał sobie w duchu, że jeśli tylko usłyszy lub zobaczy coś, czego w rzeczywistości nie ma, natychmiast powie o tym dziewczynie. – Będzie. Będzie dobrze, słoneczko, zobaczysz. Jakoś to wszystko rozgryziemy – wyszeptał, obejmując brunetkę i opierając brodę na jej ramieniu. Czując jednak, jak jej głowa opada na jego policzek, wyprostował się nieznacznie i zerknął na bladą, zmęczoną twarz. Początkowo zamierzał wyciągnąć Elle na spacer z Theą, ale widząc, jak bardzo jest wykończona zrezygnował. – Nie jestem pewien, czy zasypiasz, bo masz kaca, czy tak bardzo się stresowałaś i teraz przestałaś – westchnął, po czym musnął wargami skroń dziewczyny i popatrzył na ich córkę. Mała nie wyglądała jak ktoś, kto ma zamiar iść spać. Arthur rozejrzał się, a gdy w korytarzu dostrzegł wózek, powoli odsunął się od Villanelle i ostrożnie wziął niemowlę na ręce. Zaniósł dziewczynkę do gondoli, zostawiając jej jeszcze maskotkę, o której wcześniej Elle wspomniała, że jest jej ulubioną i wrócił do kuchni. – Chodź. Ty się prześpisz, a my pójdziemy się dotlenić – wyszeptał z uśmiechem i wsunął rękę najpierw pod jej plecy, a później pod nogi i chwilę później kierował się do jej sypialni. – I nawet ze mną nie dyskutuj, bo i tak cię nie posłucham. A jeśli będzie trzeba, to przywiążę cię do łóżka – dodał nieco weselej i ułożył Madisson na łóżku, po czym przykrył ją kołdrą po samą szyję. – wrócimy, zanim zdążysz się obudzić – mruknął jeszcze i pocałował ją w czoło, a chwilę później zniknął za drzwiami. Przez moment szukał wszystkiego, czego mógł potrzebować, co wcale nie było takie łatwe, po czym opuścił przytulny dom, pchając przed sobą wózek i ruszył do parku, o którym wcześniej wspomniała Elle.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  44. Wrócił jakąś godzinę później. Thea spała przykryta kocykiem i ściskając w paluszkach ulubioną maskotkę. Arthur nie mógł oderwać od niej spojrzenia nawet, kiedy już wszedł do domu, a mama Elle poprosiła, żeby z nią posiedział. Nie mógł jednak zrezygnować z doglądania córeczki, więc pchnął wózek przed sobą i usiadł wygodnie dopiero wtedy, gdy się upewnił, że mała wciąż smacznie śpi, tak samo jak jej matka, o czym dowiedział się od pani Madisson. Kobieta była sympatyczna i rozmawiało mu się z nią na tyle dobrze, że nie dostrzegał upływu czasu. Swoim zachowaniem utwierdziła go w przekonaniu, że ma w niej sojusznika i był jej za to naprawdę bardzo wdzięczny.
    Ale jeśli potrzebował wyraźniejszego potwierdzenia, że Villanelle żałuje tego, co się między nimi wydarzyło jeszcze zanim poszła spać, to właśnie je otrzymał. Miało być dobrze, prawda? Byli ze sobą szczerzy, mieli zacząć od początku, postarać się zaufać sobie nawzajem, pozwalała się przytulać, mógł nawet przysiąc, że chciała jego bliskości... A tymczasem to wszystko nagle zniknęło i okazało się, że zaufanie nie jest taką łatwą sprawą. Jej krzyk, jej przerażenie... Znowu pękało mu serce. Naprawdę myślała, że byłby w stanie skrzywdzić ich córeczkę? Że byłby w stanie skrzywdzić ją samą, skoro nie tak dawno zadeklarował, że oddałby za nie życie?
    Zacisnął powieki i opadł bezwładnie na oparcie kanapy. Chwilę później jednak poczuł ba ramieniu dłoń starszej kobiety i zerknął na nią przelotnie, ale wystarczająco, by dostrzegła, jak ogromny smutek czai się w jego oczach. Bez słowa wskazała na drzwi łazienki, a Morrison podniósł się z lekkim wahaniem i po kilku sekundach stał, opierając się o ścianę i cicho pukając. Słyszał jej słaby głos i cierpiał przez to jeszcze bardziej, jednak ukrył to głęboko w sobie, a gdy Elle wyszła z pomieszczenia, popatrzył na nią bez żadnego konkretnego wyrazu. Wolał to, niż żeby dostrzegła jego smutek.
    - Widzieliśmy się dzisiaj – zaczął cicho i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, żeby jej przypadkiem nie przytulić. Bał się, że tym razem przyniosłoby to skutek odwrotny od zamierzonego. – Poprosiłaś, żebym przyszedł poznać naszą córkę. Długo rozmawialiśmy, wszystko sobie wyjaśniliśmy, doszliśmy do porozumienia, przytulaliśmy się, chyba nawet... – urwał, nie będąc pewnym, czy ma powiedzieć to, co krążyło mu po głowie. – Chyba nawet nieźle nam szło budowanie czegoś nowego, ale byłaś zmęczona, więc zaniosłem cię do pokoju, zasnęłaś, a ja poszedłem z Theą na spacer. Ona też poszła spać, a twoja mama nie chciała, żebym tak po prostu sobie poszedł, więc zostałem... – westchnął i opuścił głowę, wbijając niewidzące spojrzenie w podłogę. – Ale chyba źle zrobiłem, przepraszam. Powinienem wracać do siebie – wymamrotał. – Powiedz mi tylko, czy wszystko z tobą okej, pożegnam się z Theą i już mnie nie ma. Nie chcę cię jeszcze bardziej denerwować – dodał jeszcze, unosząc wzrok. Naprawdę liczył na to, że wszystko zacznie iść ku dobremu, że Elle naprawdę chce spróbować zbudować to wszystko od początku i stworzyć z nim prawdziwą rodzinę, ale... Niestety, chyba jak zwykle się przeliczył, a przynajmniej w tym momencie wszystko na to wskazywało.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  45. Nie nadążał za tym wszystkim, choć bardzo chciał. Tak czy inaczej nie był pewny, na co może sobie pozwolić, ale ostatecznie odwzajemnił uścisk, delikatnie głaszcząc jej plecy i opierając policzek na czubku jej głowy. Czy już za każdym razem będzie musiał ją przekonywać, że to popołudnie naprawdę miało miejsce?
    - Dobrze, zostanę – westchnął, odsuwając się od niej nieznacznie i uważnie przyglądając się jej twarzy. Była blada i wciąż wyglądała na zmęczoną, a Arthur naprawdę cholernie się o nią martwił. Nie chciał doprowadzać jej do takiego stanu, nie chciał, żeby myślała, że mówiąc mu o Thei popełniła błąd i nie chciał, żeby tak bardzo się go obawiała.
    - Do pierwszej mam zajęcia, później jestem wolny. Pytasz, jakbyś miała do czynienia z duszą towarzystwa – roześmiał się cicho, posłusznie podążając za dziewczyną i trochę odzyskując dobry humor. Utwierdził się w przekonaniu, że to potrwa. A to, że mieli jakiś przełom, wcale nie oznaczało, że będzie łatwiej. – Dostosuję się do ciebie. Póki nie oberwę po mordzie od twojego ojca mogę tu przychodzić – mruknął i skrzywił się na samą myśl o spotkaniu z mężczyzną. To była kolejna przeszkoda, chyba najtrudniejsza do pokonania, o ile kiedykolwiek Arthurowi uda się ją pokonać. Scenariusz z wchodzeniem przez okno stawał się, niestety, coraz bardziej realny, bo wątpił, że jeden cios załatwi sprawę na dobre.
    Westchnął cicho i objął Elle ramieniem, kolejny raz opierając policzek na czubku jej głowy. Mimowolnie się uśmiechnął, spoglądając na śpiącą Theę i wydał z siebie pomruk, który miał potwierdzić jej słowa.
    Za chwilę jednak w pomieszczeniu rozległ się drugi, bardziej niekontrolowany, a Arthur zagryzł dolną wargę, żałując, że na to akurat nie ma wpływu. Oparł dłoń na swoim brzuchu, zawstydzony tym, że na pewno słyszeli to wszyscy, nie tylko on sam. W końcu, jakby nie patrzeć, od rana nic nie jadł. Zajął się Theą, żeby Elle spokojnie mogła zjeść, potem przez nadmiar emocji zupełnie zapomniał o jedzeniu, a teraz, gdy te w końcu dopadły, żołądek domagał się czegoś konkretnego.
    - Cholera, zawsze zepsuję jakąś piękną chwilę, co? – jęknął, krzywiąc się. – Przepraszam. Borborygmus. Spróbuję jakoś nad nim zapanować – uśmiechnął się z lekkim zażenowaniem.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  46. - Więc już wiesz, że ich nie mam. A nawet gdybym miał, dla was bym je przełożył – westchnął, spoglądając na brunetkę, jakby to była oczywista oczywistość. Bo tak to właśnie odbierał. One dwie były najważniejsze i wychodził z założenia, że choćby się waliło i paliło, dla swojej córeczki i jej mamy musiałby znaleźć czas. Nie traktował tego nawet jako obowiązek, po prostu tego chciał.
    Jęknął głośno i pozwolił się pociągnąć za dłoń, chociaż czuł się co najmniej głupio. Miał dwadzieścia siedem lat, jakby nie patrzeć był dużym chłopcem, który od lat radził sobie sam. Poza tym mama nauczyła go, że nie należy objadać innych i do tej pory miał to w pamięci, dlatego nic nie mówił. Zresztą nie po to tu przyszedł.
    - Elle, błagam, daj spokój – wymamrotał, posłusznie siadając na odsuniętym krześle i patrząc na dziewczynę jak zbity pies. – Zjem coś w domu. Ty jesteś zmęczona, powinnaś odpocząć, a ja dam sobie radę – dodał, jednak zamilkł na widok jej spojrzenia. – Dobra, już jestem cicho – dodał i przełknął ślinę, gdy brunetka postawiła przed nim parujący talerz. Musiał przyznać, że pachniało obłędnie, dlatego bez dalszego jojczenia zabrał się za jedzenie i w mgnieniu oka pochłonął wszystko, co miał przed sobą. – Dziękuję, było pyszne – westchnął i podniósł się, po czym podszedł do zlewu i umył po sobie talerz. Chociaż tyle mógł zrobić, i tak czuł się wystarczająco głupio przez to, że Elle się nim zajmowała.
    Wytarł ręce i roześmiał się, słysząc, jak brunetka go podsumowała.
    - Bo nasza córka widocznie ma instynkt samozachowawczy po tobie, nie da sobie zrobić krzywdy – wzruszył lekko ramionami i podszedł do dziewczyny, zaciskając dłonie na oparciu jej krzesła. Jakoś poczuł się zdecydowanie swobodniej, jakby taka sytuacja miała miejsce codziennie, dlatego odruchowo pochylił się nad Villanelle i z uśmiechem musnął wargami jej policzek. Zrobił to pod wpływem impulsu i nieco się zmieszał, ale mimo wszystko nie przeprosił, licząc, że atmosfera chociaż trochę jej się udzieli. Zresztą, nawet gdyby chciała go zdzielić po głowie nie miała na to zbyt wiele czasu, bo z wózka ich uszu dobiegły początki niemowlęcego płaczu. – Dzień dobry, księżniczko – wymruczał, pochylając się nad dziewczynką i ostrożnie biorąc ją na ręce. Oparł jej główkę na swoim barku, a Thea przeciągnęła się, ziewając rozkosznie. Zaraz jednak przestało być tak uroczo, bowiem zapomniał przykryć czymś koszuli, a dziecku porządnie się odbiło. – No, dzięki, córko. Pewnie tylko na to czekałaś, co? – roześmiał się i spojrzał na plamę. Chciał odłożyć Theę z powrotem do wózka i iść się umyć, ale ta najwyraźniej nie była z tego zbyt zadowolona, więc ponownie ją do siebie przytulił, kołysząc się na boki i nucąc pierwszą lepszą kołysankę, którą sobie przypomniał.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  47. Tak jak sugerowała, tak też zrobił. Starał się nie odstępować Thei ani na krok, prawie cały czas trzymał ją na rękach i czuł dziwny spokój, kiedy co chwilę przysypiała. Nie przeszkadzało mu nawet to, że wyraźnie interesował ją kołnierzyk jego koszuli i pod koniec dnia był zaśliniony i zmięty. W zasadzie teraz nie przeszkadzałoby Arthurowi nic, bo zwyczajnie za bardzo się cieszył, że córeczce tak dobrze w jego ramionach. Do łóżka odkładał ją niechętnie i równie niechętnie spoglądał na zegarek na ręce. Było późno, a wiedział, że zostanie na noc nie wchodzi w grę, a nawet gdyby wchodziło, nie chciał nadużywać ani gościnności Elle, ani zaufania jej mamy.
    Tak czy inaczej odkładał wyjście tak bardzo, jak tylko mógł, wmawiając sobie, że jeszcze tylko chwilka i sobie pójdzie, ale prawda była taka, że już tęsknił za tym maleństwem, choć przecież wciąż na nią patrzył.
    - Cieszę się, że się cieszysz. Nawet nie wiesz jak bardzo – wyszeptał, obracając dłoń tak, by spleść ze sobą ich palce. Thea powoli odpływała i Arthur wsłuchiwał się w jej szybki, ale równy oddech. – Powinienem już iść. Nie chcę wkurzać twojej mamy, a jest późno – dodał równie cicho i zerknął na zegarek. Dobijała jedenasta. – Zadzwoń do mnie jak będziesz coś wiedziała, dobrze? A potem porozmawiamy z dziekanem i jakoś to wszystko ułożymy – uśmiechnął się lekko i uniósł dłoń Elle do ust, muskając wargami jej palce. Chwilę później ucałował Theę w czółko i ostrożnie podniósł się z łóżka tylko po to, by podejść z drugiej strony i pochylić się nad brunetką, przy okazji nakrywając kołdrą zarówno ją, jak i dziewczynkę. – Tylko nie wstawaj, trafię do drzwi. Kolorowych snów – dodał na odchodnym, przeczesując palcami jej włosy i wyszedł z sypialni, cicho zamykając za sobą drzwi.

    Jakoś z niczym nie mógł się wyrobić i nie miał pojęcia, na ile to stres przed rozmową z Elle, a na ile wciąż trzymały go emocje związane z zobaczeniem Thei i rozwiązaniem pewnych spraw. Zaspał na zajęcia, choć wyrobił się w studenckim kwadransie. Nie zdążył nawet nic zjeść, wziąć prysznica ani się ogolić, więc wyglądał jak po grubej imprezie i wcale się nie dziwił, że studenci patrzyli na niego dość jednoznacznie. Po zajęciach w drodze do mieszkania też jakoś się wlókł, a po przekroczeniu progu natychmiast zaczął zrzucać z siebie ubrania i poszedł do łazienki. Czuł się brudny i miał nadzieję, że zdąży doprowadzić się do porządku zanim zadzwoni Villanelle, bo spodziewał się tego w każdej chwili, dlatego telefon cały czas miał przy sobie, z maksymalną głośnością dzwonka.
    Nie spodziewał się jednak tego drugiego, do drzwi, więc wyskakując z kabiny prawie się połamał. Złapał jakoś równowagę i wciągnął na tyłek spodnie, żeby nie turbować psychiki przybysza swoją całkowitą nagością. Zostawił za sobą mokre ślady, bo nawet nie pomyślał o ręczniku. Woda kapała mu z włosów i spływała po klatce piersiowej, wsiąkając w materiał czarnych dżinsów.
    - Cholera – mruknął pod nosem, spoglądając na posadzkę, ale machnął jedynie ręką i otworzył drzwi, spodziewając się zobaczyć za nimi listonosza czy kogoś.
    Ale nie Villanelle, dlatego w pierwszej chwili trochę go zamurowało.
    - Cześć... Myślałem, że będziesz dzwonić – powiedział, nieco nerwowo przeczesując palcami mokre włosy i odsunął się z przejścia. – Wejdź. Właśnie się ogarniałem, bo zaspałem na zajęcia i nie zdążyłem. Zaraz będę gotowy – dodał z nieco zażenowanym uśmiechem.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  48. Początkowo tego nie zauważył, ale potem podążył wzrokiem za jej spojrzeniem i uśmiechnął się pod nosem. Fałszywą skromnością byłoby stwierdzenie, że mu to nie schlebia. Wiedział jak wygląda, mięśnie nie zrobiły się same, a studentki wciąż wybierały jego zajęcia wyłącznie dlatego, że jest przystojny. Właściwie nie miał zamiaru próbować na Villanelle jakichś gierek, w końcu nawet nie wiedział, że to ona stoi za drzwiami, ale… Dlaczego miałby obecnego stanu rzeczy nie wykorzystać na swoją korzyść.
    - Nie mam nic przeciwko takim niespodziankom – mruknął zgodnie z prawdą, gdy tylko cwany uśmieszek zniknął z jego twarzy i mógł bez obaw spojrzeć na Elle. Wyglądała promiennie i elegancko, dokładnie tak, jak jeszcze przed ucieczką. Taką ją poznał i w takiej niej się zakochał, choć w domowych warunkach również wyglądała niczego sobie. Nie idealizował jej, po prostu sama w sobie była śliczna, a tego obrazka dopełniała Thea w jej ramionach, równie piękna jak jej mama. – Zresztą już mówiłem, że dla was jestem dostępny o każdej porze dnia i nocy – dodał i ruszył w głąb mieszkania z zamiarem udania się do łazienki. – Bo chciałem ci pomóc, ty nie musisz u mnie sprzątać. Jestem dużym chłopcem i sam sobie radzę z takimi rzeczami – westchnął, ale otworzył niepozorne drzwiczki tuż obok łazienki i wyjął z szafki mopa. Nie podał go jednak dziewczynie, a oparł o ścianę i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, odruchowo i dość nieświadomie eksponując mięśnie. Przechylił delikatnie głowę i zagryzł dolną wargę, przyglądając się, jak Elle rozpina guziki białej koszuli. Miał ochotę zrobić to za nią, do samego końca, a potem zsunąć materiał i bezkarnie patrzeć na jej ciało, dotykać go, całować… Nie powinien sobie tego wyobrażać, nie powinien być w żadnym stopniu podniecony, ale był, dlatego zacisnął dłonie w pięści i chrząknął cicho.
    - Jeśli ci za ciepło, to się nie krępuj – wymruczał przyjemnie zachrypniętym głosem i zerknął znacząco na fragment ciała, który odkryła, uśmiechając się kącikiem ust, żeby pokazać, że żartuje. Ale czy na pewno? Nie chciał żartować. Chciał ją rozebrać, rzucić na łóżko i…
    Pokręcił delikatnie głową, wiedząc, że za bardzo się zapędza, a uwierające spodnie tylko utwierdziły go w tym przekonaniu, po czym ruszył do kuchni, by się czymś zająć.
    - Kawy? Herbaty? Coś do jedzenia? – spytał, wyjmując z szafki dwa kubki i spoglądając na Elle pytająco.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  49. - Jeszcze – powtórzył na tyle cicho, by Elle tego nie usłyszała i znowu uśmiechnął się pod nosem z satysfakcją. Jej nerwowe przeczesywanie włosów i delikatnie drżący głos sprawiały, że czuł się nieco śmielej i zamierzał to wykorzystać. Okej, wiedział, że musi trzymać rączki przy sobie, że jasno określili warunki i mieli się nie spieszyć, ale Arthur tak naprawdę lubił być złośliwy. Poza tym sam musiał przywoływać się do porządku, bo choć brunetka była całkowicie ubrana, jego wyobraźnia od kilku chwil pracowała na najwyższych obrotach, sprawiając, że jemu również zrobiło się nieco cieplej.
    - Dlaczego? Mi ta woda nie przeszkadza. Nie wiedziałem, że jesteś pedantką, Elle – wymruczał wciąż tak samo zachrypniętym głosem i wsypał do obydwu kubków po dwie łyżeczki kawy, a chwilę później zalał je wrzątkiem. – Pojedziemy, ale jeszcze chwilę mi to zajmie. Nie chcę podrapać jej swoją twarzą – westchnął, przesuwając dłonią po linii szczęki, wciąż nieogolonej i postawił obydwa kubki na wyspie kuchennej, po czym ruszył w kierunku dziewczyny. Zatrzymał się zdecydowanie zbyt blisko, by mogła czuć się swobodnie, a kilka kropelek wody kapnęło z jego roztrzepanych włosów na jej bluzkę. Nie odrywając spojrzenia od oczy brunetki delikatnie odebrał od niej mopa, niby przypadkiem muskając palcami jej nadgarstek i uśmiechnął się lekko. – Sam po sobie posprzątam – mruknął, odsuwając się i szybko wytarł swój bałagan, po czym odstawił narzędzie na swoje miejsce i zamknął drzwiczki. – Nie, pobrudziłbym się przy goleniu, więc musisz jeszcze chwilę wytrzymać. Chociaż, jeśli tak bardzo ci to przeszkadza, mogę zamknąć się w łazience, ale później i tak będę musiał z niej wyjść i się ubrać – oznajmił, sugestywnie spoglądając ponad jej ramieniem na szafę, która stała w stricte otwartym pomieszczeniu. Mieszkanie może nie było maleńkie, ale oddzielny pokój wolał przeznaczyć na biuro niż sypialnię, toteż salon połączony był z jednej strony z kuchnią, a z drugiej z jego pokojem.
    Uśmiechnął się nieco szerzej i oparł ramieniem o ścianę, tym samym zamykając Villanelle jakąkolwiek drogę ucieczki, chyba że chciała uciekać w kierunku jego łóżka lub łazienki.
    - Wychodzi na to, że pozostaje ci po prostu zamknąć oczy, słoneczko – powiedział cicho, delikatnie przeczesując palcami jej włosy.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  50. Kolejny raz zagryzł wargę i pochylił się nieznacznie tak, by owiać gorącym oddechem jej ucho. Znalazł się na tyle blisko, że przy okazji podrażnił jej policzek swoim delikatnym zarostem, ale zamierzał udawać, że wcale tego nie dostrzegł.
    - Kłamałem – wyszeptał z cwanym uśmieszkiem i odsunął się, uważnie obserwując każdy jej ruch. Patrzył, jak drżą jej dłonie, jak pije tę gorącą kawę i wiedział, że na nią działa, prawdopodobnie tak samo, jak ona na niego. Jego wyobraźnia wciąż pracowała na najwyższych obrotach, przyspieszając bicie serca, ale…
    Ale Elle sama sprawiła, że nie musiał sobie już nic wyobrażać. Stłumił wybuch śmiechu, bo sytuacja wcale śmieszna nie była, a i jemu się oberwało tym wrzątkiem. Dziewczyna była w o tyle lepszej sytuacji, że skórę i kawę dzielił materiał bluzki i stanika, Art nie miał tyle szczęścia, ale zdawał się kompletnie nie zwrócić na to uwagi.
    - Nie masz pojęcia, jaka jesteś urocza, kiedy się denerwujesz – roześmiał się cicho i zerknął przelotnie na brudny materiał, po czym podszedł do szafy i wyjął z niej pierwszą lepszą koszulkę, by podać ją dziewczynie. – Przebierz się, wypierzemy to, bo nawet nie chcę wyobrażać sobie miny twojej mamy jak cię zobaczy – westchnął, a w myślach dodał chociaż nie miałbym nic przeciwko, żebyś tego nie ubierała. Pokręcił jednak głową, przywołując się do porządku, a podając Elle swoje ubranie kolejny raz musnął przelotnie jej dłoń. – Jeśli chcesz, to idź do łazienki. Albo mogę się odwrócić – dodał z zawadiackim uśmiechem i jeszcze przez moment jej się przyglądał, po czym zgarnął z blatu swoją kawę i odwrócił się plecami do brunetki, upijając trochę gorącego napoju. Nie był to najlepszy pomysł, bo zrobiło mu się jeszcze cieplej jakby już nie było wystarczająco, ale musiał to wytrzymać. Nie chciał tak po prostu odpuszczać, zwłaszcza, iż miał wrażenie, że jego działania przynoszą jakieś efekty. Zresztą, wolność tomku w swoim domku, prawda? I zamierzał paradować w tym ‘stroju’ tak długo, jak się tylko da.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  51. Odstawił kawę z powrotem na blat i odwrócił się do Elle z uśmiechem, jednak ten zniknął szybciej, niż się pojawił. Nie spodziewał się tego. Myślał, że wciąż będzie się z nim bawić w kotka i myszkę i wręczy mu swoją brudną koszulę, zasłaniając swoje ciało jego ubraniem. Nawet nie ukrywał tego, jak pożądliwym spojrzeniem zmierzył jej sylwetkę. Miała rację, nie wyglądała tak jak wtedy. Niedawno urodziła dziecko, jego dziecko, więc dla Arthura wyglądała jeszcze piękniej. Jej ciało było dowodem na to, że razem stworzyli życie i nie tak znowu daleko stąd była ich córeczka.
    Teraz jednak o niej nie myślał. Uważnie przyglądał się Villanelle, jak zrzuca z siebie bluzkę, jak robi krok do przodu i poczuł bijące od niej ciepło. Nie miała pojęcia, jak bardzo musiał ze sobą walczyć, żeby nie wziąć jej na ręce, nie zanieść do łóżka i nie zedrzeć z niej reszty garderoby. Owszem, zrobiłby to, gdyby tak bardzo się nie bał, że znowu ją odstraszy, ale…
    Właśnie, ale. Pragnienie było zbyt silne. Jego serce i oddech przyspieszyły, a oczy zaszły znajomą mgiełką podniecenia. Tak bardzo chciał, żeby Elle to odwzajemniła, chciał, żeby powiedziała to na głos, jednak w tej chwili jej spojrzenie mu wystarczyło.
    - Mam nadzieję, że wiesz, co właśnie zrobiłaś – wyszeptał i przysunął się tak, że zetknęli się ciałami. I to było jak iskra. Walczył ze sobą jeszcze krótki moment, aż w końcu pożądanie przejęło nad nim kontrolę. Pochylił się na tyle, żaby zacisnąć dłonie na udach brunetki i podniósł ją tak, że nie miała innego wyjścia, jak opleść go nogami w pasie. Cały czas wpatrując się w jej oczy dotarł do łóżka i delikatnie ułożył na nim Elle, samemu zwisając nad nią. – Nie wyglądasz tak samo. Wyglądasz lepiej – dodał równie cicho i przysunął się, muskając wargami jej szyję i stopniowo zsuwając się w dół, aż dotarł do brzucha, a którym również zostawił ślady swoich pocałunków. Chciał, żeby wiedziała, że jest dla niego piękna i miał nadzieję, że zdaje sobie z tego sprawę. A potem wrócił do poprzedniej pozycji, po drodze zostawiając na jej skórze wilgoć swojego języka i kiedy dotarł do rozchylonych warg, wpił się w nie chciwie, ani myśląc, żeby się teraz odsunąć.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  52. Tak długo czekał na ten moment, tak bardzo tęsknił za jej ciałem, dotykiem, że przestał zwracać uwagę na wszystko dookoła. Liczył się tylko jej dotyk, ciepło, przyspieszony oddech i każdy jęk, który wyrywał się z jej gardła. Wszystkie były tak samo satysfakcjonujące i doprowadzały go na skraj wytrzymałości, tak samo jak jej wbite w jego skórę paznokcie i delikatne dłonie na ramionach. Chciał, żeby było jej jak najlepiej, chciał doprowadzić ją do prawdziwego szału i kiedy opadł na poduszkę obok dziewczyny, długo uspokajał oddech i dochodził do siebie. Pomagało w tym przeczesywanie długich ciemnych włosów powolnymi ruchami i głaskanie nagiego ramienia leżącego na jego torsie. Pragnął, żeby czas się zatrzymał i żeby nie okazało się to jedynie pięknym snem.
    Uśmiechnął się lekko i ułożył dłoń na policzku Elle, bez wahania unosząc głowę i ją całując. Pocałunek był leniwy i powolny, zupełnie inny od tych, którymi obdarzali się jeszcze chwilę wcześniej, ale tak samo czuły i przepełniony towarzyszącymi mu emocjami. Odsunął się, przez moment patrząc na jej nieco napuchnięte usta, roztrzepane włosy i lekko przymknięte powieki, po czym popchnął ją tak, że ułożyła się na plecach. Sam ukląkł między jej nogami i za biodra pociągnął ją bliżej siebie, by położyć się na brzuchu, przylegając ciałem do jej ciała. Oparł się na łokciach, wtulając twarz w podbrzusze dziewczyny i muskając je wargami.
    - Uwielbiam cię – wymamrotał pomiędzy kolejnymi muśnięciami i zerknął w górę, opierając brodę na jej ciele i uśmiechając się szeroko. – Nie jestem pewny, czy to ja przeleciałem ciebie, czy ty mnie, ale obydwie opcje mi pasują, słoneczko – wymruczał, podciągając się wyżej i kolejny raz wyznaczając sobie drogę pocałunkami. – Musisz mi częściej robić takie niespodzianki, wiesz? – szepnął z ustami tuż przy skórze Elle i powędrował dłońmi w górę tak, że już po chwili ściskał jej nadgarstki palcami jednej ręki, a drugą wsunął między jej nogi. Jeśli myślała, że da jej odpocząć, to grubo się myliła. Było mu z nią zbyt dobrze i za bardzo za nią tęsknił. – Myślisz, że twoja mama będzie bardzo zła, jeśli uszczkniemy sobie jeszcze pół godzinki? – wychrypiał, drażniąc palcami jej kobiecość i się o nią ocierając, choć nie robił tego nachalnie, a jeśli tylko by zechciała, mogłaby to zakończyć w każdej chwili. Miał jednak nadzieję, że tak się nie stanie i podarują sobie jeszcze trochę czasu we dwoje.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  53. Uśmiechnął się pod nosem, nie przestając jej pobudzać. Z każdym ruchem dłoni utwierdzał się w przekonaniu, że on również cholernie na nią działa i był tym faktem naprawdę zachwycony. Nie podejrzewał, że w ogóle jeszcze dane im będzie się do siebie zbliżyć, a co dopiero w tak pięknym stylu jak dzisiaj. Zamierzał czerpać z tego jak najwięcej dla siebie samego, tyle samo albo i więcej dając Elle i miał wrażenie, że dotychczas nieźle mu to idzie.
    - To była groźba czy obietnica? – wymruczał wprost do jej ucha i przygryzł je. Jeszcze przez moment się z nią drażnił, a potem miejsce jego palców zajęła nabrzmiała męskość. Westchnął cicho i ułożył się wygodniej, nie poruszając biodrami ani o milimetr. Puścił nadgarstki Elle, by zacisnąć palce na jej udzie. Zrobił to ciut za mocno, podejrzewał, że zostaną po tym przynajmniej czerwone ślady, jeśli nie siniaki, ale nie miał czasu zajmować się takimi pierdołami. – Jak sobie życzysz, skarbie – wyszeptał i w końcu zaczął się z niej poruszać, boleśnie powoli i leniwie, wręcz jakby od niechcenia, ale im dłużej to trwało, tym bardziej zapominał o tym, że przecież miał doprowadzić do tego, by jej krzyk słyszeli nawet sąsiedzi kilka bloków dalej.
    Siedząc na łóżku tak, że Elle opierała się a jego biodrach i oplatała nogami w pasie, przytulił ją do siebie mocno i kolejny raz tego dnia wplótł palce w ciemne włosy. Wciąż drżał i nie był w stanie nawet ocenić, czy ona również drży, czy tylko mu się to wydaje. Odsunął się jedynie na tyle, by móc spojrzeć na jej spoconą, lekko zarumienioną twarz i musnął wargami jej nos, potem policzki i powieki po to, by na sam koniec oprzeć czoło na jej czole i zamknąć oczy. Trwał tak, póki nie uspokoił oddechu i dopiero wtedy popatrzył na nią pełnym czułości spojrzeniem, odgarniając z twarzy zbłąkane kosmyki.
    - Kocham cię. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało – wyznał, uśmiechając się delikatnie. – Nie musisz odpowiadać. Po prostu chciałem, żebyś miała tego świadomość – dodał ciszej.

    Artie 💜

    OdpowiedzUsuń
  54. Wyszczerzył zęby w naprawdę szerokim uśmiechu, uświadamiając sobie, że może jej to teraz mówić bez żadnego skrępowania i podchodów, a jeśli zapragnie ją objąć, będzie po prostu mógł to zrobić nie obawiając się, że za chwilę oberwie albo jeszcze gorzej, że Elle postanowi mu uciec. Miał ochotę krzyczeć i skakać ze szczęścia, a jej słodkie wyznanie automatycznie wsunął do szufladki w swoim umyśle, by je sobie przypominać za każdym razem, gdy zacznie się zastanawiać, czy to aby na pewni nie piękny i długi sen.
    - To dobrze. I lepiej sobie nie wyobrażaj – odparł równie cicho i odwzajemnił pocałunek, mocno ją przytulając. Gdyby mógł, zapewne siedziałby tak z nią cały dzień, raz za razem dając jej kolejną dawkę przyjemności, ale imię córeczki kołatało mu się po głowie i wiedział, że muszą iść. Poza tym tęsknił nie tylko za Villanelle, ale także za ich małą księżniczką, dlatego, choć bardzo nie chciał, puścił dziewczynę i zsunął się z łóżka zaraz za nią. – Uważaj, bo jeszcze się przyzwyczaję – wymruczał, wygładzając materiał swojej koszulki na jej ciele. – Dobrze, mamo, możemy wyjść nawet teraz, o ile pozwolisz mi się nie golić – dodał i przejechał brodą po szyi dziewczyny, zapewne ją drapiąc, po czym szybko się odsunął, gdyby zechciała się jakoś zemścić. Szybko odszukał bokserki i spodnie, naciągając je na siebie, a z szafy wyjął bluzę, dzięki czemu chwilę później przestał świecić przed dziewczyną półnagą sylwetką. – Nie ma problemu, ale chyba i tak będziesz musiała wrócić w tym – stwierdził, odbierając od niej poplamioną koszulę i ruszył do łazienki. Wrzucił materiał do pralki i zatrzasnął drzwiczki, odwzajemniając zadziorny uśmieszek. – Teraz nie masz wyjścia i będziesz musiała tu wrócić, choćby po bluzkę – wzruszył niewinnie ramionami i na odchodnym zerknął w lustro, nieco niedbale przeczesując włosy. – Idziemy? – spytał, zatrzymując się przed drzwiami, żeby założyć buty i zabrzęczał trzymanymi w dłoni kluczami, dając znać, że jest zwarty i gotowy do wyjścia.

    Artie 💜

    OdpowiedzUsuń
  55. Zobaczenie Villanelle po takim czasie było pełne sprzeczności. Z jednej strony nadal widział w niej tę samą osobę i nie zmieniła się diametralnie, ale z drugiej - zaczął dostrzegać też drobne zmiany w jej wyglądzie, które z pewnością umknęłyby wielu ludziom. Nie przypominał sobie ani tych delikatnych zmarszczek wokół oczu, ani też dnia, kiedy włosy dziewczyny wyglądały w podobny sposób. Niemniej był pewien, że ona mogła to samo pomyśleć na jego temat. Również wyglądał na bardziej zmęczonego, niż zazwyczaj, a podkrążone oczy zdawały się tylko to potwierdzać.
    — Nie ma za co, cieszę się, że mogłem się jakoś przydać — stwierdził, choć nie był przekonany co do tego, czy aby na pewno zrobił wszystko, co tylko mógł. To przyprawiało go o mieszane uczucia. Często zdarzało mu się odnosić podobne wrażenie po dłuższym czasie od sytuacji, w których miał możliwość postąpić inaczej, zrobić coś więcej, niż wówczas przychodziło mu na myśl. Problem polegał na tym że życie toczyło się dalej i nawet, jeśli faktycznie podjęcie innej decyzji okazałoby się lepsze dla dalszego biegu wydarzeń, to zadręczanie się tym nie miało żadnego sensu, ponieważ nie był w stanie cofnąć czasu, nic zmienić ani powtórzyć.
    — Cóż, prawdę mówiąc, chyba dobrze byłoby zacząć od początku. — Spróbował zażartować, ale jednak ta kwestia brzmiała zabawniej w jego głowie, niż po wypowiedzeniu jej głośno, toteż pokręcił głową, jakby palnął głupotę.

    Noah Savea

    OdpowiedzUsuń
  56. Znowu musiał stłumić śmiech, ale koniec końców niezbyt mu się to udało i parsknął głośno. Szczerze mówiąc nie zwrócił uwagi na jej potargane włosy. Przyglądał się raczej błyszczącym oczom i delikatnym rumieńcom, które zostały na jej policzkach.
    - Przynajmniej wyglądasz na zaspokojoną – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, a kiedy wyszła z łazienki na wszelki wypadek wypadł na klatkę schodową. Miał szczęście, że ktoś akurat wychodził z mieszkania obok, bo podejrzewał, że pewnie by go udusiła gołymi rękami. Starszy pan zerknął na Arthura z dezaprobatą, a ten jedynie wyszczerzył się w odpowiedzi jeszcze szerzej i podążył za zawstydzoną Elle, choć nie rozumiał, dlaczego się krępuje. Byli dorosłymi ludźmi, w dodatku mieli razem dziecko, więc chyba wolno im było uprawiać seks, prawda? Zwłaszcza, że był naprawdę nieziemski, a Art nie wymagał od niej, by była cicho.
    - Miałem nadzieję, że co? – wymruczał, dając brunetce kuksańca w żebra i nieco tanecznym krokiem wyszedł na ulicę. Nucił też przy tym pod nosem i wciąż uśmiechał się od ucha do ucha. Był szczęśliwy, cholernie szczęśliwy i nie miał najmniejszego zamiaru tego ukrywać. Chwilowo zniknęły wszystkie problemy, a liczyło się jedynie to, że Elle odwzajemnia jego uczucia, a kilka minut drogi stąd czeka na nich maleńka córeczka, której widoku i przytulenia Arthur nie mógł się doczekać. – Trochę ci się przeciągnęła ta chwila – stwierdził, wymownie spoglądając na zegarek. – Ale osobiście uważam, że to było warte ewentualnego mandatu – dodał, obejmując brunetkę ramieniem i ucałował ją w czubek głowy. – Myślisz, że... – zaczął, ale urwał i zagryzł wargę. Było za wcześnie i nie chciał na nic naciskać, a to, że mieli przełom nie znaczyło, że może jej rzucać takie propozycje, dlatego ostatecznie zrezygnował. – Albo nie, nieważne. Znowu się zapędziłem.

    Artie

    OdpowiedzUsuń

  57. - Wciąż nie wiem czy mi grozisz, czy obiecujesz – roześmiał się i wyszczerzył zęby tak bardzo, że aż zabolały go policzki. – Mam powody, więc się cieszę – wytknął jej język i posłusznie wsiadł do samochodu, choć osobiście wolał się przejść, żeby jakoś rozładować nadmiar energii, co w obecnych okolicznościach było dość paradoksalne, zważywszy, że Elle naprawdę go wymęczyła.
    Westchnął, kiedy podjęła temat, który on sam porzucił i oparł się o szybę tak, że ze swojego miejsca swobodnie na nią patrzeć. Przez chwilę przyglądał się, jak w skupieniu jedzie do domu i ponownie westchnął, tym razem jednak zastanawiając się, co ma odpowiedzieć.
    - Właściwie nie do końca o to mi chodziło. Głównie dlatego, że byłoby to dość problematyczne, bo ja pracuję, ty się uczysz i pomoc twojej mamy na razie byłaby nieoceniona. Myślałem raczej o... – urwał i zamyślił się, dobierając odpowiednie słowa. – Raczej o tym, żebyście zostawały z Theą na noc, chociaż od czasu do czasu. Łatwiej byłoby się zgrać. I... Nie musiałbym się z wami żegnać i tęsknić – uśmiechnął się delikatnie i odruchowo sięgnął jej włosów, by delikatnie przeczesać je palcami. Zaraz jednak opuścił rękę i odwrócił wzrok, wbijając go w przesuwające się za oknem budynki. – Ale natchnęła mnie do tego chwila, więc na razie o tym zapomnijmy, okej? Możemy wrócić do tematu kiedy indziej. Na razie... Na razie chciałbym spędzić z wami tyle czasu, ile mogę. Póki nie wróci twój ojciec – mruknął i uśmiechnął się dość jednoznacznie.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  58. - Nie rób tego, Elle – wymamrotał, wracając do niej spojrzeniem. Długo jej się przyglądał, zastanawiając się, jak będzie wyglądała ich przyszłość. Do tej pory brał garściami to, co dawała im teraźniejszość, ale Villanelle uświadomiła mu, że nie zawsze będzie tak kolorowo. Problem w tym, że Art nie wiedział, jak władze uczelni zapatrują się na związek między doktorantem a studentką. Adiunkci mieli jasno określone zasady, ale on w zasadzie nie był jeszcze adiunktem. A gdyby rektor dowiedział się, że nie dość, że jest ze swoją studentką, to jeszcze mają razem dziecko? Nie był pewien, ale podejrzewał, że jego doktorat stanie pod znakiem zapytania, o ile w ogóle będzie mógł go zrobić.
    - I zrobiłaś. Właśnie wróciliśmy do rzeczywistości – westchnął z niezadowoleniem i wysiadł z samochodu. Przeszedł na drugą stronę i otworzył Villanelle drzwi, pomagając jej wysiąść, a potem, mając gdzieś, czy ktoś ich zobaczy, zamknął ją w swoich ramionach, opierając brodę na jej głowie. – A może przeniesiesz się do innej grupy? Wtedy nikt nie będzie mnie oskarżał o faworyzację. Ewentualnie możemy się ukrywać do twojej magisterki, ale nie wiem, czy będę w stanie utrzymać ręce przy sobie – zaśmiał się cicho, ale zaraz spoważniał i odsunął się na tyle, by spojrzeć w jej oczy. – A tak zupełnie poważnie, nie ma trzeciej opcji i... Chyba ty musisz wybrać, ja niestety tego za ciebie nie zrobię. Mogę się jedynie dostosować. Chociaż... Gdybyśmy się ukrywali to zawsze byłby jakiś dreszczyk emocji – zauważył.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  59. Posłała w jej kierunku pogodny uśmiech. Może i faktycznie nigdy wcześniej nie miały okazji nawiązać bliższego kontaktu, ale kto powiedział, że dzisiaj nie było to już możliwe? Były starsze, może już nie wpadały na siebie tak często jak kiedyś, ale co z tego?
    Panna Montgomery też nie miała w zwyczaju wypytywać nikogo o bardzo prywatne i intymne sprawy. Właściwie nawet nie ogarniała tych wszystkich plotek, więc Villanelle mogła być spokojna o to, że blondynka nie zacznie jej o nic wypytywać, a już z pewnością nie o dziecko.
    Uniosła jednak zdumiona brwi, słysząc odpowiedź dziewczyny.
    — Dunedin? Kurczę, przecież to jest na drugim końcu kraju! — przyznała zdziwiona, unosząc nieco swój kubeczek z mrożoną kawą, z której pociągnęła kilka mniejszych łyków, nie odrywając ani na chwilę wzroku od znajomej — Ach, u tej ciotki — roześmiała się, przypominając sobie dokładnie panią Madisson, która również nie raz była gościem i w jej domu, gdy tylko odwiedzała rodzinę Nelle.
    — Moja mama też jest gotującym freakiem, więc zawsze siedzą godzinami w kuchni i trajkoczą o nowych przepisać. Co gorsza, że jak wyjeżdża to my wszyscy przez cały miesiąc musimy jeść pudding lub inne wymyślniejsze wynalazki! — Lisa wzdrygnęła się aż na samą myśl.
    To nie tak, że nie lubiła, jak jej matka gotowała, bo ta gotowała najlepiej na świecie. Jednak jedzenie przez wiele tygodnie jednego i tego samego może obrzydzić każdemu nawet najlepsze jedzenie świata. Naprawdę! Nie polecam próbować.
    — Nie, no tobie z pewnością to nie grozi — rzuciła rozbawiona, kręcąc przy tym głową. Zaczęła też sobie wymachiwać nogami pod stołem, bo dziewczyna nie należała do najwyższych, więc nie sięgała też ziemi.
    Odwróciła głowę od okna i znowu popatrzyła na dziewczynę.
    — U mnie? Właściwie nic ciekawego. Życie, nudne życie! Właśnie myślę, co by tutaj zrobić w te wakacje, aby się nie nudzić — powiedziała, drapiąc się po policzku.
    Teraz miała cholernie dużo czasu, ale nie potrafiła go w żaden sensowny sposób spożytkować.

    Lisa Montgomery

    OdpowiedzUsuń
  60. - Nie wiem – odparł zgodnie z prawdą, pocierając dłońmi jej ramiona. – To chyba nie jest takie proste. Jakby nie patrzeć, Thea już jest na świecie. Będą wiedzieć, że coś między nami było jak jeszcze byłaś u mnie w grupie – wymamrotał, krzywiąc się nieznacznie. – Ewentualnie... Mogę zrezygnować. Dokończyłbym doktorat poza uczelnią, broniłbym się po twojej magisterce... A na razie mógłbym się załapać w jakimś biurze – westchnął i ruszył za dziewczyną, wciąż wertując w głowie ten temat. – Wiem, Elle. Wiem o tym bardzo dobrze. Ale... Może wrócimy do tego później? Jak Thea będzie spała... – zaproponował i zamknął za sobą drzwi. Uśmiechnął się na widok pani Madisson.
    - Dzień dobry – powiedział i natychmiast spojrzał na swoją koszulkę na ciele Elle i również mrugnął porozumiewawczo. – Oblała się kawą – wyjaśnił szeptem i pokazał kobiecie uniesiony kciuk tak, by Villanelle tego nie zauważyła. Dobrze było mieć w jej matce sojusznika, dzięki temu Arthur czuł się nieco pewniej na, jakby nie patrzeć, obcym terenie. Poza tym był związany z tą rodziną, niezaprzeczalnie. Był ojcem ich wnuczki i to się nie zmieni z dnia na dzień. Nie miał powodu, żeby nie wierzyć Elle na słowo i robić test DNA, zresztą Thea była na tyle do niego podobna, że o pomyłce nie było mowy. – Nie, dzięki, ale nie pogardziłbym kawą. Nie miałem czasu wypić u siebie – wymruczał i jedynie siłą się powstrzymał, by jej nie objąć i nie pocałować. Nie wiedział, na ile może sobie pozwolić przy jej matce, a wolał jej się niepotrzebnie nie narażać. Czuł się jednak na tyle swobodnie, że bez pytania przeszedł do salonu, gdzie Thea leżała na swojej macie. Dałby sobie uciąć rękę, że córeczka uśmiechnęła się na jego widok. Kucnął przy niej, po czym ostrożnie wziął ją na ręce, przytulając do siebie i delikatnie całując ją w czółko. Uważał przy tym, żeby jej nie podrapać. – Dzień dobry, księżniczko. Mamusia pytała czy jadłaś. Jadłaś? – spytał i dopiero wtedy spojrzał przed siebie, a dobry humor prysł jak bańka mydlana. Ojciec Elle stał bowiem w przejściu między kuchnią a pokojem, wpatrując się w Arthura. Brunet przełknął z trudem ślinę i przytulił córeczkę mocniej. Wiedział, że póki będzie trzymał ją na rękach, na pewno nie oberwie, dlatego nie miał najmniejszego zamiaru na razie jej puszczać. – Dzień dobry, panie Madisson – wykrztusił.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  61. - Obiecuję – westchnął ze zrezygnowaniem. Miała rację, ta sytuacja była cholernie trudna. Nie wykluczał nawet, że z tytułu zapłodnienia swojej studentki może mieć jakieś kłopoty prawne, chociaż nie sięgał swoją wiedzą tak daleko. Nie miał powodu, by się tym interesować. Aż do teraz.
    - Wczoraj – odparł bez zastanowienia, ale jakoś zupełnie zapomniał o głodzie. Ostatnie dni obfitowały w zbyt wiele wrażeń i emocji, by myślał o jedzeniu. Obecnie najbardziej interesowało go to, czy jego dziecko było najedzone i szczęśliwe, on był dużym chłopcem i umiał sobie poradzić.
    Jednak szybko przestał być tego taki pewny. Nagle Thea stała się jego tarczą, jedyną rzeczą, która broniła go przed wybitymi zębami lub czymś gorszym. Nie był gotowy na spotkanie z ojcem Elle, podejrzewał, że z wzajemnością.
    Poczuł w sobie jednak nieodpartą potrzebę buntu. Nie potrzebował obrony ani ze strony Villanelle, ani ze strony jej matki. Był dorosły, musiał brać na klatę wszystkie przeciwności losu, w tym zmierzenie się z dziadkiem swojego dziecka. Nie uważał, żeby mężczyzna miał rację, Arthur nie czuł się winny tego, że nie był świadomy istnienia Thei. Gdyby był, prawdopodobnie już kilka miesięcy temu odbyliby tę rozmowę. Nie zamierzał jednak o tym wspominać, bo nie chciał denerwować Elle. I tak wystarczająco się za to obwiniała.
    - Z całym szacunkiem, panie Madisson, ale przyszedłem do swojej córki i jej matki, nie do pana. Poza ty, gdybym nie dostał pozwolenia i zaproszenia, wcale bym się tu nie pokazał. Nie jestem aż tak bezczelny – odparł, odwzajemniając uważne spojrzenie. Szukał jakichkolwiek oznak tego, że mężczyzna może się na niego rzucić z pięściami, ale na razie nic takiego nie dostrzegł, chociaż wiedział, iż to zasługa tylko i wyłącznie dziecka, zwłaszcza po tym, co powiedział. – Artie robił wszystko, żeby się dowiedzieć, co się stało z kobietą, którą spędził noc. I teraz już wie – mruknął pod nosem, ale wiedział, że i tak wszyscy usłyszeli jego słowa. Thei chyba również udzieliła się nieco napięta atmosfera, bo najpierw zaczęła się wiercić w ramionach swojego ojca, a potem w pomieszczeniu rozległ się płacz pełen niezadowolenia. – Ćśś, księżniczko, chcesz iść do mamusi? – spytał, kołysząc się z nią delikatnie na boki, ale widząc, że nic nie zdziała, podszedł do Elle i ostrożnie przekazał jej niemowlę, po czym odwrócił się z powrotem do Henry’ego. Po chwili zastanowienia westchnął cicho i zrobił kilka kroków tak, że znalazł się z nim twarzą w twarz. – Czy może pan po prostu dać mi szansę? Chcę, żeby Elle była szczęśliwa, nie skrzywdzę jej i nie pozwolę, żeby ktoś inny to zrobił, a Thea… To dziecko jeszcze nie zdążyło nic nikomu zrobić, chyba zasłużyła na to, żeby zostać wychowana przez obydwoje rodziców, prawda? – spytał i obejrzał się przez ramię, po czym uśmiechnął się na widok córeczki w ramionach dziewczyny. Nawet mimo płaczu, wciąż wyglądały uroczo. – Naprawdę nie mam złych intencji. Może… Może jakiś okres próbny? Jeśli zrobię coś nie tak, sam podkulę ogon i odejdę, a pan będzie miał pełne prawo, żeby mnie zamordować z zimną krwią. Ale jeśli będzie okej, pozwoli mi pan wychować moje dziecko, hm? – podsunął i po chwili lekkiego wahania wyciągnął przed siebie dłoń, mając szczerą nadzieję, że mężczyzna ją uściśnie.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  62. Uśmiechnął się nieco ironicznie i zerknął przelotnie na Elle. Naprawdę jej ojciec myślał, że Arthur tak po prostu zrezygnuje? Teraz, gdy wszystko zaczęło się układać, razem z brunetką w końcu odnaleźli do siebie drogę, a Alison najwyraźniej nie miała nic przeciwko jego obecności, a wręcz przeciwnie, zdawała się w pełni akceptować obecny stan rzeczy i miał wrażenie, że w jakimś sensie im kibicuje.
    - Raczej chodziło mi o to, że pan mnie więcej nie zobaczy, ale to nie znaczy, że będę się trzymał z daleka od własnej córki – stwierdził z uśmiechem i na wszelki wypadek zrobił krok do tyłu. – Mam mieszkanie, stałą pracę i możliwości, żeby zaopiekować się Elle i Theą, oczywiście kiedy sama Elle uzna, że jest na to gotowa. Nie mam najmniejszego zamiaru uciekać – wzruszył lekko ramionami i skrzywił się, gdy Henry wspomniał coś o przykładzie. To, że zaakceptował śmierć swojej rodziny, bo nie miał innego wyjścia, nie znaczyło wcale, że lubił do tego wracać. Oczywiście nie winił mężczyzny za nieświadomość, chodziło raczej o to, że przytyk dość mocno zabolał. Arthur wyprostował się i popatrzył na niego zimno. Dostrzegł też, że Elle do nich podeszła i delikatnie pogłaskał ją po plecach, sygnalizując, że sobie poradzi. Nie chciał, by popadała w konflikt z własnym tatą. – Właściwie mój ojciec mnie kochał, tak samo jak mama, a siostra i ja mieliśmy bardzo szczęśliwe dzieciństwo – zaczął głosem wypranym z wszelkich emocji. – I był moim ojcem do swoich ostatnich chwil. Potem zginął razem z resztą rodziny. Ja postaram się tego nie zrobić, przynajmniej póki moja córka nie będzie pełnoletnia – wycedził i wziął głęboki wdech, przymykając powieki. – Więc jeśli pan myśli, że nie zrobię wszystkiego dla jedynych osób, które mam na tym świecie, to grubo się pan myli, panie Madisson. Choćbym miał nocami wchodzić przez okno po to, żeby przez pięć minut przytulić swoje dziecko, będę to robił. Bo taki przykład dostałem od swoich rodziców i niezbyt mnie interesuje, jak pan do tego podchodzi. Ważne, żeby Thea miała kochającego dziadka, a Elle ojca, mnie może pan z całego serca nienawidzić, przeżyję – oznajmił, rozchyliwszy wcześniej powieki, by popatrzeć mu prosto w oczy. – Chociaż mam nadzieję, że do takiej sytuacji nigdy nie dojdzie. A w zasadzie nadmienię, że nie zawiniłem panu niczym oprócz tego, że nie wiedziałem o ciąży Villanelle. Nie zna mnie pan, a od razu chce mnie skreślić. Gdzie tu sprawiedliwość? – spytał, ale nie oczekiwał odpowiedzi. Zamiast tego popatrzył na Theę i podsunął jej swój palec, który dziewczynka odruchowo ścisnęła. – Może jest głodna? Albo śpiąca? Albo trzeba ją przewinąć? – wyrzucił z siebie i wbił spojrzenie w brunetkę, na moment całkowicie ignorując obecność jej rodziców.

    Chojrak

    OdpowiedzUsuń
  63. - Proszę mi mówić Arthur – przerwał pani Madisson i uśmiechnął się do niej. Kobieta była dla niego tak miła i pełna ciepła, że nie chciał tworzyć niepotrzebnego dystansu. Zresztą, gdyby mógł sobie na to pozwolić, jego studenci również nie musieliby go tytułować, ale nie chciał się wyłamywać. Wystarczyło, że ta jedna konkretna studentka zwracała się do niego po imieniu. A czasami również krzyczała to imię w jednoznacznej sytuacji i cholernie mu to odpowiadało. – Nie ma sprawy. Dostosuję się i będę fair tak długo, jak pan również będzie – odparł, tracąc resztki uśmiechu. – Postaram się – mruknął jeszcze i przymknął na moment powieki, a gdy rodzice Elle wyszli, Arthur odetchnął z ulgą. Miał pewne wątpliwości co do tego, że to spotkanie skończy się dobrze, dlatego cieszył się, że zostało przerwane. Nie był pewien, ile jeszcze trudnych tematów zdołałby wytrzymać. Nie lubił wracać wspomnieniami do tamtego dnia. Najbardziej bolesne było to, że rozstali się w gniewie. Nie pamiętał nawet, o co się pokłócili, pewnie o jakąś pierdołę. Wyszedł z domu, trzaskając drzwiami, wściekły na cały świat. Wiedział, że mieli wtedy jechać z Tilly obejrzeć mieszkanie, które rodzice mieli im kupić. Zdołał jedynie drżącymi rękami napisać jej smsa, że sama ma wybrać, a potem znalazł się u swojej niegdysiejszej dziewczyny. Oglądali akurat telewizję, kiedy nadano specjalne wydanie wiadomości z informacją o tragicznym wypadku. Karambol pochłonął wiele ofiar. Wśród tych ofiar była jego rodzina.
    Ruszył do kuchni i zatrzymał się w progu, opierając się ramieniem o ścianę i patrząc na Elle ziuziającą Theę. Ten widok był uspokajający i rozczulający, więc przez moment po prostu go chłonął, a gdy usłyszał, że drzwi za rodzicami dziewczyny się zamknęły powoli podszedł do Elle.
    - Wiem. Nie rzuciłabyś mnie w paszczę lwa – westchnął i stanął za jej plecami, by objąć ją w pasie, oprzeć brodę na ramieniu i swobodnie patrzeć na córeczkę. – Damy radę, Elle. I postaram się być grzeczny – wyszeptał, pochylając nieco głowę i muskając wargami jej obojczyk. Dostosował się swoimi ruchami do delikatnego kołysania i przymknął powieki, nucąc pod nosem kołysankę, którą kiedyś śpiewała mu mama. Przez moment w pomieszczeniu słychać było tylko jego głos i cichutkie mlaskanie Thei. – Myślisz, że kiedyś mi przejdzie, czy mam totalnie przesrane? – spytał nagle, krzywiąc się nieznacznie.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  64. Przymknął powieki, przetwarzając to, co właśnie usłyszał. Nie sądził, że takie słowa kiedykolwiek padną z ust Elle, dlatego miał ochotę poprosić ją, żeby powtórzyła, ale ostatecznie nie chciał psuć tej pięknej chwili.
    - Też bym tego chciał – wyszeptał i niechętnie się odsunął, uprzednio jeszcze raz muskając wargami jej ramię, po czym zgarnął pieluszkę przewieszoną przez oparcie krzesła i ułożył ją na obojczyku brunetki. Może widok dziecka, któremu się ulewa nie jest zbyt piękny i zachęcający, ale Arthur widział to tak naprawdę pierwszy raz i cholernie go rozczuliło.
    - Twoja mama jest wspaniała, trochę przypomina mi moją – stwierdził, przekładając materiał na swoje ramię i ostrożnie biorąc Theę na ręce. Nigdy się tym nie interesował, ale mignęło mu gdzieś w pamięci, że dzieciom może się odbić więcej niż raz, dlatego ułożył dziewczynkę w ten sam sposób, jak wcześniej Elle. – Chociaż pewnie nie moglibyśmy zostawić z nią Thei, bo zacałowałaby ją na śmierć. A moja siostra wyręczyłaby nas we wszystkich dziecięcych zakupach – westchnął i uśmiechnął się nieco smutno. Wiele by dał, żeby tu były. Żeby poznały Elle, żeby Tilly mogła się z nią zaprzyjaźnić i być dla jego córki najlepszą ciocią na świecie. Chciałby też, żeby czuły dumę i szczęście, obserwując, jak trzyma w ramionach swoje dziecko. I żałował, że to się nigdy nie stanie. – My mamusię też, prawda, księżniczko? – wymruczał i odruchowo poszedł za dziewczyną. Zatrzymał się w progu pokoju i uśmiechnął łobuzersko. – Powinnaś się cieszyć, że trzymam dziecko, bo już byś leżała na tym łóżku i zrywałbym z ciebie ubrania – stwierdził, mierząc pożądliwym spojrzeniem jej nogi i pośladki, ale jedynie westchnął, gdy Thea wydała z siebie kilka pełnych niezadowolenia dźwięków, zupełnie jakby czuła, że jej ojciec ma kosmate myśli i wcale jej się to nie podobało. – Okej, okej, przecież jestem grzeczny – wymamrotał i poszedł za Elle, wywracając oczami. – Miałem ostatnio trochę za dużo wrażeń, żeby pamiętać o jedzeniu – stwierdził, wzruszając lekko ramieniem. – Znowu brzmisz, jakbyś sama nie wiedziała czy to groźba, czy obietnica – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i oparł się biodrem o kuchenny blat. – A może poczekamy aż mała zaśnie i upichcimy coś razem? Będę miał wyrzuty sumienia, że przy mnie skaczesz... – wyznał i zagryzł dolną wargę, zerkając na wtuloną w niego Theę, po czym wrócił do nucenia kołysanki, delikatnie się kołysząc.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  65. Nie skomentował jej słów, jedynie w duchu przyznając jej rację. Potrafił to sobie wyobrazić. Jak wszystko idzie swoim torem, po kolei, jak jego matka wpada do ich mieszkania tylko po to, żeby sprawdzić, czy nie zasypiają nad dzieckiem albo jak zarówno ona, jak i Alison postanawiają się zaopiekować Theą, żeby Elle i Arthur mogli mieć wolny wieczór i wybrać się do kina. Oczywiście na planach by się skończyło, bo zalegliby w łóżku wykończeni kolką córki i wtuleni w siebie. I to było tak piękne i idealne, że poczuł, jak po jego policzku spływa łza, którą szybko otarł, by brunetka jej nie zauważyła.
    - Przepraszam. Ale nic nie poradzę na to, że na ciebie lecę. I że tęskniłem – stwierdził, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. – Thea, powiedz mamie, że tatuś będzie cię kochał nawet, jak będziesz tak grubiutka, że nie będziesz mogła się ruszać – mruknął do dziewczynki, ale jej jedyną reakcją było rozkoszne ziewnięcie i zaciśnięcie rączek w piąstki na materiale pieluszki. – Nie wygląda, jakby się przejmowała – zauważył i na wszelki wypadek się odsunął, żeby niczym nie oberwać. Zaraz jednak roześmiał się na widok jej miny, która najwyraźniej miała go wystraszyć. Efekt był odwrotny, bo całkowicie go rozczuliła. – Kręcisz mnie jeszcze bardziej, kiedy jesteś taka władcza – oznajmił i szybko skradł jej całusa, po czym zrobił duży krok do tyłu. – Tak jest, szafowo – zasalutował wolną dłonią i umieścił ją na pleckach Thei, wracając do nucenia przyjemnej dla ucha melodii. Wszedł do pokoju, w którym stało łóżeczko córki i zaczął z nią spacerować po pomieszczeniu, nie przestając cicho podśpiewywać. Słyszał, jak oddech niemowlęcia stopniowo zwalnia, a piąstki po jakimś czasie się rozluźniły, więc wiedział, że zasnęła. Potem jednak pojawił się mały problem logistyczny. Arthur nie miał doświadczenia z dziećmi i nie miał bladego pojęcia, jak ją położyć, żeby się nie obudziła z płaczem. Rozejrzał się, aż w końcu sięgnął do łóżeczka po kocyk i delikatnie owinął nim córkę, po czym powoli, ostrożnie i bez żadnych gwałtownych ruchów ułożył ją na poduszce i przykrył kołderką. Wisiał tak nad barierką przez parę długich sekund, jednak nie rozległ się żaden niezadowolony wrzask. Mężczyzna odtańczył jakiś dziwny taniec zwycięstwa i ruszył do kuchni, zastawiając lekko uchylone drzwi.
    - Udało się – oznajmił z szerokim wyszczerzem na twarzy i stanął obok Elle, zacierając dłonie, jakby chciał pokazać, że jest gotowy do dalszej pracy. Kiedyś nie był mistrzem w gotowaniu, ale, chcąc nie chcąc, musiał się nauczyć, bo życie na mrożonkach nie było zbyt zdrowe i zachęcające. – Bądź dalej taka władcza i powiedz mi, w czym ci pomóc – zaczął i wycelował w nią palcem, mrużąc groźnie oczy. – I nawet nie próbuj – dodał, żeby nie zdążyła nic powiedzieć. – Jestem wymarzonym facetem, który wychodzi z założenia, że matka jego dziecka nie będzie sama stała nad garami – mruknął i rozejrzał się szybko, po czym w podskokach ruszył po wiszący na ścianie fartuszek. Założył go i zapozował niczym modelka. – Mów, kobieto, zanim się rozmyślę.

    kucharka

    OdpowiedzUsuń
  66. - Jesteś strasznym ponurakiem, Elle. Co się stało z twoim poczuciem humoru, hm? – spytał, przytulając ją do siebie i kręcąc głową. Art może nie był imprezowym zwierzęciem, nie był też zbyt towarzyski, ale nie szczędził na zajęciach zabawnych anegdotek i głupich tekstów. Chyba po prostu próbował wszystkim pokazać, że nie jest tak smutny, jak mogłoby się wydawać.
    - Owinąłem różowym kocykiem, przykryłem kołderką, a obok położyłem różowego króliczka. I nie zamknąłem do końca drzwi, żeby słyszeć, jeśli się obudzi – wyliczył i wypiął pierś, dumny z samego siebie. Fakt, że nigdy nie opiekował się dzieckiem i wszystko robił instynktownie. Trochę liczył, że Elle pochwali go za te działania, bo tak naprawdę nie do końca wiedział, czy dobrze robił, a ewentualne kiwnięcie głową, choć niewielki znak, że mu się udało, byłby na wagę złota.
    Zmierzył spojrzeniem swoją sylwetkę i uniósł do ust kubek z kawą, upijając z niego kilka sporych łyków. Potem go odstawił i wziął do ręki nóż.
    - Po co mi twoje ubrania? Chodziłbym półnago i obserwował, jak próbujesz mieć nad sobą kontrolę – roześmiał się, całując dziewczynę w czubek głowy. – A co, nie jestem? Myślałem, że facet, który potrafi uśpić dziecko i gotować to spełnienie marzeń – stwierdził i puścił jej oczko, po czym wziął jeszcze jeden łyk kawy i zabrał się za krojenie kurczaka. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak cholernie jest głodny, ale nie zamierzał o tym mówić. Nie chciał dać Elle satysfakcji i kolejnego powodu do ochrzaniania go. Chociaż nawet wtedy była urocza i miał ochotę jedynie się uśmiechać na widok jej naburmuszonej miny. Zerknął na nią i podążył spojrzeniem do najwyższej szafki. Brunetka nie należała do wielkoludów i tylko czekał, aż poprosi, by coś sięgnął, ale się nie doczekał. Stanął więc za nią, delikatnie przywierając do jej pleców i układając jedną dłoń na jej biodrze, po czym wyciągnął drugą rękę i otworzył szafkę, na którą spoglądała. – Co mam ci podać? – wymruczał, nie odrywając wzroku od naczyń i niby przypadkiem powędrował palcami trochę wyżej, podwijając Elle swoją koszulkę i muskając opuszkami jej skórę. Nie wiedział, skąd w nim takie pokłady pragnienia, ale gdy był blisko niej, nie mógł się do końca skupić, a jego myśli natychmiast wędrowały do jej zapachu, miękkich warg, ciepła, twarzy wykrzywionej w ekstazie i…
    Pokręcił lekko głową, czując, jak spodnie w newralgicznym miejscu znowu robią się ciut za ciasne, co Elle z pewnością mogła poczuć, zważywszy, że przylegał biodrami do jej lędźwi i zagryzł dolną wargę, wracając do rzeczywistości, choć nie było to znowu takie proste.
    - Jestem głodny – wymruczał nagle, ale nie chodziło mu o głód związany z żołądkiem, bo o tym zdołał na moment zupełnie zapomnieć.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  67. - Więc po obiedzie ciebie też utulę do snu – stwierdził wesoło, a w głowie już ułożył plan na popołudnie. Owszem, nie pogardziłby spędzeniem czasu z Elle, wspólnym spacerem, czy obejrzeniem filmu, ale martwił się o nią. Wolał zająć się Theą sam, żeby jej mama mogła się spokojnie wyspać. – Za dużo nie, ale czasami byś mogła. Nigdy nie opiekowałem się żadnym dzieckiem, więc pochwała jak najbardziej się należy – powiedział i pokiwał głową, zgadzając się na usypianie córki. Nie miał nic przeciwko temu, nie przeszkadzał mu nawet płacz małej. Zamierzał zrobić wszystko, by móc spędzić z nią jak najwięcej czasu. Jakby nie patrzeć, miał do nadrobienia trzy miesiące nieobecności. – I nigdzie ci nie odlecę. Teraz tak łatwo się mnie nie pozbędziesz – mruknął z tajemniczym uśmieszkiem.
    Rozchylił delikatnie usta i zamknął szafkę, nic z niej nie wyjmując. Właściwie zapomniał, że w ogóle po coś sięgał. W tej chwili skupiał się jedynie na dłoni Elle przesuwającej jego własną dłoń. Odwzajemnił uśmiech i przez moment drażnił palcami żebra brunetki, następnie piersi przez materiał stanika, a potem zsunął ręce na jej pośladki i ścisnął je, jednocześnie ją unosząc. Bez trudu posadził ją na blacie i ułożył rękę na jej szyi, kciukiem popychając brodę do tyłu tak, że nie miała wyjścia i musiała odchylić głowę.
    - Myślę o innym głodzie, skarbie. I jedzenie nie ma z nim nic wspólnego – wyszeptał, drażniąc jej skórę gorącym oddechem, a chwilę później to samo robiąc wargami. Rozkoszował się zapachem Elle, nieznacznie na nią napierając i ocierając się o strategiczne miejsca. Wątpił, że kiedykolwiek będzie miał jej dosyć i miał nadzieję, że z wzajemnością. Nie chciał teraz zimnego prysznica, mieli chwilę dla siebie, jej rodziców nie było, Thea spała, a obiad im nie ucieknie, przynajmniej Artie wychodził z takiego założenia. – Uważam, że moja koszulka wygląda na tobie cholernie uroczo, ale bez niej ci lepiej, wiesz? – wymruczał, odsuwając się tylko po to, by zdjąć z niej materiał i upuścić go na podłogę. Po chwili zastanowienia znowu naparł na dziewczynę tak, że musiała się położyć na plecach, a sam zjechał z pocałunkami niżej, jednocześnie zsuwając materiał legginsów wraz z bielizną. – Tylko cicho, Elle. Nie chcemy obudzić naszego dziecka, prawda? – spytał z delikatnym uśmiechem i ukląkł na podłodze, rozsuwając nogi dziewczyny i drażniąc ją językiem. Osobiście nie musiał osiągnąć spełnienia, chciał, żeby to jej było dobrze. Trochę tak, jakby pragnął, żeby zapomniała o wszystkich problemach i się odstresowała. Inna kwestia, że jej wilgoć i smak sprawiały, iż nie chciał się od niej odsuwać, a najcichsze westchnienie tylko go podjudzało do dalszego działania. Miał jedynie nadzieję, że Thea nie obudzi się w najmniej odpowiednim momencie, domagając się uwagi.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  68. Każde jej westchnienie, jęk i drżenie mięśni sprawiały mu niesamowitą satysfakcję. Nie wiedział, że można czuć tak ogromną przyjemność z czyjejś przyjemności, ale chciał zapamiętać to uczucie. Dlatego nie przestawał, póki Elle nie drżała na tyle mocno, że pomyślał, iż może być zmęczona i mieć dosyć. Dopiero wtedy się podniósł, muskając po drodze wilgotnymi wargami jej skórę, by na koniec wpić się w jej usta. Przerwał jedynie na kilka sekund, by wydać z siebie westchnienie, gdy jej palce objęły jego męskość i jęknął cicho w reakcji na paznokcie drugiej ręki wbite w skórę. Podobało mu się to, cholernie. Niby nic wielkiego, a Arthur wariował, nie potrafiąc jasno myśleć. Nie przejmował się tym, czy ktoś może ich zobaczyć przez okno, czy jej rodzice ich nie zaskoczą i czy Thea nagle nie zacznie płakać. Liczyły się tylko dłonie Elle na jego ciele i to, jak bardzo jej pragnął, kolejny raz.
    - Ja ciebie też – wyszeptał i uniósł ręce, by mogła swobodnie pozbyć się jego bluzy. – Jesteś cudowna – dodał samemu zsuwając nieco spodnie i bokserki na tyle, żeby bez ostrzeżenia wbić się mocno we wnętrze dziewczyny, przyciskając ją do siebie. Nie wiedział, skąd w nim pragnienie, by poczuła go intensywniej, niż poprzednio, ale nie zwalniał ani na moment, a jego ruchy do samego końca nie były zbyt delikatne. Palce również zaciskały się na jej udach tak, że zostawił na skórze wyraźny odcisk swojej dłoni. To nie tak, że chciał jej zrobić krzywdę, wyczekiwał jakiegokolwiek sygnału, że ma przestać, ale się go nie doczekał.
    Pociągnął ją delikatnie za włosy, dysząc ciężko i uśmiechnął się, całując ją, tym razem zdecydowanie spokojniej.
    - Wiesz, że mamy do nadrobienia w ten sposób kilka długich miesięcy? – wydusił i przytulił do siebie dziewczynę, głaszcząc powolnymi ruchami jej rozgrzane plecy. Nie mógł się zmusić, by się odsunąć, dlatego trwał w tej pozycji, przedłużając nieco ich wspólne chwile. Nie dane mu jednak było, bowiem z pokoju Elle rozległ się płacz. Arthur jęknął cicho i odsunął się od dziewczyny, jeszcze raz muskając przelotnie jej wargi. – Ta mała cwaniara tylko czeka, mówię ci – mruknął, podając brunetce koszulkę i legginsy, samemu zakładając na siebie bluzę. – Dobrze, że chociaż wyczucie czasu ma w miarę przystępne – westchnął, kręcąc głową i ruszył do pokoju, gdzie wziął córeczkę na ręce. Do jego nozdrzy dotarł niezbyt przyjemny zapach. – Kochanie, mamy tutaj pewne komplikacje! – zawołał, nie do końca wiedząc, co ma z tym zrobić. Nie miał okazji jej przewinąć i naprawdę liczył, że Villanelle go poinstruuje. – Jak się zmienia pampersa? Bo ja… Nie wiem – dodał, wychodząc z pomieszczenia i patrząc na dziewczynę zdezorientowanym spojrzeniem. Wyglądał jak mały chłopiec, który zgubił swoją mamę w hipermarkecie.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  69. Uważnie obserwował każdy ruch Villanelle, krzywiąc się przy tym. Cóż, nie ma co ukrywać, przewijanie dziecka nie należało do przyjemności, ale nie chciał być tym typem faceta, który zrzuca czarną robotę na swoją partnerkę. Problem tkwił w tym, że czymś zupełnie innym było jedynie trzymanie dziecka na rękach i usypianie, a czymś innym przekładanie jej, trzymanie tak, żeby nie zrobić jej krzywdy, na przykład podczas kąpieli. A nie wybaczyłby sobie, gdyby zrobił córeczce choćby maleńkiego siniaczka, nie mówiąc o czymś poważniejszym.
    - Jak ty to robisz? – spytał, przenosząc spojrzenie na Elle. – W twoich rękach wszystko wydaje się takie proste i instynktowne, a ja nie jestem pewny, czy w ogóle podniósłbym jej te nóżki, przy okazji ich nie łamiąc – pokręcił głową i zadrżał na samą myśl, po czym przejął dziecko i posłusznie poszedł do kuchni. Nie chciał jednak marnować czasu, poza tym trzy rundy trochę go zmęczyły i tym razem naprawdę zgłodniał. Zastanawiał się, czy nie położyć Thei w wózku, ale ostatecznie uznał, że będzie miał przecież na nią oko, dlatego leżała na macie, kiedy on kończył kroić kurczaka. Usmażył zarówno mięso, jak i szpinak, doprawił, odcedził makaron i zerknął na domagającą się jedzenia Elle.
    - I śmiesz mnie pouczać w sprawach jedzenia, Madisson? – spytał, kręcąc głową z dezaprobatą. – Nie znam nikogo, kto najadłby się jogurtem. Wychodzi na to, że też będę musiał cię pilnować – stwierdził, wytykając jej język i rozejrzał się, jakby czegoś szukał. – Talerze i sztućce? – rzucił, a gdy dziewczyna wskazała mu odpowiednią szafkę i szufladę nałożył porcję najpierw dla niej, a potem dla siebie i podał brunetce naczynie, siadając na podłodze obok niej. – Nasza księżniczka będzie pichciła ze mną. Dostanie nawet fartuszek – oznajmił i pogłaskał kłykciem policzek Thei, zerkając spod rzęs na Elle. – Na co czekasz? Podobno jesteś strasznie głodna – uśmiechnął się szeroko i sięgnął swoim widelcem jej porcji. Nabił trochę makaronu i kawałek kurczaka. – Zamknij oczy i otwórz buzię – zaśmiał się cicho, czekając, aż wykona polecenie. – No już, słoneczko, zimne nie jest tak dobre – dodał, a Thea zapiszczała wesoło, machając przy tym nóżkami i rączkami. – Dobrze, że jesteś po mojej stronie, córeczko. Widzisz? Dopinguje – stwierdził, szczerząc zęby w uśmiechu.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  70. - Dla ciebie panie magistrze – odparował ze śmiechem, a śmiech szybko przekształcił się w łobuzerski uśmieszek. – Gdybym miał pewność, że ci się nie podoba, dawno dałbym ci spokój. Ale nie widziałem, żebyś szczególnie cierpiała – wymruczał i pokiwał entuzjastycznie głową, słysząc o planach. On sam nie chciał swoich snuć, wolał, żeby wszystko odbywało się na zasadach Elle, żeby to ona nadawała tempo tej relacji. Wychodził z założenia, że przecież się dostosuje. Zresztą, nie miał chyba innego wyjścia. Albo nie chciał mieć. – Ona już jest córeczką tatusia. Chyba kiedyś będziemy się musieli zastanowić nad synkiem mamusi – mruknął, zanim zdołał ugryźć się w język i uśmiechnął się szeroko. – Żartuję. Tak mi się wydaje – dodał szybko i uniósł swój talerz, by jedzenie nie wylądowało na podłodze i objął dziewczynę ramieniem, stwierdzając, że jeśli coś kapnie jej na głowę, sama będzie sobie winna. – Moja słodka tajemnica. Nic ci nie zdradzę, bo jeszcze stwierdzisz, że mnie nie potrzebujesz – ucałował ją w czubek głowy, po czym wsunął sobie do ust kawałek kurczaka i dopiero wtedy prawdziwie sobie uświadomił, jak bardzo był głodny. Jedzenie znikało w szybkim tempie, więc kiedy Elle odstawiła na moment swój talerz, jego już był pusty. – No wiesz co? Nie będziesz zazdrosna, że nie chce jeść twojego… ekhm… Jedzonka? – spojrzał sugestywnie na jej wciąż nabrzmiałe piersi i odchylił się nieco na wszelki wypadek. Po każdym takim żarcie miał wrażenie, że Elle za chwilę go walnie w pusty łeb i choć jeszcze się to nie wydarzyło, wolał dmuchać na zimne.
    Roześmiał się głośno i podparł się za plecami na dłoniach, odchylając głowę. Mimowolnie wyobraził sobie brunetkę w samym fartuszku, w dodatku z kokardą we włosach, jako jego własny prezent świąteczny. Tak, zdecydowanie chciałby kiedyś zastać taki widok po powrocie z uczelni, ale wolał to zostawić na razie w sferze marzeń.
    - A jak dostaniesz, to obiecujesz, że zrobimy razem pierniczki? – spytał, unosząc głowę i spoglądając na nią roziskrzonymi oczami. – Właśnie… Co chciałabyś na święta? Marzy ci się coś konkretnego, czy mam cię zaskoczyć? – dodał, a trybiki w jego umyśle same zaczęły tworzyć plan, choć nawet nie znał jeszcze odpowiedzi. Nie myślał o niczym materialnym, o nie, przynajmniej nie tylko. – A może to i to? Nie liczmy fartuszka, bo żeby robić pierniczki musisz go dostać wcześniej – powiedział ze śmiechem i nagle, ni z tego ni z owego, pociągnął Elle za ręce tak, że wylądowała na jego torsie, a sam Arthur opadł plecami na podłogę, obejmując dziewczynę w pasie. – Zresztą, nad czym się w ogóle zastanawiam. Przecież ja ci wystarczę – oznajmił wesoło, jednocześnie drażniąc palcami jej żebra. Nie wiedział, czy ma łaskotki, ale skrycie liczył na pisk i głośny śmiech. Uwielbiał jej śmiech, uśmiech zresztą też, dlatego od kilku godzin chodził cholernie rozczulony widokiem jej szczęśliwej twarzy i chciał, żeby wyglądała tak jak najdłużej.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  71. - Przyznaję się. To nie żadna tajemnica. A dałem ci spokój tylko dlatego, że sama stwierdziłaś, że nie dasz więcej rady – odparł takim samym tonem i zagryzł wargę, żeby nie dodać nic więcej. Podobało mu się to, żeby nie powiedzieć, że był zachwycony obrotem spraw. Wszystko wskazywało na to, że mógł ją teraz przytulać, całować i robić dużo, dużo więcej, kiedy tylko będzie miał ochotę, oczywiście w granicach rozsądku. Na razie nie chciał jej jednak wypuszczać ze swoich ramion nawet na chwilę i miał wrażenie, że Elle również szuka z nim fizycznego kontaktu. Nie wiedzieć czemu, wyobraził sobie, jak po rozpoczęciu roku akademickiego dziewczyna podchodzi do jego biurka, udając, że ma jakieś pytanie, podczas gdy tak naprawdę będą planować, co po powrocie zjedzą na obiad, a zanim wróci na swoje miejsce, pożegnają się delikatnym muśnięciem dłoni. I czuł ekscytację na samą myśl o tym.
    - Ale teraz mnie i chyba wyraźnie ci powiedziałem, że chcę pomóc. Zresztą to też moje dziecko i zwyczajnie sobie nie wyobrażam, żeby się nią nie zajmować. Więc kradnie nasz czas – powiedział nieco poważniej i zerknął z uśmiechem na Theę. – Za to mnie kochasz – oznajmił i rozmasował udo. – Poza tym, jesteś na tyle poważna, że nadrabiasz za nas dwoje. Póki się trochę nie rozchmurzysz, ja wciąż będę pajacował – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, jednak zaraz ten uśmiech zmienił się w pełen czułości wyraz twarzy. Chciał tego, chyba nawet Elle nie miała pojęcia jak bardzo. Z założenia Arthur nie lubił świąt. Dla niego był to dzień jak każdy inny, z wyjątkiem tego, że samotność i smutek odczuwał dwa razy bardziej. Nie ubierał choinki, bo nie miało to sensu. Zazwyczaj wykańczał wtedy barek, uznając, że po pijaku łatwiej będzie to znieść. Nie było. Wyobrażał sobie, jak mama pogania go z nakrywaniem do stołu, jak ojciec pomaga jej nosić potrawy, a siostra z zawziętością poprawia bombki, bo choinka zawsze musiała wyglądać idealnie. W tych wyobrażeniach znowu byli szczęśliwą rodziną, śpiewali świąteczne piosenki, bo nie lubili kolęd, a koniec końców wszyscy przebierali się w onesie, które podarowała im Tilly.
    - Myślisz, że twój ojciec mnie nie wykopie? – spytał cicho, a jego oczy posmutniały. – Naprawdę chciałbym spędzić normalne święta, chociaż raz… Ze swoją rodziną – wyszeptał, ściskając delikatnie dłoń Elle i znowu rzucając Thei spojrzenie pełne czułości. – Chyba sobie żartujesz, moja droga! O małej nawet nie będę mówić, bo to oczywiste, że obsypię ją wszystkim, co tylko mi wpadnie w oko, ale nie myśl sobie, że wezmę sobie do serca to twoje ‘żadnych prezentów’. Pytam dla formalności, żebyś nie narzekała, że czegoś nie dostałaś, a bardzo tego chciałaś – oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu i roześmiał się głośno, czując palce dziewczyny na swoich żebrach. – Już żałuję! Przepraszam, więcej nie będę, przysięgam! – wyrzucał z siebie, wyginając się na podłodze i próbując złapać ją za nadgarstki, żeby wyciągnąć drobne dłonie spod swojego ubrania.
    Zesztywniał jednak, gdy usłyszał głos ojca Villanelle i podniósł się do siadu, poprawiając bluzę. Uświadomił sobie, że przecież do powrotu państwa Madisson miał już dawno być u siebie, ale nie spodziewał się, że wrócą tak wcześnie…
    - Powinienem się zbierać. Obiecałem – mruknął, spoglądając na niezadowoloną minę Henry’ego i wstał. Rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym urwał spory kawałek ręcznika papierowego i sprzątnął to, co Elle wyrzuciła z talerza. – Da mi pan chociaż czas, żebym pożegnał się z córką? – spytał, tracąc resztki dobrego humoru.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  72. Podążył spojrzeniem za wszystkimi trzema kobietami i usiadł dopiero, gdy całkowicie zniknęły mu z pola widzenia. Zdołał się jeszcze uśmiechnąć do Villanelle i puścić jej oczko, po czym splótł ze sobą palce obu dłoni i ułożył je na stole, patrząc przy tym na starszego mężczyznę. Czuł się jak na egzaminie, miał wrażenie, jakby Henry badał każdą jego reakcję, próbując zawczasu ustalić, czy Arthur się wycofa, czy wciąż będzie tak butny. Z kolei sam Arthur nie chciał się kłócić. Było mu źle ze świadomością, że między tym wszystkim jest Villanelle i Thea, a wolał nie dopuścić, by dziewczyna musiała wybierać pomiędzy swoim ojcem, a ojcem swojego dziecka.
    Westchnął cicho i rozluźnił nieco ramiona. Opuścił głowę, mając wrażenie, że nie może spojrzeć mężczyźnie w oczy, bo z jego własnych popłyną łzy.
    - Mogę się tylko domyślać – szepnął i przygryzł dolną wargę. – Gdybym tylko wiedział, że Elle... – urwał i wziął głęboki wdech, w końcu unosząc spojrzenie. – Proszę mi wierzyć, nie chcę jej skrzywdzić. Ona i Thea są wszystkim, co mam i chcę tylko ich szczęścia. I zrobię wszystko, by dalej mógł pan ją taką widzieć – uśmiechnął się delikatnie, a w okolicy serca poczuł przyjemne ciepło. Był szczęśliwy ze świadomością, że dzięki niemu Villanelle odżyła, choć jeszcze kilka dni temu nie chciała mieć z nim nic wspólnego. – Naprawdę nie mam złych intencji. Nigdy nie miałem. I chciałbym... – urwał, zastanawiając się, czy może powiedzieć na głos o swoich wyobrażeniach związanych z rodziną Madisson. – Bardzo bym chciał pańskiego zaufania. Na tyle, żeby traktować mnie jak kogoś wartego szczęścia Elle i Thei, może nawet jak rodzinę – wydusił w końcu i natychmiast pokręcił głową. – Ale to plan długoterminowy i postaram się go nie spieprzyć. I proszę mi mówić Arthur, po prostu – uśmiechnął się delikatnie, mając nadzieję, że skrócenie dystansu zadziała na Henry’ego pozytywnie. Na tyle, na ile mogło w sytuacji, gdy zapewne w oczach mężczyzny Art wciąż jawił się jako ten zły, który zrobił dziecko jego córce i odebrał jej niewinność. – Wiem, że obiecałem, że do waszego powrotu mnie nie będzie, ale obiecałem Elle, że utulę Theę do snu, żeby sama też mogła odpocząć, bo przyznała mi się dzisiaj, że jest zmęczona... Będzie pan miał coś przeciwko, jeśli jeszcze trochę zostanę? – spytał w końcu, spoglądając tęsknie na wyjście. Słyszał gaworzenie Thei dochodzące z innego pomieszczenia i cholernie chciał tam być, żeby po prostu ją przytulić. Pragnął też zobaczyć, jak Elle ją kąpie, żeby samemu się tego nauczyć i następnym razem zrobić to samodzielnie, a potem stanąć nad jej łóżeczkiem, przytulając do siebie brunetkę i patrzeć, jak ich maleństwo zasypia. – Nawet pan nie zauważy, że wciąż tu jestem, przysięgam – dodał na sam koniec, wbijając w mężczyznę błagalne spojrzenie.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  73. Nie spodziewał się takiego pytania, dlatego zamrugał szybko oczami. Fakt, mógł przewidzieć, że Elle w nic nie wtajemniczyła swojego ojca. Biorąc pod uwagę, jak był zasadniczy, gdyby miał choć nikłe pojęcie, jak wyglądała ich relacja, Arthur na pewno szukałby swoich zębów na podłodze.
    - Może lepiej, żeby Villanelle sama panu powiedziała – wymamrotał nieco niewyraźnie. Był zażenowany swoim niegdysiejszym zachowaniem, ale nie chodziło tylko o to. Jak miał powiedzieć ojcu Elle, że tak naprawdę jest nauczycielem akademickim? Że poznał Madisson na zajęciach i przez jakiś czas pomagał jej w zaliczeniach? I przede wszystkim, że stała praca znalazła się pod gigantycznym znakiem zapytania, bo tak naprawdę nie wiedział, czy przez związek i fakt, że był ojcem dziecka swojej studentki nie wyleci z uczelni na bruk ze zszarganą opinią w środowisku naukowym? – Chyba nie była pewna, jak sprawdzę się w roli ojca – dodał szybko, nie chcąc, by poprzednie słowa zawisły w powietrzu. – Wybłagałem, żeby dała mi szansę i mam nadzieję, że na razie nie żałuje – uśmiechnął się lekko, jednak uśmiech szybko zniknął, a Arthur pokiwał głową ze zrozumieniem. Wiedział, że brunetka jest uparta jak osioł, zdołał się o tym przekonać. Właściwie nie prosiła też o pomoc, był to raczej żart, który mężczyzna wziął na poważnie. – Wiem. Ale, szczerze mówiąc, sam uznałem, że moja pomoc przy małej nie podlega dyskusji. A Elle chyba wygadała się przez przypadek – wzruszył lekko ramionami i również wstał, ściskając dłoń Henry’ego i uśmiechnął się w duchu, gdy poczuł silne klepnięcie w ramię. Owszem, czuł od Madissona alkohol i zdawał sobie sprawę z tego, że był to jeden z czynników, dzięki którym potraktował Arta nadzwyczaj łagodnie, ale i tak było to lepsze, niż brak rozmowy.
    Westchnął cicho, gdy Villanelle weszła do pomieszczenia i zamknął ją w swoich ramionach na tyle, na ile pozwalała na to Thea.
    - Poradzę sobie – wymamrotał, odsuwając się nieznacznie i nakrył jej dłoń swoją dłonią, przymykając powieki. – Nie powiedziałaś mu... Z jednej strony mnie to cieszy, a z drugiej... Powinien chociaż wiedzieć, że jesteś moją studentką. Lepiej, żeby dowiedział się od nas, niż od osób trzecich – wyszeptał i otworzył oczy, kiwając lekko głową. – Ktoś tutaj skutecznie odwrócił moją uwagę od golenia. Ale następnym razem będę gładziutki, obiecuję – zaśmiał się cicho i przeniósł spojrzenie na Theę, wciąż wtuloną w swoją mamę. – Księżniczko, chyba musisz iść spać. Obiecałem twojej mamie, że cię uśpię, a twojemu dziadkowi, że niedługo się zmyję – powiedział, głaszcząc ją delikatnie po pleckach. – Nauczysz mnie, jak się kąpie takie maleństwo? Nie chciałbym jej zrobić krzywdy – popatrzył na Elle i uśmiechnął się uroczo, jak mały chłopiec.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  74. Zacisnął wargi i natychmiast pokręcił głową, dając znać, że się na to nie zgadza.
    - I tak już się wystarczająco poświęciłaś wyjeżdżając do Dunedin. Elle, jestem po magisterce, zanim stałem się teoretykiem, długo praktykowałem... Łatwiej mi będzie zmienić pracę i napisać doktorat poza uczelnią, niż tobie przerywać studia i o cały rok je przedłużyć. Nie, nawet nie ma o tym mowy – zastrzegł nieco zbyt ostro, ale... Wciąż pozostawał jej wykładowcą, a jeśli chciała się kształcić, jakim byłby w przyszłości doktorem, gdyby ją od tego odciągał. Zresztą wciąż uważał, że jest dobra i nie powinna marnować swojego talentu tylko dlatego, że urodziła dziecko wcześniej, niż się spodziewała. – Ewentualnie... Możemy sprzedać twojemu tacie bajkę, że zdecydowałem się w tym roku i przydzielili mi twój rok – wyszeptał z uśmiechem i delikatnie wzruszył ramionami, po czym poszedł za dziewczyną.
    Zamknął drzwi łazienki, słuchając uważnie brunetki i patrząc z niejakim przestrachem na wanienkę. Nigdy nie widział czegoś takiego i nie bardzo rozumiał co i jak, a Thea jedynie utwierdziła go w przekonaniu, że również niezbyt jej się to podoba. Nie miał doświadczenia z dziećmi, ale przecież niegdyś był starszym bratem. Tilly była młodsza o prawie cztery lata, więc co nieco pamiętał z okresu jej niemowlęctwa. W tym to, że jego siostra nie przepadała za czapkami i kąpielami. O ile na to pierwsze nie było żadnego sposobu, tak na drugie jego mama znalazła cudowne, wręcz magiczne w swojej prostocie rozwiązanie, a wieczorne koncerty płaczu ucichły.
    - Nie dziwię się. Jakby mnie wkładano do wanny dla kosmitów, też bym za nimi nie przepadał – stwierdził, odstawiając ustrojstwo na bok i odkręcił wodę w prawdziwej wannie, zamykając odpływ. Potem odwrócił się do Elle i wyciągnął ręce po córeczkę, sugestywnie mierząc spojrzeniem ubranie brunetki. – Rozbieraj się. Nie do naga, bo twój ojciec by mnie zabił, wystarczy do bielizny – rzucił kolejny raz tonem nieznoszącym sprzeciwu i odebrał od dziewczyny dziecko. Ułożył płaczącą Theę w tej śmiesznej wanience, ale tylko po to, by swobodnie ją rozebrać i zerknął, czy Elle pozbyła się swoich ubrań i westchnął ciężko. Ponownie podniósł płaczące niemowlę i ułożył ją w swoich ramionach. – Tilly nienawidziła kąpieli. Darła się czasami po kilka godzin, więc mama zaczęła kąpać się z nią. Układała ją na swoich udach i myła, a mała była wtedy najszczęśliwsza na świecie. Może w przypadku Thei też zadziała? – podsunął, przestępując z nogi na nogę i kołysząc się lekko.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  75. - Bo nie umiem. Sam bym jej nie wykąpał. Ale miałem rodzeństwo i pamiętam kilka trików mamy. Zresztą zawsze powtarzała, że Tilly jest wyjątkowo marudna i jakoś tak zapadło mi to w pamięci – uśmiechnął się lekko i wbił w Elle spojrzenie, choć tym razem nie miał żadnych brudnych myśli. No, może trochę, ale wiedział, po co tu są. Poza tym wciąż trzymał dziecko, płaczące wniebogłosy dziecko i ten dźwięk sprawiał, że pękało mu serce. Miał ochotę płakać razem z córką, ale zagryzł jedynie wargi, czekając, aż Villanelle swobodnie ulokuje się w wannie. Naprawdę miał nadzieję, że jego pomysł przyniesie jakiś efekt. Choćby mizerny, ale jakiś, jednak gdy dziewczyna wyciągnęła ręce po córeczkę, zawahał się. Chciał się wycofać, ale ostatecznie kucnął obok i ostrożnie ułożył dziecko na nogach brunetki.
    - Radzisz sobie z nią na tyle dobrze, że nie widzę takiej opcji – powiedział, głaszcząc ją po ramieniu i opadł na kolana, opierając przedramiona na krawędzi, a brodę na dłoniach. Patrzył, jak twarzyczka Thei stopniowo się rozluźnia, a płacz cichnie i niemal fizycznie czuł, jak jego serce rośnie. Przeniósł spojrzenie na twarz Elle i odruchowo wyciągnął rękę, przesuwając kłykciem po jej policzku. – Uwielbiam patrzeć, jak się uśmiechasz. Mam wtedy wrażenie, że jesteś szczęśliwa i przez to ja też jestem – wyszeptał i wysunął się na tyle, by musnąć wargami skroń brunetki. – Kochanie, chyba ta śmieszka wanienka musi iść w odstawkę, wiesz? Albo przeniosę ją do siebie, bo mam tylko prysznic, a... Jeśli kiedyś zdecydujesz się zostać z małą, będziemy musieli jakoś sobie poradzić – mruknął, choć nie był pewny, czy powinien poruszać ten temat. Nie chciał na nic naciskać, nie wymagał, by Elle teraz decydowała, ale liczył na to, że czasami będzie mógł zaopiekować się Theą sam, żeby dziewczyna mogła odpocząć. – Wiesz... Może lepiej wyjdę, bo jak znam swojego pecha zaraz wpadnie tu twój ojciec – zaśmiał się cicho i musnął wargami jej usta, po czym opuścił pomieszczenie i przemknął do pokoju Villanelle, by nie wkurzać Henry’ego swoim widokiem. Rozejrzał się i z braku laku pościelił łóżeczko córeczki i zerknął na łóżko Elle. Przez moment stał, namyślając się, a potem uśmiechnął się i pomacał kieszenie spodni. Starał się ograniczać palenie, ale zawsze miał przy sobie zapalniczkę, którą teraz wyjął i podpalił stojące w pokoju brunetki świeczki, a po pomieszczeniu rozniósł się przyjemny zapach. Chciał, żeby Madisson się zrelaksowała i miał szczerą nadzieję, że odpowiedni nastrój trochę jej w tym pomoże.

    romantyk

    OdpowiedzUsuń
  76. Uśmiechnął się na widok Elle i poszedł za nią do komody, przypatrując się uważnie wszystkim wykonywanym czynnościom.
    - Nie miałem na myśli nic zdrożnego... Pomyślałem, że to pomoże ci się rozluźnić. I że zwyczajnie będzie ci przyjemnie – wzruszył ramionami i spojrzał na nią z niejakim zawstydzeniem. Nie miał pojęcia, czy przypadkiem nie przegiął i nie poczuł się w jej pokoju zbyt swobodnie, ale miał dobre intencje. Odwrócił wzrok od brunetki i przeniósł go na Theę. Potarł ręce, żeby trochę je ogrzać i rozsmarował olejek na ciele córki, robiąc do niej głupie miny i śmiejąc się za każdym razem, kiedy ona się śmiała.
    - Powiedz mamusi, że ma przestać mówić głupotki – zaświergotał i połaskotał dziewczynkę po brzuszku. Potem sięgnął po pampersa i zerknął niepewnie na Elle, a niedługo potem córka była gotowa do tego, żeby ubrać jej śpioszki i utulić do snu. Pochylił się jeszcze, całując wierzgające nóżki dziecka i westchnął, poważniejąc nieco. – Doktorat to decyzja pod wpływem chwili i mogę go odłożyć. Was nie – powiedział, biorąc Theę w swoje ramiona i układając ją na łóżku brunetki. Pampersa opanował, ale wolał nie połamać jej rączek, wpychając je na siłę w materiał ubranka i wolał, żeby Villanelle kolejny raz go poinstruowała. – Mam propozycję. I zanim powiesz nie po prostu mnie posłuchaj, dobrze? – westchnął i nakrył dziecko kołdrą, po czym klęknął przed dziewczyną, opierając ręce na jej udach i masując je delikatnie. – Porozmawiam z dziekanem. Nie powiem, że chodzi o nas, wymyślę jakąś historyjkę o koledze w trudnej sytuacji i chęci niesienia pomocy... Najpierw się dowiem, czy w ogóle mamy się czym martwić, a później ewentualnie będziemy to robić, dobrze? – uśmiechnął się lekko i uniósł do ust jej dłoń, muskając wargami drobne palce. – Wiesz... W świetle prawa jestem studentem. Studentem i wykładowcą. Myślę, że to szara strefa, a z założenia brak regulacji działa na naszą korzyść. Na razie o tym nie myśl, dobrze? Jutro postaram się czegoś dowiedzieć, a ty się nie martw. Damy sobie radę, kochanie. Musimy, dla naszej córeczki – wyszeptał i oparł głowę na kolanach Elle w taki sposób, żeby swobodnie patrzeć na Theę i poprawić kołdrę. – Czyli twierdzisz, że mogę jej urządzić prowizoryczny pokoik? I kupić łóżeczko albo kołyskę? I w ogóle coś, żeby czuła się u mnie dobrze? – wyrzucił niemal na wydechu i uniósł głowę, uśmiechając się szeroko, a oczy rozbłysły mu szczęściem i nadzieją.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  77. - Właściwie nie zamierzałem wspominać o żadnej wyjeżdżającej dziewczynie. Raczej coś o zwariowaniu na punkcie studentki – wymruczał, muskając wargami udo dziewczyny i uśmiechnął się szeroko, podnosząc głowę. – Muszę coś zrobić z tym twoim zamartwianiem. Wiem, że mamy teraz dziecko i powinniśmy myśleć o przyszłości, ale... Odpuść czasami, proszę. Sama jeszcze kilka godzin temu wrzeszczałaś, że mam cię nie stresować, bo masz coraz mniej pokarmu, a teraz sama to sobie robisz – westchnął, pochmurniejąc nieco, ale zaraz wesołe iskierki znowu rozjaśniały w jego ciemnych oczach. – Naprawdę o to pytasz? – rzucił z niedowierzaniem i pokręcił głową, śmiejąc się cicho. – Bez ciebie nigdzie bym nie poszedł. A mała księżniczka też musi wyrobić sobie gust i przyda się jej opinia – stwierdził i podniósł się, po czym kolejny raz tego dnia wziął Theę w swoje ramiona. – Będzie. Zrobię wszystko, żeby było. I żebyś nie musiała się więcej stresować – szepnął, pochylając się nad Elle i musnął jej wargi swoimi, a następnie ułożył córeczkę na swoich rękach, owinął ją kocykiem i zaczął spacerować po pokoju, kołysząc się lekko i nucąc tę samą melodię co wcześniej. Thea powoli odpływała, ale na dźwięk smsa drgnęła i otworzyła szeroko oczy, wpatrując się z zaciekawieniem w swojego ojca. Arthur westchnął i zaczął cały proces od początku, spoglądając z niemym zainteresowaniem na Villanelle.
    - Widzisz? Mówiłem ci, że ta laska nie grzeszy inteligencją – prychnął i pokręcił z rozbawieniem głową. – Trochę szkoda tej kawiarni, mieli cholernie dobrą kawę, ale... Znajdziemy coś innego, hm? – podsunął, uśmiechając się szeroko. Znowu jego wyobraźnia trochę pogalopowała i zobaczył, jak siedzą przed jakąś kawiarenką, która zasługiwałaby na miano ulubionej. Thea dostałaby własne krzesełko i jakąś dziecięcą papkę do rozbryzgiwania naokoło, a Elle i Arthur piliby kawę, zajadając się dobrym ciastkiem i rozmawiając o pierdołach. Miał tyle pięknych wizji i tak bardzo chciał ich spełnienia... Bo równałoby się to spełnieniu najskrytszych marzeń. Po kolei, od wspólnych chwil, przez ślub i drugie dziecko, na domku na przedmieściach z dużym ogrodem, psem i dwóch pociechach bawiących się w piaskownicy skończywszy.
    Popatrzył na śpiącą córeczkę i ostrożnie położył ją w łóżeczku, szczelnie przykrywając i układając obok królika. Uśmiechnął się jeszcze i wrócił do Elle, po czym szarpnął kołdrę i popchnął dziewczynę tak, że położyła się na łóżku, unosząc jednocześnie jej nogi i po chwili również szczelnie przykrywając. Przy okazji zabrał jej telefon i go wyciszył, następnie odkładając na szafkę nocną.
    - Dziecko śpi, teraz czas na mamę – wyszeptał, bez pytania układając się obok brunetki. – Będę tu leżał, póki nie zaśniesz. Ewentualnie trochę przyspieszę ten proces i do reszty cię wymęczę – oznajmił, uśmiechając się łobuzersko i podparł głowę na dłoni, drugą rękę wsuwając pod kołdrę, bluzę Elle, aż w końcu zahaczył opuszkami palców o krawędź jej majtek. – Będziesz grzeczna, przestaniesz się zadręczać i pójdziesz spać, czy mam ci w tym pomóc, słoneczko? – wymruczał, pochylając się nieznacznie w jej stronę, żeby owiać jej szyję i ucho swoim oddechem, a palce wsunął pod cienki materiał, jednak zatrzymał dłoń na podbrzuszu, uśmiechając się pod nosem.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  78. - Ćśś, kochanie, przestań już... Chociaż przez chwilę przestań się martwić. Po cholerę zapalałem te świeczki, skoro teraz chcesz zepsuć cały nastrój? – zaśmiał się cicho i posłusznie wyjął dłoń spod kołdry, by przytulić Elle do siebie i wsłuchać się w jej zwalniający oddech. – Nie muszę ci tego obiecywać, bo to oczywiste – wyszeptał, przeczesując palcami ciemne włosy i całując ją w czubek głowy. Kiedy zasnęła ostrożnie wyswobodził się z jej objęć, zdmuchnął świeczki, zerknął jeszcze na śpiącą Theę i wyszedł, na odchodnym machając uśmiechniętej Alison, która wyjrzała z salonu.

    Zamierzenie było proste, krótka i treściwa rozmowa z dziekanem, uzyskanie potrzebnych informacji, opuszczenie uczelni i wspólne popołudnie z Elle i ich córeczką. Wchodząc do gabinetu wyciszył telefon, uznając, że waży się przyszłość jego rodziny, więc nikt nie powinien w tym przeszkadzać, toteż smsa odczytał dopiero na korytarzu po wyczerpujących odpowiedziach ze strony profesora. I tak jak opuszczał pomieszczenie z szerokim uśmiechem na twarzy, tak też uśmiech szybko zniknął. Arthur puścił się biegiem do wyjścia, a kilkanaście minut później był w szpitalu. Dopadł kontuaru zziajany, z roztrzepanymi włosami i dziwnie ułożoną koszulą, która w tym biegu zdołała mu się częściowo rozpiąć.
    - Gdzie znajdę Villanelle Madisson? – wydyszał, a kobieta za ladą wstała i spojrzała na niego nieco niepewnie.
    - Potrzebuje pan pomocy? Chyba powinien pan dostać coś uspokajającego... – zaczęła, a Morrison gwałtownie pokręcił głową.
    - Ze mną wszystko dobrze. Niech mi pani tylko powie, gdzie znajdę moją... – urwał i zawahał się krótko, zastanawiając się, co powiedzieć. Jeśli nazwie ją swoją dziewczyną, nie uzyska informacji o stanie zdrowia. Nie miał obrączki, więc słowo ‘żona’ również odpadało. Pozostała jedna opcja, z której postanowił skorzystać. – narzeczoną? – dokończył i tak naprawdę właśnie w tej chwili wpadł na pomysł. – Przywieziono ją parę minut temu. Villanelle Madisson – powtórzył, a kobieta jeszcze raz rzuciła mu zatroskane spojrzenie, po czym usiadła i wpisała coś w komputerze.
    - Jest na izbie przyjęć. Do końca korytarza, sala po prawej – powiedziała, a Arthur odepchnął się od kontuaru i ruszył biegiem do wskazanego pomieszczenia. Potrącił po drodze pielęgniarkę niosącą kroplówki, ale nawet nie przeprosił.
    Wpadł do sali, łapiąc powietrze i rozglądając się za znajomą twarzą. Dostrzegł Elle na łóżku przy oknie i odetchnął z ulgą widząc, że nie ma przy niej żadnej aparatury.
    - Jezu, słoneczko, co się stało? – wydyszał, pochylając się nad dziewczyną i muskając wargami jej czoło, nos, aż dotarł do ust. Dopiero wtedy zmierzył spojrzeniem jej ciało. – Boże, Elle... Co się stało... – powtórzył na widok czerwonej skóry na jej brzuchu.

    zmartwiony Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  79. Usiadł ostrożnie na łóżku, jakby się bał, że samym ruchem może zrobić jej krzywdę i jeszcze raz zerknął na poparzoną skórę. Nie chciał, żeby cierpiała, bolało go na samą myśl, chociaż słysząc coś o lekach przeciwbólowych uśmiechnął się delikatnie i ujął jej dłoń w swoją.
    - Grey ode mnie oberwie. Mógłby sobie darować – westchnął i zacisnął zęby. Wziął jednak głęboki wdech, żeby się uspokoić. – Poważnie? Elle, napisałaś, że pogotowie wiezie cię do szpitala... Nie wiedziałem co się stało i myślisz, że usiedziałbym w miejscu? – jęknął, kręcąc głową z niedowierzaniem. Rozmowa z dziekanem zeszła na dalszy plan, w ogóle się nie liczyło, że miał do załatwienia jeszcze kilka spraw, zanim zadzwoni do Elle i wyciągnie ją na dziecięce zakupy. – Nie chcesz wiedzieć, jakie czarne myśli miałem, kiedy tu biegłem – wyszeptał i zmarszczył czoło, gdy dziewczyna cofnęła dłoń. Przez moment nie rozumiał, ale szybko wszystko wskoczyło na miejsce. Popatrzył na swoją koszulę, ale nie zapiął jej. To byłoby potwierdzenie jej absurdalnych przypuszczeń, więc jedynie uśmiechnął się z czułością i pogłaskał opuszkami palców policzek brunetki. – Byłem u dziekana, skarbie. Akurat wyszedłem, kiedy odczytałem tego smsa i puściłem się biegiem. Wiem, że pewnie wyglądam jak sto nieszczęść, powinnaś się cieszyć, że nie jestem postacią z kreskówki i biegnąc tu żadna mucha nie przykleiła mi się do zębów – zaśmiał się cicho i przesunął się nieco na łóżku. Znalazł się bliżej Villanelle i ponownie ujął jej dłoń, ściskając ją obydwoma swoimi i muskając wargami jej palce. – Poprawić ci humor? – spytał i uśmiechnął się szeroko. Nie czekał na odpowiedź, nie mógł dłużej dusić tego w sobie, a dobra wiadomość rozwiązywała chociaż jeden ich problem. – Niech wiedzą, niech komentują, mam to gdzieś. Jestem szarą strefą, Elle. Regulamin uczelni nie mówi nic o doktorantach. Dziekan twierdzi, że wystarczy przeniesienie do innej grupy, chociaż nawet to nie jest konieczne, ale sam to zaproponowałem przez konflikt interesów. Nic nie stoi na przeszkodzie temu, żebyśmy byli razem – wyrzucił z siebie, wiercąc się na łóżku z ekscytacji. Przybliżył się do brunetki, trącając nosem jej nos. Miał w poważaniu, czy ktoś ich teraz widzi. To już nie było ważne. – Wiesz co to znaczy? Że jak tylko poczujesz się lepiej, moja ty sierotko, idziemy na dziecięce zakupy. Razem. Z naszą córką. Trzymając się za ręce – oznajmił, ale nie dał jej czasu na odpowiedź, bowiem wpił się w jej usta, rozkoszując się tym, że ma teraz przywilej, by to robić.
    Odsunął się jednak, słysząc znaczące chrząknięcie za plecami i spojrzał z iskierkami radości w oczach na pielęgniarkę. Kobieta przez moment miała nietęgą minę, ale potem uśmiechnęła się delikatnie i wskazała na plastikowe krzesło obok łóżka.
    - Przepraszam. To z radości, że to nic poważnego – powiedział szybko i przesiadł się z łóżka na cholernie niewygodne siedzisko, ani na moment nie puszczając dłoni ukochanej. Trochę się bał, że jeśli ją puści to wszystko okaże się nieprawdą, ona będzie w tragicznym stanie, a dziekan wykopie go z uczelni na zbity pysk.
    Pielęgniarka pokręciła lekko głową z dezaprobatą i przeniosła spojrzenie na dziewczynę.
    - To co, dokończymy? Mam wyprosić tego młodego człowieka, czy może zostać? – spytała kobieta, a Artie popatrzył niemal błagalnie na Madisson, jakby prosząc, żeby go nie wyrzucała, bo chce przy niej być i wspierać ją w tych bolesnych, niezbyt przyjemnych chwilach.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  80. Patrzył z troską, jak pielęgniarka zakłada opatrunek, a Elle krzywi się z bólu. Chciał ją zamknąć w swoich ramionach i zabrać cały ten ból, ale mógł się jedynie nią zaopiekować. Siedział na krześle jak na szpilkach i czekał na jakikolwiek sygnał, że może się na coś przydać. Zerwał się natychmiast, gdy dziewczyna poprosiła o sweter i pomógł jej się ubrać, a potem wstać. Nie oddał jej torebki, zarzucił ją na swoje ramię i wcisnął do niej zwolnienie.
    - Jeden dzień? To chyba żart – warknął pod nosem i objął brunetkę, kierując się do wyjścia. – Nie ma mowy – odparł i pokręcił gwałtownie głową. – Pójdziemy dopiero, jak ta miła pani stwierdzi, że nie ma przeciwwskazań. A teraz idziemy do ciebie, ewentualnie możemy zabrać Theę do mnie, kładziesz się do łóżka, robię ci coś do jedzenia i grzecznie leżysz resztę dnia, a ja zajmuję się całą resztą – zarządził, patrząc na Elle zdecydowanie i pokręcił głową, widząc, że otwiera usta, by coś powiedzieć. Pochylił się, zamykając jej wargi pocałunkiem. – Milcz, kobieto. Nie stresuj mnie, bo stracę cały pokarm – stwierdził i uśmiechnął się szeroko. – A poza tym, po takiej nowinie – zaczął i pochylił się, po czym bezpardonowo wziął ją na ręce. Poczekał, aż obejmie go za kark i zszedł po schodach. Nie była ciężka, a do jej domu nie było tak daleko, mógł bez problemu donieść ją na miejsce. – Jest się grzeczną dziewczynką. Ewentualnie świętuje randką, ale zostaje nam chyba randka w domu z naszą córką jako przyzwoitką. I herbatą dla ciebie zamiast wina – wymruczał z ustami tuż przy jej uchu i podrzucił ją lekko, żeby poprawić w swoich ramionach. Jednak idąc tak uznał, że za bardzo przyciągają uwagę. To nie tak, że się czegoś obawiał, przecież teraz nie miał ku temu żadnego powodu, ale mężczyzna niosący kobietę przez centrum miasta nie jest zbyt częstym widokiem, dlatego ostatecznie skręcił w kierunku postoju taksówek. Ostrożnie postawił Villanelle i otworzył przed nią drzwi. Pomógł jej się wygodnie ulokować, podał taksówkarzowi adres, a parę minut później wysiadali pod domem państwa Madisson. Arthur jednak nie zamierzał pozwolić się przemęczać ukochanej, dlatego kolejny raz wziął ją w swoje ramiona, kopnięciem zamykając drzwi samochodu i od razu zanosząc ją na kanapę w salonie.
    - Przynieść ci coś? Chcesz się przebrać? Pomóc ci w tym? Jesteś głodna? Chce ci się pić? – zasypał ją pytaniami i zacisnął usta dopiero wtedy, gdy uświadomił sobie, że zapewne przesadza. Nie była umierająca, w zasadzie nie było nawet tak źle, ale nie chciał, żeby się przemęczała. Obiecał, że jej pomoże, więc na razie zamierzał przejąć wszystkie jej obowiązki. – Dzień dobry, pani Madisson – rzucił, spoglądając ponad oparciem kanapy na matkę dziewczyny, która pojawiła się w wejściu z Theą w ramionach. Arthur stłumił w sobie odruch odebrania córki od jej babci i został przy Elle, wciąż czekając na jakiekolwiek polecenie.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  81. - Dostaniesz butelkę naszej córki. Wtedy chyba nic ci się nie stanie – roześmiał się i zanim podniósł się, by odebrać Theę od Alison, musnął wargami czoło dziewczyny. Wziął córkę i ułożył ją w swoich ramionach, uśmiechając się przy tym szeroko. Thea machnęła rączkami i zapiszczała radośnie, a Arthur popatrzył na nią ze zdziwieniem. Albo udzielił jej się nastrój, albo właśnie był świadkiem tego, jak ktoś cieszy się na jego widok.
    - No widzę, że się cieszysz. Też za tobą tęskniłem, księżniczko – wymamrotał do dziecka i kucnął przed kanapą, żeby Elle mogła swobodnie przywitać się z córką, nie musząc przy tym wstawać. Najchętniej przywiązałby ją do tej kanapy, żeby się nie podnosiła, bo wiedział, że ciągłe kontrolowanie jej jest niemożliwe, zwłaszcza, jeśli przyjdzie mu skupić całą uwagę na Thei, ale łudził się, że Villanelle sama jest na tyle rozsądna, żeby się nie przemęczać. – Mam do pani… - urwał i zmarszczył czoło, spoglądając na Alison. – To znaczy… Mam do ciebie pytanie, Alison. Miałabyś coś przeciwko, jeśli spędzilibyśmy dzisiaj dzień u mnie? Szczerze mówiąc chciałbym sprawdzić, jak dalibyśmy sobie radę sami z opieką nad Theą. Poza tym, tobie i Henry’emu nie zaszkodziłby dzień odpoczynku, tak tylko dla siebie… Pewnie przez małą nie macie zbytnio czasu zająć się swoimi sprawami – mówił cicho, co chwilę zerkając z uśmiechem na Elle i ich córeczkę. Cóż… Nie był aż tak wspaniałomyślny, ale czas dla siebie uznał jako silny, racjonalny argument. Prawda była taka, że obawiał się trochę obecności ojca Villanelle. Wiedział, że nie czułby się przy kobietach swojego życia swobodnie ze świadomością, że Henry dyszy mu w kark, obserwując każdy jego ruch, a w mieszkaniu Arthura mieliby pełną dowolność w tym, co robią. Poza tym… U siebie będzie mógł mieć oko na Elle, przy okazji samemu zajmując się wszystkim, do czego normalnie rwałaby się ona, jak gotowanie na przykład.
    - No a poza tym… Będę szczery, ojciec Elle mnie przeraża – wymamrotał w końcu, rumieniąc się lekko i zaciskając usta w wąską linię. – Obiecuję, że zajmę się wzorowo i Theą, i Elle, a w każdej chwili możesz zadzwonić albo wpaść i nas skontrolować – wyszczerzył się, jednak uśmiech szybko zniknął, a Morrison wbił spojrzenie w brunetkę. – Znaczy… Nie spytałem. Chciałabyś pobawić się w dom? Taki prawdziwy, tylko my… - powiedział cicho, spoglądając na nią z nadzieją, że za chwilę będzie mógł wstać, spakować najpotrzebniejsze rzeczy dla dziecka, pomóc jej się podnieść i udać się do niego.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  82. Westchnął cicho i opuścił głowę, kiwając nią niemrawo. Wiedział, że nie było to dla nich łatwe, dla niego też nie. Nie wiedział, co będzie, gdy tylko opuści ten dom. Nie wiedział, czy jeszcze kiedykolwiek będzie mógł do niego wrócić, czy może Elle się rozmyśli i znowu ucieknie z Theą, zostawiając go bez żadnych informacji. Cieszył się jednak, że wszystko szło w dobrym kierunku, a Alison jako sojuszniczka była wspaniała. Wsparcie matki Elle okazało się bezcenne i nie miał pojęcia, jakby się to skończyło, gdyby nie chciała dać mu szansy.
    - Dziękuję – wymamrotał z uśmiechem, spoglądając na Alison, a w przypływie ciepłych uczuć do kobiety wstał i ostrożnie ją przytulił, uważając przy tym, żeby nie zrobić krzywdy Thei. Przez to na moment stracił czujność, a zanim ją odzyskał, Elle już była w swoim pokoju. – Widzisz? Właśnie o tym mówię – zwrócił się do stojącej obok kobiety i ruszył za brunetką. – Przywiążę ci do szyi dzwoneczek. A nogi do łóżka – burknął, obserwując uważnie, jak Madisson wyjmuje wszystkie potrzebne rzeczy. – Sugerowałbym walizkę – powiedział zdecydowanie zbyt poważnie, ale pod koniec uśmiechnął się lekko. – Lepiej wziąć walizkę, niż potem biec do sklepu, jeśli czegoś jej zabraknie. To by oznaczało, że muszę spuścić cię z oczu. Teraz zrobiłem to na minutę, a ty… - urwał i pokręcił głową, wzdychając ciężko. – Masz szczęście, że cię tak kocham, bo spojrzałbym na ciebie tym wzrokiem – dodał, w pierwszym momencie nie rejestrując do końca, o co Elle go prosi.
    Ale potem do niego dotarło i podszedł do łóżeczka Thei, układając dziecko bezpiecznie. Odwrócił się przodem do dziewczyny i wrócił do niej wolnym krokiem, uśmiechając się przy tym drapieżnie. Gdyby nie wiedział, jak bardzo ją boli, pewnie wykorzystałby tę sytuację. No, może wcześniej powierzyłby dziecko pod opiekę babci i zamknął drzwi, ale z pewnością tak by tego nie zostawił. Zresztą domyślał się, że Elle zdaje sobie z tego sprawę, bo nie mógł powstrzymać tego spojrzenia. Spojrzenia, w którym kryło się pożądanie, choć Arthur próbował je zepchnąć na drugi plan. Nie było to jednak łatwe, a kiedy delikatnie zdjął z Villanelle sweter, spodnie nagle zaczęły go uwierać. W momencie, gdy klęknął przed nią, żeby zsunąć dolną część garderoby, oddech nieznacznie mu przyspieszył, ale przymknął na chwilę powieki, żeby się uspokoić.
    - Cholera, żebyś miała chociaż nikłe pojęcie tego, jak na mnie działasz… - wyszeptał i musnął wargami jej biodro, a następnie wstał i wziął od dziewczyny bawełnianą bluzkę, którą szybko jej założył i złapał dłonie Elle, delikatnie popychając ją na łóżko, żeby usiadła. Założył jej legginsy, ale zatrzymał materiał tuż nad kolanami, spoglądając na twarz Villanelle nieco zamglonym wzrokiem. – Masz absolutny zakaz operowania wrzątkiem, słoneczko. A jeśli spróbujesz, osobiście spiorę ci tyłek – wymruczał i wstał, pomagając dziewczynie się podnieść i naciągnął legginsy do końca, odrobinę za długo zatrzymując dłonie na jej pośladkach i uśmiechając się uroczo.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  83. - Na pewno? Może jednak znajdę walizkę? – spytał i się roześmiał, ale… No, nie do końca żartował. Zresztą chciał przemycić trochę jej rzeczy, by miała powód, żeby do niego wracać. Bluzka już tam była, wciąż leżała w pralce. Tak czy inaczej, było w tym drugie dno, nie ma co ukrywać. Z jakiejś przyczyny bał się, że Elle nagle się rozmyśli, a wszystko zniknie, jak bańka mydlana. Teraz, kiedy w końcu odnaleźli do siebie drogę, choć ta była trudna i wyboista, nie mógł jej stracić. Ani jej, ani Thei, którą w ciągu zaledwie kilku dni zdołał pokochać całym sercem.
    Zmarszczył czoło, jakby nie rozumiał, co Elle właśnie powiedziała. Dla niego była piękna, a to, że niedawno nosiła pod sercem jego dziecko tylko dodawało jej uroku i nie rozumiał, jak może myśleć, że nie jest ładna, jak może wstydzić się swojego ciała…
    - Powinnaś się tak czuć, bo jesteś ładna. Śliczna – mruknął, prostując się i układając jedną dłoń na policzku dziewczyny, a drugą wciąż opierając tuż nad jej pośladkiem. – To by była obietnica, gdybyś nie była dzisiaj poszkodowaną. W tym momencie to groźba i powinnaś ją sobie wziąć do serca – odparł, ale uśmiechnął się lekko i natychmiast odrobinę się pochylił, żeby Villanelle niepotrzebnie się nie wyciągała. Skrzywił się, gdy zaczęła mówić o tym, że po porodzie sobie nie radziła. Gdyby tam był, wcale nie musiałaby wstawać. Zaopiekowałby się Theą, chociaż może tłumiłby przy tym paniczny strach. Ale starałby się, pewnie metodą prób i błędów, ale zawsze to pomoc. Pomoc, której Elle wtedy od niego nie chciała i cieszył się, że chociaż teraz może się nikle wykazać.
    Nie zamierzał jednak mówić tego na głos, bo nie chciał, by odebrała to jako pretensje. Zamiast tego musnął jej wargi i odsunął się, podchodząc do łóżeczka i biorąc Theę na ręce. Dziewczynka przeciągnęła się w jego ramionach i ziewnęła, a Arthur zaśmiał się cicho.
    - Wygląda, jakby miała ci dzisiaj odpuścić – powiedział, przekładając dziecko tak, żeby trzymać ją jedną ręką, a drugą zarzucić sobie na ramię torbę z wszystkimi potrzebnymi rzeczami. – I teraz nie jest tak samo, bo teraz masz mnie. I naprawdę zamierzam przywiązać cię do łóżka, żebyś nie wstawała – mruknął, wychodząc z pokoju i szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. – Nawet bym ci nie pozwolił. Chyba muszę poważnie się zastanowić nad samochodem. O, masz zadanie na popołudnie. Pogrzebiesz trochę w internecie i czegoś poszukasz, kiedy ja będę robił obiad. Nie musisz się ograniczać, jeśli chodzi o koszty. Rodzice całkiem dobrze mnie zabezpieczyli – westchnął, krzywiąc się przy tym. Cóż, nikt nigdy nie pytał, a Arthur raczej się nie chwalił swoim pochodzeniem. Rodzice poznali się podczas praktyki adwokackiej i dość szybko się wybili. Na tyle, że konto oszczędnościowe Arthura starczyłoby na długie, dostatnie życie, nie mówiąc już o tym, że dom na przedmieściach tylko czekał, żeby w nim zamieszkać, ale Morrison nie chciał tam wracać. Nie sam. – Może weźmiesz coś przeciwbólowego? – zapytał z troską, a zanim podszedł do Elle, ułożył Theę w gondoli i przykrył ją kocykiem. Przytulając do siebie dziewczynę, jedną dłonią sięgnął do kieszeni spodni i wyjął smartfona, by zamówić ubera, a chwilę później obejmował Elle obydwoma ramionami, głaszcząc ją delikatnie po plecach.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  84. - Żartujesz, prawda? – westchnął, patrząc na nią, jakby miał do czynienia z najbardziej głupiutką istotą świata. Jak w ogóle mogła tak myśleć? Nie bez powodu zwrócił na nią uwagę na pierwszych zajęciach. Kiedy spoglądała na niego znad notatek, czuł się jak zahipnotyzowany samym spojrzeniem, dlatego praktycznie od razu i nieświadomie zaczął z nią szukać kontaktu wzrokowego. Potem zaczęła się uśmiechać i Arthur całkowicie przepadł. Był pewien, że nigdy na nikogo nie patrzył i już nie spojrzy tak jak na nią. – Czy dałem ci jakiś powód, żebyś myślała inaczej? Kochanie… Jesteś mamą naszej córeczki. Mojego dziecka, rozumiesz? To bezkonkurencyjnie robi z ciebie najpiękniejszą kobietę na ziemi. Przynajmniej dla mnie. I oby tylko dla mnie, bo nie ręczę za swoje sceny zazdrości – zaśmiał się cicho i zacisnął zęby, słysząc coś o trwonieniu pieniędzy.
    - Nie oszalałem, tylko i tak wystarczająco długo radziłem sobie bez samochodu. Okej, możemy ustalić jakiś budżet, ale i tak uważam, że powinniśmy czegoś... – urwał i niemal dosłownie ugryzł się w język, zdając sobie sprawę z tego, że chyba się trochę zagalopował. Mieli zwolnić, prawda? Pozwolić, by ich relacja rozwijała się swoim tempem, niczego nie przyspieszać, więc co zrobił w tej sytuacji Arthur? Mówił w liczbie mnogiej, jakby chciał, żeby Elle krzyczała z korytarza, że dzisiaj to ona bierze auto i Morrison ma sobie radzić sam, a następnego dnia on zemści się na niej w identyczny sposób. Planował. Znowu planował, chociaż na takie plany powinno być zdecydowanie za wcześnie. -... Powinienem czegoś poszukać – poprawił się i skrzywił nieznacznie, gdy Villanelle na niego nie patrzyła.
    Wrzucił torbę do bagażnika i złożył wózek, który zabierał tak naprawdę tylko po to, żeby Thea miała w czym sobie uciąć drzemkę. Dziecięce zakupy nagle stały się dla Arthura jeszcze ważniejsze, ale nie powiedział tego na głos, bo nie wyobrażał sobie wizyty w sklepie w obecnym stanie Elle. Chociaż... Ile mogło zabrać wybranie choćby kołyski, czy pierwszego lepszego łóżeczka? Chyba nic się nie stanie, jeśli wyskoczy na pięć minut, koniecznie z Theą, żeby Madisson się nie przemęczała...
    - A ja mam wrażenie, że cały ostatni tydzień jest przełomowy – odparł z szerokim uśmiechem i wsiadł do auta. Podał kierowcy adres i ostrożnie odebrać od brunetki dziecko, wiedząc, że pewnie ciężar jej małego ciałka również sprawia dziewczynie ból. – Co ty na to, żebyś później się trochę zdrzemnęła, a ja skoczyłbym z Theą wybrać jakąś kołyskę? Na dłuższą metę spanie w wózku pewnie nie będzie jej się podobało – mruknął, podtykając dziewczynce swój palec, który ta ochoczo ścisnęła. – Obiecuję, szybkie zakupy i jesteśmy z powrotem. Nawet nie zauważysz, że nas nie ma – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i zerknął na Elle niczym zbity pies czy kot ze shreka.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  85. Wywrócił oczami i westchnął ciężko słysząc coś o brzydocie blizny. Tak, jakby w ogóle miał zwracać na to uwagę i jakby sama Elle spodziewała się paradować po ulicy nago.
    - Po pierwsze, mi to nie przeszkadza, ale jeśli tobie aż tak bardzo, jest teraz mnóstwo środków, dzięki którym blizny znikają – zaczął, prostując kciuk tuż przed oczami Villanelle. – Po drugie, widzisz to? – spytał, wskazując niewielką bliznę na swoim policzku, niedaleko nosa. – Tilly uderzyła mnie nożyczkami. Dzieci się ze mnie śmiały i cholernie mi to przeszkadzało, ale uznałem, że to ich problem, nie mój – mówił dalej, uśmiechając się szeroko, aż w końcu wyprostował trzeci palec i nachylił się w stronę Elle. – A po trzecie, jesteś uparta jak osioł, ale i tak cię kocham – zakończył, całując ją w skroń i przestał się uśmiechać, gdy zobaczył jej nietęgą minę.
    - Ja... – powtórzył i znowu westchnął. – Elle, wiem, że ustaliliśmy, że nie chcemy się spieszyć, że wszystko ma iść swoją drogą, ale... Jest przynajmniej kilka etapów, które już dawno zaliczyliśmy. Poza tym mamy razem dziecko i... Chciałbym czasami móc powiedzieć coś, czego w normalnej sytuacji bym pożałował i snuć jakieś plany. Wiem, że na mieszkanie jest za wcześnie i nie będę na nic naciskał, po prostu chcę, żebyś wiedziała, że od czasu do czasu wyobrażam sobie naszą przyszłość. Razem. I że właśnie w myślach mściłem się na tobie za to, że spieszyłem się na jakiś wykład, a ty stwierdziłaś, że dzisiaj ty potrzebujesz samochodu i już cię nie było – uśmiechnął się smutno i przeniósł spojrzenie na Theę, która aktualnie zdawała się zafascynowana przesuwającym się za oknem auta krajobrazem. – Pewnie to trochę pokrętne, ale w skrócie... Nie bądź na mnie zła, jeśli czasem powiem coś nieodpowiedniego, dobrze? – wyszeptał i pokręcił lekko głową.
    - Skoro obiecałem, dotrzymam obietnicy. Na razie sobie poradzimy z wózkiem – powiedział szybko. – Przepraszam. Znowu trochę wybiegłem w przyszłość – wymamrotał i objął dziewczynę ramieniem, przytulając ją do siebie. – Dzisiaj nie będziesz nigdzie chodzić. Chyba naprawdę będę musiał cię przywiązać do łóżka, ty nieposłuszna dziewczynko – wymruczał prosto do jej ucha i delikatnie przygryzł płatek, uśmiechając się przy tym łobuzersko.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  86. Nie odezwał się, póki nie znaleźli się w jego mieszkaniu. Odstawił torbę przy ścianie, rozłożył wózek i odebrał od Elle Theę, uznając, że dziecku nie zaszkodzi chwilkę poleżeć, kiedy oni będą rozmawiać. Zablokował koła dopiero w części sypialnej i pomógł dziewczynie usiąść na swoim łóżku, delikatnie przykrywając jej nogi kołdrą. Ukląkł na podłodze naprzeciwko niej na tyle bliski, że mógł swobodnie oprzeć dłonie po obydwu stronach jej ud i uniósł spojrzenie, by móc patrzeć w jej oczy.
    - A może nie narzucajmy sobie ram czasowych? Że to powinni być wtedy, tamto wtedy... Tak jak mówisz, rozmawiajmy o tym. I teraz mówię, że uważam, że powinniśmy mieć samochód – powiedział, akcentując liczbę mnogą. – Mieszkanie zostawiam tobie, więc chciałbym, żebyś to właśnie ty powiedziała na głos, jeśli uznasz, że możemy żyć wszyscy razem pid jednym dachem – uśmiechnął się lekko i przesunął jedną rękę tak, że przez kołdrę masował udo Elle rytmicznymi ruchami. – I nie zamierzam ci uciekać, więc z mojej strony nic nie zniknie. Kocham was, jesteście teraz moim życiem i nie mam zamiaru tego schrzanić... Po prostu się nie martw i bądź ze mną szczera, a jeśli zechcesz coś powiedzieć, zwyczajnie powiedz. I przestań wszystkim tak bardzo się przejmować, a życie widzieć w czarnych barwach – dodał jeszcze i wyciągnął drugą dłoń, żeby ułożyć ją na policzku brunetki i delikatnie przesunąć kciukiem po jej dolnej wardze.
    - Nie bierz tego do siebie, naprawdę nie miałem nic złego na myśli. Po prostu uświadomiłem sobie nagle, że Thea będzie spała w wózku, a chciałem, żeby poczuła się u mnie jak u siebie. I możemy zostawić śpioszki – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. – I właściwie, wracając do przyszłości... Może to dobry czas, żeby ci powiedzieć, że mam dom. Na przedmieściach, taki z ogrodem i miłymi sąsiadami. Pewnie wymaga teraz generalnego remontu, bo nie zaglądałem tam od siedmiu lat, als powinnaś wiedzieć, że nie będziemy się musieli mieścić tutaj... Możemy mieć śliczny dom, a nasza córka bawić się we własnej piaskownicy, którą tata jej zrobi w ogrodzie – powiedział cicho, jeszcze przez moment spoglądając w oczy Villanelle, a potem uniósł się trochę i pocałował ją, delikatnie i czule, jakby chciał tym pocałunkiem wyrazić, jak bardzo ją kocha. – A teraz grzecznie się położysz razem z Theą, a ja w tym czasie znowu będę idealnym, wymarzonym facetem i zrobię nam coś dobrego do jedzenia, hm? I herbatę, ale najpierw się upewnię, że wystygła – zaśmiał się cicho i szybko wstał, podchodząc do wózka, żeby nie oberwać. Dobył jeszcze tetrową pieluszkę i ulubionego króliczka dziecka, po czym ułożył dziewczynkę na łóżku tuż przy jej mamie, dając małej do rączki maskotkę, a obok główki kładąc biały materiał. – Krzycz, gdybyś czegoś potrzebowała, okej? Bo jeśli wstaniesz, skończę żartować z tym przywiązywaniem – mruknął, wskazując na nogi łóżka, a potem podniósł się, musnął wargami czoło Elle i Thei i ruszył do kuchni, podśpiewując pod nosem.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  87. - To kwestia nastawienia – zaczął rzeczowym tonem i prychnął cicho. – Nie martw się, nie zrobię ci z tego egzaminu – dodał, krzywiąc się nieznacznie. – Przeszłości nie da się zmienić, przyszłość jest o tyle skomplikowana, że niby mamy na nią wpływ, ale nie zawsze. A życia nie mamy po to, żeby je spędzić na martwieniu się, więc cieszenie się chwilą jest najodpowiedniejsze – zakończył z promiennym uśmiechem na twarzy. Zaraz jednak uśmiech zniknął, a Arthur zmarszczył gniewnie czoło, słysząc o tym, że Elle jutro musi podnieść się z łóżka. – Bardziej skłaniałbym się ku temu, żebyś poszła jutro do lekarza, a nie na praktykę. To jednodniowe zwolnienie to jakiś mało śmieszny żart – mruknął z niezadowoleniem.
    - Chciałbym, ale może najpierw któregoś dnia wybierzemy się go obejrzeć? Bo wiesz, jeśli ci się nie spodoba będziemy musieli znaleźć coś innego. A to będzie nasz dom i raczej wszyscy powinniśmy się w nim dobrze czuć – uśmiechnął się na odchodnym i pogłaskał ją po policzku.
    W kuchni zajrzał do lodówki, żeby zobaczy¢, co w ogóle może skombinować na obiad. Kurczak po chińsku z ryżem nie był zbyt skomplikowany, więc Arthur pokiwał do siebie głową i wyjął wszystkie potrzebne składniki, a następnie naczynia. Zdążył pokroić kurczaka i wrzucić go na patelnię, kiedy usłyszał głos Elle i zerknął na nią przez ramię.
    - O matko... – wymamrotał i podszedł do torby. Wyjął z niej butelkę i opakowanie z mlekiem modyfikowanym, a następnie wrócił do kuchni, czytając uważnie instrukcję na opakowaniu. Zagotował wodę i odmierzył odpowiednią ilość proszku, jak kazały obrazki i wsypał go do butelki, zalewając wodą. Po chwili zastanowienia dolał jeszcze mineralnej, żeby temperatura się wyrównała i zakręcił, potrząsając mocno plastikiem, a mleko się wymieszało.
    Tak zaopatrzony wrócił do Elle i westchnął cicho na widok Thei przy jej piersi. Nie miał na myśli nic zdrożnego, był zwyczajnie rozczulony, bo pierwszy raz widział je w tak intymnej chwili. Ale Arthur nie byłby Arthurem, gdyby tego nie zepsuł.
    - Chciałbym, żebyś przede mną też tak chętnie się rozbierała – skomentował z szerokim uśmiechem i usiadł na skraju łóżka, opierając się plecami o zagłówek i kładąc butelkę na swoich udach. – I może jednak nie zrobię tego obiadu, skoro mam obok siebie darmowy bufet – roześmiał się i ostrożnie objął dziewczynę ramieniem. Oparł policzek o jej skroń, przyglądając się z delikatnym uśmiechem, jak karmi dziecko i wyciągnął wolną dłoń, by pogłaskać dziewczynkę po główce.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  88. [Cześć, dziękuję pięknie za powitanie i wszystkie miłe słowa!
    Co prawda nie mam najmniejszego pomysłu, jakby tu połączyć nasze postaci, dlatego nie wychodzę z propozycją wątku, ale kto wie, może kiedyś przyjdzie mi coś do głowy i wtedy z pewnością się zgłoszę! A tymczasem sama życzę Ci dobrej i długiej zabawy w Auckland!]

    Clementine

    OdpowiedzUsuń
  89. - A to nie jest super patent? Powinienem zając się coachingiem. Bylibyśmy bogaci dzięki gadaniu głupot – uśmiechnął się szeroko i przytulił ją do siebie mocniej, uważając przy tym, żeby nie zrobić krzywdy Thei. – Będę doktorem. Co za różnica w jakiej specjalizacji – prychnął, przyglądając się córeczce. Dziewczynka wyprostowała palce jednej rączki i oparła je na nadgarstku Elle, jakby chciała przytrzymać przy sobie butelkę i Arthur na ten widok uśmiechnął się jeszcze szerzej.
    - Żeby zaplanować wizytę, musimy mieć samochód – przypomniał, wskazując na stojącego na stoliku naprzeciwko kanapy laptopa. Wokół niego walały się różne projekty, które Art rysował bardziej dla siebie, aniżeli dla kogoś konkretnego. Nie chciał wyjść z wprawy, liczył, że kiedyś wróci do tego, co naprawdę lubi. Nie wiedział, po co uparł się na ten doktorat, ale po zdobyciu tytułu chciał otworzyć własne biuro. Takie było założenie.
    Parsknął śmiechem i musnął wargami skroń Elle, próbując powstrzymać rozbawienie.
    - Ja wytrzymam, naprawdę. Myślę, że bardziej ukarałabyś siebie – zamruczał prosto do jej ucha i przygryzł je delikatnie zębami. Gdyby nie poparzenie i dziecko na rękach już by jej pokazywał, czego sama siebie chce pozbawić w ramach kary dla niego. Poprzestał jednak na pokręceniu z rozbawieniem głową i głośnym westchnieniu. – Nie moja wina, że podłapałaś. Ale dziękuję, kłaniam się w pas – kolejny raz parsknął śmiechem i ułożył palec na jej brodzie, przekręcając głowę w swoją stronę i całując ją w reakcji na słodkie wyznanie. Mógłby tego słuchać w nieskończoność i miał wrażenie, że nie ma opcji, by mu się znudziło.
    - Widzę się w dużym domu, z dwójką dzieci, kilkoma psami i nas we własnym biurze projektowym. Bylibyśmy najlepsi w Auckland – powiedział cicho. – A mój kryzys wyglądałby pewnie tak, że kupiłbym sobie motocykl. O, może też stworzyłbym zespół, żeby moja piękna żona mogła rzucać we mnie stanikiem z pierwszego rzędu – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i przeczesał palcami jej ciemne włosy. – No i bylibyśmy już kilka ładnych lat po ślubie, ale wciąż chodzilibyśmy na randki jak małolaty, a nasze dzieci krzywiłyby się za każdym razem, gdy całowalibyśmy się na ich oczach – dodał niemal szeptem i przymknął na moment powieki, znowu opierając policzek na głowie Elle. – A ty?

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  90. Popatrzył na nią, zaciskając zęby. Przez moment po prostu tak siedział, trawiąc to, co właśnie powiedziała, a ostatecznie pokręcił głową.
    - Nie ma mowy. Nie masz stałej pracy, ja tak. Poza tym, nie dołożyłem nic do wyprawki i źle się z tym czuję, nie pozwolę, żebyś ponosiła jakieś dodatkowe koszty, nie mając własnych oszczędności – powiedział twardo. – Proszę, nie kłóć się ze mną, to nie podlega dyskusji. Będziesz jeszcze miała okazję się wykazać, chociażby przy urządzaniu domu, ale na razie daj spokój – mruknął i żeby odwrócić jej uwagę od niezbyt przyjemnej sprawy wykorzystał fakt, że odchyliła nieco głowę i musnął najpierw językiem, a potem wargami delikatną skórę tuż pod linią szczęki.
    Nie odsunął się nawet, gdy zaczęła mówić o swoich wyobrażeniach, choć słuchał uważnie każdego słowa, które wypowiadała. Sceny opisywane przez Elle migały mu pod powiekami i nie mógł powstrzymać delikatnego uśmiechu, który cisnął mu się na usta. To się zgadzało, on wydawał się lekkoduchem, a ona wszystkim się przejmowała i stresowała. Widział, jak rozmawia z dziećmi, prosząc, żeby odpuściły trochę mamusi, bo jest w ciąży i nie może się stresować, a przecież nie chcą, żeby ani jej, ani dziecku w brzuszku stała się jakaś krzywda. Widział też, jak po tej rozmowie dzieci biegną do Elle, żeby się przytulić.
    I dopiero po tym odsunął się nieznacznie, spoglądając z bliska na jej twarz i uśmiechając się lekko.
    - Dodaj do tego jeszcze rodzinne weekendy gdzieś za miastem i cholernie mi się to podoba i wcale jej się nie dziwię – wymruczał i pociągnął nosem, czując, że coś mu nie pasuje. – Cholera! – wrzasnął, patrząc na płonącą patelnię i zerwał się z łóżka. Szybko zdjął naczynie z gazu i ugasił je ścierką, na sam koniec wrzucając je do zlewu. Otworzył okno, by wywietrzyć duszący dym i nie zaszkodzić Thei. – To chyba nie jest nasz dzień, jeśli chodzi o gorące rzeczy – mruknął, krzywiąc się. – Może coś zamówimy? Będzie bezpieczniej... – uśmiechnął się blado, podchodząc do Elle i podając jej swój telefon.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  91. Zacisnął wargi, nie zamierzając dalej z nią na ten temat dyskutować. Również był uparty, możliwe, że jeszcze bardziej niż Elle i postanowił, że jeśli da mu te pieniądze, on zrobi wszystko, żeby do niej wróciły. Na wszystkie potrzebne rzeczy dla Thei zarówno brunetka, jak i jej rodzice musieli wydać krocie i Arthur miał z tego powodu wyrzuty sumienia. Gdyby tylko wiedział, nawet jeśli Villanelle nie chciała, żeby się do nich zbliżał, przysłużyłby się chociażby wyprawką. A teraz jedynie mógł pluć sobie w brodę, że jego dziecko jeszcze nic od niego nie dostało, ale chciał to w najbliższej przyszłości nadrobić.
    Zmrużył groźnie oczy, słuchając jej docinków, a zanim usiadł z powrotem na łóżku wziął ze sobą laptopa. Usadowił się obok Elle i odebrał od niej telefon, przeglądając oferty, by ostatecznie zamówić najzwyklejsze spaghetti.
    - Mówiłem ci kiedyś, że jesteś strasznie wredna? Ja ci jakoś nie wypominam, że się poparzyłaś – wymamrotał pod nosem i wytknął jej język z naburmuszoną miną. – Raz! Raz człowiek popełni błąd, bo go kobieta rozproszy, a potem za to płaci – burczał dalej, kręcąc głową jakby z niedowierzaniem. Gdyby nie Thea i fakt, że brzuch Elle nie był w najlepszym stanie, pewnie Arthur wymyśliłby jakąś słodką zemstę w postaci łaskotek, po których natychmiast by przeprosiła za to śmianie się z niego. Bo jak to tak, przecież Morrison to mężczyzna idealny, wymarzony partner, wzorowy ojciec!
    - Wiesz, kochanie, osobiście nie jestem zbyt wybredny. Lubię wszystko, makarony i kluski też, więc z dograniem menu raczej nie będziemy mieli problemu – uśmiechnął się lekko i skupił się na wpisywaniu w wyszukiwarce laptopa tego, co go w tej chwili najbardziej interesowało. Czarny Mercedes nie był najnowszy, ale prezentował się świetnie. Ponadto cena nie przyprawiała o ból głowy... No, może troszkę, ale nie na tyle, by nie brać go pod uwagę. Arthur powiększył zdjęcie i obrócił laptopa w stronę Elle, spoglądając na nią z radosnymi iskierkami w oczach. – Co ty na to?

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  92. Nie chodziło o to, żeby za jej pieniądze kupić coś dla niej, o nie. Bardziej chciał zrobić coś w stylu otworzenia konta w banku, na którym gromadziłby jej pieniądze, dorzucając czasami trochę swoich, by Elle miała je jedynie dla siebie lub dla Thei, decyzja należała do niej. Niemniej jednak nie miał zamiaru dzielić się z nią swoimi przemyśleniami w tej kwestii. Akurat o tym nie musiała wiedzieć.
    - Nie wiem, czy konkretnie za to, ale jednak kocham – westchnął ciężko i otworzył usta, przykładając dłoń do klatki piersiowej i głośno wciągając powietrze, a potem spojrzał na Elle z teatralnym oburzeniem. – No wiesz co? Jak w ogóle możesz?! Ja się o ciebie troszczę, nie chcę, żebyś zrobiła sobie krzywdę, nawet byłem gotowy powietrzem z własnych płuc ci tę herbatę ostudzić, a ty twierdzisz, że ci dokuczałem? – wyrzucił z siebie, mrużąc oczy i kręcąc głową z niedowierzaniem. – Nie słuchaj jej, córeczko. Nie wierz w nic, co ta zła kobieta mówi – mruknął, z obrażoną miną głaszcząc dziewczynkę po główce i powrócił do patrzenia na auto. Tak naprawdę ten model był jego marzeniem, ale nie miał motywacji, by w niego zainwestować. Teraz, jakby nie patrzeć, znalazł się trochę pod ścianą. Środek lokomocji był w obecnej sytuacji ważny, zwłaszcza, jeśli chodziło o przewożenie rzeczy przeznaczonych dla dziecka. No i nie miał najmniejszego zamiaru pozwalać Elle się przemęczać.
    - Bez problemu, nie martw się – odparł z uśmiechem, a uśmiech przekształcił się w śmiech. – Nie uważasz, że czarny jest taki bardziej... Nie wiem... Z pazurem? Czułbym się trochę jak mafioso. A Thea byłaby jak córka ojca chrzestnego – stwierdził, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. – Nie jest tak drogi jak myślisz. Poza tym... Tak zupełnie poważnie, od dawna marzę o takim aucie. Cały czas odkładałem kupno, bo wychodziłem z założenia, że nie jest mi potrzebny. No a teraz jest. Zawsze łatwiej zapakować wszystkie walizki naszej księżniczki do samochodu, niż krążyć pieszo między twoim domem i moim mieszkaniem – wzruszył lekko ramionami. – Szczerze. Podoba ci się, czy mam szukać czegoś innego? W końcu będzie też twój. Nie chcę cię uszczęśliwiać na siłę – powiedział, odkładając laptopa na bok i obrócił się tak, by znowu mieć swobodny dostęp do szyi Villanelle. Delikatnie odgarnął jej włosy i przysunął się, owiewając ciepłym oddechem jej skórę. – Jak bardzo będę musiał się postarać, żebyś się zgodziła? – wymruczał, układając dłoń po drugiej stronie jej szyi, a tę bliżej siebie muskając naprzemiennie wargami i językiem, powoli zsuwając się do obojczyka. Zwyczajnie nie mógł się powstrzymać przed takimi pieszczotami, choć miał dobitną świadomość tego, że Elle jest dzisiaj cierpiąca. Chyba po prostu chciał jej trochę ulżyć w bólu.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  93. - Moja droga, w ten sposób się nie dogadamy. Skoro wątpisz w moją troskę... – urwał i pokręcił głową, wzdychając ciężko. – Będziemy musieli się wybrać na jakąś terapię małżeńską, a nawet nie jesteśmy małżeństwem – oznajmił z poważną miną, ale nie wytrzymał długo i roześmiał się cicho, zwłaszcza, gdy Elle wspomniała o przedmieściach Auckland.
    - Ależ będą. Kochanie, jako bardzo groźny ojciec chrzestny po prostu ich do tego zmuszę. A ty będziesz świecić oczami i mówić, że tak naprawdę nie jestem taki okropny – uśmiechnął się szeroko, ale uśmiech szybko zniknął.
    Bowiem usta zajął czymś zupełnie innym, przyjemniejszym i satysfakcjonującym. Każde westchnienie Villanelle przyprawiało go o szybsze bicie serca, a palce wplecione we włosy o dreszcze. Tak cholernie żałował, że oblała się tym wrzątkiem, że miał ochotę złoić jej za to skórę. Pragnął tej bliskości i nie zamierzał tego ukrywać. W końcu, jak wspomniał wcześniej, tęsknił za nią przez kilka długich miesięcy i nie miałby nic przeciwko nadrobieniu tego czasu w ten sposób.
    - Mówiłem – wymruczał między kolejnymi pocałunkami. – Nie każę... Ci przecież... Się nie oszczędzać – mruczał dalej, a kiedy Elle chwyciła jego dłoń, bez wahania splótł ze sobą ich palce, chociaż jego własne aż świerzbiły, żeby wsunąć się pod cienki materiał bluzki dziewczyny. Miał nadzieję, że to go jakoś powstrzyma.
    - Mhm, kupimy go, jak już wydobrzejesz i pójdziemy na zakupy – oznajmił, odsuwając się na moment tylko po to, żeby zaraz wrócić do muskania jej skóry. – Masz jeszcze jakieś życzenia, kochanie? – wyszeptał i uwolnił swoją dłoń, układając ją na udzie Elle. – Zastanów się – dodał, sunąc ręką coraz wyżej, aż zatrzymał palce tuż przy pachwinie. Zerknął na dziewczynę i uśmiechnął się na widok błyszczących oczu, które zdradzały, jak bardzo jego pieszczoty na nią działają. – Uwielbiam, kiedy tak na mnie patrzysz – wyszeptał, cytując jej własne słowa sprzed kilku godzin, ale nie pozwolił jej odpowiedzieć. Jej pełne wargi i przyspieszony oddech zdawały się go kusić jeszcze bardziej, więc wpił się w nie, niby przypadkowo, ale wyraźnie zahaczając kciukiem o ciepłe miejsce między jej nogami.
    Nie zdołał jednak zrobić nic więcej, bo w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Arthur odsunął się z łobuzerskim uśmieszkiem, zgarnął portfel z komody przy wejściu i odebrał jedzenie od dostawcy.
    - Chcesz obiad do łóżka, czy mam ci pomóc usiąść przy stole? – zapytał wesoło, postawiwszy opakowania w kuchni i zatrzymał się obok łóżka, by wziąć Theę na ręce i ruszyć w kierunku wózka. – Poleżysz sobie trochę, księżniczko. Ty już się najadłaś, teraz mamusia i tatuś – wymamrotał do córeczki i ułożył ją w gondoli, przykrywając kocykiem i wręczając maskotkę.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  94. Nie wykluczał, że prędzej czy później zwariuje. Minęło jedynie kilka godzin, od kiedy Elle została wykluczona z aktywności fizycznej, a Arthur miał wrażenie, jakby jego krew wrzała. Spodnie znowu uwierały w kroczu i chętnie coś by z tym zrobił, niestety w tym wypadku chęci to za mało.
    - Jeszcze nie. Nie martw się, obiecałem, więc wypiorę – odparł z szerokim uśmiechem i postawił wózek niedaleko stołu, przy którym mieli usiąść. Wyjął talerze i sztućce, układając je na blacie i co chwilę zerkając z lekkim niepokojem na Elle. Nie chciał robić z niej niepełnosprawnej, wiedział, że i tak jest wystarczająco wkurzona swoim obecnym stanem i niemożnością poruszania się tak, jakby tego chciała, ale nic nie mógł poradzić na to, że się martwił. Miał jedynie nadzieję, że powie mu, jeśli będzie się źle czuć.
    Zaśmiał się cicho, obserwując rumieńce na jej policzkach. W połączeniu ze stwierdzeniem, że znowu jest jej za ciepło dla Arthura było to dość jednoznaczne. Dlatego zanim usiadł, stanął za plecami Elle, oparł ręce na jej ramionach i ponownie pochylił się nad jej szyją, chwilę wcześniej odgarniając długie włosy.
    - Więc może się rozbierzesz? – wymruczał, zsuwając dłonie nieco niżej i zatrzymując je na talii dziewczyny, a wargami kilkukrotnie musnął skórę tuż pod uchem. Zanim się wyprostował zahaczył opuszkami palców i jej piersi i usiadł naprzeciwko, przysuwając sobie pudełko ze spaghetti. Przy okazji stwierdził, że musi przystopować. Chciał doprowadzić ją do wrzenia, a miał wrażenie, że na niego oddziałuje to zdecydowanie mocniej. Oczami wyobraźni widział, jak, oczywiście bez ran na brzuchu, przyciska ją do blatu stołu, jak Elle łapie się krawędzi, jak porusza biodrami, domagając się dotyku, jak Arthur muska ustami jej kręgosłup, przyprawiając o dreszcze...
    Odchrząknął i poprawił się na krześle, uśmiechając się z dezaprobatą, gdy sięgnęła swoim widelcem do jego pudełka.
    - Nie ma nic za darmo – oznajmił, nabijając na swój widelec gnocchi dziewczyny i wsuwając je sobie do ust. – Chcesz się zamienić? – wymamrotał i westchnął cicho. Chyba jednak będzie musiał się zastanowić, czy kuchnia włoska aby na pewno nie jest jego ulubioną.
    - Okej, żadnych zakupów, słowo harcerza – odparł, unosząc dwa palce. – Przejdziemy się na uczelnię. Niech zobaczy, gdzie mamusia i tatuś się poznali, prawda, księżniczko? – uśmiechnął się szeroko i sięgnął do wózka, łaskotając brzuszek córeczki. Thea zamachała nóżkami i pisnęła wesoło.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  95. - Jeśli nie zejdzie kupię ci nową – odparł, uśmiechając się uroczo, jak mały chłopiec, który wie, że coś zbroił, ale wciąż ma nadzieję, że mama za mocno go kocha, żeby przełożyć przez kolano.
    - Dlaczego? Wcale bym nie płakał, gdybyś chodziła przy mnie w samej bieliźnie. Albo w ogóle nago. Wyglądasz lepiej, niż w jakichkolwiek ubraniach – powiedział nieco zachrypniętym głosem, spoglądając na nią z pożądaniem błyszczącym w ciemnych tęczówkach. Wciąż kiełkowała w nim nadzieja na to, że Elle nagle stwierdzi, iż czuje się rewelacyjnie, uśpią Theę i mogą zająć się sobą, ale był realistą i wiedział, że to się nie stanie. Dlatego musiał przystopować. Choćby ze względu na własne zdrowie psychiczne, które i tak już było wystarczająco chwiejne.
    - Uwierz mi nie zapominam – mruknął, spoglądając na dziewczynkę z uśmiechem. Nie wyglądała jak dziecko gotowe do snu, wręcz przeciwnie. Miał wrażenie, że jest dzisiaj wyjątkowo ruchliwa. Jakby czuła, że jej rodzice muszą sobie zrobić chwilową przerwę od siebie, a ona stwierdziła, że chętnie im pomoże trzymać rączki przy sobie. Żeby zająć swoje własne czymkolwiek podsunął dziewczynie częściowo opróżnione pudełko ze spaghetti i ponownie wbił widelec w gnocchi, wsuwając je do ust. Niemal się zakrztusił, czując stopę Elle na swojej łydce i zerknął na nią spod przymrużonych powiek, wyrazem twarzy typu wiem, co robisz, Madisson. Nie skomentował tego jednak, zamiast tego skupił się na jej pytaniu, chociaż nie było to takie proste, gdy jego myśli wciąż uciekały w tych zbereźnych kierunkach.
    - Powiedziałem. Skoro jesteśmy bezpieczni, uznałem, że nie ma sensu tego ukrywać. Prędzej czy później i tak ktoś by nas zobaczył, a nie chciałbym, żeby plotki jakoś w ciebie uderzyły. W Theę zresztą też – westchnął, spoglądając na dziewczynkę i uśmiechając się czule. Dziekan nie wiedział, jak na to zareagować, ostatecznie wyduszając z siebie zdawkowe gratulacje. Arthur wcale mu się nie dziwił. Też nie wiedziałby, co o tym myśleć.
    Wbił spojrzenie w usta Elle, a konkretniej w jej przygryzioną wargę, a potem zerknął na stopę, która wciąż znajdowała się w pobliżu jego nogi. Oddech znowu nieznacznie przyspieszył, a Arthur poczuł, że robi mu się gorąco. Jak to możliwe, że działa na niego tak bardzo, właściwie nic nie robiąc? Odłożył widelec na talerz i opadł plecami na oparcie krzesła, przez moment się zastanawiając, a potem szybkim ruchem złapał za krawędź krzesła, na którym siedziała Villanelle i pociągnął tak, że ich twarze znalazły się zaledwie milimetry od siebie.
    - Nie rób tak, bo za chwilę zrobię wszystko, żebyś zapomniała o tym poparzeniu i krzyczała mój tytuł naukowy podczas orgazmu – wymruczał, znowu umieszczając dłoń po wewnętrznej stronie jej uda i opuszkami palców muskając jej przykryte materiałem legginsów krocze. – Będziesz grzeczną dziewczynką, Elle? – wyszeptał, naciskając nieco mocniej i uśmiechnął się, czując przyjemne ciepło.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  96. - Przeszukam cały internet. I wszystkie sklepy w Auckland – roześmiał się i zerknął przelotnie na łazienkę, gdzie w pralce wciąż leżała bluzka Elle. Tak naprawdę zupełnie o tym zapomniał. Zbierał się z wrzuceniem prania od kilku dni, ale ostatnie wydarzenia sprawiły, że nie myślał o tak przyziemnych sprawach. Zdawał się bujać w obłokach i tylko gotowanie względnie mu wychodziło, chociaż... Dzisiaj i to nieszczególnie.
    - Wątpię – mruknął z ironicznym uśmieszkiem na ustach. – Jeśli coś jest piękne, nigdy się nie nudzi. A twoje ciało to dla mnie najpiękniejsza rzecz na świecie – dodał, miesząc ją wygłodniałym spojrzeniem. Gdyby się nie bał, że zrobi jej krzywdę, jej ubrania już dawno walałyby się po podłodze, a Arthur niósłby ją w stronę łóżka. Ewentualnie niewykluczone, że poprzestałby na stole, kuchennym blacie, kanapie lub po prostu podłodze, bo nie zdołałby dojść do łóżka.
    - Więc dobrze, że twój facet jest przewidujący i sam cię przepisał – uśmiechnął się szeroko, słysząc o sympatycznych paniach. Jako student też się z tym mierzył, teraz traktowały go jak wykładowcę, więc były naprawdę miłe. Podejrzewał, że wieść i tak się niedługo rozniesie, więc Elle również będzie traktowana nieco inaczej. Ale nie dałby sobie za to uciąć ręki.
    Stłumił śmiech w reakcji na pisk, ale nie powstrzymał łobuzerskiego uśmiechu cisnącego mu się na usta. Zwłaszcza, gdy do ciepła dołączyła wilgoć, a Arthur wiedział, że tym razem powstrzymanie się będzie zdecydowanie trudniejsze. A jej słowa tylko go podjudziły.
    - Prowadzącemu to odpowiada, pani Madisson – wychrypiał i trącił nosem nos Elle w zamian za podrażnienie jego warg. – Czy mam to odbierać jako prowokację? Bo bardzo bym chciał, żebyś właśnie to miała na myśli - wyszeptał i zahaczył zębami o dolną wargę brunetki. Dłonią, którą do tej pory zaciskał na siedzisku krzesła, przesunął na biodro dziewczyny i powoli odciągnął zarówno gumkę legginsów, jak i majtek, po czym wsunął pod materiał palce drugiej ręki. Przymknął powieki i westchnął cicho, czując przyjemną wilgoć i bez pytania o zgodę rozchylił jej nogi swoim kolanem i bezpardonowo nacisnął palcami na jej kobiecość tak, że jeden bez problemu utorował sobie drogę do jej wnętrza. Nie bawił się jednak zbyt długo, bo z jakiejś przyczyny nie chciał dać Villanelle tej satysfakcji. Jedynie lekko podrażnił, a potem wyjął dłoń i z uśmiechem oblizał wilgotny palec, po czym oparł się wygodnie i nawinął na widelec makaron, wracając do jedzenia jak gdyby nigdy nic. Tylko przysunięte krzesło i kolano między jej nogami świadczyło o tym, że cokolwiek przed chwilą się działo.

    pan magister

    OdpowiedzUsuń
  97. [Dziękuję za powitanie! Jak wspomniałaś o tańcu, to od razu pomyślałam o tym, że może Villanelle zostałaby zaproszona przez kogoś z rodziny lub znajomych na wesele lub podobną imprezę, gdzie wypada pojawić się z osobą towarzyszącą, która na dodatek nie będzie podpierać ściany ani nie zrobi wiochy przez nieumiarkowanie w piciu alkoholu lub słabą głowę. Oczywiście można by to było połączyć z Twoim pomysłem i właśnie ze względu na ich znajomość i nauczanie Villanelle kroków tanecznych, Twoja pani mogłaby pomyśleć właśnie o Haydenie. Co Ty na to? :D]

    Hayden Nolan

    OdpowiedzUsuń
  98. [Chyba wszystko ustalone, możemy lecieć z tematem :D
    Z góry dziękuję za zaczęcie!]

    Hayden Nolan

    OdpowiedzUsuń
  99. - Wtedy sprowadzę cię na ziemię. Na razie nie ma tragedii – odparł wesoło, uśmiechając się niczym mały chłopiec, który zasługuje na pochwałę ze strony swojej mamy. – Nie, po prostu... Mam prawo nie chcieć cię w swojej grupie. A znajomości swoją drogą. I jeśli ma się dobry powód, po prostu się tak robi – wymruczał, wsuwając sobie do ust kolejną porcję spaghetti.
    Zdawał się zupełnie nie przejmować jej podnieceniem, jedynie oczy zdradzały, jak cholernie jest zadowolony z takiego obrotu spraw. Na tyle, że niemal boleśnie żałował, iż Elle jest w tej chwili nieosiągalna. Chciał się z nią drażnić, pieścić jej ciało, patrzeć na jej twarz, gdy będzie szczytować dzięki niemu, ale zdawał sobie sprawę x tego, że potrzeba jeszcze przynajmniej kilku dni, by mógł się do niej zbliżyć.
    Dlatego znowu niemal zakrztusił się jedzeniem, gdy zobaczył jak zdejmuje z siebie bluzkę. Popatrzył na nią znad talerza, marszcząc lekko brwi i zaciskając wargi, żeby w żaden sposób tego nie skomentować. Poczuł za to, że jemu również robi się gorąco i odchylił się na oparcie krzesła, rozpinając guzik koszuli. A za nim następny i jeszcze jeden. Kiedy Elle pochyliła się, zdejmując z siebie ostatnią część garderoby, Arthur przymknął powieki i wziął kilka głębokich wdechów, walcząc z samym sobą, żeby za nią nie pójść. Racjonalny on zbierał jej rzeczy i podawał, żeby mogła się obrać, a ten nieracjonalny właśnie przejął kontrolę. Mężczyzna wstał i ruszył do łazienki, rozpinając materiał koszuli do końca. Po drodze zrzucił jeszcze spodnie, a bokserek pozbył się już w łazience, patrząc na Villanelle wygłodniałym spojrzeniem.
    - Chyba wolałbym nie wybaczać i dać ci karę – oznajmił, ogarniając spojrzeniem pomieszczenie. Podszedł do dziewczyny wolnym krokiem i zatrzymał się ledwie centymetry, ale wciąż nie dotykał zranionego brzucha. Trącił nosem jej nos i ułożył dłonie na biodrach, gwałtownym ruch odwracając ją tyłem do siebie. Kolanem rozstawił jej nogi i przywarł torsem do pleców, owiewając oddechem kark, którego nie omieszkał musnąć wargami i językiem, a na koniec przygryźć. – Cichutko, Elle. Nie zamknąłem drzwi – wychrypiał wprost do ucha brunetki i bez żadnego ostrzeżenia wbił się w jej wnętrze z głośnym westchnieniem, przytrzymując przy sobie jej biodra tak, żeby nigdzie mu nie uciekła. – Powiedz słowo, a przestanę – dodał ciszej, z wyraźnie słyszalną troską i powoli, delikatnie poruszył biodrami, by odwieźć ją od ewentualnego pomysłu zakończenia tej rozkosznej chwili.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  100. Musiał się powstrzymywać, żeby nie przesuwać dłońmi po całym jej ciele. Miał ochotę ułożyć dłoń na podbrzuszu, dotrzeć palcami do wilgotnej kobiecości i doprowadzić ją na skraj wytrzymałości zdecydowanie szybciej i intensywniej, powstrzymywał się jednak, nie chcąc sprawiać jej bólu, jedynie przyjemność.
    Potem okazało się, że niepotrzebnie jego myśli biegły w takim kierunku. Słysząc głośny jęk i czując drżenie ciała pochylił się nad dziewczyną, przywierając torsem do jej pleców, ale nie przestał się poruszać. Jedynie odgarnął długie włosy i przywarł wargami do odsłoniętego karku, pragnąc przedłużyć doznania Elle, a chwilę później sam osiągnął spełnienie z głośnym jękiem.
    - Ja ciebie też. I nie wiesz, jak się cieszę, że mogę to cały czas powtarzać – wyszeptał, wbijając nieco rozbiegane spojrzenie w jej delikatnie zarumienioną twarz. Nakrył jedną z dłoni na policzku swoją dłonią i przymknął powieki, uspokajając oddech. Chwilę później jednak Elle nie było, a do łazienki docierał płacz Thei. Arthur zaśmiał się cicho, jeszcze przez chwilę opierając rękę o ścianę, aż w końcu ruszył za brunetką, po drodze zakładając bokserki i czarne dżinsy. Nie miał problemów z nagością, zwłaszcza, gdy zobaczył, że Villanelle również się tym nie przejmuje, chodziło raczej o to, że pamiętał, co tak naprawdę doprowadziło ich do miejsca, w którym teraz byli, a to, że osiągnęli spełnienie nie znaczyło, że nie chciał się z dziewczyną trochę podrażnić w ten sposób. Oparł się ramieniem o ścianę i przez chwilę po prostu obserwował, uśmiechając się lekko.
    - Chyba nigdy nie przestanie to na mnie robić wrażenia – wymruczał i odepchnął się od ściany, podchodząc do kobiet swojego życia. Objął Elle, kolejny raz przywierając do jej pleców i oplótł ją ramionami, przy okazji przytulając również córeczkę. Oparł brodę na jej ramieniu, spoglądając w zapłakane oczka Thei i dostosowując się do delikatnego kołysania. Arthur przymknął powieki i przywołał w pamięci jakąś przyjemną melodię, po chwili nucąc ją na głos. Wyglądali tak, jakby ze sobą tańczyli. – Thea, masz naprawdę cudowne wyczucie czasu. Za kilka lat pewnie będziemy musieli zamykać drzwi na klucz, żebyś nie wpadła w trakcie okazywania sobie miłości przez mamusię i tatusia – westchnął, obserwując, jak dziewczynka powoli się uspokaja i chyba przysypia. Szkoda, że nie pomyśleli o tym wcześniej, zbyt spragnieni swojej wzajemnej bliskości. Może wtedy mieliby więcej czasu dla siebie. – Możesz się nie ubierać, skarbie? Tak wyglądasz zdecydowanie najlepiej – wyszeptał, muskając wargami szyję dziewczyny i mrucząc z zadowoleniem.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  101. Westchnął z rozczuleniem, przez chwilę po prostu przyglądając się ich córeczce. Śpiąca Thea była najbardziej uroczym widokiem, jaki dane mu było oglądać i mógłby tak po prostu trwać przez cały dzień, chociaż wiedział, że to niemożliwe. Biorąc pod uwagę jego pracę, praktyki Elle i fakt, że prędzej czy później ich maleństwo będzie musiało rozpocząć edukację miał wrażenie, że nigdy nie nacieszy się nimi w stu procentach.
    Z zamyślenia wyrwały go dopiero słowa Villanelle. Wyprostował się natychmiast, zacisnął usta i powędrował spojrzeniem do jej brzucha. To, że sam starał się w jej żadnym stopniu nie uszkodzić nie znaczyło od razu, że nie zrobi tego nieświadomie. Przecież jeszcze kilka godzin temu nie była w stanie ubrać się bez jego pomocy, a teraz nie dość, że to zrobiła, to dodatkowo wyginała się podczas seksu.
    - Przepraszam, Elle... Ale miałem nadzieję, że powiesz, jak tylko będzie coś nie tak... – wymamrotał i szybko narzucił na siebie koszulę, po czym, nie zapinając jej, podszedł do dziewczyny i wyjął jej z rąk resztę ubioru. Nie chciał, żeby jeszcze bardziej się nadwyrężała, skoro i tak zapewne czuła wystarczający dyskomfort. – Chodź, kochanie, pomogę ci – dodał z bladym uśmiechem i delikatnie poprowadził Elle w kierunku łóżka i zdecydowanie, acz wciąż tak, żeby nie zrobić jej krzywdy, posadził ją na materacu. Odłożył ubrania obok i wziął do rąk stanik, uznając, że wyciąganie się, by go zapiąć, nie będzie dla niej dobre.
    Chwilę później brunetka była ubrana, a Arthur klęknął naprzeciwko niej i zamknął drobną dłoń w swoich, muskając wargami opuszki palców.
    - Tak bardzo mi przykro... Może skoczę po coś przeciwbólowego? Albo zadzwonię po pogotowie? I zaraz przyniosę ci jedzenie, masz absolutny zakaz wstawania dzisiaj, ewentualnie z moją pomocą – mamrotał, wbijając zatroskane spojrzenie w jej twarz. – Może... Może zostaniecie na noc? Pojechałbym po twoje rzeczy... Czułbym się lepiej, wiedząc, że nie musisz wstawać do małej, bo jestem obok i ja to zrobię – dodał, opuszczając wzrok, jakby się obawiał, że powiedział coś niestosownego. – Powiedz mi, co mam zrobić. Zrobię wszystko, żebyś poczuła się lepiej – westchnął na sam koniec i znowu na nią popatrzył, wyciągając dłoń, żeby pogłaskać blady policzek.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  102. - Oczywiście, że cię słucham. Usłyszałem, że piecze, dlatego się martwię, bo naprawdę nie chciałem zrobić ci krzywdy – westchnął i podniósł się z podłogi. – Zostań tu, idę odgrzać ci jedzenie, zaraz wrócę – dodał z delikatnym uśmiechem i musnął wargami czoło Villanelle, po czym ruszył do kuchni, po drodze zapinając koszulę. Nie pochwalał odgrzewania jedzenia, a mikrofalówkę miał tylko dla wyjątkowych sytuacji, ale przemógł się i wstawił talerz Elle do urządzenia. W tym czasie zagotował też wodę sobie wsypując do kubka kawy, a Villanelle robiąc herbatę w kubku termicznym. Mogła odebrać to jako złośliwość, ale Arthur nie zamierzał ryzykować, że znowu się czymś poparzy, zwłaszcza, że to najwyraźniej nie był ich dzień, jeśli chodzi o obchodzenie się z gorącymi rzeczami.
    Postawił talerz na szafce nocnej, obok kubek termiczny, a swoją kawę na podłodze obok łóżka. Usiadł przy dziewczynie tak, że jedna jego noga zwisała z materaca, drugą podkulił pod siebie i przysunął się na tyle blisko, że bez problemu mógłby objąć brunetkę, ale nie chciał jej przeszkadzać w jedzeniu, dlatego też jedynie wyciągnął dłoń, by zacząć przeczesywać palcami jej długie włosy. Uwielbiał to robić, zupełnie tak, jakby ta czynność miała jakieś magiczne właściwości, dzięki którym od razu się uspokajał.
    - Słucham? – mruknął, marszcząc czoło i przechylając lekko głowę w bok. – Czy ty naprawdę to powiedziałaś? Powiedz, że to żart, Elle – jęknął, wywracając oczami i westchnął głośno, jakby pokłady jego cierpliwości względem tej kobiety były na wyczerpaniu. – Ja się jakoś niejasno wyrażam? Chciałbym mieć na ciebie oko, bez ryzyka, że twój ojciec mnie zatłucze jeśli zostanę u ciebie. Nic nie jest ważniejsze od ciebie i od Thei, więc przestań mówić takie głupoty... Jak ze sobą zamieszkamy też będziesz się martwić, że popsujesz mi rytm dnia? – pokręcił lekko głową i uśmiechnął się z dezaprobatą i rozczuleniem. – Wstaniemy o ludzkiej porze, ty pojedziesz na praktyki, a ja zaprowadzę Theę i pójdę do pracy. Problem rozwiązany – wzruszył lekko ramionami i przysunął się tak, by pocałować Villanelle w skroń. – A teraz grzecznie zjesz, zdrzemniesz się, a tatuś z córeczką przejdą się na spacer do babci zabrać dla mamusi jakąś piżamkę, kosmetyki, coś na jutro i wszystko, co potrzebne dla księżniczki. Co ty na to? – wymruczał, odsuwając się na tyle, by swobodnie na nią spojrzeć i uśmiechnąć się uroczo.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  103. Obserwował uważnie, jak pochłania kolejne porcje klusek i znowu poczuł wyrzuty sumienia. Miał wrażenie, że przez jego seksualne niewyżycie, nazywając rzeczy po imieniu, Elle robi coś wbrew sobie, ignorując pewne rzeczy, których ignorować nie powinna.
    - Dlaczego... Dlaczego pozwalasz mi na coś kosztem czegoś innego? – spytał cicho, patrząc sugestywnie na widelec raz za razem wędrujący do jej ust i westchnął ciężko. Nie chciał, żeby miała rację. Z całego serca pragnął, żeby jego dziecko nie czuło się w mieszkaniu swojego ojca jak w obcym miejscu. Nie chciał również niepotrzebnie denerwować rodziców Elle, zwłaszcza, że Alison była przesympatyczną osobą i narażanie się jej w jakiejś kwestii było ostatnim, do czego dopuściłby świadomie. Wolał też nie naciskać na samą Villanelle, skoro wyraźnie powiedział, że kwestia mieszkania i nocowania zależy w całości od niej.
    Z drugiej jednak strony... Martwił się. Tak zwyczajnie i po ludzku. Kochał ją i każdy grymas na jej twarzy sprawiał, że najchętniej uchyliłby jej nieba.
    - Poczekaj – mruknął, mocno ściskając jej rękę, żeby przypadkiem nie przyszło jej do głowy, żeby się podnosić. – Jeśli to problem, nie musimy nic robić na siłę. Nie chcę... Nie chcę, żebyś robiła cokolwiek wbrew sobie i jeżeli chcesz wrócić do domu, to po prostu mi powiedz. Nie będę z niczym naciskał, zwyczajnie się martwię. Kiedy wyobrażam sobie, że będziesz wstawać do małej podczas gdy ja będę spał jak gdyby nigdy nic... – urwał i wzruszył delikatnie ramionami. Zerknął na wózek, w którym spała ich córeczka, a potem znowu na Elle, jakby oczekiwał odpowiedzi. Właściwie nie jakby, bo istotnie jej oczekiwał. Wolał, żeby wykręciła się teraz z czegoś, czego nie chce, niż czegokolwiek żałowała. – Szczerze, skarbie. Nie zwracaj na mnie uwagi, powiedz, czego ty sama chcesz, a ja się dostosuję – zakończył, delikatnie głaszcząc kciukiem wierzch jej dłoni, trochę też po to, by przytrzymać ją w miejscu. Gdyby chciała iść do łazienki również by ją zaniósł i przyniósł. Naprawdę miał cholerne wyrzuty sumienia i nie miał zamiaru więcej pozwolić, żeby cierpiała ze względu na jego zachcianki. – Aha, póki pamiętam... Koniec z seksem, póki ci się to zupełnie nie zagoi. Jeśli będę czegoś próbował, uderz mnie w twarz, byle mocno, okej? – zaśmiał się cicho, ale zaraz spoważniał, wracając myślami do wcześniejszego pytania i spoglądając w jej oczy, jakby miał w nich znaleźć nie tyle odpowiedź, co choćby wskazówkę, czego tak naprawdę chce Villanelle.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  104. Po reakcji dziewczyny widział, że ona także jest średnio zadowolona z ich spotkania. Nie widzieli się dobre kilkanaście miesięcy i nie przypuszczał, że będą mieli okazję jeszcze kiedykolwiek stanąć na swojej drodzę. Co prawda wszyscy na uczelni utrzymywali, że dziewczyna po prostu wyjechała na studencką wymianę, ale on zdążył ją już na tyle poznać, aby nie uwierzyć w tą szybką i błachą wymówkę. Nie zamierzał wypytywać jej dlaczego postanowiła tak, a nie inaczej, a męską duma nie pozwalała mu traktować Elle tak, jak gdyby nic się nie stało i znów wszystko było między nimi jak najbardziej w porządku.
    - Nie interesuje mnie to gdzie i jakie kierunki kończyłaś, sprawdzisz się, albo nie, to wszystko - uciął krótko, wygodnie rozsiadając się na fotelu. Odniósł wrażenie, ze jego dawna znajoma jest lekko zestresowana całą tą sytuacją, ale nie zamierzał jej niczego ułatwiać. Kazdego z pracowników starał się traktować na równi i nie mógł pozwolić sobie na żadną taryfę ulgową.
    - Nawet jeszcze nie zaczęłaś, a już chcesz ze mną coś ustalać? Nie pomyliły ci się stanowiska, hm? Z tego co mi wiadomo to ja jestem twoim przełożonym, a nie na odwrót - pokręcił zrezygnowany głowa, stukając przy tym palcami o blat i wpatrując się intensywnie w Elle. Miał ochotę wyskoczyć zza biurka i objąć dziewczynę swoim silnym ramieniem, szepcząc jej do ucha, jak bardzo cieszy się z jej powrotu i zapewniając, że nigdy więcej nie pozwoli jej odejść. Obrał jednak zupełnie inną strategię i starając się jak może, aby zagłuszyć to co mówi serce i kierować się jedynie rozumem, zamierzał zachowywać się jak rasowy dupek i dać jej nauczkę za to, że go porzuciła.
    - Rozumiem, że będziesz przez to dłużej zostawać w pozostałe dni, tak? Nie mozesz sama ustalać sobie czasu pracy, to byłoby nie fair wobec innych pracowników - upił łyk podanej przez sekretarkę kawy i wyciągnął na biurko stertę różnych papierów - To twoje zadanie domowe, zapoznaj się z tym w miarę szybko i rzetelnie, żebym nie musiał ci jutro wszystkiego tłumaczyć od zera - przesunął w jej stronę kilka teczek i nie czekając na reakcję dziewczyny, wstał z miejsca i ruszył w kierunku drzwi - No co czekasz, hm? Chyba nie sądziłaś, że będziesz siedzieć za biurkiem i delektować się kawusią przez cały dzień, jedziemy na budowę - rzucił oschle i nie przepuszczajac jej w drzwiach, pewnym krokiem wyszedł z gabinetu, rzucając w jej kierunku od niechcenia kask, będący obowiązkowym elementem ochronnym na placu budowy.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  105. Słuchając jej stwierdził, że musi dopuścić do siebie świadomość, iż to nie jest jedynie piękny sen, który za chwilę się skończy, a Elle naprawdę tu jest, siedzi obok niego i mówi, że chce tego wszystkiego tak samo jak on.
    - Ćśś... Kochanie, spokojnie, wierzę. Chciałem się tylko upewnić, że nie robisz czegoś wbrew sobie, nie musisz mi dawać kazania – odparł z delikatnym uśmiechem i objął dziewczynę ramionami, przytulając ją do siebie i opierając brodę na jej głowie. Jęknął głośno, gdy do jego uszu dotarł łamiący się głos. Nie miał pojęcia jak postępować z płaczącymi kobietami, nie miał w tym wielkiego doświadczenia. Nawet Thei nie potrafił uspokoić tak, jakby tego chciał, dlatego czuł, że ogarnia go panika. Wziął kilka głębokich wdechów, przymykając powieki i odsunął się nieznacznie, by spojrzeć na Villanelle. – Przepraszam. Nie chciałem doprowadzić cię do takiego stanu, po prostu się martwię... Nie płacz, skarbie, nie płacz – wyszeptał, układając dłonie na policzkach brunetki i ścierając kciukami łzy, jednak w ich miejscu wciąż pojawiały się następne. – Jak mógłbym się tobą nie opiekować, głuptasie? Jesteś moim życiem, kocham cię i nawet nie muszę składać przysięgi małżeńskiej, żeby być w zdrowiu i chorobie – westchnął i musnął wargami jej policzki, tym samym scałowując łzy. – Założę pas cnoty – wymruczał i roześmiał się cicho. Wstał i ruszył w stronę korytarza chwilę później przynosząc Elle jej torebkę i kładąc ją na łóżku. – Tylko błagam, nie płacz razem z Theą, bo chyba też się rozpłaczę – uśmiechnął się nieco szerzej i kucnął przed brunetką, opierając dłonie na jej kolanach i wyciągając się tak, żeby pocałować jej wilgotne od płaczu wargi. – O wilku mowa – powiedział, słysząc z wózka początki dziecięcej histerii. – Ona chyba czuje, kiedy coś się z tobą dzieje. Nie widzę żadnej innej logicznej odpowiedzi – zaśmiał się cicho i ucałował czoło brunetki. Z głośnym westchnieniem podniósł się z podłogi i podszedł do wózka.
    - Księżniczko, jak zwykle masz cudowne wyczucie czasu – zaświergotał, biorąc maleństwo na ręce. Oparł niemowlę na swoim ramieniu wcześniej układając pieluszkę na obojczyku i zaczął ziuziać dziewczynkę, nucąc kolejny raz tę samą kołysankę. Thea zacisnęła paluszki na kołnierzyku koszuli swojego ojca i przeciągnęła się delikatnie, nie przestając zawodzić. Miał nadzieję, że uspokoi się na spacerze, a Elle nie będzie miała racji i ich córka bez zbędnych problemów prześpi noc w jeszcze obcym dla niej miejscu. – Nie płacz, bo jak babcia usłyszy, pewnie mnie zamorduje – powiedział do córeczki i usiadł na łóżku, układając dziecko na pościeli. – Patrz, tu jest mamusia i zaraz przestanie płakać, nie martw się, kruszynko. Proszę, zlituj się nad ojcem, dwie płaczące kobiety to dla mnie za dużo – jęknął, patrząc bezradnie w brązowe oczy, identyczne jak te jego i mając nadzieję, że histeria nie potrwa długo. Za każdym razem, gdy Thea płakała w jego ramionach czuł, że daje ciała jako ojciec, mimo że miał świadomość, iż dzieci zwyczajnie tak mają. Dlatego nie poddawał się, wciąż cicho śpiewając i pochylając się nad dziewczynką, żeby ucałować jej czółko, które było... Dziwnie ciepłe, bardziej niż zwykle. – Elle... Możesz jej dotknąć? Nie wiem, czy jestem przewrażliwiony, czy naprawdę coś jest nie w porządku...

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  106. Nie odrywał spojrzenia od zdenerwowanej Elle, zastanawiając się, co właściwie powinien zrobić. Postępowanie z dziewczyną było proste – poparzyła się, więc powinna leżeć w łóżku, a Arthur mógł wokół niej skakać, we wszystkim pomagać i zajmować się Theą, żeby ona nie musiała się podnosić. Postępowanie z chorym niemowlęciem już takie intuicyjne nie było, a mężczyzna spoglądał z przerażeniem na zapłakane maleństwo, zastanawiając się, czy gdyby wziął ją na ręce i pobiegł do szpitala dotarłby szybciej, niż karetka.
    - Nie mam – wychrypiał, odnotowując w pamięci, by zaopatrzyć się we wszystko, czego może potrzebować dziecko w takiej sytuacji. – Co? – wymamrotał, jakby nie usłyszał Elle, ale zaraz zerwał się z łóżka i podbiegł do telefonu, który zostawił na kuchennym blacie. Drżącą dłonią odnalazł w internecie pierwszy lepszy numer taksówki i zamówił ją trzęsącym się głosem, mówiąc dyspozytorce, że to pilna sprawa i kierowca ma się zjawić najpóźniej za kilka minut.
    - Za chwilę. Będzie za chwilę – powiedział, odruchowo zarzucając na ramię torbę, w której były wszystkie rzeczy córeczki i zacisnął usta, widząc, jak dziecko kopnęło Elle w brzuch. Nie zamierzał pozwolić, by Villanelle cierpiała tylko dlatego, że wynikły jakieś problematyczne okoliczności, dlatego przewiesił torbę przez szyję, żeby się nie zsunęła i podszedł do dziewczyny. – Przestań, o czym ty w ogóle mówisz... – jęknął, wyciągając ręce przed siebie, by podała mu dziecko. – Daj ją, boli cię. Ja będę ją niósł. Ty skup się na tym, żeby się nie nadwyrężać – wymamrotał i nie czekając na odpowiedź odebrał Theę, opierając ją na swoim ramieniu i przykrywając główkę kocykiem, żeby nie zmarzła. Dziecko wciąż płakało, ale nie było czasu na uspokajanie. – Pogadam z twoim tatą, postaram się go jakoś ugłaskać, żeby nie wykopał mnie z waszego domu, bo jeśli myślisz, że zostawię was w takiej sytuacji, to się grubo mylisz – stwierdził głosem tak pewnym, że chyba sam by się sobie nie sprzeciwił. Obrócił się bokiem do Elle i zerknął znacząco na swoją kieszeń, w której wibrował telefon. – Pewnie taksówka już jest. Wyjmij klucze i zamknij drzwi, dobrze? Są w lewej kieszeni – powiedział cicho i poprawił Theę, która tak się prężyła, że trudno ją było utrzymać. Nie wyobrażał sobie, żeby teraz Elle miałaby ją mieć w swoich ramionach i narażać się na kopanie przez wierzgające nóżki. – Cichutko, kochanie, zaraz jakaś miła pani albo miły pan cię zbada i ci pomoże – wyszeptał do dziecka i ruszył w kierunku drzwi. – Albo wiesz co, jebać klucze, jedziemy – dodał, wychodząc na klatkę schodową i spoglądając na brunetkę z niepokojem. – Dasz radę zejść?

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  107. Zerknął z niepokojem na kierowcę, który raczej nie był zadowolony z płaczącego dziecka na tylnym siedzeniu, nie wspominając o jego minie, gdy usłyszał coś o wymiotach. Teraz jednak nie było ważne, że Thea może cokolwiek zabrudzić, ważne było, by trzymać ją tak, żeby się nie zadławiła. Nie wyglądało to najlepiej i Arthur czuł, jak panika coraz bardziej daje mu się we znaki, więc odetchnął głęboko, pomagając Elle wytrzeć twarzyczkę dziecka i klepiąc córkę delikatnie po pleckach. Nie poruszał nią w żaden sposób, nie wiedząc, jak w tej sytuacji zareaguje na kołysanie, ale spełnił prośbę Villanelle i zaczął nucić kołysankę, choć robił to drżącym głosem.
    - Jeśli wasze dziecko zabrudzi tapicerkę… - dobiegło z przodu, a Arthur popatrzył w lusterko wsteczne, wymieniając z kierowcą zacięte spojrzenie.
    - Proszę się nie martwić, pokryję wszystkie koszty czyszczenia – warknął w odpowiedzi i szczelniej otulił Theę kocykiem, nie mogąc się doczekać, aż znajdą się w szpitalu.
    Gdy samochód się zatrzymał brunet wyjął portfel z tylnej kieszeni i rzucił kierowcy banknot, nie czekając nawet na resztę. Wysiadł z taksówki, nogą zatrzaskując drzwi i niemalże biegiem ruszył w stronę wejścia, dopiero przy drzwiach oglądając się na Elle. Był jednak pewien, że dziewczyna zrozumie pośpiech, dlatego nie czekał, zwyczajnie wbiegł przez automatyczne drzwi i gorączkowo się rozejrzał. Najlepszą opcją w tym momencie wydawał się oddział ratunkowy, więc szybkim krokiem przemierzał korytarz zgodnie z drogowskazami.
    - Tu jestem! – krzyknął, oglądając się na Villanelle, ale wciąż się nie zatrzymał. Zrobił to dopiero, kiedy trafił na zamknięte drzwi, na których napis głosił, że są przejściem tylko dla personelu, ale Arthur ani myślał o okrążaniu budynku, by wejść z właściwej strony. Zamiast tego złapał Theę pewniej jedną ręką, nie zwracając uwagi, że dziewczynka zwymiotowała na jego bark, a dłonią drugiej zaczął walić do drzwi, przestępując z nogi na nogę.
    Otworzyła pielęgniarka najwyraźniej gotowa ochrzanić natręta, ale zamknęła usta, patrząc na płaczące maleństwo, a wyraz jej twarzy znacznie złagodniał.
    - Nasza córeczka… Jest rozpalona i wymiotuje. Płacze od kilkudziesięciu minut, nie wiemy, co jej jest – wyrzucił z siebie zdyszany, a kobieta wyciągnęła ręce po dziecko. Arthur ostrożnie przekazał jej Theę i odwrócił się do Elle, chwytając mocno jej dłoń i chcąc wejść do środka. Kolejna pielęgniarka jednak zastąpiła im drogę.
    - Nie możecie państwo tutaj wejść.
    - Jak to?! Przecież to nasze dziecko! – warknął Morrison i spojrzał ponad ramieniem kobiety na lekarkę podchodzącą do płaczącej na łóżku Thei.
    - Przykro mi, takie są procedury… Zawiadomimy państwa, jak wstępne oględziny dobiegną końca i zabierzemy dziecko na badania – powiedziała i zamknęła drzwi, a Arthur zrobił krok do tyłu, patrząc z niedowierzaniem na białe drzwi.
    A potem spojrzał na Villanelle i bez słowa przyciągnął ją do siebie, obejmując ramionami.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  108. Czuł, że do jego oczu również cisną się łzy, ale wiedział, że nie może sobie pozwolić na słabość. Wystarczyło, że Elle wpadła w histerię. Pozwalał jej więc bić pięściami swój tors, ani na moment nie zwalniając uścisku i nie pozwalając, by się wyszarpała. Słuchał wszystkich wyrzutów, ale milczał, jakby się spodziewał, że skierowanie do niego tych słów przyniesie jej ulgę.
    - Ćśś… Kochanie, uspokój się, błagam. Płaczem jej nie pomożesz – jęknął w końcu, ponownie przyciągając ją do siebie i pewnie obejmując, chociaż z minuty na minutę czuł, że traci swoje opanowanie, aż w końcu nie wytrzymał i pozwolił łzom spłynąć po policzkach, szybko ścierając je palcami.
    Kiedy drzwi się otworzyły, Arthur mocno chwycił dłoń Elle, by nie zaatakowała kobiety. Popatrzył na pielęgniarkę z nadzieją, jakby się spodziewał, że samo spojrzenie sprawi, iż Thea wyzdrowieje.
    - Thea Morrison – odparł machinalnie, przypominając sobie, że dziewczynka nosi jego nazwisko. – Błagam, niech pani wpuści chociaż Elle… Chyba lepiej, żeby dziecko trzymał ktoś znajomy, nie mówiąc już o matce, prawda? – wychrypiał drżącym głosem i zacisnął usta, gdy kobieta pokręciła głowę. – Proszę… Ona ma dopiero trzy miesiące, nigdy nie była wśród obcych, zawsze jest przy niej ktoś z rodziny… Jeśli pani chcę, mogę paść na kolana i błagać – wyrzucił z siebie i ponownie otarł łzy, spoglądając z niepokojem na Villanelle, która nie wyglądała teraz najlepiej. Bał się, że jeśli nerwy sięgną zenitu zwyczajnie zemdleje i wiedział, że pomoże jej jedynie widok Thei.
    - Proszę się nie wygłupiać… Nie powinnam tego robić, ale… Proszę, może pani wejść. Ale pan musi zaczekać tutaj – powiedziała pielęgniarka, a Arthur zacisnął zęby, czując, jak jego ciało samo rwie się do środka, do córeczki, ale pokiwał delikatnie głową i puścił dłoń brunetki, pozwalając tym samym, by kobieta zaprowadziła ją do ich dziecka.
    - Dziękuję – wyszeptał, robiąc krok do tyłu, kiedy drzwi zaczęły się zamykać. Pielęgniarka uśmiechnęła się delikatnie i skinęła.
    - Jak tylko będę mogła, od razu pana zawołam – powiedziała jeszcze cicho i zamknęła przejście. Arthur wypuścił ze świstem powietrze i podniósł z podłogi torbę, którą Elle najwyraźniej upuściła i postawił ją na jednym z plastikowych krzeseł, samemu siadając na drugim. Oparł łokcie na udach i pochylił się do przodu, wplatając palce we włosy, zamykając oczy i pozwalając łzom swobodnie kapać na podłogę.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  109. Nasłuchiwał każdych kroków, każdych otwierających się drzwi i wzdrygał się na sam dźwięk dziecięcego płaczu zewsząd. Nie podnosił jednak głowy, obawiając się, że dopadnie pierwszego lekarza, domagając się informacji. Nie podniósł jej nawet, gdy usłyszał te właściwe drzwi, spodziewając się, że to fałszywy alarm. Opuścił ręce dopiero czując dłoń Elle na swoim udzie i słysząc jej kojący głos. Wyprostował się i przetarł rękami twarz, po czym pozwolił, by dziewczyna splotła ze sobą ich palce. Sam ściskał jej drobną dłoń, obawiając się tego, co może usłyszeć, choć jej spokój nie był chyba powodem do zmartwień.
    Mimo wszystko odetchnął z ulgą, rejestrując informację, że to nic poważnego.
    - Tak cholernie się bałem – wyszeptał, przymykając na moment powieki, ale ostatecznie potrząsnął delikatnie głową i znowu popatrzył na Elle, tym razem z bladym uśmiechem.
    Podniósł się, zarzucił torbę na ramię i podążył za brunetką, ani na moment nie puszczając jej dłoni. Rozglądał się po korytarzach jak zaciekawiony chłopiec, próbując zapamiętać miejsce, do którego nigdy więcej nie chciał wrócić, a na pewno nie w takich okolicznościach. Wszedł do sali i ponownie odetchnął z ulgą, tym razem na widok spokojnie śpiącej córeczki, zupełnie tak, jakby nie tak dawno temu nie wydarzyło się nic złego. Podszedł do łóżeczka i delikatnie pogłaskał knykciem policzek dziecka, a chwilę później stał za Elle, obejmując ją ramionami i opierając brodę na jej głowie.
    - Nie powinienem się cieszyć, ale jednak się cieszę, że… Że to nic aż tak poważnego – wymamrotał, przenosząc ręce na ramiona dziewczyny i rytmicznie je głaszcząc. – Mogę z wami zostać? Twoje poparzenie magicznie nie zniknęło i wciąż chciałbym mieć na was oko… - urwał, obracając Villanelle przodem do siebie. Jedną dłonią objął ją w pasie, a drugą oparł na bladym policzku i przesunął kciukiem po dolnej wardze. – Potrzebujesz czegoś? Mam zadzwonić do twoich rodziców? Powiedz tylko słowo, a zrobię wszystko, bylebym nie musiał was dzisiaj zostawiać – szepnął, wbijając spojrzenie w jej oczy i pochylając się, żeby ją pocałować. Nie pogłębił jednak pieszczoty, zaraz potem opierając czoło na jej czole. – Tak bardzo cię kocham, wiesz, słoneczko? Ciebie i naszą córeczkę… Nie wyobrażam sobie was stracić – dodał jeszcze ciszej, zaciskając powieki.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  110. Zamruczał cicho, kiedy Elle przeczesała jego włosy i odruchowo wyciągnął się w stronę jej dłoni. Ten dotyk był miły i odprężający, a chyba tego w tej chwili potrzebował Arthur. Ostatnie dni były przepełnione emocjami, uczuciami i wydarzeniami, które już teraz zmieniły jego życie, a dzisiejszy dzień zdawał się być apogeum tego wszystkiego. W głębi duszy miał nadzieję, że po tych rewelacjach czeka na nich choć chwila względnego spokoju i ciepła rodzinnego życia. Potrzebowali wytchnienia, oboje. Zwłaszcza dzisiaj, teraz.
    Odsunął się i podążył wzrokiem za spojrzeniem Villanelle, krzywiąc się lekko na widok łóżka, które zapewne nie było zbyt wygodne, ale stwierdził w duchu, że on przecież może kimnąć się na krześle. Wybrzydzanie nie miało w tej chwili sensu, cieszył się, że w ogóle może przy nich być, jakby wciąż się spodziewał, że Elle wykopie go za drzwi.
    - Spróbuję. Może mnie nie zabije za nadwyrężanie jej dobroci... A jeśli będzie chciała, cichutko się wycofam i damy jakoś radę – powiedział z delikatnym uśmiechem, zakładając za ucho dziewczyny kosmyk ciemnych włosów i musnął wargami jej czoło.
    - Jasne. Może gdzieś jest jakiś sklep... – wymamrotał do samego siebie i uśmiechnął się szerzej, słysząc odpowiedź na wyznanie. – Nie mam zamiaru, kochanie... Zaraz wracam – wyszeptał, nie mogąc się powstrzymać przed kolejnym pocałunkiem.
    Wyszedł z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Trochę zabłądził podczas opuszczania szpitala, ale ostatecznie udało mu się stanąć przed budynkiem i uważnie rozejrzeć w poszukiwaniu sklepu. Znalazł go przecznicę dalej i nie poprzestał na samej wodzie i soku. Choć byli w szpitalu, w papierowej torbie spoczywały tabletki przeciwbólowe dla Elle i jedzenie, które z pewnością nie należało do najzdrowszych, ale nie wymagało przygotowania i obróbki termicznej, a można się było nim najeść. Żołądek Arthura i tak pozostawał ściśnięty z nerwów, które dopiero powoli odpuszczały, ale wszystko kupował z myślą o Villanelle i o tym, że dziewczyna zdecydowanie szanowała coś takiego jak regularne spożywanie posiłków.
    Na salę wszedł z zakupami i poduszką pod pachą, którą dostał od sympatycznej pielęgniarki, uprzednio obiecując jej za to jakieś dobre ciastko przy wypisie Thei. Rzucił przedmiot na łóżko, czy raczej leżankę, a torbę ostrożnie postawił na jednym z krzeseł, po czym podszedł do stojącej nad łóżeczkiem Villanelle i kolejny raz tego dnia otoczył ją ramionami, opierając brodę na jej barku i wbijając spojrzenie w miarowo oddychającą i wciąż smacznie śpiącą Theę.
    - Coś się działo, kiedy mnie nie było? – wyszeptał do ucha brunetki, muskając ustami jej policzek.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  111. [Czy my jeszcze kontynuujemy wątek? Bo robię u siebie porządki i mój komentarz utknął gdzieś hen, hen daleko ;)]

    Lisa Montgomery

    OdpowiedzUsuń
  112. [Aaaaaa, czyżby Villanelle była związana z The killing Eve? Uwielbiam tę postać, Jodie odwaliła kawał dobrej roboty nadając jej niesamowitego charakteru :D Ja tam na wątek jestem, jak najbardziej chętna, zastanawiam się tylko jak ich powiązać. Idziemy raczej w stronę sympatii, czy antypatii? D:]

    joshua everton

    OdpowiedzUsuń
  113. [Znam i kocham całym serduszkiem, czekam z niecierpliwością na drugi sezon, bo duet Comer & Oh uzależnia ❤️ Poza tym, ogólnie jestem ciekawa, co wymyślą w kwestii Dwunastu D: W takim razie, uderzam na mail <3]

    joshua everton

    OdpowiedzUsuń
  114. Przymknął powieki, czując, jak ogarnia go spokój. Co prawda lokalizacja nie była wymarzona, ale właśnie tak wyobrażał sobie ich rodzinne szczęście. Śpiąca Thea, a Elle i Arthur przytuleni do siebie nad jej łóżeczkiem, nasłuchujący spokojnego oddechu córeczki i czerpiący nawzajem ze swojego ciepła. Dlatego kiedy objął ją swoimi ramionami, ani na sekundę się nie odsunął, rozkoszując się tą chwilą. Do pełni szczęścia brakowało jedynie wspólnego domu, kominka z trzaskającymi drwami i jakiegoś dobrego wina.
    - Miałem. I kupiłem, nie rozumiem, o co ci chodzi – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i przytulił ją do siebie mocniej. – Ja w tej chwili potrzebuję jedynie świadomości, że wszystko z wami w porządku – wymruczał z ustami tuż przy jej uchu i westchnął cicho, kiwając lekko głową. – Ja też. I tobie, jak się czujesz? Może porozmawiam z tą pielęgniarką, żeby przemyciła ci coś przeciwbólowego? – spytał, odsuwając się nieznacznie, żeby popatrzeć na nią z troską. Zdawał sobie sprawę z tego, że jest ciut przewrażliwiony, że raczej by mu powiedziała, gdyby coś ją wybitnie bolało, ale nic nie mógł poradzić na to, że się martwił. Ten dzień zdecydowanie nie należał do nich i nie chciał ryzykować, że coś jeszcze pójdzie nie tak. Elle i tak wystarczająco wycierpiała, zresztą widział po niej zmęczenie. Zacisnął jednak usta i nic nie powiedział o położeniu się spać, bo podejrzewał, że by za to oberwał.
    - Co to za pytanie? – westchnął, kręcąc głową z dezaprobatą. – To moja córka, Elle. Równie dobrze mogę poprosić dziekana, żeby w czwartki wcale nie mieć zajęć. Teraz, skoro wie, na pewno pójdzie mi na rękę – uśmiechnął się delikatnie i kolejny raz tego dnia pogłaskał jej ramiona. – Więc nie ma problemu. Ale widzę, że u ciebie jest jakiś problem – stwierdził, a uśmiech zniknął z jego twarzy. Przez chwilę uważnie przyglądał się Villanelle, próbując chociaż powierzchownie się domyślić o co może chodzić. – Dlaczego to nie był dobry pomysł, Elle? Wiem, że ludzie w tej firmie nie są zbyt przyjemni, a nawet wśród praktykantów jest wyścig szczurów, ale twojemu przełożonemu raczej powinno to zwisać, prawda? – spytał, przechylając lekko głowę i nie odrywając spojrzenia od jej oczu. – Coś nie tak?

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  115. - Trzymam cię za słowo. Nie chcę mieć tutaj dwóch łóżek z kroplówkami – westchnął i uśmiechnął się pod nosem, kiedy Villanelle przysunęła się, szukając jego bliskości. Na to właśnie liczył. Że prędzej czy później tak właśnie będzie to wyglądać; dotyk nie stanie się jedynie przelotny, tak, żeby nikt nie widział, a pocałunki i przytulanie stanie się ich małą rutyną. Oczywiście wiedział, że na uczelni będą musieli się hamować, ale będąc we dwoje…
    - Oczywiście, że bym mógł. I bardzo bym chciał – powiedział i zagryzł wargę, kiedy powiedziała o urządzaniu kącika dla Thei w jego mieszkaniu. Wciąż nie mógł się przyzwyczaić do tego, że te plany są realne i Elle sama o nich mówi. – Zrobimy. Jak tylko wydobrzejesz na tyle, żeby iść na zakupy, a nasza księżniczka wyzdrowieje. Na razie jakoś sobie poradzimy we dwoje – stwierdził, spoglądając na śpiącą Theę i przesuwając opuszkami palców po jej nóżce przykrytej materiałem szpitalnej kołdry. Trochę się bał, szczerze mówiąc. Nie miał pojęcia, jak dziewczynka zareaguje na obecność jedynie swojego ojca, bez mamy, przerażała go perspektywa uspokajania jej przez kilka godzin bez żadnych efektów, bo tak naprawdę wciąż go nie znała i nie był pewien, kim jest w umyśle tego maleństwa, ale nigdy by się do tego nie przyznał. Nie chciał dostarczać Elle więcej stresu, a ostatecznie stwierdził, że jeśli zajdzie taka potrzeba w ostateczności poprosi o pomoc Alison. Ale tylko w ostateczności, a jako taką określał sytuację, w której zacząłby płakać razem z Theą.
    - Nicolas jest twoim przełożonym? – spytał z niedowierzaniem, dopiero przetwarzając w umyśle informację. Wierutnym kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Arthur nie poczuł dziwnego uścisku w brzuchu. Wiedział, dlaczego Elle nawiązała z nim znajomość; Nico był jej celem, a Arthur jedynie środkiem do celu. Owszem, byli znajomymi, Morrison nawet pokusiłby się o stwierdzenie, że była to przyjaźń, która stopniowo zaczęła się sypać, kiedy mężczyzna odkrył, że Villanelle czuje coś do jego własnego przyjaciela. Było to tuż przed nocą, w której spłodzili Theę, a Arthur wykorzystał możliwość, by tym samym zbliżyć się do Madisson. Jednak widok jej z Nico bolał, za każdym razem coraz bardziej.
    Potem Elle zniknęła, a teraz była z ojcem swojego dziecka, chociaż nie mógł wykluczyć, że ze względu na to dziecko właśnie. Nagle powróciły wszystkie wątpliwości w szczerość jej uczuć. W końcu dostała to, co chciała, prawda? Osiągnęła cel, była przy Nicolasie, a pragnęła tego od początku.
    Arthur oparł się o barierkę łóżeczka, zaciskając na niej dłonie i opuścił głowę, oddychając głęboko. Nie mógł po raz kolejny dać się pochłonąć paranoi.
    - Powinnaś być zadowolona, a wyglądasz, jakby było na odwrót. I nie wiem czy to jedynie pozory, czy naprawdę nie chcesz być jego podwładną – mruknął, zanim zdołał się powstrzymać i zacisnął usta, gdy zdał sobie sprawę z tego, co powiedział. – Przepraszam. Nie powinienem – westchnął, unosząc spojrzenie i pokręcił głową. – Robi ci jakieś problemy? – spytał, mając nadzieję, że pytanie odwróci uwagę od tego, co powiedział.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  116. W ciągu sekundy zrozumiał jak bardzo schrzanił. Nie musiał nawet podnosić głowy, żeby wyobrazić sobie jej twarz. Ale to zrobił i poczuł, jak po plecach przebiegają mu dreszcze.
    Nie przemyślał tego. Nie wiedział, że zadra, którą Elle zostawiła w jego sercu będzie dawać się we znaki. Sądził, że kocha ją na tyle mocno, że będzie w stanie zapomnieć o wszystkim. Ale nie był. Zraniła go, wykorzystała i zostawiła sam na sam z jego zszarganą psychiką, w dodatku gdyby nie nadmiar alkoholu wszystko wskazywało na to, że nie dowiedziałby się o swojej córce, że nie byliby teraz tu gdzie są w swojej relacji.
    Ale nie chciał jej tego wypominać. Nie chciał niczego psuć. To egoistyczne, ale głosy zamilkły za sprawą Villanelle, a sam Arthur był szczęśliwy w jej obecności. Miesiącami marzył o trzymaniu jej w ramionach, o zwyczajnym byciu ze sobą…
    - Nie, Elle… Poczekaj, przystopuj trochę – jęknął, odpychając się od barierki i podchodząc do Elle. Nie chciał budzić Thei kłótnią, właściwie w ogóle nie chciał się kłócić i nie miał pojęcia co go podkusiło, żeby to powiedzieć. Pożałował swoich słów jeszcze zanim skończył zdanie. – Wcale tak nie myślę i nigdzie się nie wybieram. Ostatnie kilka dni to najszczęśliwszy czas mojego życia i… - urwał, zastanawiając się, jak ubrać w słowa chaotyczne myśli. – Nie chodzi o to, że nie wierzę w twoją szczerość. Chodzi o to, że nie wierzę w to, co się dzieje. Cały czas się przekonuję, że to mi się nie śni, że Thea naprawdę jest moją córką, że mogę przy was być, dotykać cię, przytulać… Że kochasz mnie równie mocno, jak ja ciebie – wyszeptał i wyciągnął dłoń, chcąc pogłaskać brunetkę po policzku, ale zatrzymał ją w połowie drogi i cofnął, nie będąc pewnym reakcji, z jaką by się spotkał. – I że jesteśmy rodziną. Małą i w sumie nieformalną, ale jednak. Ciągle mam wrażenie, że za chwilę się obudzę, wy znikniecie i zobaczę cię na kampusie z Nico. Elle, tu nie chodzi o to, że nie wierzę w twoje intencje. Nie wiem, czy rozumiesz, co mam na myśli, bo to cholernie chaotyczne, ale… Nie, nie myślę o kilku ostatnich dniach w kategoriach kłamstwa. Nie wiem, czemu to powiedziałem, nie myślę tak, uwierz mi… Znam cię i wiem, że nie zrobiłabyś mi czegoś takiego – wyszeptał i zrobił krok do przodu, obejmując Villanelle i wtulając twarz w jej włosy. – Przepraszam, skarbie. Przepraszam, naprawdę nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Właściwie nie wiem, co sobie myślałem, chyba nic. Przepraszam – dodał, zaciskając powieki i przygryzając dolną wargę, żeby w końcu się zamknąć.

    bałwan

    OdpowiedzUsuń
  117. Czyli to miała być jedna z tych trudnych rozmów, które muszą doprowadzić do końca. Chciał zatkać jej usta, najlepiej pocałunkiem i pokazać jak wiele znaczy dla niego jej obecność nie samymi słowami, ale głównie czynami. Jednak miejsce nie było odpowiednie, Elle była poparzona, a w dodatku płakała, kolejny raz tego dnia i kolejny raz w ciągu ostatniego tygodnia przez niego.
    Przytulił ją do siebie mocniej i pokręcił gwałtownie głową, czując jak w gardle rośnie mu gula. Jak mogła się tak nazywać? Dlaczego to robiła?
    - Co ty w ogóle mówisz? – wychrypiał, odsuwając się nieznacznie, żeby ułożyć dłonie na jej policzkach i spojrzeć na nią z bólem w ciemnych tęczówkach. – Nie chciałem tego powiedzieć, nigdy nawet tak o tobie nie pomyślałem, dlaczego wmawiasz mi coś, co nie miało miejsca? – wyszeptał, ścierając kciukami jej łzy. – Chodź – dodał, łapiąc jej rękę i prowadząc ją w kierunku leżanki. Usiadł na materacu i pociągnął ją tak, że musiała usiąść okrakiem na jego kolanach. Objął dziewczynę w pasie, by nie mogła się wyrwać i popatrzył prosto w jej oczy, przez moment zbierając myśli.
    - Okej, zrobiłaś co zrobiłaś, ale ustaliliśmy już, że to nie miało sensu – zaczął i wypuścił ze świstem powietrze. – Nie twierdzę, że wymażę to z pamięci. To bolało. Za każdym razem, kiedy widziałem cię z Nicolasem coraz bardziej. Ale teraz nie boli. Mamy Theę, to moje dziecko, jest tak podobna, że się nie wyprzesz – zauważył i uśmiechnął się delikatnie. – Poza tym… To na moich kolanach teraz siedzisz, to ja cię dotykam i przytulam kiedy chcę, to ja mogę przy tobie być i robić to – urwał i wyciągnął się, by musnąć czule jej wargi swoimi. – Mnie kochasz, ze mną chcesz zbudować przyszłość, zamieszkać, mieć gromadkę dzieci, własną firmę i… Jak miałbym wątpić w to, że wybrałaś mnie? Kocham cię, wybaczyłem ci, nie chcę o tym myśleć i nie będę. Chcę z tobą być, a nie rozdrapywać przeszłość – wychrypiał, obejmując ją nieco mocniej. – To Nico tak na mnie działa. A raczej to, że robi ci problemy. Znam go, wiem, że jest wredny i nie chcę, żeby cię źle traktował, rozumiesz? Nie chcę, żeby w ogóle cię traktował w jakikolwiek sposób, bo jestem tylko facetem i nie umiem nie być zazdrosny, gdy w grę wchodzisz ty – znowu się uśmiechnął, tym razem nieco szerzej i pocałował ją, nieco pogłębiając pocałunek. Poczuł w ustach posmak krwi, ale nie skomentował tego w żaden sposób. – Proszę, nie płacz, słoneczko. Przepraszam…

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  118. - Nigdy więcej tak o sobie nie mów, rozumiesz? Bo przysięgam, że przestanę tylko grozić i naprawdę spiorę ci tyłek i nie będę się przejmował twoim brzuchem – oznajmił nadzwyczaj poważnie i westchnął cicho, spoglądając ponad ramieniem Elle na Theę, która wciąż spokojnie spała.
    - Na pewno byłoby inaczej, ale nie wierzę, że lepiej. Gdyby nie ta impreza pewnie naszej księżniczki by z nami nie było. A gdyby jej nie było, nic nie byłoby lepsze – wyszeptał, zakładając jej kosmyk włosów za ucho i uśmiechając się czule. – Gdybanie nie ma sensu. Czasu nie cofniemy, ale mamy wpływ na to, co będzie – zauważył i skrzywił się nieznacznie. – Cholera jasna, brzmię jak doktorant filozofii, ale... Wiesz, o co mi chodzi. Chcę tej pięknej przyszłości, ale musimy zaakceptować to, co kiedyś się stało. Nie wracać do tego, ale nie uciekać, jeśli przypadkiem któreś z nas powie coś niewłaściwego – wzruszył delikatnie ramionami i ponownie uniósł dłonie, by zetrzeć łzy z bladych policzków Elle mając nadzieję, że w ich miejscu nie pojawią się za chwilę następne.
    - Masz rację, nie proś go o nic. Poradzimy sobie bez specjalnego traktowania – uśmiechnął się lekko, a kiedy Villanelle się w niego wtuliła objął ją ramionami w pasie i wtulił nos w zgłębienie szyi, zaciągając się jej zapachem i przymykając powieki. – Nie będziemy do tego wracać, obiecuję. I nie bój się, słoneczko, bo nasza mała gwiazda znowu wyczuje, że coś się z tobą dzieje i zaraz nie będzie tak spokojnie – wyszeptał i roześmiał się cicho z ustami tuż przy jej skórze. Musnął wargami szyję, obojczyk, a potem znowu się w nią wtulił, napawając się tą bliskością i chwilą względnego spokoju, choć to akurat była kwestia dyskusyjna.
    - Czy możemy po prostu się kochać? Tak bez żadnych strachów o to, co będzie. To, że chcemy ze sobą być jest niezaprzeczalne, mamy wspólne plany do zrealizowania i cudowne dziecko. Nie bój się, dobrze? Nie zostawię cię, nawet jeśli przeszłość nas dopadnie. I mam nadzieję, że ty mnie też nie – westchnął, znowu odsuwając się nieznacznie, żeby popatrzeć na twarz dziewczyny i pogłaskać ją po policzku. – Nawet z zapuchniętymi oczami jesteś urocza, ale jednak wolę je widzieć, wiesz? – roześmiał się cicho i spojrzał na poduszki u wezgłowia. Chwycił Elle za uda tak, żeby mu się nie zsunęła i wstał, ale tylko po to, żeby ostrożnie położyć dziewczynę na materacu, a samemu ułożyć się obok niej i zamknąć w swoich ramionach, mocno przytulając do swojego torsu. – Może spróbujemy się trochę przespać, hm? Póki Thea nam pozwala – wyszeptał w jej włosy i zaczął rytmicznie głaskać opuszkami palców kręgosłup brunetki, przymykając powieki.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń